Znów przypomina się, że Bayern Guardioli trzeci raz miał szansę zacząć sezon od zdobytego Superpucharu Niemiec i trzeci raz tej okazji nie wykorzystał. Znów odkurza się tabelę Kickera, która pokazuje tylko mecze pomiędzy czołową szóstką w poprzednim sezonie, w której Bayern zajął szóste miejsce. Czyli pokonać ich się da. Tylko pytanie: czy da im się również odebrać mistrzostwo? A jeśli tak, to kto miałby to zrobić?
Po raz kolejny to samo. Wyciąganie, nieco nawet na siłę, wad i problemów Bawarczyków, z jednoczesnym podkreślaniem atutów, jakimi dysponują konkurenci do tytułu. Wszystko po to, by scenariusz się nie powtórzył, by ten sezon był inny niż te poprzednie. By to był w końcu sezon, którego finał nie jest znany właściwie już dziś. Pewnie, monachijczycy nie zawsze zostawali mistrzem, ale teraz mają szanse zostać nim już po raz czwarty z rzędu, sam Pep – po raz trzeci (co nie udało się w Bundeslidze żadnego obcokrajowcowi).
Jeśli ma się to zmienić, to może właśnie teraz, w prawdopodobnie ostatnim sezonie Guardioli w Niemczech? Dziś spoglądamy na siłę konkurentów.
Bayer Leverkusen
Pamiętacie ich inaugurację z poprzedniego sezonu? Rozpoczęcie od środka, krótkie podanie do przodu, zagranie na skrzydło i odegranie w szesnastkę, minięcie rywala i… gol. Siódma, może ósma sekunda meczu. Tak Bayer zaczynał ligę z Borussią Dortmund.
Roger Schmidt – Niemiec, który wielkiej piłkarskiej kariery nie zrobił, a wcześniej prowadził Red Bull Salzburg – uczył się przez ostatni rok Bundesligi na nowo. Wprowadził elementy, które odróżniały w wielu meczach Bayer od reszty: wysoki, częsty pressing, natychmiastowe doskoczenie po stracie. Schmidt mógł sobie na to pozwolić, bo miał naprawdę ciekawych, dynamicznych ludzi w ofensywie. Bellarabi-Calhanoglu-Son to trio, które kazało zwracać na siebie uwagę w bardzo różnej formie: od pięknych wolnych tego drugiego, po ładne i składne akcje. Ale Aptekarze mieli przede wszystkim problem w tyłach: stracili choćby dwa razy więcej goli niż Bayern.
Dziś traci jeszcze środkowego obrońcę Omera Topraka, poważnie kontuzjowanego. Do tego Castro w Dortmundzie, a Drmić – w Moenchengladbach. W ich miejsce: Jonathan Tah z HSV, Mehmedi z Freiburga czy Aranguiz z Internacionalu. Generalnie, na plus.
Borussią Moenchengladbach
W latach 1969-77 przepychali się z Bawarczykami w grze o tron. Mistrzem zostawał Bayern, gdy Borussia kończyła trzecia. Dwa razy mistrzem zostawała Borussia, gdy Bayern finiszował jako drugi. Trzy razy mistrzostwo zgarniał Bayern, gdy Borussia była a to trzecia, a to druga. Trzy razy tytuł wędrował również do Borussii, gdy Bayern tylko raz uplanował się w trójce…
O tamtych czasach przypomniano niedawno. Oto nowe Gladbach ustanowiło nowy rekord w historii klubu – osiemnaście meczów bez porażki. Z kilkoma niezłymi zawodnikami, z Lucienem Favre, którego zaczęto porównywać do wielkiego i legendarnego Hennesa Weisweilera. Wreszcie z trzecim miejscem na koniec sezonu.
Tylko, że w Moenchengladbach znów ma miejsce mała rozbiórka. Już trzy lata temu odeszli, gdy drużyna biła się o czołowe lokaty, Neustadter, Dante i Reus, wybrany wówczas Piłkarzem Roku w Niemczech. Favre potrzebował sporo czasu, by te klocki na nowo poukładać. Kiedy to zrobił, wynik w lidze jeszcze poprawił – już nie był czwarty, tylko trzeci. Rzecz w tym, że teraz, gdy chciałby znów stanąć na podium, musi zmierzyć się z dawnym problemem. Powrót Kramera do Bayeru Leverkusen i transfer Maxa Krusego do Wolfsburga to poważne osłabienia.
Borussia Dortmund
Jak dla nas: największa zagadka. BVB cztery razy z rzędu było na podium, teraz ledwo załapało się do Ligi Europy. Nie ma już Juergena Kloppa, nie ma też kadrowej rewolucji, która zdawała się w klubie niezbędna. Jakiś czas temu słyszeliśmy wypowiedź z Dortmundu, że więcej w tym okienku zarobią na transferach, niż sami wydadzą.
Kogo sprzedała Borussia? Co najwyżej Langeraka i Jojicia, oddając też na wypożyczenie Immobile. Po takim sezonie byłoby przecież naprawdę trudno na kimś dobrze zarobić. Mats Hummels w niedawnym wywiadzie nawet niespecjalnie krył się ze swoimi problemami. Opowiada, że poprzednia jesień była najgorsza w jego karierze, że miał nadwagę, chodził sfrustrowany i wpadł w błędne koło. Co jednak istotne, nikt po tym nieudanym sezonie specjalnie na ucieczkę nie naciskał. Chcą zrehabilitować się wszyscy, włącznie z Gundoganem. Thomas Tuchel to też nie jest byle kto.
Latem klub wzmocnił jedynie drugą linię, bo pozyskał Castro i młodego, zdolnego Weigla z TSV Monachium, który powinien sporo grać. Weidenfeller też ma w końcu konkurenta. Pytanie tylko, czy BVB nie ma zbyt mało atutów w ofensywie – na szpicy Aubameyang, za nimi Reus, Kagawa, Mchitarian. Grać potrafią, ale wiele razy zawiedli. Może jednak teraz, u Tuchela będzie inaczej? Mchitarian zdążył już w eliminacjach Ligi Europy zdobyć pierwszego hat-tricka.
VfL Wolfsburg
Najdłużej walczyli z Bayernem, pokazali się z najlepszej strony, sięgnęli po Puchar Niemiec, a na dokładkę – dorzucili Superpuchar, pokonując obecnego mistrza. Czy to więc najpoważniejszy konkurent Bayernu? Adam Matysek na łamach dzisiejszego „PS” jest przekonany, że tak.
Klub jest dobrze zorganizowany i ma rozsądnego trenera, który dobrze poukładał drużynę. Jest całkiem stabilna defensywa z niezłymi bocznymi obrońcami, zwłaszcza z Ricardo Rodriguezem. W drugiej linii m.in. Luiz Gustavo, Perisić i De Bruyne, na ławce Schuerrle. W ataku Dost, Bendtner i Max Kruse, ale… sami już nie wiemy, czy to aby na pewno kłopot bogactwa. Każdy z nich potrafi mieć takie wahania formy, nie dając żadnej gwarancji dużej liczby goli, że na tej pozycji rotacja może być spora. Jeden jedyny transfer, właśnie Krusego z konkurenta do gry o czołowe lokaty, to jednak rozczarowanie. I to nawet, jeśli utrzyma się zatrzymać ciągle kuszonego przez Anglików De Bruyne.
Wolfsburg wchodzi też na poważnie do Europy. Będzie grał w fazie grupowej Ligi Mistrzów, broni krajowego pucharu i pozycji drugiej drużyny w Niemczech. Dla tego zespołu, który był budowany stopniowo i krok po kroku, to zupełnie nowa sprawa. Bayern ma już to opanowane, oni wciąż przyzwyczają się do kolejnego poziomu. Czy dziś już są na takim, by pokonać Bawarczyków nie tylko w pojedynczym meczu, ale i w całym sezonie?
Guardiola w bezpośrednich spotkaniach z czołowymi drużynami w Niemczech przegrywał już nie raz. Potwierdzają to zwykłe wyniki w lidze i kolejne niezdobyte w kraju trofea. Bo to upragnione mistrzostwo zdobywa się meczami z zespołami z dołu tabeli. HSV, dzisiejszy rywal monachijczyków, podczas pięciu ostatnich wizyt na Allianz Arena stracił… 31 goli. I jeśli ktoś chce konkurować o tytuł z Bayernem, to właśnie takiemu wyzwaniu musi stawić czoła.