Jak zapowiedzieliśmy, tak robimy. Przed tygodniem wystartowaliśmy z naszą nową rubryką “Ale to już było”, której pierwszym bohaterem był Andrzej Iwan (przeczytaj TUTAJ). Były wiślak powspominał swoje najlepsze lata, poopowiadał, jak się grało, imprezowało i ogólnie żyło głównie w latach 70. i 80., a teraz czas na przedstawiciela ostatniej epoki. Aleksandar Vuković. Co sprawił sobie na dziesięciolecie kariery? Kto zrobił mu najbardziej kreatywnego psikusa? Których polskich trenerów ceni najbardziej?
Kariera z dzisiejszej perspektywy – spełnienie czy niedosyt?
Umiarkowane zadowolenie. Nie wszystkie marzenia spełniłem, ale jest okej.
Największe spełnione piłkarskie marzenie?
Nigdy nie marzyłem o zdobywaniu medali na mistrzostwach świata. Najważniejszym marzeniem była gra w barwach Partizana Belgrad. Udało mi się.
Największe niespełnione piłkarskie marzenie?
Nigdy nie strzeliłem gola w derbach Belgradu. Wyjechałem jak bardzo młody zawodnik, liczyłem, że wrócę, zdołam jeszcze zdobyć bramkę w tym meczu, pobiec pod sektor kibiców Partizana i wspiąć się na płot. Nie udało się, ale w zamian zrobiłem to w Polsce po strzeleniu w derbach Warszawy. Zrealizowałem ten sam scenariusz – podbiegłem pod Żyletę i wisiałem na płocie.
Duży transfer zagraniczny, który był blisko, ale nie doszedł do skutku?
Może wprowadźcie to pytanie od trzeciego rozmówcy, bo nigdy takich ofert nie miałem. W 2004 roku, gdy odchodziłem, niby padło hasło „Sevilla”, pojawił się nawet w Warszawie menedżer Predrag Mijatović, ale nic z tego nie wyszło. Nawet nie wiem, czy było blisko, czy bardzo, bardzo daleko. Czy dziś byłoby mi łatwiej wyjechać do poważnej ligi na Zachodzie? Trudno powiedzieć, ale myślę, że miałbym więcej ofert, gdybym grał w dorosłą piłkę w czasach, kiedy byłem dzieciakiem, czyli trzydzieści lat temu. Na moją niekorzyść futbol mocno przyspieszył, a mi zawsze brakowało szybkości. Trudno, żebym w obecnych czasach zaliczał się do topu europejskiego.
Najlepszy piłkarz, z którym pan grał?
Wielkie wrażenie zrobił na mnie Djordje Tomić, z którym grałem w Partizanie, a który występował też w Atletico Madryt i Oviedo. Wymienię też Miroslava Radovicia i Jacka Zielińskiego.
Najlepszy piłkarz przeciwko któremu pan grał?
W 2002 roku Xavi Hernandez jeszcze nie był tak znany, ale z dzisiejszej perspektywy to najlepszy przeciwnik, z jakim się zmierzyłem. Natomiast największe wrażenie zrobił na mnie Michael Ballack, przeciwko któremu grałem tu, na Legii, w meczu towarzyskim z Bayerem Leverkusen. Nie ceniłem go aż tak, dopóki się nie spotkaliśmy na boisku. Tylko strzelbą można było gościa zatrzymać. Niesamowita szybkość, łatwość poruszania się, kontrola piłki…
Najlepszy trener, który pana trenował?
Najmilej wspominam Dragomira Okukę i Leszka Ojrzyńskiego. Obaj są bliscy temu, do czego sam dążę jako trener. Czy Ojrzyński jest tylko motywatorem, a nie umie uczyć piłki? A wiesz, dlaczego w Bayernie nie zatrudniono kiedyś Jurgena Kloppa? Z tego samego powodu, a on potem poszedł do Borussii Dortmund i wiadomo, jak sobie poradził. Takie gadanie. Przykleją ci łatkę, a potem… Za przeproszeniem – to pierdolenie. Gość robi maksymalny wynik, na jaki stać oba kluby, które prowadził. Czego wymagać więcej? Jeżeli na tej podstawie mamy sądzić, że nie da rady z lepszym zespołem, to dla mnie nonsens.
Najgorszy trener, z którym miał pan przyjemność?
Czytając odpowiedzi Andrzeja Iwana, zastanawiałem się nad tym, ale naprawdę nie potrafię wymienić jakiegoś wyjątkowo słabego trenera, który totalnie się nie nadawał. Nie miałem takiego.
Gej w szatni? Spotkał pan takiego chociaż raz?
Różne chodziły pogłoski, ale miałem szczęście, że takiego nie spotkałem.
Najlepszy żart, jaki zrobili panu koledzy? Kto i gdzie?
W sezonie 2003/04 Partizan przegrał 0:3 w fazie grupowej Ligi Mistrzów z Olympique Marsylia. Wszyscy wiedzieli, że jestem zagorzałym kibicem. Wchodzę do szatni, patrzę na szafkę, a tam wymalowany wynik i „Drogba 25, 37, któraś tam jeszcze minuta”. Wiedziałem, że tylko Marek Jóźwiak mógł to zrobić, ale naprawdę dobry żart.
Najlepszy żart, który wykręcił pan?
Nie przypomnę sobie. Lubię żartować, ale sam nie wkręcałem.
Kim chciał pan być po zakończeniu kariery i jak bardzo marzenia różnią się od rzeczywistości?
Nie od razu wiedziałem, co będę robił po karierze. Wydawało mi się, że po tylu latach będę chciał odpocząć od codziennego bycia przy piłce. Wystarczyło pół roku, może trochę więcej, i znów poczułem głód przebywania przy futbolu, szatni, drużynie i uczestniczenia w tym wszystkim na dobre. Dlatego zdecydowałem się na próbę bycia trenerem. Na razie się uczę i jestem dobrej myśli. Zastanawiałem się też nad menedżerką, nawet to ogłaszałem, bo sądziłem, że jeśli chcę mieć więcej czasu dla rodziny, menedżerka będzie lepszym pomysłem. Po dwóch-trzech miesiącach i kilku rozmowach z piłkarzami lub innymi menedżerami zrozumiałem jednak, że to nie mój świat.
Której decyzji podjętej podczas kariery żałuje pan najbardziej?
Pierwszego wyjazdu do Grecji w 2004 roku. Błąd, niepotrzebny ruch. Innych decyzji raczej nie żałuję.
Co kupił pan za pierwszą grubszą premię?
Taką naprawdę grubszą? Koledzy z Partizana ograli w 1998 roku Newcastle United w Pucharze Zdobywców Pucharów, przesiedziałem jako 19-latek dwa mecze na ławce i za to skasowałem równowartość swojego pierwszego samochodu – Golfa II.
Największy dylemat podczas kariery?
Przed wyjazdem do Polski. Miałem 21 lat i nie do końca wiedziałem, w co się pakuję. Nie wiedziałem zbyt dużo o klubie ani kraju. Nie znałem trenera Okuki, który co prawda namawiał mnie na transfer, ale sam fakt, że jest moim rodakiem, nie stanowił nie wiadomo jak przekonującego atutu.
Najbardziej wartościowy przedmiot, który pan kupił?
Raczej gadżety typu: telefon, komputer. Nie kupowałem droższych rzeczy.
Największa suma pieniędzy przepuszczona w jedną noc?
Nie powiem, że nie byłem w kasynie, ale nigdy nie zagrałem. Na imprezach z kumplami – kiedy była okazja, by świętować – potrafiłem jednak zostawić dwa-trzy albo kilka tysięcy złotych.
Najbardziej pamiętna impreza po sukcesie?
Po mistrzostwach 2002 i 2006. Świetnie się też bawiłem po zdobyciu mistrzostwa okrojonej Jugosławii z Partizanem Belgrad. No i Puchar Polski w Bełchatowie, kiedy ograliśmy Wisłę w finale. Fantastyczna zabawa w hotelu niedaleko Bełchatowa.
Z którym piłkarzem z obecnych ekstraklasowiczów najchętniej by pan zagrał w jednej drużynie?
Ondrej Duda, żeby mieć z kim poklepać w środku i Michał Kucharczyk, żeby było komu rzucić piłkę na wolne pole.
Z którym z obecnych trenerów Ekstraklasy chciałby pan pracować?
Z Henningiem Bergiem z racji tego, w jakim klubie pracuję i szacunku do jego osiągnięć. Po drugie – z Michałem Probierzem. Najlepszy polski trener.
Poziom Ekstraklasy w porównaniu do pana czasów – tendencja wzrostowa, czy spadkowa?
Niedawno skończyłem karierę, ale myślę, że Ekstraklasa robi małe, niezauważalne na pierwszy rzut oka postępy. Mimo że czasem nie mam argumentów – chcę w to wierzyć. Przyjdzie jeszcze moment, kiedy naprawdę będziemy świętować. Potrzeba tylko impulsu jak awans do Ligi Mistrzów.
Najcenniejsza pamiątka z czasów kariery piłkarskiej?
Medale po mistrzostwach i Pucharze Polski. To nie tak mało jak na lata, w których grałem. Za to jestem szanowany w Legii.
Pierwszy samochód?
Właśnie ten Golf II. Swoje kosztował. Dziś trudno mi sobie wyobrazić, że jedenastoletni samochód – wyprodukowany w 1987 roku – mógł mnie tak zachwycić.
Najlepszy samochód?
Mówi się, że najlepszy to służbowy, nie? Wymienię Audi Q7, którym aktualnie jeżdżę. Samochód-marzenie. Po wielu latach jeżdżenia służbowym autem postanowiłem spełnić swoje marzenie i na dziesięciolecie gry w piłkę sprawiłem sobie prezent. Ma już pięć lat.
Najlepszy młody polski piłkarz, który ma szansę zrobić wielką karierę?
W drugiej drużynie i akademii Legii jest kilku takich, ale wymieniając ich nazwiska raczej bym im zaszkodził. Kto poza Legią? Od dłuższego czasu – nie tylko od kilku miesięcy – podoba mi się Linetty, ale nie wiem, czy zagra na poziomie klubów Lewandowskiego.
Artykuł prasowy o panu, który najbardziej zapadł w pamięć?
Miałem 10 lat, zagraliśmy trzy mecze U-10, U-11 i U-12 w ramach naboru najlepszych zawodników z regionu Bośni i Hercegowiny. Chciałem przeczytać swoje nazwisko w składach, a sam tytuł tekstu brzmiał: „Vuković najlepszy…” i coś tam jeszcze. Mama zbierała wycinki z gazet i do dziś go trzyma.
Ulubione zajęcie podczas zgrupowań.
Podczas zgrupowań najlepiej się wysypiałem. Jako że ciężko trenowałem i wielu rzeczy nie mogłem robić, to po prostu spałem. Czasem brałem książkę, ale po pięciu stronach człowiek już ze zmęczenia odpływał. Niezależnie, czy po południu, czy wieczorem.
Najpopularniejsza z piosenek puszczanych w szatni?
„Nie zapomnij, skąd tutaj przybyłeś”.
Ulubiony komentator?
Andrzej Twarowski.
Ulubiony ekspert?
Maciej Murawski i Andrzej Strejlau.
Najbardziej wzruszający moment w karierze?
Debiut w Partizanie. Pierwsza kolejka sezonu 98/99, gramy z Radnicki Nis, w ósmej minucie zdobywam bramkę. Pamiętam, że strzelali też Mateja Keżman i Sasa Ilić, żyjąca legenda Partizana, który choć jest ode mnie dwa lata starszy, do dziś tam gra. Tylko prawdziwy kibic zrozumie, co znaczy debiut w barwach ukochanego klubu. Albo ojciec z Żylety, którego syn wychodzi strzela w debiucie w barwach Legii. Mnie się to udało i to w obecności ojca, który też jest zagorzałym fanem Partizana. Żaden sukces nie był tak wzruszający jak ta bramka.
Najważniejsza ze zdobytych bramek?
Gole w poważniejszych meczach. Po pierwsze – w derbach Warszawy na 1:0, gdy graliśmy w dziesięciu i zdobyłem jedną z najpiękniejszych bramek w życiu, po drugie – w derbach Polski z Wisłą Kraków.
Największy jajcarz, z którym dzieliłeś szatnię?
Marek Jóźwiak spędzał bardzo wiele czasu nad rozmyślaniem, co nowego przygotować. Zasłużył na tytuł.
Największy pantoflarz?
Każdy, kto trzy lata po ślubie dalej jest z żoną.
Największy niespełniony talent?
Czasem ktoś jest kreowany na wielce utalentowanego, a potem ludzie są zaskoczeni, że mu się nie udaje i odbieramy to jako: „przepadł wielki talent”. Nie potrafię wskazać jednego.
Najlepszy podrywacz?
Nie będziemy krzywdzić żonatych ludzi.
Największy modniś?
Kuba Rzeźniczak już jako młody chłopak mocno dbał o to, w co się ubiera i potem dalej szedł w tym kierunku.
Najlepszy prezes?
Obecny! Zwykle dogadywałem się z prezesami i nie miałem większych problemów, ale jeśli mam wybrać jednego, niech będzie Mariusz Walter.
Najgorszy prezes?
Jeśli prezes nie wypłaca pensji, to chyba można go nazwać najgorszym. Niech będzie Nikos z Ergotelisu. Nie pamiętam nazwiska.
Największe opóźnienie w wypłaceniu pensji?
Półroczne w Iraklisie. Od stycznia do lipca. Problem polegał na tym, że w styczniu trafiłem do klubu. Jedyny pozytyw taki, że w lipcu wypłacili wszystko.
Najładniejsze miasto w jakim przyszło panu grać?
Belgrad i Warszawa. Poza tym bardzo podobała mi się Barcelona. Miałem szczęście zagrać na Nou Camp, ale bywałem tam też turystycznie.
Całowanie herbu – zdarzyło się?
Zdarzyło się w dwóch klubach – Partizanie i Legii. Korona też po kilku latach nie jest mi obojętna, ale tam herbu nie całowałem. Co o tym sądzę? Jeżeli już po miesiącu całujesz herb, to… Może to nawyk? Odruch? Jakimś usprawiedliwieniem może być euforia po strzelonym golu.
Kibice, z którymi zżył się pan najbardziej?
Kibice Legii. Wszystko, o czym marzyłem w Partizanie, spełniło mi się w Warszawie. Sukcesy i dobre stosunki z kibicami.
Alkohol w sezonie?
Zawsze bardzo mało piłem. Nie miałem z tym problemu.
Wtedy: mistrzostwo w Polsce czy transfer do zagranicznego średniaka?
Doświadczyłem i tego, i tego. Zdobywałem mistrzostwa i grałem w średniakach.
Dzisiaj: mistrzostwo w Polsce czy transfer do zagranicznego średniaka?
Trzeba patrzeć indywidualnie. Niektórzy krytykują Koseckiego, że poszedł do Sandhausen, ale mistrzostwo można zdobyć grając od dechy do dechy albo zaliczając jeden występ w sezonie. Należy się zastanowić, co jest lepsze. Jeżeli jednak jestem wiodącą postacią w Polsce i mogę zdobyć mistrzostwo lub przejść za granicę, to najpierw wolę sięgnąć po tytuł, a potem zamienić średniaka na większy klub.
Najlepszy kumpel z boiska po zakończeniu kariery?
Jan Mucha. Nadajemy na tych samych falach. Teraz na zakończenie kariery wrócił do domu i przez trzy lata będzie grał w Slovanie Bratysława.
Obozy sportowe – bieganie po górach czy bieganie po górach z kolegą na plecach?
Przeżyłem dwie epoki. Zahaczyłem o bardzo długie bieganie i mocne okresy przygotowawcze. Niestety krócej byłem w epoce, w której okres przygotowawczy jako taki nie istnieje i trenuje się przez cały sezon tak samo. Jest to o wiele bardziej inteligentne. Gdyby sukces w piłce zależał od liczby przebiegniętych kilometrów lub samą pracą nad siłą, to Messi nie byłby najlepszy na świecie.
Najgroźniejsza kontuzja?
Kontuzja stawu biodrowego, przez którą rok wcześniej przestałem grać. Chciałem mieć spokój na stare lata. Jak się dziś czuję? Nie gram w piłkę ani tenisa, bo zajęcia wymagające nagłych zwrotów mogłyby mi zaszkodzić. Nie mam jednak problemów, żeby przebiec dziesięć kilometrów truchtem lub nawet szybciej.
Czego zazdrości pan dzisiejszym piłkarzom?
Samego faktu, że są piłkarzami. Nie ma lepszego zawodu. 99 procent zawodników zaczyna to rozumieć dopiero parę lat po zakończeniu kariery. No i oczywiście zarobków. Najważniejsze jednak, że jesteś piłkarzem – prowadzisz zdrowy tryb życia, możesz się wykazać, osiągać coraz większy poziom, robisz to, o czym marzyłeś od dziecka i jeszcze ci za to płacą. Nieliczni potrafią to docenić jeszcze w trakcie grania.
Przygotował TOMASZ ĆWIĄKAŁA