Kiedy po karierze nic nie boli, to znaczy, że nie żyjesz – zwykli mawiać emerytowani piłkarze. Kuba Błaszczykowski pewnie prędzej czy później się pod tym podpisze. Sezon jeszcze się nie rozpoczął, a skrzydłowy reprezentacji Polski już zdążył się posypać. I to w najgorszym momencie (choć tak naprawdę żaden nie jest dobry), bo tuż przed wylotem na azjatyckie tournee, gdzie miał powalczyć o miejsce w składzie, co mogłoby mu dać pole position przed wyjazdem na jesienne mecze kadry. Niestety, te plany mogą wyhamować po naderwaniu mięśnia.
Kuba won’t be travelling to Asia with the team due to muscular problems. #asiatour
— Borussia Dortmund (@BVB) July 5, 2015
Ostatnie trzy lata to dla Błaszczykowskiego pasmo zdrowotnych nieszczęść. Przypomnijmy:
– październik 2012 – naderwane więzadło w stawie skokowym i naderwany więzozrost piszczelowo-strzałkowy
– luty 2013 – naciągnięcie mięśni brzucha
– marzec 2013 – naciągnięcie mięśnia przywodziciela prawej nogi
– styczeń 2014 – zerwanie więzadła krzyżowego
– wrzesień 2014 – naderwanie mięśnia czworogłowego
– maj 2015 – naderwanie przywodziciela
– lipiec 2015 – naderwanie mięśnia lewej nogi.
A tak wygląda historia kontuzji Kuby od momentu rozpoczęcia kariery…
Najbardziej niepokojący jest ten okres po zerwaniu więzadła. Sprawiło to, że Błaszczykowski stracił połowę sezonu 13/14, a kolejne urazy (i inne dolegliwości jak grypa) zabrały mu też i następne rozgrywki. W sezonie 14/15 Kuba rozegrał jedynie dwa pełne mecze ligowe – zero goli i asyst w Bundeslidze. W Champions League też praktycznie nie zaistniał. Ostatnie naderwanie – choć lekkie – każe się jednak zastanowić, czy 30-latek, przy tak lichym zdrowiu, da jeszcze radę utrzymać się na europejskim poziomie bądź w ogóle na niego wrócić.
Fatalna to informacja, bo wbrew temu, co niektórzy sugerowali – Polska wcale nie stoi skrzydłowymi i zdrowy, nieskonfliktowany z nikim Błaszczykowski byłby dla Nawałki na wagę złota.
Fot. FotoPyK