W półfinale nie daliśmy rady Włochom, czyli późniejszym mistrzom świata. Zbigniew Boniek, który przed mistrzostwami podpisał kontrakt z Juventusem, oglądał to spotkanie z trybun, z powodu zawieszenia. Finał pocieszenia, jak nazywany jest mecz o trzecie miejsce, graliśmy z kompletnie rozbitymi Francuzami. Po przegranej w półfinałowym meczu z RFN największe gwiazdy, z Michelem Platinim na czele, nie mieli ani siły, ani ochoty walczyć o brąz. Trójkolorowi w dużej mierze zagrali rezerwami.
Teoretycznie zadanie było więc łatwiejsze, chociaż do pewnego momentu Francuzi walczyli bardzo dzielnie. Pierwsi trafili do bramki, ale do wyrównania pięknym trafieniem doprowadził Andrzej Szarmach. Do przerwy prowadziliśmy już 2:1, po dośrodkowaniu z rzutu rożnego i golu Stefana Majewskiego. Po wznowieniu gry bramkę z wolnego zdobył Janusz Kupcewicz i trzecie miejsce było o krok. Francuzi co prawda postraszyli jeszcze 20 minut przed końcem zdobywając bramkę na 2:3, ale Polacy doprowadzili korzystny wynik do końca i po raz drugi w historii stanęli na podium mistrzostw świata.
Najlepsze było to, że po meczu prezes FIFA, João Havelange, podał tacę z medalami kapitanowi reprezentacji Polski, Władysławowi Żmudzie, który… musiał rozdać je kolegom. Kompletne kuriozum, tym bardziej, że pamiątkowe krążki Francuzom wręczał szef komitetu organizacyjnego mistrzostw świata. Interpretacji tej dziwacznej sytuacji było wiele. Jedna z nich głosi, że Havelange nie chciał wręczać medali dla kraju, w którym trwa stan wojenny. Prawda jest taka, że zadanie to powierzono Włodzimierzowi Reczkowi, polskiemu działaczowi, członkowi Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego. Ten jednak oparzył sobie nogi podczas zwiedzania Alicante i nie był w stanie się poruszać.
W nudnym finale Włosi bez większych problemów odpalili Niemców i sięgnęli po mistrzostwo, a Paolo Rossi, który dał się we znaki również Polakom, został królem strzelców imprezy.