Reklama

Poznańska lokomotywa przejechała się po bezbronnym Rakowie

Maciej Wąsowski

Autor:Maciej Wąsowski

28 września 2023, 23:26 • 5 min czytania 167 komentarzy

Było to starcie dwóch ostatnich mistrzów Polski, a ten panujący był dziś tylko tłem dla tego poprzedniego. Osłabiona kontuzjami częstochowska defensywa była dziurawa jak szwajcarski ser. Raków broni pola karnego najlepiej w Europie, to nie jest czcze gadanie – mówił jeszcze w styczniu Dawid Szwarga w rozmowie na Weszło, kiedy był jeszcze asystentem Marka Papszuna. Dzisiaj wyglądało to właśnie na czcze gadanie, bo liczba błędów defensorów gości była w Poznaniu porażająca. Filip Marchwiński, Kristoffer Velde i Radosław Murawski rozmontowali defensywę Rakowa.

Poznańska lokomotywa przejechała się po bezbronnym Rakowie

Krótkie rozgrywanie akcji od własnej bramki? To było proszenie się częstochowian o problemy. Stosowanie wysokiego pressingu? Tylko w akcji poprzedzającej trafienie Deiana Sorescu wyglądało to dobrze. W zasadzie każde podanie za plecy obrońców Rakowa lub dośrodkowanie w ich pole karne było zarzewiem groźnej sytuacji dla Lecha.

Lech – Raków 4:1. Zagubieni obrońcy gości

OK, można to w jakimś stopniu tłumaczyć nieobecnością Stratosa Svarnasa, Frana Tudora czy Zorana Arsenicia. Cała trójka gdyby nie kontuzje, pewnie wyszłaby w podstawowym składzie. Jednak tacy stoperzy jak Adnan Kovacević czy Milan Rundić sroce spod ogona nie wypadli. A na tle ofensywy Lecha ta dwójka wyglądała jak zagubiona dwójka dzieci we mgle. Dodatkowo Bośniak był tak ociężały i wolny, jak żywa ilustracja metafory wozu z węglem. W przerwie za przesuniętego na środek obrony Giannisa Papanikolaou wszedł jeszcze Bogdan Racovitan, który przynajmniej przy dwóch trafieniach Kolejorza z drugiej połowy mógł zachować się lepiej.

Swojej drużynie nie pomógł też Vladan Kovacević, którego tak zakręcił zwód na zamach Velde przy trzecim golu, że golkiper mistrzów Polski odkrył w zasadzie cały krótki róg. Norweg spokojnie i na luzie zdobył bramkę.

A trzeba też pamiętać, że Lech również nie grał w optymalnym składzie. Z różnych powodów zabrakło chociażby Mikaela Ishaka czy Dino Hoticia. Nie mówiąc już o Alim Gholizadehu, który z powodu dochodzenia do formy po kontuzji jeszcze nie zadebiutował w Kolejorzu.

Reklama

Przebłyski młodzieży

Tylko początek spotkania zwiastował jakieś emocje. Kibice na stadionie i widzowie przed telewizorami mogli mieć nadzieję, że zobaczą widowisko podobne do tego ze wczoraj, kiedy Legia po kapitalnym meczu pokonała 4:3 Pogoń. Po 10 minutach było wszak 1:1. Przy obu trafieniach błysnęli nastolatkowie. Najpierw 18-letni Dawid Drachal, nakręcony hat trickiem z poprzedniego spotkania z Ruchem (5:3), popisał się asystą przy trafieniu Sorescu, a w odpowiedzi 17-letni Michał Gurgul z Lecha na raty (pierwszy strzał głową cudem obronił Vladan Kovacević) wykorzystał świetne dogranie Radosława Murawskiego.

Później co jakiś czas schemat był podobny: błąd któregoś ze stoperów Rakowa przy budowaniu akcji lub po prostu kiks i groźna sytuacja Lecha. Każdy z trójki: Racovitan, Adnan Kovacević i Rundić miał na swoim koncie takie wpadki.

Skuteczność Marchwińskiego

Oczywiście trzeba też oddać poznaniakom, że potrafili świetnie wykorzystać pomyłki przeciwników. Kapitalną robotę w środku pola robili Radosław Murawski i Jesper Karlstrom. Spustoszenie w defensywie Rakowa siały zwłaszcza mocne podania za plecy obrońców lub szybkie podania, płaskie tuż przy polu karnym. Jeszcze w pierwszej połowie taka kombinacja zakończyła się golem Filipa Marchwińskiego. 21-latek zdobył piątą bramkę w tym sezonie i zrobił to na oczach nowego selekcjonera Michała Probierza. Swoją drogą, jego ewentualne powołanie do pierwszej kadry nie powinno być sensacją wobec formy, jaką prezentuje od początku sezonu. Wychowanek akademii Lecha znów wyszedł jako najbardziej wysunięty napastnik i wpisał się na listę strzelców w trzecim kolejnym spotkaniu.

Swoje tańce i dryblingi uskuteczniał też Velde, którego nikt z obrony Rakowa nie był w stanie rozczytać. Było widać po Norwegu, że się dobrze bawi, robiąc swoje firmowe zakosy. W drugiej połowie też wpisał się na listę strzelców. Defensywa przyjezdnych była tak rozklekotana, że do strzeleckiej zabawy włączył się rezerwowy – Adriel Ba Loua. Tak, tak – to nie są żarty. Wiemy to aż niemożliwe, ale stało się – Iworyjczyk czekał na to aż 47 meczów w Ekstraklasie i w końcu trafił, dobijając Raków na 4:1.

Raków dawno nie tracił tylu bramek

Taki mecz był potrzebny piłkarzom Lecha. Wygrali z teoretycznie jednym z najsilniejszych ligowych rywali. Po blamażu ze Spartakiem Tranawa i odpadnięciu z Ligi Konferencji takie zwycięstwo bardzo mocno podbuduje morale zawodników. Wygląda na to, że kryzys jest już za poznaniakami.

Co innego Raków. Częstochowska obrona w niedzielę zainkasowała trzy bramki z Ruchem, a dziś kolejne cztery. Ostatni raz nieco podobna seria miała miejsce w lipcu 2020 roku, kiedy częstochowski beniaminek najpierw przyjął cztery gole od Górnika Zabrze (1:4), żeby po czterech dniach dostać trzy bramki od ŁKS-u (2:3). Wtedy skończyło się na dwóch porażkach. Teraz jest wygrana z Ruchem (5:3) i porażka z Lechem (1:4). Ta druga jest jednak poniesiona w bardzo słabym stylu, bo poza trafieniem Sorescu obrońcy tytułu nie stworzyli pół sytuacji. W ofensywie byli totalnie bezbarwni. Grali bez wyrazu. Dotyczy to przede wszystkim wszystkich „dziesiątek”: Marcin Cebula, John Yeboah, Władysław Koczerhin czy Sonny Kittel nie stworzyli żadnej groźnej okazji. A napastnicy, na których tak się narzeka – Łukasz Zwoliński i Fabian Piasecki – nie dostali w zasadzie żadnego dokładnego podania. Inna sprawa, że to też zasługa świetnej gry defensywnej Lecha.

Reklama

Kolejorz po zwycięstwie wskoczył na trzecie miejsce. Raków jest czwarty i traci tylko punkt do dzisiejszego przeciwnika. W tabeli ta przewaga nie jest tak duża jak na boisku. Mistrz Polski musi zdecydowanie poprawić grę w defensywie. Drużynie, która „najlepiej broni własnego pola karnego w Europie” taka postawa przecież nie przystoi.

 

WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE:

Fot. Newspix

Rocznik 1987. Urodził się tego samego dnia, co Alessandro Del Piero tylko 13 lat później. Zaczynał w tygodniku „Linia Otwocka”, gdzie wnikliwie opisywał m.in. drugoligowe losy OKS Start Otwock pod rządami Dariusza Dźwigały. Od lutego 2011 roku do grudnia 2021 pracował w „Przeglądzie Sportowym”, gdzie zajmował się głównie polską piłką ligową. Lubi pogrzebać przy kontrowersjach sędziowskich, jak również przy sprawach proceduralnych i związkowych. Fan spotkań niższych klas rozgrywkowych, gdzie kibicuje warszawskiemu PKS Radość (obecnie liga okręgowa). Absolwent XXV LO im. Józefa Wybickiego w Warszawie i Wyższej Szkoły Dziennikarskiej im. Melchiora Wańkowicza.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Ekstraklasa

W Niepołomicach pachnie spadkiem. „Stałe fragmenty ostatnio nie pracują na naszą korzyść”

Antoni Figlewicz
6
W Niepołomicach pachnie spadkiem. „Stałe fragmenty ostatnio nie pracują na naszą korzyść”

Komentarze

167 komentarzy

Loading...