Hiszpania i Włochy to drużyny z szerokiego grona faworytów do wygrania każdej wielkiej imprezy piłkarskiej. Ostatnio jednak, poza jednym istotnym wyjątkiem, sprawiały w nich rozczarowanie swoim kibicom, a czasem wręcz ocierały się o kompromitację. Choć niewiele wskazuje na to, że któraś z tych drużyn podniesie w tym roku puchar, to takie spekulacje, zwłaszcza w przypadku Italii, to często kompletnie nietrafiona prognoza. Można im nawet przypisać maksymę “im gorzej tym lepiej”. Hiszpania z kolei to zespół z problemami, ale na fali wznoszącej. Czy niedawni giganci europejskiej piłki wrócą na szczyt podczas tegorocznego europejskiego czempionatu?
Do niemieckiego turnieju Hiszpanie i Włosi przystąpili jako drużyny pokiereszowane, nadal w trakcie przebudowy i nie rozbudzające nawet u własnych kibiców jakichś specjalnych nadziei na sukces. Ostatnie wielkie turnieje to dla obu nacji pasmo rozczarowań, a tytuł mistrzów Europy Włochów sprzed trzech lat jawi się raczej jako kumulacja szczęścia, hartu ducha i pojedynczych indywidualnych przebłysków niż obraz realnej siły zespołu. Idealnym potwierdzeniem tej tezy może być to, że niecały rok po zdobyciu tytułu odpadli oni w barażach do mundialu, potykając się na Macedonii Północnej.
To zwycięstwo w Euro 2020 przyszło znikąd i równie szybko pojawił się zjazd Włochów i to bolesny. Przez eliminacje do kolejnego turnieju gromadzącego 24 najlepsze drużyny naszego kontynentu też prowadziła droga mocno wyboista. Choć zakończyła się bezpośrednim awansem, to do ostatniej kolejki, ba, nawet ostatniej minuty, wisiała na nomen omen włosku. Dokonała się dopiero po bezbramkowym remisie z Ukrainą, w którym ogromne wątpliwości, żeby nie powiedzieć powszechne oburzenie, wzbudził brak reakcji sędziego na faul Cristante na Mudryku w polu karnym.
Koniec eldorado
Ostatnia dekada upadku i prób uzdrowienia reprezentacji Hiszpanii jest dużo łatwiejsza do opisania i wytłumaczenia. Po trzech kolejnych zwycięstwach na wielkich imprezach (Euro 2008, MŚ 2010, Euro 2012) skończyło się eldorado, a następcy wielkich mistrzów urodzonych na początku lat 80. okazali się po prostu za słabi, aby kontynuować tę wspaniałą passę. Lata chude były spodziewane, ale jednak wydawało się, że nie potrwają aż tak długo. W końcu mamy do czynienia z potęgą w futbolu młodzieżowym i krajem, który ma u siebie jedną z najsilniejszych lig świata. Przestało się to jednak przekładać na sukcesy w seniorskim futbolu na poziomie międzynarodowym.
Ta obecna generacja nie potrafi przekuć triumfów w europejskich pucharach klubowych potentatów na drużynę narodową i przypomina bardziej pokolenie Raula, Hierro, Morientesa i Luisa Enrique niż to z Xavim, Puyolem, Iniestą, Villą czy Ramosem. “Grają jak nigdy, przegrywają jak zawsze” mówiło się o tej grupie piłkarzy, którzy na przełomie wieków występowali w reprezentacji Hiszpanii. O tym aktualnym nie pisze i nie mówi się nawet tego, a w rozkochanym w futbolu kraju z Półwyspu Iberyjskiego nie ma zbyt wielkich oczekiwań.
Wspomniana dziura pokoleniowa wydaje się właśnie być zasypywana, bo do gry coraz śmielej wchodzi generacja piłkarzy urodzonych już w XXI wieku i to nawet takich z drugiej połowy pierwszej dekady. Dla nich to niejednokrotnie pierwszy lub drugi wielki turniej, a ich czas ma dopiero nadejść. Te super-zdolne dzieciaki z Pedrim, Gavim, Williamsem, Ferminem, czy nastolatkami z już wyrobionymi nazwiskami w Europie, Yamalem i Cubarsim, mają rządzić za kilka lat. Teraz w reprezentacji za to prym wiodą europejskie średniaki.
To nie przypadek, że i w Realu i w Barcelonie brakuje hiszpańskich nazwisk, które mogłyby być brane pod uwagę jako europejski top, a są przed trzydziestką. Jedynym takim nazwiskiem mógłby być Rodri, ale on akurat na niwie klubowej gra w angielskim Manchesterze City. Mamy więc w aktualnej kadrze wciąż żwawych “staruszków” jak Nacho, Carvajal, czy Joselu z zespołu tegorocznego zwycięzcy Ligi Mistrzów, albo nieopierzonych młokosów z Blaugrany z Yamalem i Ferminem. Między tym jest wyrwa, którą wypełniają zawodnicy z Villarreali, Bilbao i innych Realów Sociedad.
Nie sprawdziła się kompletnie grupa następców Xaviego, Iniesty, Davida Silvy w linii pomocy, w których buty mieli wejść Thiago Alcantara, Koke, Isco czy Saul Niguez. Stąd ta zmarnowana dekada. Szczytem był w tym okresie półfinał Euro w 2021 roku, ale trzeba przyznać, że do głosu już dochodzili tacy gracze jak Pedri, Ferran Torres czy Dani Olmo, a Thiago czy Isco byli po drugiej stronie góry. Oczywiście, po drodze były jeszcze dwa finały (w tym jeden wygrany) Ligi Narodów, ale te rozgrywki wciąż są traktowane w Europie z przymrużeniem oka i mocno towarzysko. Trochę więcej niż Puchar Króla w Bangkoku, ale na pewno nie mini-Euro, do jakiego pretenduje.
Po wspomnianym awansie do pierwszej czwórki na Euro, pojawiła się wiara w narodzie, że już jest blisko powrotu do sukcesów, ale brutalnie zweryfikował to mundial w Katarze, choć trzeba przyznać, że drużynie nie pomógł wtedy Luis Enrique multiplikując zmiany taktyczne i kolejne roszady w składzie, nie do końca jasne nawet dla jego podopiecznych. Efekt? 7:0 Z Kostaryką na otwarcie, które automatycznie postawiło jego podopiecznych w roli jednego z największych faworytów, a potem dwa remisy i porażka oraz przegrany konkurs rzutów karnych z reprezentacją Maroko w 1/8 finału, wysyłający Hiszpanów przedwcześnie do domu. Stąd też nie ma co zbyt dużej wagi przywiązywać do pierwszego okazałego zwycięstwa z Chorwacją na tegorocznym Euro, bo jak wiemy historia lubi się powtarzać, a jest to wciąż zbyt nieustabilizowana reprezentacja, żeby stawiać ją już teraz na piedestale.
Trener, który stawia na młodzież
Po przegranym mundialu stery w kadrze przejął wieloletni szkoleniowiec hiszpańskich kadr juniorskich, z którymi seryjnie zwyciężał w turniejach młodzieżowych. To właśnie Luis de la Fuente ma być pomostem, który połączy doświadczenie – nawet to złe – z wielkich turniejów i młodzieńczy wigor, aby stworzyć optymalne zestawienie. Na razie go szuka, bo dziś wariantów personalnych jest wciąż zbyt wiele. Wynikają jednak nie z kłopotów bogactwa, ale z potencjału, który nadal nie może być uwolniony.
Weźmy choćby atak. Aldo Morata jest w nim pewniakiem już od ośmiu lat. Ba, jest jednym z najlepszych strzelców w całej historii finałów Mistrzostw Europy (7 bramek). Wciąż jednak jego pozycja jest kwestionowana, a przydatność w tej kadrze cały czas analizowana z każdej strony. Olmo i Oyarzabal to także gracze, którzy potrafią błysnąć w pojedynczych meczach, żeby snuć się bez efektu w dwóch kolejnych. Lekarstwem na to ma być młoda gwardia na skrzydłach czyli Yamal i Williams, ale po całkiem niezłych debiutach na Euro z Chorwacją, za chwilę przyjdzie dla nich kolejna weryfikacja z Italią.
Hiszpania wciąż jest bardziej zapowiedzią czegoś wielkiego, niż kandydatem do tytułu tu i teraz. Ten zespół rośnie, ale wydaje się, że jego czas dopiero nadejdzie. Starcie z Włochami będzie kolejnym testem, na jakim etapie jest projekt de la Fuente i czego w nim brakuje. Tym razem egzamin z futbolowej dojrzałości odbywa już w fazie grupowej. Hiszpanie trafili w niej na bardzo silnych przeciwników, którzy mają pokazać im miejsce w szeregu i być może zahartować na fazę play-off, która w ostatnich turniejach była często nie do przejścia już na etapie pierwszej przeszkody zaraz po wyjściu z grupy.
Turniej | Hiszpania | Włochy |
Euro 2012 | Zwycięstwo | Finał |
Mundial 2014 | faza grupowa | faza grupowa |
Euro 2016 | 1/8 finału | 1/4 finału |
Mundial 2018 | 1/8 finału |
brak awansu |
Euro 2020(21) | 1/2 finału | Zwycięstwo |
Mundial 2022 | 1/8 finału | brak awansu |
Takiej stabilności, choć na nieco niższym niż oczekiwany poziomie, muszą zazdrościć Hiszpanom Włosi. Pewnie nie zamieniliby się na wyniki z ostatnich turniejów (patrz tabela wyżej), bo w końcu mają jeden triumf podczas ostatniego Euro. Jednak poziom amplitudy, jaką przeżywają kibice w Italii jest niebywały, patrząc na to, że tytuł mistrzów Europy otulają złowrogo przegrane dwa razy z rzędu kwalifikacje do mundialu. Do tego ta druga w absolutnie kompromitujących okolicznościach z rywalem, który na 50 meczów ze Squadra Azzurra wygrałby w porywach jeden. Tak się jednak złożyło, że Macedonia Północna dokonała tego właśnie w owym barażu o awans na mistrzostwa świata, doprowadzając świeżo wtedy upieczonych europejskich czempionów do łez. Hiszpanie tymczasem europejskie kwalifikacje przechodzą bez żadnych problemów regularnie co dwa lata.
Trener, który stawia na petrodolary
U Włochów zresztą brak awansu na katarski mundial był tylko wstępem do katastrofy. Kilkanaście miesięcy później drużynę opuścił trener Roberto Mancini, który doprowadził ją do triumfu, potem wspomnianego upokorzenia, a na koniec uciekł skuszony petrodolarami, aby objąć reprezentację Arabii Saudyjskiej. Drużyna była w rozsypce, ale potrafił poskładać ją jego następca, Luciano Spalletti, który kilka miesięcy wcześniej doprowadził do scudetto Napoli, bezskutecznie próbujące wygrać Serie A przez 34 lata. Osiągnął ten cel z drużyną złożoną z piłkarzy albo nieznanych, albo niedocenianych, a ta umiejętność może mu się przydać właśnie na tym turnieju.
Dezercja Manciniego i pojawienie się 65-letniego byłego trenera drużyny ze Stadio Diego Armando Maradona to było najlepsze, co mogło spotkać reprezentację Italii. Aktualny selekcjoner Saudyjczyków nie miał już pomysłu ani paliwa w baku, aby dalej prowadzić kadrę swojego kraju. Mnożył poszukiwania nieistniejących kandydatów do składu, wymyślał kolejne ustawienia, nie potrafił przeprowadzić zmiany pokoleniowej po odejściu kilku graczy, zwłaszcza wielkich postaci defensywy, czyli Chielliniego i Bonucciego. Reprezentacja Włoch pod jego wodzą buksowała w miejscu, a puentą stało się odpadnięcie we wspomnianym już barażu.
Spalletti wszedł do gry w połowie eliminacji do Euro 2024 i uratował je niemal w ostatniej chwili. Przejmował kadrę rozbitą przez odejścia wspomnianych weteranów, kontuzje kluczowych dla kadry postaci jak Federico Chiesa czy Leonardo Spinazzola, a także sprawy okołopiłkarskie jak afera bukmacherska, która zabrała Tonalego i Zaniolo, czy oskarżenia o rasizm w stosunku do Acerbiego. Kiedy dodamy do tego odwieczny brak “dziewiątki” z prawdziwego zdarzenia, niechęć w stosunku do Donnarummy, znienawidzonego za odejście z Włoch do napędzanego dla odmiany katarskimi petrodolarami PSG, to mamy obraz kadry aktualnych wciąż mistrzów Europy i powód, dlaczego nie są już wymieniani jako kandydaci do obrony tego tytułu.
Del XI titular de aquella Italia campeona de la EURO 2021, sólo 5 fueron llamados para la edición 2024… pic.twitter.com/Y3zhuhDh0y
— ESPN Deportes (@ESPNDeportes) June 7, 2024
Warto jednak wspomnieć, że kiedy Włosi są postrzegani jako zespół w kryzysie i/lub są trapieni aferami, które rozbiłyby większość reprezentacji od środka, to wtedy są najgroźniejsi. Tak było w 1982 roku po aferze Totonero, albo w 2006, tuż po sprawie Calciopoli, kiedy zdobywali dwa mistrzostwa świata. Włochów więc ciężko wyczuć. To ekipa niezmiernie chimeryczna. Kiedy gra pięknie i porywająco jak w fazie pucharowej w 2016 roku, odpada w ćwierćfinale. Kiedy pięć lat później, na tym samym etapie turnieju, gra topornie i ciężko przepychając prawie każdy mecz po dogrywkach i karnych, zdobywa tytuł.
Aktualnie, zespół pod wodzą Spallettiego wciąż szuka swojego optymalnego składu i ustawienia, i podobnie jak w Hiszpanii brak w drużynie prawdziwych gwiazd. Jednak w reprezentacji z Półwyspu Iberyjskiego kandydatów do tego miana nie brakuje, a we włoskiej trzeba takowych ze świecą szukać, a i tak się nie znajdzie. Najbardziej medialną i broniącą się też sportowo postacią jest cieszący się niewielką sympatią w kraju bramkarz Donnarumma. Potencjał na gwiazdę mógłby mieć Federico Chiesa, ale po pierwsze wciąż męczą go kontuzje, w związku z czym nie może ustabilizować swojej formy na tym najwyższym poziomie, a po drugie jego możliwości rozwoju są ograniczone również z uwagi na wiek (rocznik 1997). Na największą indywidualność we włoskiej kadrze wyrasta więc trener, który znowu, tak jak w Napoli, może odnieść sukces z piłkarzami drugiego albo i trzeciego szeregu europejskich specjalistów od kopania piłki. Nie boi się jednak nieoczywistych wyborów, a do tej pory jego decyzje broniły się. Jednak klapa na Euro, jaką byłoby na przykład odpadnięcie już po fazie grupowej, może pozbawić go szansy na kolejną próbę powrotu na szczyt.
Sprzedawcy marzeń. Włosi ściągają do akademii młodzież z całego świata i szkodzą sami sobie
Obie drużyny marzą o tym, aby znów być wymieniane w pierwszym szeregu pretendentów do tytułu. Utraciły ten status w ostatnich latach na rzecz Francji, Anglii czy nawet Belgii. Tymczasem nawet ta najnowsza historia futbolu każe nam jednak brać pod uwagę obie te nacje jako poważne kandydatury do końcowego triumfu. Mamy tu przecież do czynienia z zespołami, które wygrały trzy z czterech ostatnich europejskich czempionatów.
Turniej | Wynik i etap turnieju, w którym się spotkali | Zwycięzca i jego ostateczny wynik w turnieju |
Euro 2008 | 0:0 k. 4:2 – 1/4 finału | Hiszpania – mistrz |
Euro 2012 | 1:1 – faza grupowa | – |
Euro 2012 | 4:0 – finał | Hiszpania – mistrz |
Euro 2016 | 2:0 – 1/8 finału | Włochy – 1/4 finału |
Euro 2020(21) | 1:1 k. 4:2 – 1/2 finału | Włochy – mistrz |
Mecze tych zespołów stały się wręcz w ostatnich latach swego rodzaju klasykami. W czterech ostatnich edycjach Euro za każdym razem Hiszpanie i Włosi wpadali na siebie w fazie pucharowej. Tylko raz zwycięzca tego spotkania nie zostawał później mistrzem Starego Kontynentu, a dwukrotnie ich starcia wymagały rozstrzygnięcia w konkursie jedenastek. A może tym razem też powtórzy się sytuacja z 2012 roku, kiedy obie reprezentacje z południa Europy zmierzyły się najpierw w grupie, a potem w pamiętnym finale (4:0), uważanym słusznie za najwspanialsze dzieło tamtej wielkiej Hiszpanii prowadzonej przez Vicente del Bosque.
Teraz oba zasłużone zespoły wciąż szukają swojego nowego DNA, starając się zerwać z swoimi łatkami hiszpańskiej tiki-taki i włoskiego catenaccio. Obaj trenerzy próbują też w gąszczu taktycznych i personalnych rozwiązań znaleźć to optymalne. Czy zaskoczą siebie nawzajem a potem kolejnych przeciwników w fazie pucharowej? O tym dowiemy się dopiero w lipcu, a tymczasem bezpośrednie starcie w fazie grupowej La Roja i Squadra Azzurra może dać wstępną odpowiedź, kto na tym turnieju może zajść dalej.
WIĘCEJ NA WESZŁO
- Przełomowe EURO. Strzały z dystansu wróciły do łask
- Ronaldo na ratunek byłego NRD
- Trela: Drużyna, w której żyłach płynie Red Bull. Austria zespołem klubowym na Euro
- Mistrzostwa obu Ameryk. Tutaj rozstrzygną się losy Złotej Piłki
fot. Newspix