Naprawdę dobry start zalicza w tym sezonie Ruch Chorzów – cztery mecze w lidze, siedem punktów i tylko dwa zespoły z lepszym dorobkiem. A dziś ważna i naprawdę niełatwa wygrana z Wisłą w Pucharze Polski. Waldemar Fornalik miał dziś podstawy, by się uśmiechnąć.
Trener Niebieskich specjalnie ze składem nie eksperymentował. Wymienił bramkarzy i po Wojciechu Skabie kilkukrotnie było widać, że w prawdziwym rytmie meczowym nie był przez dobrych kilka lat. Bo Skaba nie dość, że miał parę niepewnych interwencji, to dorzucił swoje trzy grosze do gola dla Wisły. Wymienił też Visnakovsa na Stępińskiego, a czy się to drużynie opłacało – pokazała końcówka meczu, kiedy Łotysz wszedł na kwadrans i trafił do siatki (po genialnej asyście Surmy). Grał dziś Cichocki, na pewno popełnił mniej błędów od partnera Grodzickiego, grał też Kamil Mazek.
I to on dziś sprawił, że ten mecz się ożywił. 21-latek, wychowanek Legii, świetnie ruszył skrzydłem i dorzucił na głowę swojego rówieśnika Patryka Lipskiego. Jeszcze w poprzednim sezonie Lipski miał marną minutę w Ekstraklasie, a teraz jest kluczowym zawodnikiem w składzie. W poniedziałek strzelił premierowego gola w lidze, dziś miał udział w załatwieniu Wisły. Wysoką formę pokazuje też „Wiśnia” – widać, że Fornalik do niego trafił, że podniósł jego pewność siebie. No i Łotysz świetnie się odpłaca.
A Wisła? Nie wyglądało to dziś zbyt przekonująco. Były momenty, pojedyncze przebłyski Cywki czy Crivellaro, ale podopieczni trenera Moskala najpierw nie robili nic, a później zbyt mocno kombinowali. Albo chcieli, by tę piłkę do siatki wturlać, albo w ostatniej chwili wykonywali kolejne podanie w imię idei: „lepiej niech strzela on”. Odwagę pokazał 19-letni Marszalik, raz trafił w poprzeczkę, a piłkę w siatce zmieścił dopiero w doliczonym czasie gry Jankowski. Tylko, że to już było o dobrych kilkadziesiąt minut za późno…
– Dlaczego tak późno ruszyliśmy? Nie wiem, też chciałbym to wiedzieć – stwierdził przed kamerami Jankowski. No, to pora się zastanowić. Wisła już jest poza krajowym pucharem.
***
W drugim dzisiejszym meczu Dariusz Kubicki zyskał trochę czasu i spokoju. Gdyby przegrał z Miedzią, pewnie zbliżyłby się w kierunku duetu z Zabrza Dankowski-Warzycha. A i tak było ciepło… Bielszczanie mimo wysłanego w bój pierwszego składu, z debiutującym na skrzydle Fabianem Hiszpańskim, mieli niemało problemów. Do przerwy prowadzenie i jeden gol, który nie został uznany, a po przerwie – najpierw wyrównanie, następnie rzut karny. I jak wcześniej mocno chwalony był za grę Dawid Smug, bramkarz Miedzi, tak tym razem na wysokości zadania stanął Zubas. Nie dość, że już zdążył skorzystać w lidze na głupocie Wojciecha Kaczmarka, to dziś obronił ważną jedenastkę.
Podbeskidzie pokonało pierwszoligowca dopiero po dogrywce, co sprawia, że ten dwugodzinny wysiłek pewnie da za moment da im się we znaki. Mecz w Ekstraklasie mają na swoje szczęście dopiero w poniedziałek.
Fot.FotoPyk