Reklama

Lech miał pokazać, że zaraz wszystko będzie dobrze. Nie pokazał

Przemysław Michalak

Autor:Przemysław Michalak

02 września 2023, 23:02 • 3 min czytania 117 komentarzy

Lech Poznań meczem z Górnikiem Zabrze miał rozpocząć marsz w górę tabeli i proces udobruchania swoich kibiców po pucharowej kompromitacji ze Spartakiem Trnawa poprawionej porażką w fatalnym stylu we Wrocławiu. Wybrał jednak mało skuteczną metodę dolewania oliwy do ognia. “Kolejorz” nie wysłał żadnego sygnału, że idzie ku lepszemu, mimo dwóch tygodni na popracowanie nad mankamentami.

Lech miał pokazać, że zaraz wszystko będzie dobrze. Nie pokazał

Milion dośrodkowań i bezproduktywne granie po obwodzie to nie jest to, czego oczekiwała dziś poznańska publiczność. Oczywiście trudno gra się z rywalem, który długimi fragmentami broni całym zespołem na trzydziestym metrze i prawie nie wychodzi wyżej, ale po to Lech zatrudnia zawodników o ponadprzeciętnej klasie jak na Ekstraklasę, żeby sobie z takim problemem radzili.

Lech Poznań – Górnik Zabrze 1:1. Dośrodkowanie za dośrodkowaniem

Tymczasem gospodarze mieli do zaoferowania głównie wrzutkę za wrzutką w pole karne, gdzie królowali Rafał Janicki z Kostasem. Być może podopieczni Johna van den Broma uznali, że to najlepszy sposób, bo pierwsza taka akcja od razu przyniosła im groźną sytuację. Po centrze Anderssona Ishak strzałem głową zmusił Bielicę do dużego wysiłku. Bramkarz Górnika był niepewny na przedpolu, kiepsko grał nogami, ale na linii zrobił swoje, bo jeszcze w ostatniej akcji końcami palców wybronił uderzenie Afonso Sousy.

Portugalczyk był bardzo aktywny, zwłaszcza w drugiej połowie ciągle szukał gry, lecz notę obniża mu naiwny faul na Yokocie, co poskutkowało rzutem karnym pewnie wykonanym przez samego poszkodowanego. I tak jednak Sousa wypadł o wiele lepiej niż Filip Marchwiński, który wyglądał dziś tak niemrawo, jakby to on w czwartek rozegrał 120 minut w europejskich pucharach, a po drodze przytrafiło mu się jeszcze zatrucie pokarmowe. Nie pojmujemy, co kierowało Van den Bromem, że wpuszczając Sobiecha postanowił ściągnąć Velde – też irytował, ale przynajmniej czasami zakręcił rywalami – zamiast Marchwińskiego.

Gdyby Krawczyk szybciej myślał…

Lech i tak mógł ten mecz wygrać. Ishak i Milić (strzał z dystansu w okresie największej niemocy w ataku pozycyjnym) obijali poprzeczkę, Bielica mógł nie obronić strzału Sousy, a Szymczak mógł lepiej dobić piłkę podbitą po jedynej żwawszej akcji Marchwińskiego w tym spotkaniu. Ale mógł też przegrać, bo na sam koniec karygodnie zachował się Andersson, który wstrzelił piłkę głową w sektor bez swoich partnerów, goście wyprowadzili błyskawiczną kontrę i gdyby Krawczyk szybciej myślał, to nawet bohaterski powrót Dino Hoticia na niewiele by się zdał. Rezerwowy napastnik Górnika zrobił jednak z Bośniaka bohatera – jego wślizg uratował Lecha. Hotić dał wszelkie argumenty, żeby następny mecz zacząć od początku, bo to też on asystował Czerwińskiemu na 1:1.

Reklama

W Górniku na prawej obronie zadebiutował 17-letni Dominik Szala (tak, to syn Wojciecha – byłego piłkarz m.in. GKS Katowice i Legii Warszawa). Dał radę, nie utonął na głębokiej wodzie, choć nie będziemy też przesadzać z zachwytami. Kilka razy dał się zakręcić na swojej stronie lub nie zdążył za Velde lub Anderssonem, a o ofensywnych wyjściach nawet nie było mowy. Na plus interwencja po strzale Ishaka, który i tak byłby na spalonym, ale brawa za samą reakcję. W tej akcji kapitan Lecha doznał kontuzji i mimo próby kontynuowania gry, musiał zejść. Jakby mało “Kolejorz” miał problemów…

Lech Poznań musi zdobyć mistrzostwo. W obliczu pucharowej jesieni Rakowa i Legii jego kibiców nic innego nie interesuje i tylko tytułem piłkarze Van den Broma mogą odkupić winy za Trnawę. W klubie zresztą od tej narracji zbytnio nie uciekają, padały słowa o patrzeniu na szczyt i konieczności sprostania roli faworyta. Cóż, na razie na słowach się kończy.

WIĘCEJ NA WESZŁO:

Fot. Newspix

Reklama

Jeżeli uznać, że prowadzenie stronki o Realu Valladolid też się liczy, o piłce w świecie internetu pisze już od dwudziestu lat. Kiedyś bardziej interesował się ligami zagranicznymi, dziś futbol bez polskich akcentów ekscytuje go rzadko. Miał szczęście współpracować z Romanem Hurkowskim pod koniec jego życia, to był dla niego dziennikarski uniwersytet. W 2010 roku - po przygodach na kilku stronach - założył portal 2x45. Stamtąd pod koniec 2017 roku do Weszło wyciągnął go Krzysztof Stanowski. I oto jest. Najczęściej możecie czytać jego teksty dotyczące Ekstraklasy – od pomeczówek po duże wywiady czy reportaże - a od 2021 roku raz na kilka tygodni oglądać w Lidze Minus i Weszłopolskich. Kibicowsko nigdy nie był mocno zaangażowany, ale ostatnio chodzenie z synem na stadion sprawiło, że trochę odżyła jego sympatia do GKS-u Tychy. Dodając kontekst zawodowy, tym chętniej przyjąłby długo wyczekiwany awans tego klubu do Ekstraklasy.

Rozwiń

Najnowsze

Boks

Olbrzym nie dogonił króliczka. Usyk ponownie pokonał Fury’ego!

Szymon Szczepanik
11
Olbrzym nie dogonił króliczka. Usyk ponownie pokonał Fury’ego!
Anglia

Fabiański: Nie spodziewałem się, że tak długo będę grał w Premier League

Bartosz Lodko
1
Fabiański: Nie spodziewałem się, że tak długo będę grał w Premier League
Hiszpania

Cierpiące Atletico wygrało w końcówce! Koszmarne pudło Lewandowskiego

Jakub Radomski
55
Cierpiące Atletico wygrało w końcówce! Koszmarne pudło Lewandowskiego

Ekstraklasa

Anglia

Fabiański: Nie spodziewałem się, że tak długo będę grał w Premier League

Bartosz Lodko
1
Fabiański: Nie spodziewałem się, że tak długo będę grał w Premier League
Hiszpania

Cierpiące Atletico wygrało w końcówce! Koszmarne pudło Lewandowskiego

Jakub Radomski
55
Cierpiące Atletico wygrało w końcówce! Koszmarne pudło Lewandowskiego

Komentarze

117 komentarzy

Loading...