Lubin to specyficzne miejsce w futbolu. Od lat funkcjonowało trochę jak Trójkąt Bermudzki, w którym zginęła masa piłkarzy. Trochę jak Twin Peaks, gdzie działo się wiele nietypowych rzeczy – działacze zatrudniali piłkarzy po znajomości, tych potem lali kibice, aż koniec końców wszystko się zawaliło. Zagłębie zaliczyło katharsis, oczyściło się, zredukowało listę płac, ale jedno się nie zmienia – duch Michała Gliwy wciąż krąży nad stadionem. I jak już padają bramki, to w naprawdę kuriozalnych okolicznościach. Mówiąc wprost – babole. Tym razem w roli głównej wystąpił duet Todorovski-Forenc.
Czyjej winy było więcej? Bezwzględnie Macedończyka. Najpierw założył klapki na oczy jak koń, potem na konia posadził kolegę, który nie spodziewał się po pierwsze – aż takiego sprytu Demjana, po drugie – że Todorovski zachowa się tak nonszalancko. Było to jednak jedyne głupie zagranie tego meczu. Poza tym – w przeciwieństwie do kiszki, jaką zaserwował Ruch – oglądało się to spotkanie naprawdę dobrze i to po obu stronach. Przede wszystkim w Ekstraklasie pokazało się kilka nowych twarzy, które już teraz warto zapamiętać, bo pewnie jeszcze nieraz o nich usłyszymy. O kim mowa?
a) Kohei Kato – środkowy pomocnik Podbeskidzia. Może i nie robi niczego spektakularnego, nie szuka kwadratowych jaj, ale cały czas jest pod grą, w ogóle nie ucieka i bierze udział praktycznie w każdej akcji. Zero alibi. Jeśli chodzi o dyktowanie tempa i rytmu meczu – naprawdę wysoka klasa, przynajmniej dzisiaj. Momentami przypominał się Akahoshi.
b) Bartosz Jaroch – prawy obrońca Podbeskidzia. Rocznik 1995. Nie spalił się w defensywie i potrafił znaleźć równowagę w podłączaniu się do ofensywy, co często bywa problemem u tak młodych zawodników. Obiecujący występ.
c) Jan Vlasko – jeszcze bez liczb, ale… Słowo klucz: „jeszcze”. Niezwykle aktywny w ataku, niezły stały fragment, do tego sposób porusza się w stylu Meliksona. Na Słowacji był jedną z największych gwiazd. Jeżeli Lubin nie wciągnie go jak wielu innych Przybeckich, może okazać się dużym wzmocnieniem.
Najważniejsze karty rozdali jednak uznani ligowcy. Wspomniany Demjan, który w końcu zaczął wyglądać jak przed wyjazdem do Belgii oraz Dąbrowski, który na transfer (do Turcji) właśnie czeka. Dziś naharował się w obronie jak dzik, wykonał kilka udanych wślizgów, a w kluczowym momencie praktycznie uratował punkt, wpychając się z pełnym impetem między Nowaka i Kolcaka i dając Papadopulosowi karnego. Ogólne wrażenia z meczu są jednak wyjątkowo pozytywne. Miło popatrzeć na tak odmienione Zagłębie i tak dobrze zorganizowane Podbeskidzie. Oby tak dalej.