Kim jest Sun Ke? Chińskim skrzydłowym, już nie najmłodszym, w tym roku skończy dwadzieścia sześć lat. Przez ostatnie siedem sezonów zdobył jakieś dwadzieścia bramek w chińskiej lidze, czyli strzela z regularnością Krzysztofa Mączyńskiego. Konkretnych sukcesów – trofeów, pucharów, mistrzostw – brak. Błysnął na Pucharze Azji, gdzie strzelił kilka goli, ale nawet tutaj potrafił wchodzić z ławki.
A teraz jest bohaterem transferu za dziesięć milionów euro. Za tyle przechodzi z Jiangsu do Tianjin. Chryste panie, ci Chińczycy naprawdę kąpią się w forsie jak – nie przymierzając – komiksowy Sknerus McKwacz. Niepojęta kasa.
Dwie bramki Chińczyka z Koreą Północną na Asian Cup. Szału nie ma
Dla porównania dziewięć milionów euro kosztował Carlos Tevez, gdy szedł do Juve. Podobną kwotę rzucił Bayern za Juana Bernata, tak samo w kwestii Xabiego Alonso. Nieco ponad dyszkę wydał Inter za młodziutkiego Icardiego, który potem został Capocannoniere, a teraz jest wart kilkukrotnie więcej. Za dziesięć milionów można już ubić interes na światowym poziomie, czytaj: sprowadzić zawodnika, który jest w stanie poważnie namieszać wśród najlepszych z najlepszych. Tymczasem w Chinach lekką ręką ligowy średniak wydaje dyszkę za Sun Ke. Wiedzieliśmy że są dziani, że potrafią sypnąć kasą, ale zwykle robili to w stosunku do zagranicznych gwiazd, na przykład Dario Concy. A tutaj? Nie oszukujmy się – nie wymienilibyśmy się z Chinami na choćby Grosika.
Tak windowane są w Chinese Super League ceny za Chińczyków, bo obowiązują ścisłe limity na obcokrajowców. Można wystawić tylko trzech stranieri, a reszta skórokopów musi pochodzić z Chin. Jeśli więc zdarza się jakiś Chińczyk, który potrafi nie tylko kopnąć prosto piłkę, ale również czasem zrobić różnicę – nawet jeśli tylko na tle chińskich obrońców – od razu staje się pożądany przez pół ligi. Tak właśnie stało się z Sun Ke. Chłop będzie zarabiał blisko półtora miliona euro rocznie.
Wiedzieliśmy, że futbol staje się sportem globalnym, ale teraz ta globalność coraz bardziej zaczyna oznaczać, że wielka kasa jest nie tylko w Europie. Przekonujemy się tego lata o tym namacalnie. Supertransfer w Chinach, Gignac idący do meksykańskiego Tigres, Tevez, gwiazda finalisty LM, wędrujący do Boca… To okienko póki co zdecydowanie nie należy do starego kontynentu.