Reklama

Bezradni. Polscy szczypiorniści zdemolowani przez Słoweńców

Kamil Gapiński

Autor:Kamil Gapiński

13 stycznia 2024, 19:40 • 4 min czytania 11 komentarzy

Kwadrans niezłej gry i basta. Ekipa Marcina Lijewskiego była wyrównanym rywalem dla Słowenii do stanu 7:7. Potem na parkiecie istniała już tylko jedna drużyna. Gdyby ktoś spytał nas, co dziś zawiodło w reprezentacji Polski, odpowiedzielibyśmy jednym słowem: wszystko. To był nieudany mecz Biało-Czerwonych na Euro 2024, pokazujący, że przed Marcinem Lijewskim naprawdę dużo pracy, by stworzyć z tego zespołu kadrę na światowym poziomie. O ile to w ogóle możliwe…

Bezradni. Polscy szczypiorniści zdemolowani przez Słoweńców

Pierwsza połowa w wykonaniu Polaków była po prostu słaba. W ataku popełnialiśmy zdecydowanie za dużo niewymuszonych błędów. W jednej z akcji Ariel Pietrasik wypuścił piłkę z rąk, w innej – Szymon Sićko zamiast do Macieja Gębali na koło, dograł ją w dłonie rywali.

Kiedy na parkiecie pojawił się po raz pierwszy na tym turnieju Piotr Jędraszczyk, liczyliśmy na nową jakość. I faktycznie, środkowy rozgrywający Gwardii Opole pokazał coś, czego jeszcze w tym meczu nie widzieliśmy – zagranie “w powietrze” do Michała Olejniczaka. Niestety, nieprecyzyjne, a że zawodnik Industrii to nie Michael Jordan w primie swojej kariery, to nie dał rady doskoczyć do tak niedokładnie posłanego podania.

Owszem, kilka akcji mieliśmy niezłych – jak fantastyczny rzut “Oleja” z dziewiątego metra, pare ładnych bramek Sićki czy zagranie Pawła Paterka na koło do Kamila Syprzaka, ale umówmy się – to były tylko przebłyski, pojedyncze historie, za którymi nie poszły kolejne niebanalne wykończenia.

W obronie też nie wyglądało to lepiej. – Dostaliśmy połowę bramek, bo nie zdążyliśmy się zorganizować (w tyłach – red.) – mówił podczas czasu przy stanie 10:13 Lijewski. 

Reklama

Nie sposób się z nim nie zgodzić – kilka razy po ładnej bramkowej akcji Biało-Czerwoni po prostu nie wyrabiali się z powrotem na swoje pozycje. Skutkiem tego Słoweńcy mieli miejsce i wykorzystywali je z brutalną skutecznością. 

W tym wszystkim nie pomagali też polscy bramkarze. Jakub Skrzyniarz i Mateusz Kornecki zupełnie nie radzili sobie z rywalami, kompletnie nie dawali między słupkami czegoś ekstra. Owszem, ten pierwszy raz spektakularnie obronił kontrę rywali, ale to była tylko kropla w morzu naszych potrzeb. Obserwujący ich z ławki rezerwowych trener golkiperów Marcin Wichary mógł się mocno zastanawiać, czy dokonał dobrego wyboru i czy – co za tym idzie – rezygnacja z Adama Morawskiego była mądrym pomysłem.

Minus sześć goli i wielka remontada po przerwie? Zapomnijcie. Drugą odsłonę zaczęliśmy z energią gościa wychodzącego z klubu o 6 nad ranem. Skutkiem czego Słoweńcy byli zajęci głównie powiększaniem swojej przewagi. I robieniem w jajo naszych środkowych obrońców.

Nie wiemy, co się stało w ostatnich dniach z Bartkiem Bisem, ale z gościa grającego na światowym poziomie przeciwko Serbii w sparingu, stał się facetem, którego rywale mijali dziś (i w czwartek) jak chcieli. Kiedy 35-letni Dean Bombac wpadł między niego, a Syprzaka i spokojnie rzucił gola na 18:26, opadły nam ręce. Wcześniej podłamał się także Lijewski, który opierdzielał siedzącego na ławce podczas ataku Polaków Bisa. Męskie słowa nie zdały się na nic. Obrona nadal nie dojeżdżała, bramka ciągle nie pomagała, atak wyróżniał się głównie stratami – pojedyncze, niezłe akcje Pietrasika czy przepiękny gol Michała Daszka to było zdecydowanie za mało.

W sumie nie wiemy, czemu marnujemy życie na opisywanie drugiej odsłony tego spotkania – spokojnie wystarczyłoby skopiować relację z pierwszej. Ok, przed przerwą nie widzieliśmy jednego – dziwacznego zachowania kapitana Gębali na ławce rezerwowych. W jednej z ostatnich akcji tego spotkania Pietrasik zablokował rywala, a polski obrotowy… wyskoczył w powietrze z rękami wzniesionymi ku górze. Faktycznie, jest się z czego cieszyć. Dwa mecze, dwa wpierdole, a kto wie czy nie będzie i trzeciego – z taką grą to i z Wyspami Owczymi może być ciężko.

Szkoda, bo sparingi Polaków dawały nadzieję, szczególnie ten znakomity z Serbią. Niestety, albo niezła dyspozycja przyszła za wcześnie, albo raz jeszcze potwierdziło się, że mecze towarzyskie nie są żadnym punktem odniesienia przed spotkaniami o punkty. A może jedno i drugie? Selekcjoner Lijewski ma nad czym myśleć. Życzymy mu, żeby za kilka lat Euro 2024 było tylko kiepskim wspomnieniem długiej i pełnej sukcesów kadencji. Złymi miłego początkami. Dziś ciężko uwierzyć, że tak będzie, ale przecież nie takie cuda widział świat sportu.

Reklama

Polska – Słowenia 25:32 (14:20)

Fot. Newspix.pl

Kibic Realu Madryt od 1996 roku. Najbardziej lubił drużynę z Raulem i Mijatoviciem w składzie. Niedoszły piłkarz Petrochemii, pamiętający Szymona Marciniaka z czasów, gdy jeszcze miał włosy i grał w płockim klubie dwa roczniki wyżej. Piłkę nożną kocha na równi z ręczną, choć sam preferuje sporty indywidualne, dlatego siedem razy ukończył maraton. Kiedy nie pracuje i nie trenuje, sporo czyta. Preferuje literaturę współczesną, choć jego ulubioną książką jest Hrabia Monte Christo. Jest dumny, że w całym tym opisie ani razu nie padło słowo triathlon.

Rozwiń

Najnowsze

Piłka ręczna

Komentarze

11 komentarzy

Loading...