Choć święto sportu znane przeważnie jako upamiętnienie Ataturka miało miejsce miesiąc temu, to dopiero dziś Turcy mają powody do celebracji najważniejszej dyscypliny w ich kraju. Ich piłkarska reprezentacja meczem z Gruzją zainauguruje Euro 2024, które jest dla nich niemal rodzimym turniejem. W Niemczech mogą czuć się jak w domu, ale tylko do czasu, kiedy podporządkowują się zasadom, a głośne okrzyki, tańce, śpiewy i dopingowanie innej reprezentacji niż niemiecka, nie wpisują się w to, dlatego za Odrą rozgorzała dyskusja nad właściwą asymilacją gastarbeiterów, którą podsyca skrajnie prawicowa partia AfD.
Nieoczekiwanie mecz otwarcia Euro 2024 był świętem całych Niemiec. Ulice Monachium tętniły życiem i pachniały stopniowo rozgazowującym się piwem, choć to akurat zasługa Szkotów. Na trybunach Allianz Arena również panowała żywiołowa atmosfera, a przed telewizorami zasiadło 22,5 mln widzów, co jest zdecydowanie lepszym wynikiem niż oglądalność meczów Die Mannschaft podczas mundialu w 2022 roku. Spotkania z Hiszpanią czy Kostaryką śledziło o przeszło pięć milionów osób mniej.
Gündogan kocha Turcję, Turcja kocha Gündogana
Pytanie, czy to zasługa końca bojkotu turnieju w Katarze, zmiany nastawienia względem reprezentacji, a może faktu, że drużynę narodową wyprowadzał na murawę Ilkay Gündogan.
I choć ostatnia odpowiedź jest najbardziej absurdalna, to może mieć największe znaczenie ze wszystkich. Bojkot w Niemczech odznaczał się bowiem tym, że kibice oglądali mecze swojej drużyny, a następnie wyśmiewali ją na wszystkie możliwe sposoby. Dochodziło wręcz do takiej sytuacji, którą w swoim felietonie dla “11Freunde” opisał Robin Gosens, że fani życzyli Die Mannschaft porażki i nie wyjścia z grupy. Wobec kolejny kompromitujących wyników po mundialu, nastawienie nie zmieniło się z dnia na dzień, pomimo wygrania trzech meczów towarzyskich przed Euro. Dodatkowo finał kobiecego Euro, w którym wystąpiły Niemki również śledziło blisko pięć milionów osób mniej. Stąd śmiała teza, że to obecność rodaka Turków – Ilkaya Gündogana w roli kapitana niemieckiej reprezentacji, mogła się do tego przyczynić.
Celowo piszemy rodaka. Gündogan bowiem nie ukrywa swoich tureckich korzeni. – Dorastałem w Gelsenkirchen. Moi rodzice byli Turkami i za każdym razem, gdy turecka drużyna grała w Europie, moja rodzina rzucała wszystko i kibicowała zespołom, jakby od tego zależało ich życie. Nigdy nie zapomnę zwycięstwa Galatasaray w Pucharze UEFA w 2000 roku. Miałem dziewięć lat. Moja cała rodzina, z wyjątkiem mamy, która kibicuje Fenerbahce, wspiera Galatę. Wspólnie oglądaliśmy finał. Gdy pokonaliśmy Arsenal po rzutach karnych, mój wujek Ilhan zalał się łzami. Płakał jak dziecko. To jedno z moich najwspanialszych wspomnień z dzieciństwa – opowiadał w “Players Tribune”.
Czwarte pokolenie
Turcy są największą mniejszością w Niemczech, która stale się powiększa w związku z rosnącą liczbą wniosków o azyl polityczny Kurdów i rodzimych mieszkańców tego kraju w związku z prześladowaniami. Według różnych szacunków osób znad Bosforu może być od półtora do ponad trzech milionów. Takie dysproporcje związane są z klasyfikacją asymilacji. Obecnie nad Renem wychowuje się już czwarte pokolenie tureckich migrantów. Część z osób, które przyjechały do Niemiec w latach 60. XX wieku, a także ich dzieci oraz wnuki traktują ten kraj jak swoją ojczyznę. Inni natomiast utożsamiają się z Turcją, choć urodzili się i wychowali w Berlinie, Gelsenkirchen, Monachium czy innym mieście naszych zachodnich sąsiadów. Wśród nich jest Gündogan.
– To naprawdę fatalne uczucie. Przynależę do dwóch krajów, ale czasami czuję się, jakbym znajdował się gdzieś pomiędzy nimi. Mówią, że nie jestem w pełni Niemcem. Mówią, że nie jestem w pełni Turkiem. To kim w końcu jestem? – pytał piłkarz Barcelony i kapitan kadry Die Mannschaft.
Podobne rozterki targają wieloma Niemcami tureckiego pochodzenia bądź Turkami urodzonymi w Niemczech. W końcu Gündogan to nie jedyny piłkarz, który musiał zmagać się z podobnymi problemami. Najbardziej znani to Mesut Özil czy Nuri Sahin. Obecnie w kadrze Die Mannschaft znajduje się jeszcze dwóch innych zawodników, którzy deklarują tureckie korzenie, a są nimi Emre Can i Deniz Undav. Natomiast w reprezentacji Gwiazd Półksiężyca gra pięciu piłkarzy urodzonych nad Renem. Jak zatem się w tym odnaleźć?
Patchworkowa koszulka
– Myślę, że jest wielu ludzi, którzy wspierają obie reprezentacje i którzy prawdopodobnie byliby zadowoleni, jeśli spotkałyby się na jakimś etapie turnieju np. w półfinale czy finale – powiedział w “Associated Press” Caner Aver, badacz z Centrum Studiów Tureckich i Badań nad Integracją w Essen. On również znajduje się w podobnym położeniu, co Gündogan, Özil czy Can. Znalazł jednak sposób jak pogodzić obie nacje, uwzględniając przy tym podwójną tożsamość swojego syna. Kupił mu dwie koszulki: niemiecką i turecką. Rozciął je, a następnie zszył, tworząc niemiecko-turecki patchwork.
– Dla nas, dla osób ze środowisk migracyjnych w trzecim lub czwartym pokoleniu, to w końcu także mistrzostwa Europy rozgrywane w naszym kraju. To podwójna radość, ponieważ w tym roku Turcja również się zakwalifikowała, więc mamy dwie drużyny, które możemy wspierać i trzymać za nie kciuki – ocenił w “AP” Osman Eroglu, bramkarz Türkgücü Ratingen, jednego z wielu tworów, mających zrzeszać Turków w jednym niemieckim klubie piłkarskim.
Pozostaje pytanie, jak długo będzie trwała atmosfera wspólnego święta? Czy kiedy Turcy odpadną, a Niemcy będą grali dalej, oglądalność cały czas będzie wysoka? A może, gdy Niemcy zaczną przegrywać, reprezentantów o emigranckich korzeniach będzie traktowało się jak wrogów w kraju? W końcu taki los spotkał Mesuta Özila, który wprost powiedział, że jest Niemcem, gdy Niemcy wygrywają, a imigrantem, gdy przegrywają. W końcu jeszcze sześć lat temu Gündogan był wrogiem reprezentacji numer jeden, po tym, jak opublikował zdjęcie z prezydentem Turcji Recepem Erdoganem.
Masterplan
Do tego należy dołożyć aspekt społeczny, jakim jest ekspresja kibicowania. Czy wśród tureckiej diaspory będzie dochodzić do łamania norm społecznych w przypływie euforii? Przedsmak tego mieliśmy w meczu towarzyskim Turcji z Niemcami, po którym prezes niemieckiej federacji piłkarskiej Bernd Neuendorf wprost przyznał, że nie czuł się w sobotę jak w domu. Podobną narrację przyjmuje skrajnie prawicowa partia AfD (Alternative für Deutschland), która w ostatnich wyborach do Parlamentu Europejskiego osiągnęła drugi najlepszy wynik, zbierając 15,9% głosów. Poparcie dla tego ugrupowania wzrosło o blisko pięć punktów procentowych względem ostatniego głosowania. I nastąpiło to już po tym, jak na światło dzienne wyszły informacje o tajnych planach AfD, które zakładają masową ekstradycję migrantów.
Ulrich Vosgerau, prawnik i członek rady nadzorczej AfD, wprost powiedział, że obawia się wyborców pochodzenia tureckiego. Nie są oni bowiem w pełni zasymilizowani i wciąż podlegają wpływom swojej kultury, dlatego do zmian konstytucyjnych – wszelka ekstradycja jest niezgodna z konstytucją – musi dojść w drodze tajnych wyborów, a nie w pełni demokratycznych.
Alternatywa dla Niemiec, nie Turcji
Stąd obawy, że nadmierne fetowanie meczów Turcji na niemieckiej ziemi nie będzie dobrze przyjęte. A każda euforycznie przeżywana minuta, może później zamienić się w godzinne debaty na temat niewłaściwej integracji, co miało już miejsce po meczu sparingowym, a Niemcy o tureckim pochodzeniu znowu będą mogli poczuć się jak wyrzutki. Jeśli poparcie dla AfD dalej będzie rosnąć, a wszystko na to wskazuje w związku z tym, że tę partię popiera mnóstwo młodych ludzi, a samo ugrupowanie nazywa się “partią tiktokową” w związku ze wzmożoną, niemal wyłączną promocją swoich treści w mediach społecznościowych, niepożądane świętowanie meczów Turcji będzie rozrywało skrzętnie zszytą patchworkową koszulkę.
Stąd tak wiele głosów, by zdelegalizować AfD. Pod petycją likwidacji tej partii podpisało się już 400 tys. obywateli. Głos w tej sprawie podnoszą coraz mocniej osoby świata sportu, z Christianem Streichem na czele. – Moim obowiązkiem jako osoby publicznej jest zwracanie uwagi na zagrożenia, jakie stwarzają takie partie i ich politycy – mówił były już szkoleniowiec Freiburga, który ma przeświadczenie, graniczące z pewnością, że jeśli Niemcy nie powstrzymają AfD powstanie rzeczywista Alternatywa dla Niemiec, która zakłada obligatoryjną nieobecność Turków i innych nacji w kraju.
Nie będzie już szans, by jedna osoba świętowała zarówno sukcesy Niemiec, jak i Turcji. Z patchworkowej koszulki stopniowo będą usuwane kolejne nitki, aż dojdzie do jej ostatecznej separacji.
WIĘCEJ O EURO 2024:
- Dzieci z dworca Euro 2024
- „Gruzja wygra EURO” – mówią ludzie. Gdy zaczęli mieć dość polityków, pokochali futbol
- Hamburg kocha wykolejeńców (reportaż)
Fot. Newspix