Młodzieżowy mundial w Nowej Zelandii rozstrzygnięty, wygrali Serbowie, ale to nie była autostrada do złota, żaden gwiazdozbiór miażdżący przeciwników. Za faworytów nie uchodzili i jak faworyt nie grali. Na otwarcie – w łeb od Urugwaju. Potem wyjście z grupy, ale dalej co mecz to dramatyczny scenariusz. Z pierwszej rundzie z Węgrami uratował ich gol w doliczonym czasie gry, a decydująca bramką był samobój Talabera w 118 minucie. Ćwierćfinał to dziewięć serii karnych z Amerykanami, półfinał z Mali i znowu dogrywka. Mecz o złoto z Brazylią, w której barwach Pereira z Man Utd, gość z Realu, Marsylii, a poza tym zastęp piłkarzy na co dzień tłukących się w mocnej przecież Brazylijskiej Serie A. Wszystko jednak na nic, Serbowie w swoim stylu, czyli po dogrywce, pokonali i Canarinhos.
Nie można odmówić bandzie Paunovicia umiejętności, to jasne. Ale patrząc na to jak wygrali można śmiało powiedzieć, że wyszarpali triumf charakternością, to mentalna siła pozwalała im zawsze przechylić szalę na swoją korzyść w kluczowym momencie. Nóż na gardle ani razu ich nie zdemotywował.
Nemanja Maksimović. To nazwisko powinni zapamiętać szczególnie kibice Lecha. Ten facet przesądził o losach młodzieżowego mundialu, strzelił na 2:1 w finale Brazylijczykom, a gra w FK Astana, potencjalnym rywalu Lecha już w drugiej rundzie eliminacji Champions League. Kazachowie sprowadzili go do siebie za dwa miliony euro, mają pieniądze. Lepiej na nich nie trafić.
Dziwi was, że taki Maksimović gdzieś z Kazachstanu został gwiazdą? Cóż, to dobry symbol całej reprezentacji Serbii, bo nie ma tutaj wielkich gwiazd. Jest Veljković mający kontrakt w Tottenhamie, a który zagrał kilka meczów w Championship podczas wypożyczenia do Charltonu. Jest Janković z Catanii, ale grał tam nawet mniej niż Chrapek! Milinković-Savić trochę pograł w Genku, ale poza nimi i wspomnianym Maksimoviciem mistrzowie świata na co dzień kopią w serbskiej lidze. Ktoś w Partizanie, ktoś w Crvenie Zvezdzie, ale również w Spartaku Subotica, Cukarickim czy Vojvodinie. Ciekawe czy skauci z Polski choć trochę śledzili ten turniej, bo tu naprawdę są zawodnicy do wyciągnięcia.
Kto wie czy największym zwycięzcą nie jest trener mistrzów, Velijko Paunović, którego możecie kojarzyć choćby z gry w Atletico. Ma 37 lat i w tak młodym wieku odniósł poważny sukces, bo zaciągnięcie drużyny solidnych rzemieślników do młodzieżowego mistrzostwa świata to nielicha sprawa. Czy dostatecznie donośna, by katapultować go już do pracy na zachodzie? To się okaże. Paunović powiedział jednak bardzo istotne słowa: – To nie jest triumf przypadkowy, a konsekwencja projektu, który rozpoczęliśmy kilka lat temu – czyli Serbowie też zaczynają centralnie organizować szkolenie młodzieży, stawiają na nowoczesność i już przynosi to efekty. Obyśmy podążali tą samą drogą.
Oczywiście otwarte pozostaje pytanie ile z tych młodych gwiazdek pójdzie robić wielką karierę. Dwa lata temu wygrała Francja, ale w składzie miała już uznane gwiazdy – Pogba, Kondogbia, Zouma, Bahebeck, Thauvin – więc nie dziwi, że robią kariery. Cztery lata temu w Kolumbii zwyciężyła Brazylia, a hat-trickiem w finale popisał się Oscar, za partnerów miał Coutinho, Casemiro, Gabriela i Danilo… Wniosek jak taki: niektórzy z tej serbskiej złotej drużyny pewnie właśnie osiągnęli swój szczyt. Ale parę przyszłych gwiazd europejskiej piłki też właśnie oglądaliśmy, a to tym ciekawsze, że przed turniejem szerzej nie słyszał o kimkolwiek stąd nikt. Kto wypłynie – pożyjemy, poczekamy, oby nie Maksimović po trupie Lecha.