Wczoraj cała Europa zachwycała się Niemcami, którzy rozwalcowali Szkotów 5:1. Dziś na ustach kibiców są Hiszpanie, którzy dokonali jeszcze większego wyczynu – pokonali w pierwszym meczu Euro 2024 Chorwatów 3:0! OK, przed turniejem można się było spodziewać, że Luka Modrić i spółka to już nie będzie ta drużyna, która zachwycała świat na dwóch ostatnich mundialach. Niezależnie od tego, chyba nikt nie myślał, że ekipa Luisa de la Fuente aż tak przejedzie się po doświadczonym zespole z Bałkanów.
Drużynę Hiszpanów nazywa się La Furia Roja, co można tłumaczyć jako “Wściekła Czerwień”. Przez pierwsze niemal pół godziny tego meczu tej wściekłości nie było widać. I wtedy nastąpiły trzy minuty, które wstrząsnęły Chorwacją. A konkretnie zachwiał nią Fabian Ruiz.
Pomocnik PSG, który nie ma za sobą jakiegoś spektakularnego sezonu w barwach paryskiego klubu, dwukrotnie zafundował nam magiczny show. Najpierw jego kapitalne prostopadłe podanie otworzyło drogę do bramki rywali Alvaro Moracie. Potem nad Ruizem unosił się chyba duch Diego Armando Maradony, byłego piłkarza Napoli, a więc klubu, w którym Fabian spędził cztery lata. Lekkość, z jaką przedryblował rywali w polu karnym, a następnie wykończył tę solową akcję, godna była genialnego Argentyńczyka.
Dwubramkowa przewaga nie usatysfakcjonowała jednak rozochoconych Hiszpanów, którzy zakręcili rywalami jeszcze raz, wyjątkowo boleśnie – strzelając im gola do szatni. I to po barcelońsko-madryckiej akcji! Dośrodkowywał Lamine Yamal, od dziś najmłodszy piłkarz w historii ME. Wykańczał Dani Carvajal, niezłomny prawy obrońca Realu.
Swoją drogą swoboda, z jaką radzi sobie młody Katalończyk z rywalami, rzuca na kolana. Miałem okazję obserwować jego umiejętności dryblingu na żywo z trybun Santiago Bernabeu podczas ostatniego El Clasico i jest to coś niezwykłego, charakterystycznego dla największych zawodników. Dziś o jego możliwościach boleśnie przekonywał się Josko Gvardiol, którego młodziak wrzucił kilka razy na bęben.
Po czymś takim nie można było oczekiwać, że Chorwacja się podniesie. Ten waleczny zespół nawet w swoim primie, który miał miejsce sześć lat temu na mundialu w Rosji, miałby problemy z powrotem do gry po takich ciosach. Siłą rzeczy dzisiaj też ciężko było spodziewać się fajerwerków. I faktycznie, po zawodnikach Zlatko Dalicia widać było, że pierwsza połowa nimi zatelepała.
Na drugą odsłonę wyszli bez wiary, że można tu jeszcze cokolwiek uratować. Choć i tak mimo tego mieli swoje szanse, nie wykorzystali jednak żadnej z nich. Z tych najlepszych: strzał Josipa Stanisicia z pola karnego wspaniale obronił… Marc Cucurella. Długowłosy defensor Hiszpanów popisał się interwencją rodem z Kapitana Tsubasy. A zawodnik Bayeru Leverkusen mógł po niej tylko westchnąć – limit szczęścia w takich sytuacjach wykorzystał już chyba w ostatnich miesiącach w klubie.
Chorwaci nie wykorzystali też jedenastki. Karnego Bruno Petkovicia obronił Unai Simon, zawodnik Dinama Zagrzeb wykorzystał jeszcze dobitkę, ale gol nie został uznany, bo jego koledzy zbyt szybko wbiegli w pole karne. Te sytuację z ławki rezerwowych oglądał już Modrić, zmieniony w 65. minucie co najlepiej pokazuje, że Dalić był już wtedy myślami przy kolejnych starciach – z Albanią i Włochami. Także komentujący to spotkanie Dariusz Szpakowski zastanawiał się wówczas nad szansami Chorwatów z tymi rywalami, co najlepiej pokazuje, jak jednostronny był to mecz. Szkoda, bo podobnie jak tysiące obecnych na trybunach kibiców Modricia i spółki liczyliśmy na to, że drugiego dnia EURO 2024 zobaczyły prawdziwą piłkarską perełkę…
Hiszpania – Chorwacja 3:0 (3:0)
Morata 29′, Ruiz 32′, Carvajal 45′
Zmiany:
Legenda
Fot. Newspix.pl