Reklama

430 godzin siedzenia. Chyba najwyższa pora wstać z ławki…

Piotr Tomasik

Autor:Piotr Tomasik

18 czerwca 2015, 14:09 • 3 min czytania 0 komentarzy

Przy cotygodniowych podsumowaniach występów Polaków za granicą tylko dla formalności sprawdzaliśmy, czy przypadkiem nie podniósł się z ławki. Z reguły wystarczyło jedynie podmienić nazwę drużyny, z którą rywalizowała jego ekipa i było po sprawie. Zasiedział się – to określenie idealnie podsumowuje przygodę Łukasza Załuski z Celtikiem. Przygodę, która właśnie dobiega końca. Za kilka dni wygaśnie jego umowa, a propozycji nowej od władz klubu nie dostanie.

430 godzin siedzenia. Chyba najwyższa pora wstać z ławki…

Do ekipy The Bhoys dołączył jako 27-letni – a więc jak na bramkarza dość młody – zawodnik. W klubie był jeszcze Artur Boruc, więc jasnym było, że nie wskoczy od razu między słupki, ale wydawało się, że jest szykowany na jego następcę. Wskazywać na to mogło m.in. siedemnaście szans na pokazanie się, które Załuska dostał wtedy we wszystkich rozgrywkach. Zgodnie z oczekiwaniami po sezonie „Król Artur” spakował walizki i przeniósł się do Fiorentiny. Jednak sytuacja jego rodaka zamiast się poprawić, ani drgnęła. W Celtiku nastała czteroletnia era Frasera Forstera, a po jego odejściu Craiga Gordona.

2010/11: 9 spotkań (2 w lidze, 3 w Pucharze, po 2 w kwalifikacjach do LE i LM)
2011/12: 8 spotkań (5 w lidze, 2 w Pucharze, 1 w LE)
2012/13: 8 spotkań (4 w lidze, 2 w Pucharze, 2 w Pucharze Ligi)
2013/14: 2 spotkania (1 w lidze, 1 w Pucharze Ligi)
2014/15: 6 spotkań (5 w lidze, 1 w Pucharze)

Łukasz Załuska w Celtiku był jak Adaś Miauczyński w filmie „Nic śmiesznego” – wiecznie drugi. Łącznie z pierwszym sezonem rozegrał okrągłe 50 spotkań, czyli na dobrą sprawę jeden pełny sezon w ciągu sześciu lat. Na ławce przesiedział w tym czasie około 430 godzin. Głośniej zrobiło się o nim w zasadzie tylko wtedy, gdy wdał się bójkę. Jeden z kibiców Celtiku na Twitterze spojrzał jednak na karierę Załuski z nieco innej perspektywy, a mianowicie: trofeum co siedem rozegranych spotkań. Polski bramkarz wraz z kolegami świętował cztery mistrzostwa, dwa Puchary Szkocji i Puchar Ligi.

Załusce trzeba jednak oddać to, że opowiadając o swojej sytuacji nie rzucał sloganami w stylu: „ciągle walczę o miejsce w pierwszym składzie”, „mam szansę na bycie numerem jeden”. Wręcz przeciwnie, wydawało się, że doskonale rozumie swoją rolę. Rzućcie okiem na fragment naszej archiwalnej rozmowy.

Reklama

Nie ma pan czasami wrażenia, że to nie ma większego sensu?
Nie będę robił z siebie idioty i opowiadał teraz jakichś bajek. Słuchaj, jak Forster jest zdrowy i nie potrzebuje odpoczynku, to ja siedzę na ławce. Proste. Taka jest w klubie hierarchia, nie jest to miłe, ale co mi innego pozostało? Celtic rozgrywa 60-70 meczów rocznie i w kilku z nich upatruję dla siebie szansę.

Lepiej siedzieć na ławce w dobrym klubie, niż grać w słabszym?
Wielokrotnie się nad tym zastanawiałem, pytałem wielu ludzi. Jedni mówią: spójrz, on złapie kontuzję, a ty zagrasz na świetnym stadionie, dla wielkiego klubu. A drudzy podpowiadają, że lepiej zrobić jeden krok w tył i zaryzykować. Ja świadomie wybrałem pierwszą opcję, więc nie będę narzekał.

Trudno się spełniać, siedząc cały czas na ławce.
No, trudno jest, to fakt. Uwierz mi, gdybym miał jakieś oferty, to mógłbym je przeanalizować. Ale nie mam, więc temat sam się ucina.

Ktoś w końcu musi grzać ławę za dobrą kasę…
Nie miałbym nic przeciwko, gdybym zarabiał więcej (śmiech). Mam jednak świadomość, że gdybym odszedł z klubu, to na miejsce drugiego bramkarza Celtiku natychmiast byłoby co najmniej dwudziestu chętnych.

Nie będziemy was oszukiwać – potrafimy Załuskę zrozumieć. Nie zmienia to jednak faktu, że gość przesiedział na czterech literach najlepsze lata w karierze, a teraz trzeba będzie je podnieść i poszukać miejsca, w którym spokojnie będzie można DOGRAĆ do końca kariery.

Siedzenia na ławce chyba już wystarczy.

Reklama

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...