Tego wieczoru na Coliseum trudno było się spodziewać czegoś innego, ale dostaliśmy na tyle jednostronne widowisko, że jest to pewne zaskoczenie. Getafe jawiło się zwykle jako drużyna, która potrafi sprawić problemy lepszym zespołom, a przynajmniej przeszkadzać im w swobodnym rozgrywaniu piłki, ale tym razem kompletnie się to nie sprawdziło. Real wyszedł dzisiaj jak po swoje i zrobił to, co do niego należało. A w zasadzie zrobił to Joselu, który popisał się dubletem i udowodnił, że wbrew powszechnym opiniom jest transferem niemal doskonałym. Dzięki niemu Królewscy wygrali 2:0, a przecież mogło się skończyć znacznie lepiej, gdyby nie rażąca nieskuteczność Viniciusa.
Real nie stracił punktów w lidze od 9 grudnia, a więc trudno było podejrzewać, że dojdzie do tego akurat tego czwartkowego wieczoru. Królewskim przyszło udać się na przedmieścia Madrytu i zmierzyć się z Getafe Jose Bordalasa, z którym nigdy nie mieli większych problemów. Po raz ostatni z Getafe nie wygrali dwa lata temu, kiedy trenerem tego klubu był jeszcze Quique Sanchesz Flores. Wtedy, również na Coliseum, skończyło się wynikiem 1:0 dla gospodarzy, ale dla Królewskich był to typowy wypadek przy pracy. Kilka miesięcy później cieszyli się przecież z mistrzostwa Hiszpanii.
Getafe – Real 0:2. Świetny mecz w cieniu kontuzji Ruedigera
Trudno więc było się spodziewać, że teraz historia miałaby się powtórzyć. No i się nie powtórzyła. Czwartkowy mecz wyglądał jak większość meczów Realu Madryt ze słabszymi rywalami, choć tym razem podopieczni Carlo Ancelottiego byli nieco spokojniejsi. Od pierwszych minut mieli zdecydowaną przewagę, swobodnie rozgrywali piłkę, próbowali konstruować kolejne akcje. Nieźle wyglądał Luka Modrić, który ostatnie dwa spotkania przesiedział na ławce rezerwowych.
Getafe nie miało za bardzo przestrzeni, żeby dłużej przytrzymać piłkę. Ich pojedyncze zrywy wiązały się tylko z tym, że gracze Realu głupio tracili piłkę, ale takie sytuacje na przestrzeni całego spotkania można zliczyć na palcach jednej ręki. Królewscy spokojnie rozgrywali, Azulones próbowali podchodzić wysokim pressingiem. Łunin kilkukrotnie dość ryzykowanie podawał piłkę do partnerów z obrony, ale przeciwnicy i tak nie potrafili z tego skorzystać.
Spokojne rozgrywanie piłki Realu przyniosło pierwsze efekty w 14. minucie. Piłkę na skrzydło dostał nieźle dysponowany dzisiaj Lucas Vazquez i zrobił to, co do niego należało. Wszedł w drybling, defensor rywali nie potrafił mu przeszkodzić, więc ten mógł idealnie dośrodkować w pole karne. Tam był bohater dzisiejszego wieczoru, czyli Joselu, który ustawił sobie bardzo pasywnego Domingosa Duarte i strzałem głową pokonał Davida Sorię.
Po tym trafieniu obraz gry specjalnie się nie zmienił. Getafe niby próbowało zaatakować nieco odważniej, ale do końca pierwszej połowy nie zdołało nawet oddać celnego strzału. Jednak Real i tak dorobił się problemów, choć już bez udziału któregokolwiek zawodnika gospodarzy. Jeszcze przed przerwą urazu nabawił się bowiem Antonio Ruediger, czyli co by nie mówić, najlepszy defensor Królewskich w tym sezonie. Niemiec zaczął narzekać, wrócił jeszcze na boisko, ale po chwili okazało się, że nie jest w stanie kontynuować gry. Zmiana przed przerwą nie była jednak konieczna. Dopiero po zmianie stron zastąpił go Camavinga.
Kontuzja Ruedigera nie wyglądała najlepiej, ale nie wyprowadziło to z równowagi graczy Realu. Po zmianie stron w dalszym ciągu robili swoje, choć pewne problemy się pojawiły, głównie za sprawą Masona Greenwooda, który był zdecydowanie najaktywniejszym zawodnikiem Getafe tego wieczoru. W drugiej połowie Azulones udało się nawet oddać kilka strzałów – w tym nawet dwa celne. Kilkukrotnie udało im się naprawdę stworzyć zagrożenie pod bramką rywali, raz trafili nawet w słupek, ale była to tylko anomalia.
Getafe – Real 0:2. Joselu znów udowodnił swoją wartość
Real ustalił wynik spotkania w 56. minucie. Do siatki znów po dośrodkowaniu trafił Joselu, ale tym razem nie głową, a nogą i po dograniu nie Lucasa, a Viniciusa Juniora. Tym samym Hiszpan po raz kolejny w tym sezonie zamknął usta wszystkim niedowiarkom. Wbrew pierwotnym opiniom okazał się świetnym transferem. Oczywiście nowym Karimem Benzemą nigdy nie zostanie, ale jest idealnym napastnikiem, którego w tej chwili potrzebują Królewscy. 33-latek ma już w tym sezonie 12 bramek i cztery asysty. Niejeden zawodnik nie powstydziłby się takiego wyniku.
Dla Realu mogło się skończyć znacznie lepiej, ale trafić do bramki za wszelką cenę nie chciał Vinicius Junior. Szczególnie jedna akcja Brazylijczyka została przez niego wykończona w najgorszy możliwy sposób. Wyszedł dwóch na jednego w parze z Joselu, Hiszpan zamiast strzelać postanowił podać koledze, a ten niby wszystko zrobił dobrze, ale w ostatecznym rozrachunku uderzył idealnie w rękę Sorii.
Tego wieczoru Królewscy po prostu zrobili zwoje. Wzięli Getafe w sidła i wykorzystali prawie wszystko, co musieli. Dzięki temu wracają na pozycję lidera i mogą z optymizmem patrzeć w przyszłość. Teraz czeka ich znacznie trudniejsze wyzwanie – w niedzielę zmierzą się na Bernabeu z Atletico w derbach Madrytu i tam na pewno będą grzmoty. Ale w takiej dyspozycji, w dodatku przed własną publicznością, nie powinno się powtórzyć to, co niedawno wydarzyło się w Pucharze Króla.
Ciekawiej będzie później, kiedy do Madrytu przyjedzie Girona. To będzie meczycho przez wielkie M. Pozostaje tylko zacierać ręce.
Getafe – Real Maryt 0:2 (0:1)
Joselu 14′, 56′
Czytaj więcej o hiszpańskiej piłce:
- Koniec Xavinety! I dobrze, bo pachniało późnym Koemanem [KOMENTARZ]
- Projekt młodość. Vermeeren dopełni ewolucję gry Atletico wersja 2.0
- Za kulisami wielkiej piłki. Jak brat Guardioli zbudował potęgę Girony
Fot. Newspix