Reklama

Cardenas: Historia, styl i filozofia Rakowa są atrakcyjne dla piłkarzy. Niewielu nam odmawia [WYWIAD]

Szymon Janczyk

Autor:Szymon Janczyk

02 lutego 2024, 13:48 • 14 min czytania 77 komentarzy

Samuel Cardenas to najmłodszy dyrektor sportowy w Polsce i pierwszy od dawna zagraniczny działacz, który pracuje w Ekstraklasie. W pierwszym dłuższym wywiadzie opowiada o tym, jak zdobywał doświadczenie w swoim zawodzie, od czego to w ogóle się zaczęło oraz o projekcie, który chce budować w Rakowie Częstochowa. – Przyszłość każdej drużyny na tym poziomie to inwestowanie w młodych zawodników. Z powodów sportowych i finansowych – deklaruje i wyjaśnia, jakich transferów możemy się po nim spodziewać.

Cardenas: Historia, styl i filozofia Rakowa są atrakcyjne dla piłkarzy. Niewielu nam odmawia [WYWIAD]

Jaka jest najgorsza część pracy dyrektora sportowego?

Każdy rodzaj pracy w profesjonalnej piłce cię pochłania. Ciężko jest utrzymać work-life balance i łączyć życie prywatne z zawodowym. Ale koniec końców wszyscy, którzy pracują w piłce, mają ogromne szczęście.

Żeby to robić, trzeba kochać ten sport w sposób wyjątkowy.

To obsesja.

Reklama

Dotyczy ona także ciebie?

Jeśli chcesz odnieść sukces, musisz włożyć w to serce i wiele wysiłku. Nie chodzi jedynie o futbol — w każdej pracy, żeby coś osiągnąć, musisz pokazać wielkie zaangażowanie.

Miałeś tak od początku, czy był jakiś moment, w którym stwierdziłeś: idę na całość?

Byłem nikim. Nie miałem za sobą ani udanej kariery, ani znajomości. W piłce nożnej nikt na ciebie nie czeka, nie zaprasza cię do siebie z otwartymi rękami. To zamknięte środowisko, do którego ciężko się dostać i w którym ciężko się utrzymać. Zapracowałem na to, gdzie jestem, ale nie zapominam, skąd startowałem. Dlatego mówię, że ta praca to szczęście i przywilej. Niewiele osób pracuje jako skauci, dyrektorzy sportowi.

Jest w tym prawda, ale uważam, że piłka nożna oferuje szanse dla osób z zacięciem. Byłeś młody, a dostałeś pracę w Gent, w topowej lidze. Niedawno rozmawiałem z Kamilem Nowakiem, który jako samouk dotarł do roli skauta w Premier League w krótkim czasie. Nie jest to więc zupełnie zamknięte środowisko.

Widzisz pozytywne przykłady, a nie to, że na każdego z nas przypada kilka tysięcy osób, które chciałyby być na naszym miejscu, robić to samo, ale nie miały tej szansy. W normalnej pracy masz rekrutację na stanowisko w formie otwartego konkursu. Wysyłasz CV i masz szansę na daną posadę. W piłce nożnej liczba miejsc pracy jest mocno ograniczona, często nie ma nawet „ogłoszeń” o pracę. Powiedzmy, że w każdym kraju jest średnio 20-30 miejsc pracy dla dyrektorów sportowych, czyli znacznie mniej niż w większości zawodów. Oczywiście jest to rzecz osiągalna, ale to wspinaczka. Na szansę składa się wiele spraw, w tym szczęście, odpowiedni czas, poznanie właściwych osób.

Reklama

Jak znaleźć piłkarza w Premier League? Kamil Nowak o kulisach pracy skauta i analityka w Anglii [REPORTAŻ]

Jak więc wyglądała twoja wspinaczka?

Oglądałem mnóstwo meczów, chodziłem na stadiony co weekend. Tam poznałem różne osoby i w ten sposób dostałem pierwszą pracę. Spotkałem skauta Southampton, który wiele miesięcy później zadzwonił do mnie i spytał, czy nie chciałbym zostać ich skautem młodzieżowym na Londyn. Jeszcze wcześniej zrobiłem licencje trenerskie, podszedłem do tego bardzo poważnie, zdobywałem wiedzę. Studiowałem, pracowałem poza piłką, żeby się utrzymać, robiłem wiele rzeczy naraz. Momentem przełomowym była dla mnie praca tłumacza, dzięki której poznałem wielu ludzi z akademii z różnych krajów. Dzięki tłumaczeniom poznałem osoby z Valencii i zostałem tam pół roku.

Skauting to jednak także umiejętność oceny zawodnika.

Na koniec właśnie to decyduje o twoim sukcesie. W moim przypadku wszystko działo się szybko: po roku pracy na pół etatu w Gent zostałem skautem na pełen etat, więc mogłem się skupić na jednym zajęciu zamiast trzech. Minął kolejny rok i zostałem szefem skautów, co oznaczało kompletnie nowy zakres obowiązków, bo w Gent nie było dyrektora sportowego, więc transfery spoczywały na mnie i prezesie.

A kiedy zorientowałeś się, że potrafisz dobrze ocenić piłkarza?

Im więcej meczów oglądasz, tym lepiej to rozumiesz, ja oglądałem ich mnóstwo. Gdy zaczynałem, oglądałem mecze całymi dniami. Czy był jakiś konkretny moment? Nie, bo to raczej sinusoida. W pewnym momencie wydaje ci się, że wiesz wszystko, a zaraz potem orientujesz się, ile ci jeszcze brakuje. Wtedy znów się uczysz, chcesz wiedzieć więcej. Na końcu zresztą ciężko zweryfikować, czy miałeś rację, bo mogłeś dobrze ocenić zawodnika, ale na sukces transferu składa się wiele rzeczy, które nie zależą od ciebie, jak kontuzje, proces adaptacji czy nawet relacje z trenerem.

Miałeś jakąś rzecz, która od początku była dla ciebie najważniejsza — i nadal jest — w kwestii oceny zawodnika?

Musisz dostosować się do klubu, w którym pracujesz i jego filozofii. Dobry zawodnik nie zawsze będzie dobrze dopasowany do każdej drużyny pod względem taktycznym. Mamy ogromną przewagę w postaci konkretnego stylu gry w Rakowie Częstochowa. Jeśli natomiast rozmawiamy o ogólnej jakości zawodników, szukam kogoś, kto wyróżnia się czymś ekstra, ma wyraźny atut. Każdy piłkarz musi mieć też głód sukcesu.

Jak więc wygląda twój proces wyboru i oceny piłkarza?

Podzielmy go na dwie części: odkrywanie zawodników i obserwowanie ich rozwoju. To drugie jest o tyle istotne, że pula piłkarzy, których znamy, jest ogromna. Przed startem okna transferowego znamy większość dostępnych opcji na rynku. Obserwowanie zawodników, których już odkryliśmy, pozwala sięgać po nich, gdy staną się dla nas osiągalni. Przykładowo: od dawna chcieliśmy sprowadzić do Gent Kamila Piątkowskiego, ale wybrał RedBull Salzburg. Gdy jednak nie grał tam tyle, ile oczekiwał, znów stał się opcją dla nas, więc to wykorzystaliśmy. Tak samo było teraz w Rakowie z Matejem Rodinem. Znałem go jeszcze z Cracovii i gdy stał się dostępny — skorzystaliśmy z okazji.

Gdy mówimy o odkrywaniu zawodników, zaczynam pracę od analizy danych. Dużo mówi się o tym, że liczby to rewolucja w futbolu, ale to działo się lata temu. Dziś to normalność w wielu klubach. Dla mnie analiza danych jest narzędziem, które pomaga być bardziej wydajnym, efektywnym jeśli chodzi o czas i środki w procesie transferowym. To narzędzie, którego używam nie jako odpowiedzi na wszystko, ale jako filtru, który potrafi efektywnie przesiać piłkarzy, żebyśmy mogli skupić się na tych, którzy do nas pasują. Zawodników z listy, którą otrzymujemy po takim filtrowaniu, obserwujemy później na żywo i na wideo.

Wtedy zaczynamy ich oglądać i znów filtrujemy, a gdy lista stanie się krótsza, oglądamy ich pod kątem detali. Kolejnym etapem jest zbieranie informacji o zawodniku: jaki ma charakter, czy zna języki obce, czy w ogóle jest nastawiony na zmianę klubu. Bardzo ważne jest dla nas poznanie piłkarza od strony pozasportowej.

Kamil, o którym wspomniałem, mówił mi, że do poznania zawodnika świetnie nadaje się skauting na żywo, bo możesz porozmawiać o nim z ludźmi z otoczenia jego i klubu.

Skauting na żywo to ogromna część mojej dotychczasowej drogi, ale to też pewien koszt, który musisz dobrze obliczyć. W tym czasie i za te pieniądze możesz zrobić co innego. Na wideo jestem w stanie dostrzec większość technicznych i taktycznych rzeczy związanych z danym zawodnikiem. Na żywo mogę lepiej ocenić intensywność i tempo gry, zobaczyć zachowania bez piłki, na rozgrzewce. Wyjazd na obserwację zawsze musi mieć określony cel i plan, bo inaczej jest stratą czasu i pieniędzy. Traktuję to jednak jako kolejne ważne narzędzie w całym procesie i nie ograniczam się tylko do jednej obserwacji. Staram się oglądać piłkarza w różnych sytuacjach: z mocnym rywalem, słabym, na fatalnej murawie, w meczu pod dużą presją. Przydatny w tym jest cały zespół, bo nie wszystko jesteś w stanie zrobić samemu.

Ile godzin oglądania wideo wystarczy, żeby ocenić zawodnika?

Nie ma żadnych ram czasowych. Chodzi o to, żeby pracować efektywnie i zdecydować, czy zawodnik pasuje do twojej drużyny, czy nie.

Pytam o to także dlatego, że ciekawi mnie, czy istnieje w ogóle ryzyko zbyt wielu detali w skautingu.

Overskauting istnieje, możesz poświęcić zbyt wiele czasu na sprawdzenie piłkarza, zagłębić się w zbyt wiele szczegółów. Używam danych tylko do filtrowania, nie do oceny. Mówię o danych eventowych, bo dane motoryczne są istotne także w dalszej części procesu — pozwalają przyjrzeć się możliwościom fizycznym zawodników, a to istotne dla naszego stylu gry. Niektóre kluby używają jednak danych eventowych do porównywania piłkarzy, którymi się interesują. Przy podejmowaniu decyzji wolę ufać swojej ocenie. Zawodnik musi mieć swoją „broń”, cechę, która go wyróżnia.

Encyklopedia z Gent. Kim jest Samuel Cardenas, nowy dyrektor sportowy Rakowa?

W Gent znaleźć kogoś takiego jest łatwiej, bo możliwości finansowe są większe.

Nie były one tak duże, jak się wydaje. W porównaniu z topowymi klubami w Belgii mieliśmy najmniejszy budżet. Pensje nie były horrendalne, nawet z punktu widzenia Polski. Jasne, niektórzy zawodnicy zarabiali dobre pieniądze, ale przykładowo młodzi piłkarze mieli rozsądne pensje. Mogliśmy wydać kilka milionów euro na transfer, to otwierało nam inne możliwości, ale w Rakowie też możemy wydawać pieniądze na wzmocnienia. Nie tak duże, więc musimy skupić się na nieco innych rynkach, ale na końcu zasada jest taka sama: szukać okazji.

Gdzie je znaleźć?

Nie ograniczamy się do jednego rynku. Jako polski klub chcę przede wszystkim znajdować piłkarzy, zwłaszcza młodych, w Polsce. Mogą to być piłkarze z niższych lig lub naszej akademii czy nawet tacy, których ściągniemy do akademii i rozwiniemy sami. Albo zawodnicy, którzy mieli problemy, a my możemy ich odbudować. Zrobiliśmy już transfery tego typu i dalej będziemy to robić, oczywiście nie zapominając jednocześnie o zagranicznych rynkach.

Rynek transferowy w krajach takich jak Polska jest brutalny dla kibica, bo w zasadzie chodzi o to, żeby znaleźć zawodnika, którego można jak najszybciej i jak najdrożej sprzedać. Bez sentymentów.

Myślę, że to sytuacja, w której znajduje się większość klubów z naszej części łańcucha pokarmowego. Nie ma różnicy między Polską a Belgią, poza cenami piłkarzy. Na końcu chodzi o to, żeby zbalansować sukces sportowy i finansowy. Chcemy mieć w Rakowie więcej historii takich, jak Kamil Piątkowski, a żeby je mieć, potrzebujemy konkretnego planu.

Jesteś zaskoczony tym, jak wygląda polski rynek transferowy? Mamy dużo pieniędzy, ale przez lata mieliśmy problem, żeby zaistnieć w Europie.

Realia są takie, że różnica budżetów między topowymi klubami w Polsce i w Europie, nawet spoza TOP 5 – Belgii, Holandii czy Portugalii — jest ogromna. Na co dzień rywalizujemy z zespołami, które mają trzykrotnie więcej pieniędzy. Na szczęście w europejskim futbolu jest miejsce na napisanie pięknych historii, pokonanie większych i bogatszych. Co chwilę widzimy na to dowody.

Jak więc pomożesz Rakowowi w napisaniu takowej?

Jest na to wiele sposobów. Moim głównym zadaniem jest zbudowanie składu, który pozwoli odnieść sukces. Widzę to tak, że będzie to zespół młody i głodny rozwoju. Nie mogę myśleć tylko o krótkoterminowej perspektywie, ale też o długofalowej wizji. Młody zespół jest w stanie poradzić sobie z obciążeniami wynikającymi z gry w Europie i naszym stylem gry opartym na wysokiej intensywności, a do tego może się rozwijać, podnosząc wartość finansową i sportową. Dzięki temu będziemy mieli graczy, którzy dzięki progresowi przerosną poziom drużyny.

Raków ma do tego dobre podstawy: właściwą filozofię i tożsamość. Zespół ma mocne osobowości i liderów, wokół których można budować przyszłość. Mam klarowny pomysł: chcę mieć węższą kadrę niż obecnie, w której pozycje numer szesnaście, siedemnaście czy osiemnaście będą zajmowali młodzi piłkarze. Dzięki temu będą mieli realne szanse na grę.

Chodzi też o to, żeby ci zawodnicy byli ambitni. Nie potrzebujemy takich, którzy przychodzą tu tylko po to, żeby zarobić pieniądze. Nawet 30-latek może wciąż chcieć coś osiągnąć, rozwinąć się. Mamy sztab szkoleniowy, który każdego dnia poświęca się dla piłkarzy i oferuje im znakomite warunki do pracy.

Michał Świerczewski, Raków i Tatran Preszów. Czy i po co powstanie “x-kom Football Group”?

Jakich argumentów użyłeś, żeby przekonać zawodników do dołączenia do Rakowa?

Pokazałem im, jaką drogę przeszedł ten klub: od drugiej ligi do mistrzostwa Polski. Skoro mogliśmy to zrobić mimo naszych braków, to jak wiele będziemy mogli osiągnąć, gdy to poprawimy? Nasz sztab szkoleniowy pracuje z graczami indywidualnie, jest dla nich wsparciem 24 godziny na dobę. Możesz w to nie wierzyć, ale nie w każdym miejscu tak to wygląda. W zespole też to wiedzą i czują, atmosfera zacięcia do pracy i rozwoju udziela się każdemu.

Gwarantujecie im warunki, których wiele klubów może zazdrościć?

Ale nie wszystko jest idealne. Mam świadomość, że musimy podnieść jakość naszej infrastruktury, obiektów treningowych, boisk. Czasami jednak mniej znaczy więcej. Jak podtrzymać chęć rozwoju, gdy ma się wszystko na tacy?

Ilu zawodników odmówiło transferu do Rakowa?

Niewielu. Razem z trenerem Dawidem Szwargą jesteśmy w stanie przekonać zawodnika, który zdecyduje się nas wysłuchać, odbyć z nami rozmowę. Nasza historia, styl gry oraz filozofia sprawia, że jesteśmy dla nich atrakcyjnym klubem.

Wasze transfery to “jedynki” z list na poszczególne pozycje?

Czasami trzeba korzystać z okazji. Nie szukaliśmy wahadłowego, ale Erick Otieno to piłkarz, którego przez lata chciałem kupić w Gent. Teraz miał ostatni rok kontraktu i mogliśmy pozyskać go na korzystnych dla nas warunkach, więc chcieliśmy z tego skorzystać. Wiem, że to piłkarz, który wyjątkowo dobrze pasuje do naszego stylu gry.

Matej Rodin to natomiast świetny przykład idealnego momentu na transfer. Wierzę, że w przypadku piłkarzy w pewnym wieku ważny jest timing, dzięki któremu możemy podpisać kogoś na lepszych dla nas warunkach — tutaj był to darmowy transfer. Matej to przykład topowego profesjonalisty i po prostu solidnego obrońcy. Potrzebowaliśmy takiego ze względu na nasze problemy z kontuzjami wśród stoperów.

Tak samo wygląda sytuacja środkowych pomocników. Mamy dwóch kontuzjowanych piłkarzy, więc potrzebowaliśmy kogoś takiego jak Peter Barath, który pasuje do nas pod względem intensywności gry. Poza tym ma świetny charakter, chce wejść na wyższy poziom. Jeśli taki zawodnik regularnie grałby w Ferencvaros, nie mielibyśmy szansy go sprowadzić. Tak wyglądają realia rynku, dlatego timing jest tak istotny.

To akurat wypożyczenie.

Z opcją wykupu. Najlepsza opcja – nie ponosimy ryzyka, nie musimy od razu wydawać kilku milionów. Mamy go na miejscu przez kilka miesięcy, ocenimy, jakie ma możliwości, jak się rozwija. A wiem, że to chłopak, który ma wielkie ambicje. Jeden z tych, którzy pierwsi przychodzą do klubu i ostatni wychodzą. Takich ludzi potrzebujemy.

Jakub Myszor to też twój transfer?

Na wstępie: nie jestem fanem przypisywania transferów na zasadzie „twój/nie twój”. W wielu klubach trener może poprosić o konkretnego zawodnika, wtedy odpowiem: dlaczego jesteś trenerem? Po pierwsze trener jest zatrudniony po to, żeby rozwijać zawodników, których ma do dyspozycji i wyciągać z nich to, co najlepsze. Odpowiedzialność za transfer spoczywa na dyrektorze sportowym, ale chodzi o balans. Chcę czuć, że trener wierzy w piłkarza. Musi z nim codziennie pracować, rozwijać go i brać w obronę, gdy coś nie układa się po jego myśli.

Temat Jakuba Myszora pojawił się jeszcze przed moim przyjściem i trener w niego wierzy. Uważamy, że jest zawodnikiem dopasowanym do naszego stylu, ambitnym i nakręconym na to, żeby z nami być i wejść na wyższy poziom. Podobnie wygląda sprawa Kacpra Masiaka, który ma świetną bazę w postaci szybkości, techniki oraz odwagi. W obydwu przypadkach ich kontrakty wygasały w czerwcu, więc mieliśmy szansę pozyskać ich za niewielkie pieniądze, niewiele ryzykując. Chcemy zapewnić im najlepsze warunki do rozwoju i sprawić, że się rozwiną.

W każdym wywiadzie jesteś pytany o Gifta Orbana.

To wyjątkowo dobry moment na to pytanie, bo właśnie zmienił klub.

Uważasz — jak wszyscy dookoła — że to twój najlepszy transfer?

Myślę, że największym plusem mojej pracy w Gent było nie pojedyncze nazwisko, ale większa liczba trafionych transferów. Archie Brown był piłkarzem, którego wzięliśmy z drugiej ligi szwajcarskiej, a wierzę, że za chwilę czeka go duży transfer. Innym przykładem jest Hyun-Seok Hong. Wiele osób w Austrii było zdumionych, że płacimy za niego 1,5 miliona euro, a dziś jest wart około 10 milionów. Albo Joseph Okumu, którego wytransferowaliśmy do Reims, Jordan Torunarigha — ta lista jest długa.

Jak wyglądał proces rekrutacji na dyrektora sportowego w Rakowie Częstochowa?

Miałem kilka wstępnych rozmów wideo, a potem długie spotkanie z właścicielem i członkami zarządu w Częstochowie. Zaprezentowałem swoją ideę i wizję na to, jak powinny wyglądać kolejne kroki Rakowa. Mistrzostwo to wyzwanie, widziałem to w Gent – dawnym gwiazdom oferowano nowe, duże kontrakty zaraz po tym, jak osiągnęli sukces i sławę. To nie skończyło się dobrze, gdy dołączyłem do klubu, trwał proces odbudowy po tej sytuacji. Przyszłość każdej drużyny na tym poziomie to inwestowanie w młodych zawodników. Z powodów finansowych, ale też sportowych, bo intensywność gry w lidze i Europie wymaga posiadania piłkarzy, którzy szybciej się regenerują, a młody skład ma ku temu lepsze predyspozycje.

Miałem konkretny pomysł, który zgadzał się z wizją właściciela klubu oraz zarządu. Czułem, że klub jest i ja patrzymy w tym samym kierunku i chcemy współpracować. Mógłbym zostać w Belgii albo wybrać Niemcy, Skandynawię czy Hiszpanię, ale chciałem wyjść ze swojej strefy komfortu, pracować w projekcie z dużymi oczekiwaniami, ale też z wielką otwartością na moje idee.

Co sprawi, że będziesz usatysfakcjonowany po pierwszych okienkach w Rakowie?

Satysfakcja nie jest odpowiednim słowem, rezerwuję ją na momenty, w których wygrywamy trofea, choć i wtedy nie trwa ona długo, bo futbol na nikogo nie czeka. Możesz szybko odnieść sukces, ale też szybko upaść.

WIĘCEJ MATERIAŁÓW ZE ZGRUPOWANIA W TURCJI:

fot. Newspix

Nie wszystko w futbolu da się wytłumaczyć liczbami, ale spróbować zawsze można. Żeby lepiej zrozumieć boisko zagląda do zaawansowanych danych i szuka ciekawostek za kulisami. Śledzi ruchy transferowe w Polsce, a dobrych historii szuka na całym świecie - od koła podbiegunowego przez Barcelonę aż po Rijad. Od lat śledzi piłkę nożną we Włoszech z nadzieją, że wyprodukuje następcę Andrei Pirlo, oraz zaplecze polskiej Ekstraklasy (tu żadnych nadziei nie odnotowano). Kibic nowoczesnej myśli szkoleniowej i wszystkiego, co popycha nasz futbol w stronę lepszych czasów. Naoczny świadek wszystkich największych sportowych sukcesów w Radomiu (obydwu). W wolnych chwilach odgrywa rolę drzew numer jeden w B Klasie.

Rozwiń

Najnowsze

Hiszpania

Polowanie na czarownice w Realu Madryt. Kto jest winny?

Patryk Stec
1
Polowanie na czarownice w Realu Madryt. Kto jest winny?

Ekstraklasa

Hiszpania

Polowanie na czarownice w Realu Madryt. Kto jest winny?

Patryk Stec
1
Polowanie na czarownice w Realu Madryt. Kto jest winny?

Komentarze

77 komentarzy

Loading...