Reklama

Marcin Lijewski: Jestem demonem hali [WYWIAD]

Kamil Gapiński

Autor:Kamil Gapiński

09 stycznia 2024, 13:38 • 15 min czytania 4 komentarze

Marcin Lijewski to jeden z najlepszych polskich piłkarzy ręcznych w historii. Od marca zeszłego roku prowadzi reprezentację, z którą w czwartek zadebiutuje na dużym turnieju – mistrzostwach Europy. Rywali w Berlinie Biało-Czerwoni będą mieć naprawdę zacnych: zagramy kolejno z Norwegią, Słowenią i Wyspami Owczymi, a do II rundy awansują tylko dwie drużyny. Przed tym turniejem porozmawialiśmy dłużej z “Lijkiem”. Opowiedział nam o swojej filozofii gry. O swoim sztabie, nowych zawodnikach, których odkrył dla kadry. I o tym, czy faktycznie podkopywał dołki pod Patrykiem Romblem. Zapraszamy do lektury.

Marcin Lijewski: Jestem demonem hali [WYWIAD]

Jesteś selekcjonerem reprezentacji Polski od ponad dziewięciu miesięcy. Co w tym czasie zaskoczyło cię w tej pracy najbardziej?

Myślałem, że będę mógł częściej spotykać się ze zespołem. Że będę miał więcej okazji, by z nimi trenować. Tymczasem tego czasu jest zatrważająco mało. Fajnie byłoby mieć tak podzielony sezon, jak siatkarze: na blok klubowy i reprezentacyjny. Taki selekcjoner Grbić bierze sobie chłopaków jakich chce i przez dwa miesiące łupie z nimi taktykę. Wtedy można powiedzieć, że on ma wpływ na ich rozwój. A u nas to jest takie… No nie ma na to szans. Bardziej jak oni przyjeżdżają na tydzień, to my musimy skupić się na tym, żeby byli zdrowi. Każdy przylatuje po iluś tam meczach ligowych i rzadko się zdarza, żeby byli w stu procentach dyspozycyjni. Taktyczne rzeczy schodzą wtedy na dalszy plan.

Mi nie wydaje się to specjalnie zaskakujące, przecież gdy sam grałeś w kadrze, sytuacja wyglądała podobnie. Jak to zrobić, by ten krótki czas razem maksymalnie wykorzystać? W końcu masz do przekazania swoją filozofię, która w tym konkretnym przypadku mocno się różni od tego, co zawodnikom wpajał twój poprzednik Patryk Rombel. 

Skupiłem się na prostych rzeczach. Kluczem do wszystkiego jest obrona. Tu nie ma drogi na skróty. Musieliśmy poświęcić trochę czasu, by grała inaczej niż dotychczas. By była agresywna, byśmy sobie w niej pomagali. To nie było łatwe, wymagało wypracowania kilku nawyków, powtarzalności. Ale zaczęliśmy to trenować już w kwietniu. Oczywiście, zawodnicy wracają później do klubów, w których mają swoje założenia, inne od moich, i to może im się rozmyć.

Reklama

No ale teraz mieliśmy nieco więcej czasu i już widać, że ta defensywa lepiej funkcjonuje. OK, pierwszy towarzyski mecz w Hiszpanii, z gospodarzami, ewidentnie nie wyszedł nam tak, jak chcieliśmy. Ale potem było wideo, był czas, żeby przeanalizować poszczególne akcje. Efekty widzieliśmy już dzień później, z Serbią, i potem ze Słowacją. W starciu z tym drużynami gra w tyłach wyglądała już naprawdę dobrze.

Szefem obrony kadry jest Bartek Bis. Jeszcze za czasów prowadzenia go w Górniku Zabrze powiedziałeś mi, że to twoim zdaniem najlepszy polski obrońca. Wszedł już na najwyższy światowy poziom?

Wiesz, my gramy w różnych ustawieniach. Wiadomo, z nim obrona wydaje mi się najbardziej szczelna. Miałem okazję pracować z Bartkiem w klubie, więc ma już te nawyki, których wymagam od zawodnika w defensywie. Jest to dla niego naturalne. Fajnie dyryguje obroną, chłopaki idą za nim, ale Dawid Dawydzik czy Kamil Syprzak też super radzą sobie w defensywie. Maciek Gębala w swoim klubie gra nieco inaczej, ale z Bisem też daje radę, nie cofa się. 

Kto obok Bisa wygląda według ciebie na środku najkorzystniej?

Chcę, żeby każdy z każdym czuł się komfortowo. Dlatego te mecze w Granollers graliśmy w kosmicznie różnym ustawieniu. Tylko po to, żeby ci chłopcy “szukali” się ze sobą, dogadywali szczegóły. Niektóre ustawienia funkcjonują lepiej, niektóre gorzej. Życzyłbym sobie, żeby Bis grał w każdym meczu, ale nie wiem, co zdarzy się na turnieju, więc musimy być przygotowani na różne scenariusze, stąd taka rotacja. 

Jakie cechy dla ciebie musi mieć dobry obrońca?

Reklama

Odpowiednie ustawienia. Przewidywanie tego, co się wydarzy. Umiejętność gry jeden na jeden. Asekuracja. 

Rozmawiałeś od czasu swojej nominacji z Patrykiem Romblem? Słyszałem, że gdzieś tam miał do ciebie pretensje, że recenzowałeś jego pracę. Ponoć uważa, że robiłeś sobie w ten sposób “podkład” pod pozycję selekcjonera.

Też o tym słyszałem, a nawet widziałem jeden jego wywiad. Siedziałem akurat w kinie i nagle telefon zaczął mi tak wibrować, jakbym miał wykupiony jakiś fotel z masażem. Znajomi pisali o tej rozmowie, byłem w szoku. Ja nigdy nie powiedziałem publicznie nic na temat pracy Patryka, więc nie wiem, skąd on to wziął. Nie rozmawiałem z nim o tym, nie chcę tu roztrząsać tego tematu. To nie jest miejsce na poruszanie takich rzeczy. Może kiedyś się spotkamy i będzie okazja porozmawiać. 

W turnieju w Granollers zdemolowaliście Słowację, ograliście Serbów po meczu, w którym kadra rzuciła najwięcej bramek od 2007 roku. Takie wyniki mogły rozbudzić oczekiwania kibiców polskiego szczypiorniaka.

Tak, ale pamiętajmy, że to był tylko turniej towarzyski. Troszkę się martwię, że forma przyszła za szybko, ale na pewno ta impreza dała nam nieco pewności siebie. Jakbyśmy pojechali do Hiszpanii i dostali wszystko w łeb, na pewno nie byłbym teraz tak spokojny, tylko byłaby panika i szalone próby naprawiania czegoś, co nie funkcjonuje. A tak mam obraz zespołu, wiem, co potrafimy, teraz przyjdzie nam tylko przygotować szczegóły grania pod konkretnych rywali.

Rozumiem, że tonujesz nastroje, ale jednak serce rośnie jak się widzi taką wygraną, jak ta nad Serbami…

Też się bardzo cieszyłem, że zagraliśmy z nimi dobry mecz. To piekielnie mocna reprezentacja. Fajnie było patrzeć, jak chłopcy robią dokładnie to, co sobie omówiliśmy kilka godzin wcześniej, na bazie meczu z Hiszpanią. Wiadomo, przyjdą w tym wszystkim momenty słabości, w tym meczu też takie były, ale ta wygrana pięcioma bramkami to nie było przypadkowe zwycięstwo.

Zawodnicy nie poczują się za mocni po takim meczu?

Wydaje mi się, że przez tyle lat dostawaliśmy w łeb, że nie mamy prawa się tak czuć. Możemy co najwyżej zrozumieć, że jesteśmy w stanie grać lepiej, że można. Ale żeby nam odbiła palma? Nie sądzę.

Zdaje się, że rok temu przed mistrzostwami świata mówiłeś publicznie o tym, że Polska na mundialu u siebie musi walczyć o medal. A o co powinniśmy bić się teraz? Jaki wynik na Euro 2024 by cię satysfakcjonował?

Ja to widzę tak: mamy trzy mecze do rozegrania w grupie, każdy będzie oddzielną historią, którą musimy napisać. Gramy z piekielnie mocną Norwegią, strasznie dobrą Słowenią i Wyspami Owczymi. Każde z tych spotkań chcemy zagrać na 100%. Czy to wystarczy, żeby ograć Norwegię? Nie wiem. A Słowenię? Też nie jestem w stanie ci tego powiedzieć. Ale uwierz mi, że jeśli uda nam się wygrać jeden z tych meczów i wyjść z grupy – zakładam, że z Wyspami Owczymi sobie poradzimy – to wszystko się może zdarzyć. Wszystko. 

Co dla ciebie jest imprezową docelową? Masz w ogóle taką? Dla Patryka Rombla to były właśnie MŚ w Polsce i Szwecji, wiadomo. Ty podpisałeś kontrakt aż do 2028 roku, dlatego pytam.

Związek Piłki Ręcznej w Polsce jako takich oczekiwań mi nie przedstawił, ma fajne podejście, że mam pracować z tymi chłopakami, rozwijać ich, to mi daje spokój. Ale sam narzucam sobie presję. Mam swoje ambicje. Te mistrzostwa będą wykładnikiem tego, w którą stronę pójdziemy w przyszłości. O moich konkretnych planach na tę kadrę to będę mógł ci udzielić wywiadu po nich. 

Wyczuwasz w chłopakach, którzy byli w kadrze rok temu, dużą chęć rewanżu na Słowenii za tę porażkę z mundialu przed własną publicznością?

Nie. Na razie w ogóle nie poruszamy tego tematu. Dla nas ważny będzie pierwszy mecz, wejście w te mistrzostwa. Mało kto wierzy, że pokonamy Norwegów. Jednak nawet jeśli wyjdziemy i przegramy, ale grając dobre zawody, to będzie to solidny materiał na budowę zespołu przed walką o wszystko, właśnie ze Słowenią.

Patrzę na Norwegów i wiadomo, że to jest bardzo mocny zespół, ale wydaje mi się, że ten peak formy mimo wszystko mają za sobą. Na ostatnich MŚ odpadli w ćwierćfinale, na Euro 2022 zajęli piąte miejsce.

Oglądałem ich ostatnie towarzyskie spotkania. Zanotowali remis z Danią, wygrali z Holandią, w niedzielę długo przegrywali z Egiptem, ale w końcu ich pokonali. To piekielnie mocny zespół. Na każdej pozycji ma dwóch wyrównanych zawodników. Lider Sagosen, który potrafi wszystko. Zajebista bramka. Zajebista obrona. Tam nie ma słabych punktów. 

I do tego, co jest najgorsze, biegają jak szaleni. Tam jest taka historia, że jak rzucisz bramkę i pobiegniesz z rozpędu z powrotem “za daleko w bandy”, to już jest koniec, to stracisz gola z drugiej strony. Grając z nimi trzeba mieć wryte do głowy, że cokolwiek by się nie działo, to zaliczmy obrót i powrót do obrony, a potem szybko ją organizujemy, bo jak nie, to zaraz stracimy gola.

Klucz do postawienia się im to fantastyczna gra bramkarza i defensywy?

Aby z nimi zawalczyć, wszyscy musimy zagrać w granicach swoich stu procent. Nie wiem, czy zwróciłeś uwagę, ale ja gram wszystkimi zawodnikami, tymi z ławki też. Każdy z nich musi być bliski peaku swoich możliwości, żebyśmy w ogóle mogli myśleć o wygranej w tym meczu.

Co z twojej filozofii zawodnicy już załapali, z czym na teraz mają największe problemy?

Rozumieją to, że muszą mocno biegać, w obie strony. Czasem z powrotem do obrony jest problem, ale generalnie idzie to do przodu. To jest fajne.

Łapią też, że akcja dzieli się na otwarcie i kontynuacje. Że nie kończy się tym, że zagrywasz “jugo”, które nie wyjdzie i tyle. Nie, nawet jak coś się nie uda, to idziemy dalej, trzymamy piłkę ciągle przy życiu, mamy te umowne 30 sekund na rozegranie akcji i chcemy to wykorzystać, poprzez ciągłą presję, ciągłe dzielenie się piłką. Granie piłką a nie z piłką – to jest bardzo ważne, przez to akcja jest dużo szybsza. Chłopaki zaczynają to rozumieć. Na początku nie było łatwo, nie wierzyli w tę filozofię. Szczególnie zawodnicy z Kielc mieli z nią problem, bo inaczej grają na co dzień w klubie. Ciężko było im się przystosować, ale na szczęście to się zmieniło.

A gdzie jest największa przestrzeń do poprawy?

Słowo-klucz: skuteczność. Kurczę, mamy tyle sytuacji i je marnujemy! Z Hiszpanią w pierwszej połowie zmarnowaliśmy sześć czystych akcji, w drugiej to samo. Musimy sobie zdawać sprawę, że jak na mistrzostwach nie wykorzystasz tylu okazji, to za chwile będziesz miał to z drugiej strony w bramce i jest po meczu. Być może chłopaki jeszcze nie mają tej świadomości, być może muszą jej nabrać. Jeśli na przykład cały zespół pracuje 30 sekund na czystą sytuację skrzydłowego, a on sobie rzuca “wkrętkę” albo “obniżkę” i bramkarz go łapie “w zęby”, to on musi zdawać sobie sprawę z tego, że to może nas zabić.

Czemu nie powołałeś do kadry choćby jednego leworęcznego rozgrywającego? Taki Patryk Wasiak to duży talent. Wiem, że nie grałby w pierwszej siódemce, ale sam pobyt na kadrze mógłby mu dać kopa do rozwoju, jak kiedyś Michałowi Olejniczakowi.

Generalnie mamy kilku fajnych młodych zawodników, szczególnie z kieleckiego SMS-u. Ale jakiś czas temu zrobiliśmy sobie plan i postanowiliśmy, że ta grupa będzie mieć zgrupowania równolegle z nami. Ci ludzie mają szansę ugrać coś na swoich mistrzostwach, gdzie na turniejach juniorskich nie wygraliśmy nic już nawet nie pamiętam od kiedy.

I tak naprawdę wzięcie wspomnianego Wasiaka, Mielczarskiego czy Peplińskiego nam za dużo nie pomoże na mistrzostwach, a ich trenerowi Rafałowi Bernackiemu bardzo mocno skomplikuje przygotowania. Dlatego uznaliśmy, że nie ruszamy tych chłopaków do czasu ich imprezy docelowej. Niech walczą, niech spróbują coś ugrać. Potem niech poobijają się w naszej lidze przez pół roku, wtedy będziemy z nich korzystać na bieżąco.

Michał Daszek na prawym rozegraniu nie imponuje ostatnio formą, za to ciekawie na tej pozycji wygląda Jakub Powarzyński. To młody zawodnik Wybrzeża Gdańsk, praworęczny, dobrze wyglądający też w obronie. Potrafisz sobie dziś wyobrazić, że taki żółtodziób wychodzi przeciwko Norwegii w podstawowym składzie?

Nie tylko potrafię sobie wyobrazić, ale powiem ci, że wyjdzie!

To oficjalna deklaracja?

Na pewno będzie sporo grał. Dużo zależy od połowy, jaką wylosujemy przed meczem. Jeśli będzie taka z “krótką” zmianą Michała Daszka, to on zacznie i będziemy go zmieniać do obrony. Ale jeśli wylosujemy drugą, wchodzi Kuba. Jego głównymi zadaniami będą: defensywa i możliwie jak najszybsze granie w ataku pozycyjnym. Najważniejsze, żeby ta piłka chodziła – wiadomo, że praworęczny zawodnik na prawej stronie nie zagwarantuje ci odpowiedniego tempa grania, będziemy musieli trochę tę połowę “przetrwać”. Na szczęście Kuba sobie radzi – jest młody, ale zimnokrwisty.

A co do Daszka – jest dla nas bezcenny. Mówisz, że nie jest w najwyższej formie, ale nawet Michał w swojej nieoptymalnej dyspozycji, to jest na końcu wszystkiego Michał Daszek. Będziemy go więc mocno eksploatować, ale też postaramy się go odciążyć, jak to tylko możliwe, żeby chłopaka nie zajechać. 

Kto będzie dowodził tą drużyną na rozegraniu? Michała Olejniczaka rzadko stawiasz na środku, Piotr Jędraszczyk miał ostatnio problemy ze zdrowiem, najwięcej w Granollers rozgrywał Paweł Paterek. Który z nich wyjdzie w podstawowej siódemce z Norwegią?

Nie wiem. Muszę wziąć czarodziejską kulę i się jej spytać! A tak serio – nie ma to znaczenia, kto zacznie mecz, bo i tak każdy z nich będzie grał. Jeśli chodzi o kierowanie grą, “Jędras” jest bardzo dojrzały, mimo młodego wieku. Tu mamy problem ze zmianą do obrony, bo niestety w tyłach nie dojeżdża. Paterek i Olejniczak grają w defensywie, nie ma z tym najmniejszego problemu.

Na dziś Paweł zaczyna mecze i daje radę. Michał go zmienia, gra na różnych pozycjach. Generalnie jeśli występujesz u mnie, to musisz się liczyć z tym, że zaczniesz mecz na środku, a skończysz na jednej z połówek. My cały czas rotujemy pozycjami, przy ciągłym ataku i wytwarzanej presji, przywiązywanie się do jednej pozycji to nie jest dobra rzecz. 

Paterek to chłopak z Chrobrego, bez doświadczenia międzynarodowego. Uniesie ten poziom?

To się okaże na mistrzostwach Europy. Granicze meczów towarzyskich to jedno, a występowanie na takich arenach, jak te w Niemczech, to inna para kaloszy. Dla takiego Paterka, Urbaniaka czy Szyszki to będą nowe rzeczy, ciekaw jestem, jak do nich podejdą.

Liczysz, że polscy kibice będą w Berlinie waszym ósmym zawodnikiem?

Ja to wiem! Dostaję sporo informacji od moich znajomych, że wybierają się na te spotkania. A jak znam polską kreatywność, to nawet jak nie będzie powszechnie dostępnych biletów, to i tak nasi fani na trybunach się pojawią (śmiech).

Rzutem w tej drużynie imponuje Damian Przytuła, potrafiący zdobywać bramki z dwunastu metrów. Nie masz wrażenia, że chłopak urodził się 20 lat za późno? Że lepiej odnalazłby się za twoich czasów zawodniczych? Potrzebuje dużo miejsca, żeby się rozpędzić, boję się, że Norwegowie i Słoweńcy po prostu mu go nie zostawią…

Styl poruszania się faktycznie nie jest jego mocną stroną. Ale Damian o tym wie, ja o tym wiem, więc pracujemy by to poprawić. On musi też wierzyć w siebie, a różnie z tym bywa. Czasem nie myśli, nie kalkuluje, idzie i gra, i jest super, klękajcie narody. A czasem zaczyna coś w głowie zakładać i nic z tego nie wychodzi. Musi odrzucać takie myśli i po prostu grać. 

Prawoskrzydłowy Jakub Szyszko to odkrycie zgrupowania? Z Serbami zagrał niesamowicie, rzucił siedem bramek na dużym luzie.

To bardzo fajny chłopak. Wie, czego chce. Ma mentalność zdobywcy, dąży do obranego celu. O niego jestem spokojny. 

Jak wygląda podział obowiązków między tobą a trenerem bramkarzy Marcinem Wicharym? Kto z was zadecyduje o tym, który z golkiperów rozpocznie mecz z Norwegią?

Zawsze “Wichciu”! Jeśli chodzi o bramkarzy, ja nie mam nic do gadania, tylko akceptuję to, co robi Marcin. Po to tu jest. Gdybym miał się tym zajmować, to bym go nie potrzebował, proste. 

Pożyczysz mu tę czarodziejską kulę, żeby zadecydował, kto z golkiperów ma wyjść w pierwszym składzie? To niełatwa decyzja, Adam Morawski, Kuba Skrzyniarz i Mateusz Kornecki są w formie. 

“Wichcia” widzę tylko na treningach i posiłkach. On się zamyka w pokoju i cały czas coś tam ogląda, liczy, w sumie nie wiem, co tam robi z tym komputerem. Może excele, tabelki? Niech to robi tak, żeby wyszło jak najlepiej (śmiech).

Generalnie masz “płocki” sztab – poza kojarzonym z Wisłą Wicharym pracuje z tobą także Michał Skórski. 

Od zawsze podziwiałem robotę, którą wykonuje. To praca że tak powiem drugoplanowa. Ciężka, ja się do tego nie nadaję. Potrzebowałem człowieka, który jest zupełnie inny niż ja. “Skóra” był dla mnie naturalnym wyborem. Dużo osób się dziwiło, że nie wziąłem np. Bartka Jureckiego albo innego chłopaka z kadry Bogdana. Ale my wszyscy jesteśmy praktykami, wiemy jak to wygląda od strony boiska. Tymczasem jest dużo rzeczy, które trzeba robić z drugiej. Michał robi to idealnie. Patrzy na granie zupełnie innymi oczami niż ja. Fajna jest ta konfrontacja mojego szaleństwa i jego pragmatyzmu. Ja jestem demonem hali, ale już te analityczne rzeczy, wideo, raporty i inne rzeczy – to nie bardzo mi wychodzi, inaczej niż Michałowi (śmiech).

Fajnie, że dopuszczasz inny punkt widzenia, to cecha ludzi otwartych na rozwój.

Wychodzę z założenia, że jeśli myślisz, że wiesz wszystko, to tak naprawdę nie wiesz nic. Dodam jeszcze, jak wybrałem Wicharego – zrobiłem… risercz wśród bramkarzy. Najbardziej sugerowałem się słowami Kuby Skrzyniarza. Mówił mi, że najlepiej pracuje mu się z Marcinem. Bo robi fajne treningi, ciekawie je urozmaica, dobrze przygotowuje też zawodników pod kątem mentalnym. Pracował wcześniej w sztabie Rombla, robił dobrą robotę, dlatego nie miałem problemu, żeby był i u mnie. Podobnie rzecz miała się ze sztabem medycznym.

Jakbyś porównał tę kadrę do drużyny Bogdana Wenty? Mówię o atmosferze, budowaniu team spirit. To już jest jednak inne pokolenie ludzi od was, urodzone z komórkami w dłoniach.

Udało mi się zbudować zespół i to jest bardzo ważne. Teraz (poniedziałek – red.) mamy dzień wolny w Berlinie, wszyscy poszli sobie do miasta, nie wiem, co będą robić. Nie siedzą zbunkrowani w pokojach, a wcześniej tak było. Chodziłem po hotelu, a tam nie było żywej duszy, każdy siedział u siebie i Bóg wie co robił. Teraz w zespole jest życie, chłopaki przebywają razem. Oczywiście nie cały czas, każdy potrzebuje prywatności, swojego spokoju. Ale generalnie to nie jest grupa indywidualistów, którzy wychodzą oddzielnie na treningi i mecze, tylko jest to zespół.

Zawodnicy kupili cię od pierwszego treningu czy musiałeś się wkraść w ich łaski?

Wiadomo, że Lijewski to nazwisko jako zawodnik, ale niekoniecznie jako trener. Chłopaki w klubach mają Dujszebajewa czy Sabate, to są marki, niełatwo jest “rywalizować” z takimi postaciami. Na początku było więc widać, że patrzą na mnie trochę sceptycznie. Robią coś w klubach, są przekonani, że to jedyna słuszna droga, a tymczasem ja proponuję im coś zupełnie innego, więc musiało to budzić wątpliwości. Ale powoli się do tego przekonują, a czy zespół mnie kupił? To pytanie do nich. Ja czuję się swobodnie, nie mam z nimi żadnych problemów. 

ROZMAWIAŁ KAMIL GAPIŃSKI

Fot. Newspix.pl

Kibic Realu Madryt od 1996 roku. Najbardziej lubił drużynę z Raulem i Mijatoviciem w składzie. Niedoszły piłkarz Petrochemii, pamiętający Szymona Marciniaka z czasów, gdy jeszcze miał włosy i grał w płockim klubie dwa roczniki wyżej. Piłkę nożną kocha na równi z ręczną, choć sam preferuje sporty indywidualne, dlatego siedem razy ukończył maraton. Kiedy nie pracuje i nie trenuje, sporo czyta. Preferuje literaturę współczesną, choć jego ulubioną książką jest Hrabia Monte Christo. Jest dumny, że w całym tym opisie ani razu nie padło słowo triathlon.

Rozwiń

Najnowsze

Piłka ręczna

Komentarze

4 komentarze

Loading...