Reklama

Oto nowa królowa polskich czterystu metrów – Natalia Kaczmarek Pierwsza!

Szymon Szczepanik

Autor:Szymon Szczepanik

10 czerwca 2024, 22:55 • 6 min czytania 6 komentarzy

Kiedy wczoraj dziennikarze pytali Natalię Kaczmarek o to, jak odniesie się do słów Małgorzaty Hołub-Kowalik która twierdziła, że jej młodsza koleżanka jest w stanie poprawić w Rzymie rekord Polski, 26-latka podeszła do sprawy bardzo zachowawczo. Tak jakby chciała dać do zrozumienia, że mistrzostwa Europy to pierwsza duża impreza w sezonie. Że trudno od niej wymagać pobicia rezultatu Ireny Szewińskiej – 49.28 s – który na polskich listach królował od niemal 48 lat. I wiecie co? Jeżeli Natalia nie byłaby biegaczką, to mogłaby chyba zawodowo grać w pokera. Polka bowiem wypuściła wszystkich w maliny swoją skromnością i nie pobiła, ale wręcz zmiażdżyła rekord kraju. Wykręciła niewiarygodne 48.98 s i została przy tym mistrzynią Europy!

Oto nowa królowa polskich czterystu metrów – Natalia Kaczmarek Pierwsza!

Na starcie stało ich osiem, ale jeszcze przed wystrzałem elektrycznego pistoletu wiadomo było, że w walce o medale liczyć się będzie trójka. Rhasidat Adeleke – Irlandka, która pobiegła najszybciej w eliminacjach (50.54 s), a także legitymuje się najlepszym rekordem życiowym (49.20 s). Lieke Klaver – najbardziej doświadczona biegaczka z Holandii. I wreszcie Natalia Kaczmarek. Jedyna zawodniczka w finałowej stawce, która w tym sezonie pokonała stadionowe kółko w mniej niż 50 sekund (dokładnie 49.80 s).

Wszystkie były ustawione blisko siebie. Klaver na torze ósmym. Natalia tuż za nią i taki układ mógł jej pomóc. Biegaczka z Holandii lubi bowiem mocno rozpocząć bieg, zatem jeśli Polka utrzymałaby jej tempo, to z racji większej wytrzymałości na finiszu miałaby spore szanse na triumf.

Zaraz za 26-latką czaiła się Adeleke. Jeszcze w wieku młodzieżowca, ma bowiem 21 lat, ale już piekielnie szybka. Pamiętajmy jednak, że chociaż Irlandka legitymowała się lepszym rekordem życiowym od Natalii, to rok temu na mistrzostwach świata w Budapeszcie górą była nasza zawodniczka. W Budapeszcie Natalia została wicemistrzynią świata. Jej młodsza rywalka musiała zadowolić się czwartą lokatą. Ale dziś Rhasidat jest o rok starsza i bardziej doświadczona.

Reklama

BIEGO PO HISTORIĘ

Po swoim półfinałowym starcie – dodajmy, pewnie wygranym – Kaczmarek mówiła, że przed biegiem czuła stres, zdenerwowanie. Chociaż wydawałoby się, że taki występ jest dla niej formalnością.

Trudno było odgadnąć po naszej lekkoatletce, jakie uczucia towarzyszyły jej przed medalowym występem. Jeżeli jednak ponownie były to nerwy, to… wcale się jej nie dziwię. Może na trybunach stadionu – jak zwykle podczas tej imprezy – było sporo pustych krzesełek. Ale uwierzcie na słowo, że decydujący start o tytuł mistrzyni Europy to bardzo naturalny moment na to, by czuć stres.

Jeżeli i tym razem tak było, to – spoglądając na wszystko z perspektywy trybun – sama zainteresowana dobrze to ukrywała. Żwawo wybiegła z tunelu, przetestowała blok startowy, zrobiła z niego przebieżkę na jakieś dwadzieścia metrów. Natalia zachowywała się tak, jakby to był zwykły dzień w pracy.

Po tym krótkim teście wszystkie biegaczki na chwilę schowały się w czeluściach stadionu, by ponownie wyjść na bieżnię, tym razem w ramach oficjalnego przedstawienia. Po usłyszeniu swojego nazwiska, ruszyła krokiem bardzo spokojnym, ale pewnym, jakby od niechcenia popijając butelkę wody.

A później nastąpił start i w niecałe 49 sekund napisała się historia.

Klaver zgodnie z oczekiwaniami ruszyła bardzo szybko. Rzecz w tym, że w porównaniu do Natalii… w ogóle nie było tego widać. Polka bowiem połykała kolejne metry, zbliżając się do Holenderki niczym gepardzica do rannej gazeli. Z Lieke rozprawiła się już na wejściu w łuk, lecz za jej plecami została jeszcze Adeleke. Irlandka naciskała, a na wyjściu wręcz prowadziła. Jednak widząc swoją rywalkę, Kaczmarek weszła na jeszcze wyższe obroty – choć przecież już biegła jak szalona. Na ostatniej prostej to ona pierwsza przekroczyła linię mety… i to w jakim stylu! Zegar pokazał bowiem 48.98 s!

Reklama

Natalia tym samym pobiła liczący aż 48 lat rekord Polski Ireny Szewińskiej. Ba! Z całym szacunkiem do legendy polskiego sprintu, Kaczmarek ten rekord wręcz zmiażdżyła. Bo poprawa takiego rezultatu aż o trzy dziesiąte, to na tak niebotycznym poziomie istna miazga.

– Sama się tego nie spodziewałam. Celem była wygrana i o tym marzyłam. Chciałam mieć ten tytuł mistrzyni Europy, bo wiedziałam, że mnie na to stać. Wiedziałam, że jadę tu w roli faworytki, choć nie powiem, było ciężko. A ten rekord Polski muszę przyznać szczerze, że jak szłam już w tunelu, to przemknęło mi przez myśl – nie wiem dlaczego – że może go pobiję. Ale bardziej właśnie myślałam o takim czasie 49.20 s i że mnie na to stać. Ale że złamię 49 sekund… No, nie marzyłam o tym dzisiaj –powiedziała uradowana Kaczmarek.

ZERO RYZYKA do 50zł – zwrot 100% w gotówce w Fuksiarz.pl

Świeżo upieczona mistrzyni Europy oraz rekordzistka Polski na 400 metrów stwierdziła też, że zdaje sobie sprawę, że wzniosła się na wyżyny dzięki znakomitym rywalkom.

– Na końcu już mnie bardzo odcinało, tak że myślę, że sama w życiu bym tutaj tyle nie pobiegła. Faktycznie zaczęłam bardzo odważnie, bo dogoniłam Lieke dosyć prędko. Ona jest szybka, więc wiedziałam, że raczej to jest szybki bieg. I tak jak mówię, kiedy wyszłam na końcu, tak mówię: “dobra, trzymaj do końca”. I czekałam, aż Adeleke zacznie słabnąć, ale nie zaczynała. Trochę mnie to przerażało, no ale walczyłam do końca i po prostu wywalczyłam ten medal na ostatnich metrach.

Pomimo olbrzymiego sukcesu, Natalia wciąż zdaje sobie sprawę z tego, że na mistrzostwach Europy jej zadanie nie dobiegło końca: – Na razie o tym nie myślę, czego dokonałam. Jestem zmęczona, cieszę się z sukcesu. I jeszcze mam jedno zadanie przed sobą, bo chciałabym bardzo wesprzeć sztafetę. Mam nadzieję, że to się uda, bo niestety dzisiaj się obudziłam lekko chora i boję się trochę, co będzie jutro. Ale mam jeden dzień na wykurowanie się, bo nie będę biegać jutro w eliminacjach. Tak że liczę na to, że mam jeden dzień, żeby dojść do siebie i z tymi emocjami pójdę na tę sztafetę i tam również zdobędziemy medal.

I wiecie co? Po tym, co dziś pokazała, jestem dziwnie spokojny, że z nią w składzie naszym biegaczkom się powiedzie. A jeżeli Natalia kiedykolwiek zacznie mówić przed startem, że nie za bardzo wie jaki wynik może osiągnąć, że się postara, ale nie jest pewna, to wiedzcie jedno. Że nowa królowa polskich czterystu metrów i najszybsza biegaczka na tym dystansie w Europie jest równie dobrą pokerzystką, co sprinterką.

Czytaj więcej o lekkoatletycznych mistrzostwach Europy w Rzymie:

Pierwszy raz na stadionie żużlowym pojawił się w 1994 roku, wskutek czego do dziś jest uzależniony od słuchania ryku silnika i wdychania spalin. Jako dzieciak wstawał na walki Andrzeja Gołoty, stąd w boksie uwielbia wagę ciężką, choć sam należy do lekkopółśmiesznej. W zimie niezmiennie od czasów małyszomanii śledzi zmagania skoczków, a kiedy patrzy na dzisiejsze mamuty, tęskni za Harrachovem. Od Sydney 2000 oglądał każde igrzyska – letnie i zimowe. Bo najbardziej lubi obserwować rywalizację samą w sobie, niezależnie od dyscypliny. Dlatego, pomimo że Ekstraklasa i Premier League mają stałe miejsce w jego sercu, na Weszło pracuje w dziale Innych Sportów. Na komputerze ma zainstalowaną tylko jedną grę. I jest to Heroes III.

Rozwiń

Najnowsze

Anglia

Guardiola po laniu od Tottenhamu: Przez osiem lat nie przeżyliśmy czegoś podobnego

Paweł Marszałkowski
2
Guardiola po laniu od Tottenhamu: Przez osiem lat nie przeżyliśmy czegoś podobnego
Hiszpania

Co za partidazo na Balaidos! Barcelona posypała się w końcówce

Patryk Stec
4
Co za partidazo na Balaidos! Barcelona posypała się w końcówce

Lekkoatletyka

Hiszpania

Co za partidazo na Balaidos! Barcelona posypała się w końcówce

Patryk Stec
4
Co za partidazo na Balaidos! Barcelona posypała się w końcówce
Ekstraklasa

Czy Wszołek musi zacząć kozłować w polu karnym, żeby sędzia zobaczył rękę?

Paweł Paczul
40
Czy Wszołek musi zacząć kozłować w polu karnym, żeby sędzia zobaczył rękę?

Komentarze

6 komentarzy

Loading...