Kiedy w 12. minucie Artem Dovbyk pakował piłkę do siatki, nikt nie mógł powiedzieć: cholera, Girona szykuje kolejną sensację. Nie, bo w obecnym sezonie La Liga zdążyliśmy się do takich obrazków przyzwyczaić. Raz, że to ekipa Michela była wiceliderem przed meczem na Estadio Olimpico, dwa – Barcelona w ostatnim czasie grała mocno w kratkę. Jeśli więc ktoś miał być dzisiaj faworytem w praktyce, na pewno znaleźliby się tacy, którzy z podporą słusznych argumentów prędzej postawiliby na biedniejszy klub z Katalonii.
Kilka lat temu taki stan rzeczy byłby nie do pomyślenia. Gironę chwali pół Europy? Girona stawia się Barcelonie? Ba, na półmetku sezonu ma od niej więcej punktów w tabeli? Messi z Suarezem, którzy w 2018 roku skarcili ją 6:1, nie uwierzyliby wtedy, że klub, który balansował między pierwszą a drugą ligą hiszpańską, kiedykolwiek urośnie do takich rozmiarów.
FC Barcelona 2:4 Girona. Kto naprawdę jest Goliatem, a kto Dawidem?
Ale Michel, trener Girony, to cudotwórca. Człowiek już nie tylko od zadań specjalnych, tylko w ostatnim czasie wręcz dyżurna postać przy każdej opinii o potrzebie zwolnienia Xaviego. Kiedy patrzy się na grę jego zespołu, nie ma mowy o przypadku. To ładny dla oka i skuteczny futbol. Taki, w którym Dovbyk zamienia się w Erlinga Haalanda, Miguel Gutierrez w Marcelo, a Couto w młodszą wersję Daniego Alvesa.
Gdyby nie kolor koszulek, człowiek totalnie zielony w realiach hiszpańskiego futbolu mógłby w tym spotkaniu pomylić drużyny. Serio, szczególnie w pierwszej połowie, którą Girona absolutnie zasłużenie wygrała 2:1. W obu akcjach bramkowych zadecydowała czysta jakość: a to Gutierrez bramką przypomniał o sobie Realowi, który po sezonie może przywrócić go z powrotem do klubu za paczkę gruszek. A to Dovbyk wyzwał na pojedynek strzelecki Roberta Lewandowskiego, po tym jak dołożył ósme trafienie w La Liga. Polak mu odpowiedział, ładnie wykończył dośrodkowanie Raphinhi z rzutu rożnego, ale na Gironę to było zdecydowanie za mało. Zresztą – „Lewy” miał w tym spotkaniu dwie kluczowe okazje, ale łatwiejszą w newralgicznym momencie doszczętnie zepsuł.
Patrząc na polot i umiejętność wykorzystywania wolnej przestrzeni przez gości, trudno było odeprzeć wrażenie, że Barca prędzej czy później wymięknie. Tym razem bardziej przez defensywę niż ofensywę, dokładniej przez jakość doskoku do rywala przed własnym polem karnym, która wołała o pomstę do nieba. Tak dużo miejsca można by zostawiać Gironie walczącej o utrzymanie, ale halo, panowie, mamy grudzień 2023 roku: to zespół z najlepszym atakiem w La Liga. Tu nie ma pomyłki, liczb nie da się oszukać czy zlekceważyć, o czym niektórzy w Barcelonie chyba zapomnieli.
Przegrać z Gironą to nie kompromitacja, ale złe emocje i tak wyryją się w pamięci
Tak samo Xavi nie oszuka nadchodzących prognoz pogody dla stolicy Katalonii. To już -7, mocny mróz, do tego czarne chmury. Deszcz krytyki, pioruny ze strony kibiców i śliska droga w drodze do klubowego gabinetu. Nie wiesz, kiedy, nie wiesz, gdzie, ale upadek jest coraz bardziej prawdopodobny. Dzisiejsza porażka to może nie jest gwóźdź do trumny w kontekście przyszłości trenera Lewandowskiego i spółki, jednak to jeden z większych kamyczków do ogródka uzbieranych w ostatnim miesiącu. Takich, po których można poczuć wstyd.
Inna sprawa, że poszczególni zawodnicy nie pomagają Xaviemu w obronie swojej pozycji. Taki Gundogan, choćby dzisiaj, w ofensywnych działaniach do 92. minuty wyglądał jak sabotażysta. Czego nie kopnął w kierunku bramki, albo obroniłby dziesięciolatek, albo odbił fotograf za bandą (podobnie Raphinha). A gdy już się ogarnął, było trochę za późno, choć może powiedzielibyśmy inaczej, gdyby minutę później Robert Lewandowski, zupełnie niekryty w polu karnym, wykorzystał piłkę meczową. Ale zamiast wykończyć głową świetne dośrodkowanie Yamala, Polak skiksował. Uderzył więc barkiem, zaprezentował najwyższy wymiar pokraczności. Zebrał gwizdy, spuścił głowę, nie dowierzał. A kilka chwil później to Girona odjechała, ale znów na dwie bramki różnicy i finalnie na siedem oczek w tabeli. Po meczu, po którym znów jest liderem La Ligi, powinna podziękować za taką gościnę, bo trudno byłoby o podobną nawet przy wigilijnym stole. Z drugiej strony – może Barca wyznacza właśnie nowe standardy gościnności.
FC Barcelona – Girona 2:4 (1:2)
19′ Lewandowski, 92′ Gundogan – 12′ Dovbyk, Gutierrez 41′, 80′ Valery, 95′ Stuani
Fot. Newspix