Kiedy ostatni raz Patryk Małecki trafiał do siatki w meczu ligowym, Bartłomieja Drągowskiego znali tylko jego rodzice i przyjaciele, na mecz Zawiszy w Bydgoszczy potrafiło przyjść prawie 10 tysięcy kibiców, a Adam Nawałka zamiast garnituru i gustownego szaliczka nosił bezrękawnik z herbem Górnika Zabrze. Stare czasy, prawda? Naczekał się skrzydłowy Pogoni Szczecin na bramkę w Ekstraklasie. Po tym, jak swoje premierowe trafienie w lidze zaliczył Daniel Łukasik, wydawało nam się, że w tej kolejce nic już nas nie może zdziwić. A jednak. Duże wydarzenie, a jego rangę dodatkowo podnosi jeszcze fakt, że Małecki wbił gola na wagę trzech punktów. Bez cienia złośliwości – należała się „Małemu” ta bramka.
Jerzy Engel spoglądając na grę ligowców w tej kolejce, musiał z uznaniem kiwać głową. To był tzw. „futbol na tak”. Poza Górnikiem Zabrze, którego w Mielcu nie było stać na nic, każda z drużyn – nawet Korona – miała momenty, w których przyjemnie patrzyło się na jej grę. Mecz w Bielsku, kończący piątą serię gier, był idealną puentą tej dość zwariowanej kolejki. Działo się tyle, że można by tym obdzielić kilka poniedziałków z Ekstraklasą.
Pogoń szybko wyszła na dwubramkowe prowadzenie. Najpierw Jarosław Fojut zaprezentował to, z czego zawsze słynął, a więc wywalczył sobie pozycję strzelecką przy stałym fragmencie gry, a potem zapakował z główki. Później Zubas stanął do pojedynku na asysty z Sergiuszem Prusakiem i wyłożył piłkę Rafałowi Murawskiemu. Litewski bramkarz powinien dalekim wykopem podarować futbolówkę któremuś z kibiców, ale wybrał trudniejsze rozwiązanie. W Bielsku znów mają ból głowy z bramkarzami, nie zazdrościmy.
Przewaga dwóch bramek i w zasadzie pełna dominacja Pogoni na boisku w pierwszej połowie. Nie wiemy, jakim cudem Podbeskidzie wróciło do tego spotkania po przerwie. Albo kilku „Portowców” zatrzasnęło się w kiblu i z opóźnieniem wyszło na drugą połowę (nie zauważyliśmy ubytków!), albo Dariuszowi Kubickiemu wyjątkowo wyszła mowa motywacyjna. Po raz trzeci w tej kolejce zespół przepuścił dwie bramki zaliczki! A na dobrą sprawę gospodarze mogli w czasie pierwszych dziesięciu minut drugiej części gry wyjść jeszcze na prowadzenie, lecz świetną okazję zmarnował Nowak, a strzał Szczepaniaka obronił Kudła.
Pogoń – w przeciwieństwie do Górnika Łęczna i Wisły – potrafiła jednak odzyskać kontrolę nad meczem. Duża sztuka, bo bramki Chmiela i Szczepaniaka (fajne wejście do ligi, ciekawy chłopak) mogły „Portowców” podłamać. O bohaterze gości już wspominaliśmy – Patryk Małecki.
Podbeskidzie pozostaje jedną z trzech drużyn, które jeszcze nie wygrały spotkania w tym sezonie, a Pogoń jedną z dwóch, które meczu nie przegrały. Zarówno pierwszy, jak i drugi fakt, nas specjalnie nie dziwi…