Robert Lewandowski nie ukrywał zadowolenia po awansie Polski na Euro 2024. – Takie mecze są ważne. Czasami takie spotkania budują drużynę – mówił kapitan biało-czerwonych po końcowym gwizdku przed kamerami TVP Sport.
– Podsumowując naszą drogę do Euro 2024, to zaczęliśmy bardzo źle. Ile punktów traciliśmy, z jakimi przeciwnikami… – nie ukrywał kapitan reprezentacji Polski. – Później przyszły baraże i czuło się, że to jest coś innego. Że coś się zmienia. Że czujemy się pewniej, że jest inny pomysł.
– W tym meczu od początku graliśmy dobrze. Brakowało co prawda kropki nad “i” w postaci ostatniego podania, klarownej sytuacji. I to jest coś, co można poprawić. Jeśli chodzi o całe spotkanie, to walczyliśmy i uważam, że byliśmy lepszą drużyną. Z gry ciężko im było coś stworzyć – kontynuował.
– Takie mecze są ważne. Czasami takie spotkania budują drużynę – dodał. – Wiemy, jak chcemy grać. Na boisku takie rzeczy się czuje. Że tam nic przypadkowego się nie wydarza. Czasami tego tak nie widać, ale ja to na boisku czułem. Jestem dziś dumny z tej reprezentacji, że po bardzo słabych eliminacjach, szybko się otrząsnęliśmy i znów jesteśmy na wielkim turnieju. Teraz możemy tylko zyskać. Wiemy, z jakimi przeciwnikami będziemy się mierzyć, ale po to się gra w piłkę. Żeby jeździć na duże imprezy. Tam chcemy pokazać to, co mamy najlepsze.
Piotrowski: To najważniejszy mecz w mojej karierze
Lewandowski wypowiedział się także o konkursie jedenastek. – Karne to loteria. Wiedziałem, że kluczowa będzie koncentracja i spokój. Takie rzuty karne wyglądają inaczej, niż zazwyczaj w klubach. Chłopaki dali radę, Wojtek obronił decydującego karnego.
– Droga na turniej była ciężka, wyboista, ale za to duże słowa uznania. Każdy z nas zdaje sobie sprawę, że tylko w grupie możemy zwyciężać. Indywidualne statystyki nie mają większego znaczenia, na końcu liczy się wygrana. Możemy być szczęśliwi z tego awansu – podsumował Lewandowski.
Lewy odniósł się także do hymnu Polski, który wybrzmiał przed spotkaniem. Kapitan naszej kadry nie gryzł się w język.
– Przed meczem trochę się wkurzyliśmy. Naszego hymnu nie było w ogóle słychać. Trochę patrzyłem na chłopaków, trochę na trybuny. Po meczu to była jedna z pierwszych myśli – żeby zaśpiewać “Mazurka Dąbrowskiego” wspólnie z kibicami, którzy tutaj przyjechali nas wspierać. Dla nas było to fajny moment. Miałem ciarki.
WIĘCEJ NA WESZŁO:
- 120 minut nudy? Chrzanić to! JEDZIEMY NA EURO!
- Lekcja od Szczęsnego, czyli czas przywracania godności
- Niedoszły żużlowiec, kibic Chelsea, ministrant. „Dla Piotrowskiego nie ma szczytu nie do zdobycia”
Fot. Newspix