14 kwietnia 2024 roku miało mieć miejsce trzęsienie ziemi. Kelvin Kiptum właśnie tego dnia zamierzał zejść poniżej 2 godzin w biegu maratońskim. To marzenie 24-letniemu Kenijczykowi dwa miesiące temu odebrał wypadek samochodowy. Pamięć o nim jednak nie przepadła i prędko się to nie stanie. Niedzielny bieg w Rotterdamie będzie przez to wyjątkowy.
Na początku kwietnia poznaliśmy wszystkie istotne szczegóły. Każdy z 50 tysięcy uczestników maratonu w holenderskim mieście założy czarną opaskę na ramię. Sygnał startowy zostanie poprzedzony minutą ciszy, w celu uhonorowanie zmarłego rekordzisty świata. Na trasie nie uświadczymy też koszulki z numerem jeden, który pierwotnie należał do Kelvin Kiptuma. Symboliczna “jedynka” została bowiem zastrzeżona przez organizatorów.
W momencie, gdy na tablicy wyników wybije czas wynoszący godzinę, 59 minut i 59 sekund, obok niego pojawi się nazwisko Kiptuma – jako kolejny element symboliki. W uhonorowanie zmarłego maratończyka zaangażowana jest również firma zajmująca się produkcją smartwatchów “Zepp Health” (jej zegarek z kolekcji “Amazfit” miał nosić 14 kwietnia Kenijczyk). Na zakończenie maratonu sprezentuje ona zaproszonej do Rotterdamu rodzinie lekkoatlety specjalne trofeum. – Po jego śmierci nie będzie tak pięknie, jak powinno. Wciąż pozostaje niedowierzanie. Czujemy stratę. Powinien tu być. Chcieliśmy pokazać, jak wyjątkowy był jego talent. Uhonorujemy go – podkreślił dyrektor zawodów, Wilbert Lek.
Organizatorzy oraz sponsorzy maratonu w Rotterdamie dokładają wszelkich starań, aby jego tegoroczna edycja przeszła do historii, dostarczyła odpowiednich wspomnień i momentów wzruszenia. Ale o to, żeby postać Kiptuma nie została zapomniana, zadbać chce też agencja menadżerska Golazo, do której należał zmarły biegacz. To za jej sprawą doszło do utworzenia Fundacji im. Kelvina Kiptuma, która ma nie tylko podtrzymywać pamięć o maratończyku, ale również zapewniać finansowe wsparcie jego rodzinie – żonie oraz dwójce małych dzieci. Sporą dotację na jej rzecz poczyniło w ostatnim czasie m.in. wspomniane Zepp Health, wpłacając 100 tysięcy dolarów. Samo Golazo przelało natomiast 50 tysięcy – symbolizujące liczbę uczestników maratonu w Rotterdamie.
ZERO RYZYKA W FUKSIARZ.PL – ZWROT 100% DO 50 zł W GOTÓWCE!
Jak opowiadał Bob Verbeeck, prezes holenderskiej agencji, Kiptum był dla niego kimś znacznie więcej niż fenomenalnym maratończykiem.
– Nie przeszedłby obok kogokolwiek, na przykład w naszym biurze, bez podania tej osobie ręki, a czasem nawet rzucenia żartem. Jego dobroć była widoczna w ostatnią niedzielę przed jego śmiercią, kiedy opłacił czesne dzieciom w swoim sąsiedztwie, a także zapłacił za ich zakupy. To był typowy Kelvin Kiptum.
Verbeeck podkreślał też, że nigdy nie widział bardziej utalentowanego lekkoatlety, od kiedy kilkadziesiąt lat temu pojawił się w środowisku “Królowej Sportu”. A także porównał Kenijczyka do prawdziwej ikony. – Jego śmierć będzie pamiętana tak jak ta Steve’a Prefontaine’a, który zginął w Stanach Zjednoczonych w wieku 24 lat i którego legenda żyje, mimo tego, że startował w latach 70. Czterdzieści lat od dziś ludzie wciąż będą mówić o Kelvinie Kiptumie.
Kim był Kelvin Kiptum?
Świat nie zdołał go tak naprawdę dobrze poznać. O ile Eliud Kipchoge przez dekady w sporcie nazdobywał się nagród, poudzielał wywiadów i napozował do zdjęć, to w przypadku Kiptuma jego historia zamknęła się mniej więcej w roku. I miała tragiczny finał. W grudniu 2022 roku w Walencii zadebiutował w maratonie. Sześć miesięcy później w Londynie był już o krok od rekordu świata – zabrakło mu 16 sekund. A w październiku 2023 roku w Chicago go pobił – notując czas 2 godzin i 35 sekund. Co ciekawe, do osiągnięcia takiego wyniku potrzebował… przyspieszyć w drugiej połowie dystansu. Pierwszą połówkę zaliczył bowiem w godzinę oraz 48 sekund, a drugą w 59 minut i 47 sekund. To było zresztą dla niego charakterystyczne – w poprzednich dwóch startach maratońskich również radził sobie tym lepiej, im dłużej biegł.
Umiejętności sportowe Kiptuma były niezaprzeczalne i zachwycać możemy się nimi tak naprawdę do dzisiaj. Ale dokładniejsze informacje o jego osobie? Te w dużej mierze obiegły media dopiero, kiedy na początku 2024 roku zginął w wypadku. Świat nie zdążył bowiem dobrze go poznać. A sam Kenijczyk nie zdołał osiągnąć dwóch wyjątkowych celów, które ustalił sobie na tegoroczny sezon. Atak na 2 godziny w maratonie to jedno. Złoty medal igrzysk w Paryżu – drugie.
W tym wszystkim warto zadać sobie pytanie: czy Kelvin Kiptum zawsze był uważany za wielki talent? Cóż, na dobrą sprawę trenować zaczął dopiero w wieku… 13 lat. I co jest dość nietypowe, z miejsca zaangażował się w biegi długodystansowe. Dołączył bowiem do grupy, w której znajdowali się wyłączenia maratończycy oraz zawodnicy startujący w zawodach przełajowych. Dlaczego? Nie miał innego wyboru.
– Nie stać mnie było na podróż do Eldoret, gdzie znajduje się stadion imienia Kipchoge Keino. Nie mogłem więc trenować na prawdziwej bieżni. I byłem zmuszony w bardzo młodym wieku biegać po ulicy – opowiadał Kiptum.
Błyskawiczny progres, jaki poczynił Kenijczyk w kolejnych latach, miał związek z jego katorżniczym reżimem treningowym. Jak opisywał szkoleniowiec (również zmarły w 2024 roku w tym samym wypadku) Gervais Hakizimana, młody maratończyk żył w rytmie: bieg, jedzenie (podkreślał, że swoją dietę opiera na ryżu i warzywach orazugali, czyli papce z manioku) i sen, nie robiąc sobie praktycznie dni wolnych. Najbardziej intensywne były dla niego wtorki oraz niedziele – kiedy potrafił pokonać nawet 40 kilometrów.
– Nie ma w tygodniu wyznaczonego czasu na odpoczynek. Odpoczywa, kiedy robi się zmęczony. Ale kiedy przez cały miesiąc nie pokazuje żadnych symptomów zmęczenia czy bólu, to po prostu kontynuujemy – opowiadał Hakizimana.
Trzeba podkreślić, że Kiptum przez sporą część swojej kariery był samoukiem, kimś, kto po prostu doczepiał się do trenujących w kenijskich górach zespołów, nie mając nawet butów na nogach. Jego relacja ze wspomnianym trenerem Hakizimaną zacieśniła się dopiero w czasie, kiedy Kenijczyk zaczął przechodzić na profesjonalizm. Ekstremalne podejście do treningów młodego biegacza nigdy się jednak tak naprawdę nie zmieniło.
– Każdego tygodnia Eliud Kipchoge pokonuje od 180 do 220 kilometrów. Kiptum natomiast robi między 250 a 280 kilometrów. Czasem nawet przebija 300 kilometrów. To przygoda. Utrzymując takie tempo, sporo ryzykuje. Sugerowałem mu, żeby może nieco odpuścił, ale on tego nie chce. Cały czas opowiada o rekordzie świata – mówił pod koniec 2023 roku trener Kelvina.
Co to są dwie godziny w maratonie?
Wyczyn, z którym chciał zmierzyć się Kiptum, przewijał się już w przeszłości w świecie sportu. W 2017 oraz 2019 roku Kipchoge, poprzedni rekordzista świata w maratonie, również próbował pokonać barierę dwóch godzin. Za pierwszym razem mu się to nie udało. Za drugim akcja przemianowana z “Breaking2” na “INEOS 1:59 Challenge” przyniosła już sukces. Mówiliśmy jednak bardziej o sportowym evencie, niż czymś, co miało cokolwiek wspólnego z prawdziwą rywalizacją czy oficjalnymi zawodami.
Kipchoge był bowiem wspomagany na wszelkie możliwe sposoby.
Po pierwsze, wybrał sobie idealne miejsce do bicia rekordu w maratonie – czyli ulice Wiednia, które charakteryzowały się płaską nawierzchnią oraz odpowiednią temperaturą. Istotna była też strefa czasowa w stolicy Austrii – tylko o godzinę różniąca się od tej w Kenii, dzięki czemu Kipchoge był w stanie uniknąć jet laga.
Po drugie, pomagało mu czterdziestu jeden pacemakerów – również wyselekcjonowanych, bo wśród nich znajdowała się choćby taka gwiazda jak Jakob Ingebrigtsen. Ich zadaniem było nie tylko nadawanie tempa, ale… chronienie Eliuda przed wiatrem.
Po trzecie, Kenijczyk nie musiał podbiegać do punktu z napojami, bo te były mu podawane przez “asystentów” na rowerach.
Po czwarte, na trasie znajdowała się laserowa linia, przed którą Kipchoge, musiał się znajdować, aby utrzymać tempa potrzebne do zejścia poniżej 2 godzin. W ramach zapewnienia dodatkowego komfortu był też jedynym zawodnikiem na trasie – nie licząc wspomnianych pacemakerów.
Oczywiście na końcu wyczyn Kenijczyka, który osiągnął czas 1:59.40, i tak robił piorunujące wrażenie. Kipchoge poruszał się w niesamowitym tempie. Tempie, które wciąż było niemal niemożliwe do utrzymania w prawdziwym maratonie. W 2022 roku pewien młody Kenijczyk podkreślił jednak, że jest innego zdania.
– To bardzo możliwe, żeby złamać dwie godziny. Może tego jeszcze teraz nie zrobię, ale jestem wciąż młody – opowiadał Kelvin Kiptum. Był tuż po swoim debiutanckim starcie w Valencii. Jak podkreślał: chciał tam zaatakować wynik w okolicach dwóch godzin i czterech albo pięciu minut, co i tak było niesamowicie ambitne dla 23-latka. Osiągnął jednak czas 2:01:53. Czwarty najlepszy w historii.
Na początku 2024 roku, mając już w głowie kwietniowy start w Rotterdam, również starał ważyć słowa, ale zdecydowanie nie brakowało mu pewności siebie. – Przynajmniej spróbuję pobić swój dotychczasowy rekord świata. Wiem, że jestem w stanie to zrobić, bo moje przygotowania poszły dobrze i warunki też powinny być okej. Ale kiedy już zbliżę się do bariery dwóch godzin, czemu miałby nie spróbować jej złamać? To może brzmieć ambitnie, ale nie boję się stawiania sobie takich celów. Ludzkie możliwości nie mają granic.
Już po śmierci Kiptuma, na temat jego przygotowań do Rotterdamu, wypowiedział się Novestus Kirwa, pacemaker i partner treningowy Kenijczyka. – Kiptum nie poinformował mnie, jaki czas będzie (w Rotterdamie) chciał dokładnie osiągnąć. Ale kiedy trenowaliśmy, jedyne, o czym myślał, było pobiegnięcie poniżej dwóch godzin. Był pewien, że może to robić. Podczas naszego ostatniego treningu ja zrobiłem 21 kilometrów, a on 22. Był w świetnej formie i był zadowolony z pracy, jaką wykonaliśmy.
Kiptum zapisał się w historii maratonu – tego nikt mu już nie odbierze. Tragiczny wypadek zabrał mu jednak wiele, wiele kolejnych osiągnięć.
Premier Kenii Musalia Mudavadi podkreślił, że choć Kelvin nie przebił bariery dwóch godzin, to w przyszłości zrobią to jego dzieci. Prezydent afrykańskiego kraju William Ruto zaznaczył natomiast: “Chcemy sprawić, żeby igrzyska w Paryżu były igrzyskami Kelvina Kiptuma”.
4 kwietnia Komitet Olimpijski Kenii ogłosił, że “prefinalistami” do reprezentowania kenijskich barw w maratonie w stolicy Francji zostali Munyao Alexander, Timothy Kaplagat, Benson Kipruto, Vincent Ngetich oraz Eliud Kipchoge. Ostatecznie z tej piątki wyselekcjonowana zostanie trójka.
I ta trójka biegać będzie nie tylko dla siebie, dla swojego kraju, ale właśnie dla Kelvina Kiptuma.
Czytaj więcej:
- Mateusz Bieniek: Nie mogłem stanąć na stopie. Gdy wróciłem, na nowo pokochałem siatkówkę [WYWIAD]
- „Czujesz, że musisz robić więcej i więcej. Ta gonitwa nie daje mi spełnienia”. Wywiad z Taylorem Averillem
- Kontrowersje, blizny, wielka rywalizacja. Hunt, Lauda i niesamowity sezon 1976
- Zniszczoł: Nie widzę swojego limitu, chcę być najlepszy na świecie [WYWIAD]
Fot. Newspix.pl
Źródła cytatów: olympis.com, nation.africa, africaglobalnews.com, letsrun.com