Legii awans do fazy grupowej Ligi Konferencji po dogrywce i rzutach karnych nie odbił się czkawką w ostatniej kolejce Ekstraklasy przed przerwą reprezentacyjną. Główna w tym zasługa Ernesta Muciego, który potwierdza, że ma potencjał, aby za jakiś czas stołeczny klub naprawdę dobrze na nim zarobił.
Mecz z Widzewem na pewno zostanie zapamiętany z jednego powodu: nie przypominamy sobie, byśmy kiedykolwiek widzieli, aby obaj bramkarze w danym spotkaniu zaliczyli asysty. Jeżeli kojarzycie taki przypadek, możecie napisać w komentarzach. W każdym razie, Kacper Tobiasz i Henrich Ravas dołożyli dziś nie tylko dobre interwencje, ale także ofensywne konkrety.
Legia Warszawa – Widzew Łódź 3:1. Bramkarze z asystami
Większe zasługi trzeba przypisać Tobiaszowi, bo jego znakomite dalekie zagranie bezpośrednio stworzyło sytuację sam na sam rozpędzonemu od połowy boiska Muciemu. Albańczyk spokojnie wyszedł przed nie potrafiącego dogonić go Milosa i strzelił precyzyjnie tuż przy słupku. Ravas wybiciem do boku sprawił, że Jordi Sanchez miał czas na przyjęcie piłki i mógł powalczyć z obrońcami Legii. Uczynił to znakomicie, najpierw nawijając na “zamach” Ribeiro, a potem objeżdżając niezdecydowanego Kapuadiego (debiut w nowych barwach). Na koniec było jeszcze trochę szczęścia, piłka przeszła między nogami próbującego naprawić wcześniejszy błąd Ribeiro i wpadła do siatki. Kapitalna akcja Hiszpana.
Sanchez w pełni zadowolony jednak być nie może, bo zaraz po przerwie zabrał asystę Pawłowskiemu, który przytomnym zagraniem głową wypuścił Sancheza praktycznie jeden na jeden z Tobiaszem, ale tym razem hiszpański snajper na koniec chyba miał za dużo myśli w jednej chwili i kopnął bez sensu, daleko obok bramki.
Łodzianie musieli przy Łazienkowskiej liczyć na momenty i z tych momentów nie do końca skorzystali. Tuż przed golem na 0:1 szansę po dośrodkowaniu Pawłowskiego miał przecież Milos, ale Tobiasz z pomocą słupka skutecznie interweniował. Zaraz potem cieszył się z asysty…
Sanchez mógł strzelić więcej
Legia po objęciu prowadzenia stała się aż nazbyt ekonomiczna w swojej grze. Wiele razy mogła przyspieszyć i otworzyć akcję, lecz zamiast tego znów zwalniała i wycofywała piłkę, próbując wolniejszego konstruowania ataków. Ostatecznie i tak mogłaby prowadzić do przerwy, gdyby Rosołek należycie dostawił nogę po podaniu Wszołka. Piłka trochę podskakiwała, ale ludzie kochani: od zawodnika z czołowego klubu Ekstraklasy stojącego trzy metry od bramki można wymagać, żeby sobie w takich okolicznościach poradził.
22-latek zmienił szybko kontuzjowanego Kramera, ale grał tak słabo, że gdy Kosta Runjaic postanowił ożywić atak Legii Gualem i Pekhartem, wśród schodzących był też Rosołek. Wymowne.
Hiszpan i Czech faktycznie trochę jakości wnieśli, ale to Muci ponownie uradował kibiców “Wojskowych”, sytuacyjnie uderzając nie do obrony, gdy niezdecydowanemu Elitimowi piłkę pechowo wybijał Terpiłowski. Na koniec Luis Silva kolejny raz w tym sezonie zanotował jakiś odpał – źle przyjął piłkę w polu karnym, a potem przytrzymał Guala za ramię, nieprzepisowo utrudniając mu zdobycie bramki. Gual próbował przewrotki, został zablokowany, ale Musiał wrócił do tego zdarzenia i po szybkim obejrzeniu powtórek nie miał wątpliwości: rzut karny i czerwona kartka dla Silvy. Josue pewnie strzelił i nie byłby sobą, gdyby trochę nie poddymił, ciesząc się pod sektorem kibiców Widzewa, co wzburzyło zawodników gości (zwłaszcza Hanouska).
Widzew zagrał na miarę swoich możliwości, z trzech bardzo dobrych sytuacji wykorzystał jedną i dziś to nie wystarczyło. W kuluarach jednak mówi się, że posada Janusza Niedźwiedzia wisi już na włosku. Legia natomiast ze spokojną głową może złapać chwilę oddechu przed bardzo intensywną jesienią.
CZYTAJ WIĘCEJ O POLSKIEJ PIŁCE:
- Zagłębie skopało leżącą Pogoń, która gra najgorzej od prawie sześciu lat
- To już nie są „Ciumcioki”. Exposito jak ligowy Superman
- Lech miał pokazać, że zaraz wszystko będzie dobrze. Nie pokazał
Fot. FotoPyK