Reklama

Lebrun. Dwaj bracia rozkochali w sobie Francję. Czy przerwą dominację Chin przy stole?

Sebastian Warzecha

Autor:Sebastian Warzecha

21 lutego 2024, 14:17 • 15 min czytania 3 komentarze

W styczniu tego roku Nigeryjczyk Quadri Aruna, jeden z czołowych zawodników światowego rankingu, pokonał Alexisa Lebruna w turnieju WTT Star Contender w indyjskim Goa. Porażka Francuza szybko jednak została zapomniana. Rundę później Aruna przegrał bowiem z… mniejszą kopią Alexisa. Młodszy o trzy lata Felix Lebrun szybko pomścił brata. A potem wygrał kolejne dwa mecze, co oznaczało triumf w całym turnieju. Gdzie Alexis nie mógł, tam udało się Felixowi. Bo gdy jest was dwóch, łatwiej o sukcesy. Bracia wiedzą to od dawna, a Francja zaczyna szaleć na ich punkcie.

Lebrun. Dwaj bracia rozkochali w sobie Francję. Czy przerwą dominację Chin przy stole?

To osiemnasty artykuł z realizowanego we współpracy z ORLEN S.A. cyklu „Droga do Paryża”, opowiadającego o igrzyskach olimpijskich, który od końcówki poprzedniego roku ukazuje się na naszym portalu

***

Rodzinny biznes

Ojciec? Były numer siedem francuskiego tenisa stołowego, który potem został trenerem. Matka i siostra? Pracują w lokalnym klubie. Wujek, Christophe Legoût? Trzykrotny olimpijczyk, kiedyś 14. tenisista stołowy świata. – Wszystko to bardzo na nas wpływało, gdy byliśmy mali. W domu rozmawialiśmy właściwie tylko o ping pongu. To nasza pasja – mówił Alexis.

Reklama

To on jest starszy, o trzy lata. Rocznik 2003, z sierpnia. Grać zaczął, gdy miał jakieś trzy lata, odbijał głównie z ojcem. – Szybko chciałem grać w turniejach. Próbowałem też koszykówki i tenisa ziemnego, ale gdy miałem 10 lat, musiałem wybrać. Wolałem ping ponga, bo w tenisie rozgrywało się mniej meczów, a ja kochałem rywalizację – wspominał. Brat, rocznik 2006, szybko poszedł w jego ślady, też chwycił rakietkę jako trzylatek. Choć na obu nikt nie wywierał żadnej presji.

Od zawsze to lubili. Jasne, stale rozmawialiśmy o tenisie stołowym, ale to sama gra ich wciągnęła – wspominał Stéphane, ojciec braci. – Alexis szybko złapał podstawy. On zresztą często robi rzeczy, których inni nie potrafią. Zaczął chodzić, gdy miał siedem miesięcy. Rzeczy, których nauczenie się zajmuje mi kilka tygodni, on łapie w dwa dni. Widzi coś i uczy się z miejsca, właściwie bez treningu.

– Naszą rodzinę śmiało można nazwać ping pongową. Byłem mały, gdy dołączyłem do klubu [w Montpellier, założonego przez jego ojca – przyp. red.], myślę, że urodziłem się z rakietką w ręce. Gdy jemy obiad, rozmawiamy o tenisie stołowym z ojcem i bratem. Moja matka i siostra rozmawiają o innych rzeczach, ale przeważnie ich nie słuchamy. Nie mam pojęcia, o czym mówią (śmiech) – opowiadał Alexis.

Obaj tak naprawdę już dawno przerośli ojca, Alexis jest dwukrotnym mistrzem kraju, Felix należy do światowej czołówki i od małego grał w mistrzostwach Europy w swoich kategoriach wiekowych (czasem wygrywając). Ale wciąż pytają go o rady, podobnie jak wujka, którego doświadczenie z igrzysk i wielkich turniejów ma dla nich spore znaczenie. Choć ani jeden, ani drugi oficjalnie ich nie trenują – w czasie wyjazdów team braci składa się z Nathanaëla Molina, ich trenera, czasem wspieranego przez Jérémy’ego Suraulta, szkoleniowca od przygotowania fizycznego, oraz Julie Molin, fizjoterapeutkę.

Dzielimy razem wiele chwil, to nie tylko praca, ale i przygoda – mówił Molin, który z braćmi jeździ po całym świecie. Team zresztą jest zbudowany – co we Francji rzadkością – właściwie w całości na potrzeby Lebrunów i ich rozwoju. Z narodowej federacji regularnie otrzymują oni wsparcie finansowe. Nic dziwnego, dla tamtejszego tenisa stołowego bracia to wręcz dar od niebios.

Reklama

Mówi się, że taki talent trafia się raz na trzy, może cztery generacje w danym klubie. A my mamy takie dwa, to wielkie szczęście – zachwycał się Vincent Arnaud, trener w klubie w Montpellier. Ale zachwycają się i włodarze francuskiego ping ponga. Bo dzięki Lebrunom ich sport zaczął budzić prawdziwe zainteresowanie fanów.

Matka odbiera telefony

Gdy grali w Makau, rozdali dziesiątki autografów. Chińscy fani z miejsca ich rozpoznali, wiadomo, tam tenis stołowy ma zupełnie inny status. A Lebrunowie tak łatwo się nie schowają, zwłaszcza razem. Charakterystyczne blond włosy i okulary z miejsca pozwalają ich rozpoznać. W konsekwencji dostali więc wtedy najlepszy dowód na to, że nie są już dzieciakami, które próbują osiągnąć sukces.

Francuzi stali się prawdziwymi gwiazdami swojego sportu. Nawet jeśli jeszcze niewiele wygrali.

Kto wie, czy w Chinach nie są bardziej znani, niż we Francji. Do niedawna w ojczyźnie Lebrunów mało kto interesował się tenisem stołowym – w końcu od lat 90. i sukcesów Jeana-Philippe’a Gatiena, srebrnego medalisty olimpijskiego z Barcelony i mistrza świata z 1997 roku, nie mieli wielkich graczy w skali światowej. Teraz – za sprawą dwóch braci – może się to zmienić. A że igrzyska za kilka miesięcy odbędą się w Paryżu, to zainteresowanie naturalnie się pojawia.

Dobrze jest dostać nieco więcej uwagi od mediów dla tenisa stołowego. To dla nas ważne, bo do tej pory nasz sport wydawał się niezbyt medialny. Jeśli możemy mu pomóc i sprawić, że będzie o nim mówić więcej osób, to jest super – mówił Felix. Z kolei Alexis dodawał: – Wokół ping ponga rozpętało się szaleństwo. Fajnie jest widzieć własną twarz w dużych magazynach.

Oficerem prasowym braci w pewnym momencie został ich trener, bo właściwie nie było czasu, by sprowadzić kogoś do tej roli, skoro obaj w ciągu roku przeskoczyli o 700 miejsc w światowym rankingu i pewnym krokiem weszli do pierwszej setki. – Musiałem szybko zacząć myśleć o tym, które oferty wywiadów będą dla nich dobre, które nie. Na co się zgodzić, a na co niekoniecznie. Zdawałem sobie sprawę, że ta uwaga mediów szybko może się rozmyć, jeśli coś zepsujemy. Trzeba było działać uważnie – wspominał.

Bracia (z medalami w dolnym rzędzie) po turnieju tenisa stołowego rozgrywanego w ramach igrzysk europejskich w Krakowie. Fot. Newspix

Pomagała też matka chłopaków. Zwłaszcza, gdy ci akurat byli w domu. Odbierała telefony, zarządzała ich czasem, ustawiała wywiady, sesje zdjęciowe czy inne materiały. – My możemy się skoncentrować na grze. Dla nas więc została ta nieskomplikowana część, mama ma gorzej (śmiech). Radzi sobie jednak bardzo dobrze – mówili bracia. Co ciekawe, ich wzlot na szczyty światowego tenisa stołowego, sprawił, że wiele zmienić musiała nawet… ich rodzima federacja.

Wszystko, co do tej pory robiliśmy, teraz musimy zmienić, starać się ułożyć to jeszcze bardziej profesjonalnie. Alexis i Felix pokazali nam, że wszystko jest możliwe. To, co robią, wykracza poza sam sport, grę. To dla nas nowość, która ożywia naszą dyscyplinę, wzmacnia całą społeczność – mówił Gilles Erb, prezydent francuskiej federacji.

Przede wszystkim jednak – przyciąga fanów. We Francji zapanowało faktyczne ożywienie na punkcie tenisa stołowego, tym bardziej, że w kraju mają poza Lebrunami jeszcze kilku zdolnych juniorów. Wyróżnia się choćby 15-letni Flavien Coton, mistrz świata kadetów (do lat 15), który potrafił nawet pokonać jednego z braci.

Wręcz mnie ośmieszył. Nie potrafiłem odnaleźć własnej gry. Byłem kompletnie zagubiony. A on grał świetnie, wykorzystał swój dobry dzień do maksimum. Ale będą jeszcze kolejne mecze, obaj jeszcze trochę pogramy. (śmiech). Myślę, że jeszcze z nim zagram – mówił pokonany Alexis.

On też twierdził, że do zainteresowania mediów i fanów już się przyzwyczaił. Początkowo właściwie go nie dostrzegł, bo wszystko działo się niesamowicie szybko, do tego w 2022 roku grał w turniejach przez niemal 300 dni, rzadko wracał do ojczyzny. To wtedy zaliczył wielki przeskok w rankingu. Dopiero, gdy miał nieco czasu na odpoczynek, zorientował się, że zaczął budzić większą uwagę, zyskał popularność. A wraz z nim dotknęło to i Felixa.

Ale musieli się do tego przyzwyczaić. To w końcu – jakby nie było – ich własna wina.

Triumfy nad największymi

W zeszłym roku obu braci można było oglądać w hali… Hutnika Kraków. W trakcie organizowanych w Małopolsce igrzysk europejskich co prawda wiele sportów zostało potraktowanych przez czołowych zawodników po macoszemu, ale akurat w tenisie stołowym rywalizacja – na skalę europejską rzecz jasna – stała na wysokim poziomie. Wśród singlistów w dużej mierze właśnie za sprawą Lebrunów.

Obaj stanęli na podium. Wygrał młodszy, wtedy jeszcze 17-letni Felix. Alexis był trzeci. Świetny był finał, ozdoba turnieju, w którym młody Francuz wytrzymał napór ze strony Marcos Sousy Da Silvy Freitasa i wygrał po siedmiu setach.

To szaleństwo. Starałem się grać mecz po meczu, dopiero gdy byłem w półfinale, uświadomiłem sobie, że faktycznie mogę wygrać. Czuję czyste szczęście. Fakt, że stoję na podium razem z Alexisem, to coś wspaniałego, wielkie osiągnięcie. Finał? Nie zacząłem go zbyt dobrze, ale pozostałem spokojny i wygrałem kolejne sety. W czwartym rywal coś zmienił, grało mi się dużo trudniej, ale ostatecznie znalazłem rozwiązanie. Od stanu 9:9 w decydującym secie, nasze wymiany były niesamowite – opowiadał Felix.

Alexis cieszył się z kolei z własnego sukcesu, ale – może nawet bardziej – z osiągnięcie brata. Podkreślał jednak, że ma nadzieję, że to tylko początek i jeszcze wielokrotnie staną razem na podium i wspólnie będą mogli świętować swoje sukcesy. A ich trener zaznaczał, że… w sumie to się takich wyników po prostu nie spodziewali. – Chłopcy nie mają jeszcze dużo doświadczenia z takich imprez. Wielokrotnie grali w meczach na dystansie pięciu setów, ale nigdy do czterech wygranych partii. To dla nich nowość, więc to tym bardziej coś specjalnego – mówił Molin.

Igrzyska europejskie stały się tym samym potwierdzeniem tego, o czym mówiono od dawna – że tenis stołowy na Starym Kontynencie ma nowe gwiazdy. Tak naprawdę jednak to samo można napisać już o światowym. Felix jest przecież aktualnie szóstym zawodnikiem rankingu. Alexis zajmuje 21. miejsce, ale jego wielokrotnie zatrzymywały kontuzje.

Pod koniec 2022 roku doznałem urazu kolana, związanego z przeciążeniami. Musiałem odpuścić ostatni miesiąc rywalizacji. Wcześniej miałem kontuzję łokcia. Jestem przyzwyczajony, przeszedłem przez właściwie wszystkie choroby czy urazy związane z dorastaniem. Z urazem łokcia grałem w wielu meczach, właściwie bez treningów. Potem przeszedłem operację, przez rok nie byłem przy stole. Pracujemy na moim zdrowiem – mówił przy kilku okazjach.

Z obu braci to on jednak ma na swoim koncie więcej sukcesów. Dwukrotnie zostawał mistrzem kraju, wygrał kilka całkiem dużych turniejów, przede wszystkim jednak – zaliczał wielkie triumfy w pojedynczych spotkaniach. W karierze potrafił pokonać Emmanuel Lebessona (mistrza Europy z 2016 roku), Tomokazu Harimoto (świetnego japońskiego zawodnika), Mattiasa Falcka (wicemistrza świata z 2019 roku), a wreszcie – Fana Zhendonga.

Innymi słowy: aktualnie najwybitniejszego tenisistę stołowego świata. Człowieka, który w okresie od przegranego finału igrzysk olimpijskich w Tokio do 21 kwietnia 2022 roku, gdy grał z Alexisem, zanotował tylko trzy porażki w singlu. – Takie wygrane w oczywisty sposób napędzają. Ale już od pewnego czasu byłem przekonany, że potrafię rywalizować z każdym. Choć pokonać najlepszego z Chińczyków to zupełnie inne uczucie. Udowodniłem, że jestem w stanie zrobić to raz, teraz muszę pokazać, że mogę to powtórzyć – mówił niedługo po tym.

Na razie się nie udało. W dużej mierze przez urazy. Niemniej – zainteresowanie fanów po tamtej wygranej, połączonej z wielkim skokiem w rankingu na przestrzeni kilku miesięcy, było ogromne. Poza tamtym sukcesem może też pochwalić się triumfami nad Dimitrijem Ovtcharovem (wtedy światową „9”, najlepszym europejskim tenisistą ostatniej dekady, dwukrotnym brązowym medalistą igrzysk) czy Liangiem Jingkunem (światową „3”).

Czy wtedy rozumiałem, że to coś szalonego na francuskie warunki? Dopiero po wiadomościach, jakie otrzymywałem. Po wygranej nad Ovtcharovem całe popołudnie odpisywałem na gratulacje. Może nie powinienem, muszę wyrobić nawyk wyłączania telefonu i odpoczywania, ale wtedy cieszyłem się tymi wiadomościami. To był pierwszy mecz, gdy grałem z rywalem na takim poziomie. To legenda tenisa stołowego. Cieszyłem się tym, że zagram na centralnym stole, że jest dużo kibiców. Sama atmosfera była dla mnie czymś wspaniałym. Ale gdy stanąłem przy stole liczyło się tylko zwycięstwo – opowiadał.

Co ciekawe, zwycięstwem nad Ovtcharovem może pochwalić się też Felix, dokonał tego niedługo po triumfie w igrzyskach europejskich. Zresztą od tamtego czasu to młodszy z braci wyraźnie poszedł w górę, wspinając się do TOP 10 światowego rankingu. Ale jeśli chodzi o najważniejsze zwycięstwo, jakie odniósł w karierze, sam wskazuje pokonanie Ma Longa (dwukrotnego mistrza olimpijskiego w singlu) w Budapeszcie, jeszcze w 2022 roku.

Cieszyłem się tym, że w ogóle z nim zagram, bo przecież jest już starszym zawodnikiem. Chciałem mieć taką okazję, zanim skończyłby karierę. Widziałem wywiady, w których mówił, że w moim wieku nie grał tak dobrze, jak ja. To było coś niesamowitego, usłyszeć to od niego – mówił Felix. Do jego sukcesów dopisać możemy też kilka miejsc na podium w turniejach WTT Series, głównie niższych rang, również w deblu, razem z bratem, bo często grają razem.

Choć zdarza się, że i przeciwko sobie.

Podobni na co dzień, różni przy stole

Dziś osoby z ich otoczenia wspominają, że wpływ na wystrzał formy obu braci miało zbudowanie wokół nich teamu, przed dwoma laty. Oni sami twierdzą jednak, że równie istotny był… lockdown. Grali wtedy w domu, przeciwko sobie. Trenowali konkretne zagrania, urozmaicali swoją grę. Potem widać było tego efekty.

Pomagają zresztą sobie na różne sposoby. Obaj zapisują uwagi dotyczące rywali, dają wzajemny feedback, przez co gdy któryś z braci gra z przeciwnikiem znanym już drugiemu z nich, ma znacznie więcej informacji, niż gdyby wychodził do stołu w ciemno. – Obaj staramy się rozwijać. Dajemy sobie wskazówki, podpowiadamy. Mecze sparingowe traktujemy niezwykle poważnie, bo kto wygra, może żartować z drugiego. Dzięki temu obaj rozwijamy się na dwóch poziomach: żeby być jak najlepszymi i żeby pokonać brata – mówił Felix.

Jemu w oficjalnych meczach jeszcze się to nie udało. Do tej pory wszystkie takie starcia wygrał Alexis, nawet jeśli w ostatnim czasie ogółem w świecie tenisa stołowego lepiej poczyna sobie Felix. – Coraz trudniej i trudniej jest mi z nim wygrywać. Gdy byliśmy mniejsi, miałem przewagę wieku i ciała, ale teraz Felix gra coraz lepiej. Wygrywanie z nim staje się bardziej skomplikowane. Mecze między nami są szczególne, ale też niosą więcej stresu – mówił starszy z braci.

Ich spotkanie w finale mistrzostw Francji – naturalnie wygrane przez Alexisa – przywołuje wiele osób z francuskiego związku, jako przykład meczu, który bardzo ożywił zainteresowanie dyscypliną. Obaj grali w nim znakomicie. – Ich style gry są atrakcyjne i kreatywne. To naturalne, że podnoszą zainteresowanie – mówił Steve Dainton, dyrektor generalny Międzynarodowej Federacji Tenisa Stołowego.

Trzeba tu jednak podkreślić, że jeśli chodzi o grę, różnią się. I to znacznie.

Alexis? Dużo miesza, opiera się na znakomitej grze w obronie, ale potrafi przejść do ataku i zaskoczyć rywala. Bywa, że w niektórych meczach nie oddaje nawet pola, a sam przejmuje inicjatywę. Ma bardzo dobry i różnorodny serwis, świetnie adaptuje się do warunków przy stole. – Będę tak postępować nadal, grać inaczej zależnie od rywala, wybierać najlepsze rozwiązania, by z nimi wygrywać – mówił.

Felix z kolei jest inny już pod kątem tego… jak trzyma rakietkę. Robi to bowiem po „chińsku”, stylem piórkowym. – Trzymasz ją jak długopis. Nadgarstek jest dzięki temu uwolniony, bardziej swobodny, łatwiej jest złapać rywala na nieprzygotowaniu. Odkryłem to, gdy oglądałem Chen Jiana, chińskiego gracza, który przyjechał trenować do Montpellier – opowiadał. Warto dodać, że miał wtedy ledwie kilka lat, nikt jednak nie odwodził go od tego chwytu. I z nim już został, dziś jest jednym z niewielu Europejczyków, którzy tak grają.

Ale to do niego i jego gry jak najbardziej pasuje.

Opieram się na szybkości zagrań, próbuję zepchnąć rywala do defensywy, nie dać mu złapać oddechu. Często używam backhandu, ale poprawiłem też w ostatnim czasie forehand. Myślę, że bardzo rozwinęła się siła moich zagrań. Teraz jestem w stanie kończyć wymiany znacznie szybciej, to mi pomaga – mówił młodszy z braci. Nawiasem mówiąc filozofia gry obu odpowiada temu, jakich mają idoli sportowych.

Obaj wybrali tenisistów, ale ziemnych. Nieco bardziej wycofany, często kontrujący Alexis uwielbia Rafę Nadala. Felix, atakujący i nacierający na rywala, kochał styl gry Rogera Federera. Choć tak naprawdę obaj w pewnym sensie łączą cechy Szwajcara i Hiszpana. Felix potrafi harować przy stole jak Nadal na korcie, Alexis bywa tak kreatywny jak Federer w najlepszych czasach.

O ile jednak Rafa i Roger przez lata wyznaczali standardy w tenisie ziemnym, tak Lebrunowie sami próbują dorównać standardom narzuconym przez innych.

Cel? Pokonać Chiny

Wielu chińskich graczy uważa już dziś, że Alexis i Felix mogą stanowić dla nich duże zagrożenie w kolejnych latach. To jednak Chińczycy niezmiennie od lat są na szczycie światowego tenisa stołowego. Na igrzyskach olimpijskich od 1988 roku – gdy ping pong trafił do ich programu – Kraj Środka zdobył 32 złote medale na 37 możliwych. Trzy wykradła im Korea Południowa, jeden Japonia, a jeden wielki Jan-Ove Waldner ze Szwecji, być może najlepszy Europejczyk, jaki kiedykolwiek uprawiał ten sport.

W rywalizacji drużyn (organizowanej w miejsce debla od 2008 roku) Chińczycy są niepokonani. Nadzieje Lebrunowie mogą pokładać jednak w tym, że to w singlu najczęściej tracili złota. Poza Waldnerem z 1992 roku, przełamać chińską potęgę zdołali Koreańczycy: Yoo Nam-kyu (1988, we własnym kraju) i Ryu Seung-min (2004).

Chińczycy uznają nas za zagrożenie? To tylko potwierdza, że jesteśmy w stanie rywalizować z nimi w konkretnych momentach. To wielka pochwała, mamy nadzieję, że pokażemy, że ich obawy były słuszne – mówił Alexis.

Do regularnego ogrywania najlepszych graczy z Państwa Środka Francuzom oczywiście na razie daleko, ale wcale nie muszą tego robić raz za razem, by triumfować w igrzyskach. Weźmy Seung-mina w 2004 roku – lista jego indywidualnych sukcesów nie jest długa, nigdy nie był nawet w finale mistrzostw świata. Ale akurat w Atenach był w formie życia, a w finale pokonał Wang Hao, najlepszego wówczas chińskiego zawodnika, który w 2008 i 2012 roku też dochodził do finałów igrzysk i… zawsze je przegrywał.

ZWROT 50% DO 500 zł – BEZ OBROTU W FUKSIARZ.PL!

Wróćmy jednak do francuskich braci, którzy już wiedzą, że mogą pokonywać rywali ze Wschodu. Na razie okazjonalnie, ale regularność pewnie mogą nabyć z czasem. Choć dobrze wiedzą, że muszą dać z siebie 200 procent, by w ogóle o tym myśleć.

Rywalizacja z Chinami? To nie jest równa walka. Oni mają znacznie więcej środków, więcej licencji, więcej graczy, przez co pojawia się u nich znacznie więcej wielkich talentów. Wykładane na tenis stołowy pieniądze są u nich właściwie nielimitowane. Trudno z nimi przez to rywalizować. Ale to nas nie powstrzymuje, cały czas szukamy pomysłów na to, jak zniwelować tę różnicę wynikającą z braku podobnego zaplecza u nas – mówili Lebrunowie.

Celem są dla nich, oczywiście, igrzyska. Ale aktualnie rywalizują z Chińczykami też w trwających właśnie w Busan drużynowych mistrzostwach świata. Przez fazę grupową Francuzi – z braćmi, doświadczonym Simonem Gauzym (30. na świecie), Julesem Rollandem (75.) oraz Lilianem Bardetem (112.) – przeszli z kompletem punktów i ledwie jedną porażką w pojedynczym spotkaniu (Gauzy przegrał 2:3 z Andersem Lindem z Danii, ale cały mecz Francuzi i tak wygrali 3:1). Dziś z kolei pokonali reprezentację Polski w meczu 1/8 finału 3:0, Felix 3:1 w setach ograł Miłosza Redzimskiego, z kolei Alexisowi problemy sprawił Jakub Dyjas (3:2 dla Francuza).

Jutro Francuzi zmierzą się z reprezentacją Portugalii, jeśli przejdą i tę przeszkodę, będą w półfinale i powalczą o to, by przywieźć do kraju medal. Gdyby go zdobyli, to w ich ojczyźnie na punkcie tenisa stołowego rozpętałoby się jeszcze większe szaleństwo. A w Paryżu na halę w trakcie jego turnieju przychodziłyby prawdziwe tłumy.

SEBASTIAN WARZECHA

Czytaj więcej tekstów z cyklu “Droga do Paryża”:

Fot. Newspix

Gdyby miał zrobić spis wszystkich sportów, o których stworzył artykuły, możliwe, że pobiłby własny rekord znaków. Pisał w końcu o paralotniarstwie, mistrzostwach świata drwali czy ekstremalnym pływaniu. Kocha spać, ale dla dobrego meczu Australian Open gotów jest zarwać nockę czy dwie, ewentualnie czternaście. Czasem wymądrza się o literaturze albo kinie, bo skończył filmoznawstwo i musi kogoś o tym poinformować. Nie płakał co prawda na Titanicu, ale nie jest bez uczuć - łzy uronił, gdy Sergio Ramos trafił w finale Ligi Mistrzów 2014. W wolnych chwilach pyka w Football Managera, grywa w squasha i szuka nagrań wideo z igrzysk w Atenach 1896. Bo sport to nie praca, a styl życia.

Rozwiń

Najnowsze

Liga Narodów

Nowe reguły losowania grup eliminacji MŚ. Jak zwolnić trenera, to teraz

AbsurDB
7
Nowe reguły losowania grup eliminacji MŚ. Jak zwolnić trenera, to teraz

Igrzyska

Igrzyska

Stres, depresja i inne zaburzenia polskich sportowców „Dzieje się dużo złego”

Jakub Radomski
62
Stres, depresja i inne zaburzenia polskich sportowców „Dzieje się dużo złego”

Komentarze

3 komentarze

Loading...