Dużo, naprawdę dużo pisze się ostatnio o Bartku Drągowskim, nie tylko w Polsce. Fakt, że 17-latek odbiera dwie statuetki – dla najlepszego bramkarza i odkrycia sezonu – nie mógł nie odbić się echem. Telefon taty bramkarza Jagiellonii z pewnością cały czas musi być pod ładowarką. Zainteresowanie jest, z najsilniejszych klubów Europy – Drągowskiego chce dziś praktycznie każdy – ale potencjalny nabywca musi spełnić jeden warunek: dać gwarancję gry w podstawowym składzie. Gdzie szanse byłyby największe? Dlaczego przenosiny do Benfiki miałyby większy sens niż przybijanie piątek z Cristiano Ronaldo w Realu Madryt?
O tym w poniższej analizie, w której sprawdziliśmy kilka klubów-kandydatów stojących w kolejce po Drągowskiego.
BENFICA
Możliwi rywale: Julio Cesar, Bruno Varela
W tym momencie numerem jeden, który nie podlega dyskusji, jest Julio Cesar. Portugalska prasa rozpływa się nad jego grą, a kibice wybrali najlepszym bramkarzem sezonu. Kontrakt Brazylijczyka co prawda wygasa z końcem przyszłego sezonu, ale niewykluczone, że zostanie przedłużony o kolejny. Zachwyty nie wzięły się znikąd. Benfica zdobyła mistrzostwo, a Cesar w dwudziestu trzech meczach puścił ledwie dziewięć bramek, aż piętnaście razy schodząc do szatni z zerem z tyłu. Jego jedynym minusem jest wiek (we wrześniu skończy 36 lat), ale Helton jest jeszcze starszy i niedawno nie przeszkodziło mu to w powrocie do bramki Porto
W Benfice nie ma jednak bramkarza wyraźnie namaszczonego na jego następcę. Wiekowi Artur Moraes i Paulo Lopes nie są zadowoleni ze swoich ról. Pierwszy gra sporadycznie, drugi w ogóle i obaj po sezonie najprawdopodobniej poszukają nowych klubów. Z boku jest jeszcze reprezentant portugalskiej młodzieżówki – Bruno Varela – ale jak dotychczas jego aktywność ograniczała się do łapania w rezerwach. W pierwszym zespole nawet nie zadebiutował. Nawet w pucharze, przeciwko drugoligowcowi, postawiono na Artura.
Okienkiem dla Drągowskiego byłoby przetrzymanie roku na wypożyczeniu w Jagiellonii i zaczekanie aż Cesarowi wygaśnie kontrakt. Kibice stoją jednak za nim murem i opcja nowej umowy jest prawdopodobna. Benfica niby rozgląda się za nowym bramkarzem. W mediach pojawiały się plotki o sprowadzeniu Francuza Alphonse’a Areoli z Paris Saint-Germain, ale ten ostatecznie trafił do Villarrealu.
Jedno jest właściwie pewne: w przyszłym sezonie bramkarzem numer jeden będzie Brazylijczyk.
JUVENTUS
Możliwi rywale: Gianluigi Buffon, Neto
Po wpisaniu w wyszukiwarkę hasła “nuovo Buffon”, pojawiają się sylwetki przynajmniej kilkunastu młodych bramkarzy. Od tych, którzy już zdążyli zaistnieć w Serie A, przez tych wypożyczanych do niższych lig, na juniorach kończąc. Kontrakt Gigiego został przedłużony o dwa kolejne sezony i trudno wyobrazić sobie fakt, aby przez ten czas ktokolwiek był w stanie posadzić go na ławce na dłużej niż jeden mecz. Jego pozycja jest niezagrożona, tym bardziej, że wciąż pozostaje w kapitalnej formie i nawet pod względem statystyk znajduje się w ścisłej europejskiej czołówce.
Szukanie jego następcy to natomiast złożony proces. Coś w stylu wyczerpującego, utrudnionego rozmaitymi próbami i przeciwnościami castingu. “Nowym Buffonem” nie da się zostać z dnia na dzień, bo na jego odejście w Juventusie przygotowują się od lat. Dowód? W tym momencie Turyńczycy mają na kontraktach DZIESIĘCIU innych bramkarzy. Na wypożyczeniu w drugoligowej Spezii ostatnio ogrywał się Nicola Leali, były kolega Bartosza Salamona z Brescii, którego “nowym Buffonem” nazwano już trzy lata temu. Poza klubem są jeszcze chociażby Vincenzo Fiorillo z Pescary czy Carlo Pinsoglio z Modeny.
Prawdziwa obróbka diamentów mieści się jednak ponoć w klubowych murach, w ekipach młodzieżowych. O ile Rumun Laurentiu Branescu nie rozwija się tak, jak tego oczekiwano, o tyle wielu od niedawna “nowego Buffona” upatruje w 18-letnim Emilu Audero – Włochu o indonezyjskich korzeniach. Jest w wieku Drągowskiego, a miejscowi nie mogą wyjść z podziwu, że tak szybko przebił się do drużyny Primavery.
Podsumowując – Juve w miejsce legendy nie chce bramkarza ze światowego topu. Postawili sobie za punkt honoru, że fachowca na lata znajdą wśród utalentowanej młodzieży i to w pewnym sensie jest szansa dla Drągowskiego. Pamiętajmy jednak, że przed Buffonem jeszcze przynajmniej dwa lata gry.
Drągowski? Prawie najwyższy współczynnik “brillant saves” w Europie – ciekawa rozmowa (KLIK)
CHELSEA
Możliwi rywale: Thibaut Courtois
Thibaut Courtois to bramkarz na kolejne dziesięć, może nawet piętnaście sezonów. Absolutny światowy top i wygryzienie go z bramki to ekstremalna odmiana science-fiction. Skoro posadził na ławce Petra Cecha, to może posadzić każdego. Fakt, że w minionym sezonie numerem dwa był fachowiec najwyższej klasy, w Chelsea było czymś nowym. Wcześniej numerami dwa byli albo staruszkowie, albo przeciętniacy, albo parodyści. Magnus Hedman, Mark Schwarzer, Ross Turnbull, Hilario. Do myślenia może dać fakt, że ostatnim młodym bramkarzem, któremu dano powąchać murawę, był 21-letni Lenny Pidgeley. W sezonie 2005/06 wpuszczono go na ostatni w sezonie mecz z Newcastle United, kiedy Chelsea miała mistrzostwo w kieszeni.
W Londynie piłkarza z jedynką na plecach kupuje się na lata. Jesteś numerem dwa, trzy czy cztery, nie ma to większego znaczenia. I tak będziesz grzał ławę, chyba, że nazywasz się Cech. Młodzi lądują na wypożyczeniach w niższych ligach, co Drągowskiego – z tego co nam wiadomo – satysfakcjonowałoby raczej nieszczególnie.
BORUSSIA DORTMUND
Możliwi rywale: Roman Burki, Roman Weidenfeller, Mitchell Langerak
Jeszcze kilka dni temu z czystym sumieniem napisalibyśmy: tak, to opcja idealna. Relatywnie blisko domu, w przyjaznej dla Polaków lidze niemieckiej. Do tego w klubie, gdzie mamy naprawdę przyjemne tradycje i gdzie wciąż gra dwóch naszych. Sytuacja kadrowa? Wymarzona. Stary, będący na wylocie Roman Weidenfeller i wiecznie podpięty pod wysokie napięcie bramkarz Mitchell Langerak. Kilka dni temu kontrakt z BVB podpisał jednak Szwajcar – Roman Burki z Freiburga. Jeden z lepszych bramkarzy Bundesligi ostatniego sezonu.
Kosztował 3,5 miliona euro, ale – jak podkreślił trener Tomas Tuchel – nikt nie obiecał mu miejsca w wyjściowej jedenastce. W praktyce oznacza to, że w Borussii będą mieli niezły bajzel z bramkarzami. Któryś z dwójki Weidenfeller-Langerak odejdzie na pewno, może nawet obaj. A nowy, czyli Burki, jeszcze nie jest piłkarzem takiej klasy, by zapewnić błogi spokój. Fakt – Tuchel osobiście zabiegał o jego sprowadzenie, ale jesteśmy w stanie wyobrazić sobie sytuację, w której Drągowski wygrywa z nim rywalizację.
Burki też zaczął bronić bardzo wcześnie. W wieku szesnastu lat debiutował w trzecioligowych rezerwach Young Boys. Ma za sobą mecze w kwalifikacjach do europejskich pucharów, sięgnął po Puchar Szwajcarii. Jak na 24 lata posiada generalnie spore doświadczenie – grubo ponad dwieście meczów w zawodowej piłce. Ostatnio przebił się też do reprezentacji Szwajcarii. Mimo wszystko – co wyjawił przecież sam trener – o bluzę z numerem jeden będzie musiał mocno powalczyć. Z kim? Tego tak naprawdę jeszcze nie wiadomo.
REAL MADRYT
Możliwi rywale: Iker Casillas, Keylor Navas, David De Gea
Zacytujmy tatę Bartka Drągowskiego z wywiadu, który przeprowadzaliśmy kilka miesięcy temu (całość do przeczytania TUTAJ).
Odbieram telefon, ale ucinam te rozmowy. Nauczyłem się nawet kilku zwrotów po angielsku. Dzwoni jakiś Włoch, mówi, że ma dwie oferty dla Bartka. „We are not interested”. „Even Real Madrid?!”. „Even”. Wszystko w temacie.
Każdy wie, że trafić do Realu to wielka sztuka, ale grać w Realu to już kompletny kosmos. Od szesnastu lat, z małą przerwą na Diego Lopeza, pewniakiem był Iker Casillas. Ostatnio jednak mówi się o tym, że jakość jego usług drastycznie spadła. Cokolwiek by powiedzieć – święty Iker ma już 34 lata na karku, a nie każdy bramkarz utrzymuje równą formę do czterdziestki. Nie zapominajmy, że na ławce siedzi solidny Keylor Navas, który po fantastycznym mundialu trochę nam zaginął, ale chyba nie ma na co narzekać. Interesują się nim czołowe kluby Premier League.
Zdaniem brytyjskiej prasy Casillas zdecydował się na odejście. Nie chce być kulą u nogi. Na jego miejscu, odrobinę częściej niż Drągowskiego, media widzą jednak Davida De Geę z Manchesteru United, za którego mają polecieć grube miliony, być może nawet ponad trzydzieści. Niewykluczone jednak, że tak Iker, jak i De Gea zostaną na swoich miejscach. Bramkarz United zapowiedział, że zgodzi się na transfer dopiero wtedy, kiedy w Madrycie nie będzie Casillasa.
Jesteśmy w stanie wyobrazić sobie Drągowskiego w Realu, ale bardziej jako kolegę Martina Odegaarda niż Cristiano Ronaldo. Gra w prowadzonej przez Zinedine Zidane’a trzecioligowej Castilli i, podobnie jak w przypadku Norwega, zagwarantowane treningi z pierwszym zespołem, to na ten moment absolutne, realistyczne maksimum. Na więcej nie mógł liczyć nawet Odegaard, okrzyknięty przecież cudownym dzieckiem światowej piłki, który w Primera Division zadebiutował dopiero w ostatniej kolejce. Nie oszukujmy się – raczej z powodów czysto marketingowych.
ATLETICO MADRYT
Możliwi rywale: Miguel Angel Moya, Jan Oblak
Zastąpienie Thibaut Courtois, który miał nakaz powrotu do Chelsea, miało być nieludzko trudne, a w praktyce okazało się dość proste. Nie trzeba było szukać daleko. Diego Simeone postanowił za niemałe pieniądze ściągnąć Jana Oblaka z Benfiki (16 milionów euro), ale do bramki dość nieoczekiwanie wskoczył kilka razy tańszy Miguel Angel Moya. I spisał się znakomicie, a nawet jeszcze lepiej. Wykręcił świetne statystyki, przewyższające nawet te wychwalanego pod niebiosa Courtois.
W tym momencie w Atletico liczą się tylko ci dwaj bramkarze. Obaj mają równą, bardzo dobrą pozycję. Ewentualną furtką dla Drągowskiego byłaby sprzedaż Oblaka do Manchesteru United, który – zdaniem brytyjskiej prasy – mógłby ewentualnie zastąpić tam De Geę. Nawet jeśli, to klubie wciąż pozostanie jednak doświadczony Moya – statystycznie jeden z najlepszych bramkarzy Primera Division poprzedniego sezonu.
W minionych latach Atletico udowadniało jednak, że potrafi, a wręcz lubi stawiać na młodych bramkarzy. Courtois, który wskoczył do pierwszego składu w wieku dziewiętnastu lat, to tylko pierwszy z przykładów. Wcześniej podobna historia spotkała przecież De Geę (debiut w wieku 18 lat) i Sergio Asenjo. Ten ostatni regularnie, w sezonie 2009/10, grał mając 20 lat. Moya, choć solidny, jest już po trzydziestce. Wykreowali De Geę, wykreowali Courtois. Dlaczego mieliby nie wykreować Drągowskiego?
PIOTR BORKOWSKI
fot. FotoPyk