Mówienie, że Nawałka ma szczęście, jest nieuczciwym stawianiem sprawy. To nie jest fart, tylko doświadczenie, umiejętność obserwacji i intuicja. Każdy z trenerów, którzy w ostatnich latach awansowali z reprezentacją na ważny turniej, miał swój element magiczny. Jerzy Engel był gotowy na każdy możliwy scenariusz. Nigdy nie było tak, że nie wiedzieliśmy, co robić na boisku. Każdy wariant był rozpracowany. Paweł Janas stworzył kapitalne relacje interpersonalne. (…) Nawałka ma ten swój magiczny dotyk. Potrafi pomóc zespołowi z ławki, robiąc zmiany, przewidując, kto w danym momencie się przyda. Selekcjoner nie jest dzieckiem szczęścia. Kapelusze z głów przed nim – mówi w wywiadzie dla Rzeczpospolitej Marcin Żewłakow.
FAKT
Głównym tematem jest oczywiście kadra. Nawałka wyciąga piłkarzy z kapelusza.
Może nie jest magikiem, ale na pewno ma dobrą rękę do piłkarzy. Potrafi wyciągnąć niespodziankę z kapelusza. Zaskoczyć piłkarzami, którzy teoretycznie nie powinni, ale byli ważnymi ogniwami kadry w eliminacjach Euro 2016. Adam Nawałka (58 l.) w dużej mierze stworzył kadrę autorską i w dzisiejszym spotkaniu z Grecją znów będzie chciał przetestować tych, którzy mogą mu pomóc w decydującym o wyjeździe na turniej do Francji finiszu eliminacji. (…) Selekcjoner na początku swojej pracy dużo testować, być może też błądził – patrz Adam Marciniak (27 l.), Rafał Kosznik (32 l.) czy Maciej Wilisz (27 l.). Bliżej eliminacji trafiał bez pudła. Wierzył w tych, w których wierzył mało kto.
Kuba i Lewy nie są wrogami – przekonuje nas Piotr Świerczewski.
Trener Waldemar Fornalik mistrzem w robieniu atmosfery nie był.
– Przykro mi, ale tamta reprezentacja w ogóle umknęła mojej uwadze. Od dzisiejszej kadry bije energia. Z kandydatów na następcę Waldemara Fornalika to Adam Nawałka wydawał mi się najsensowniejszy. Zespoły, które trenował, szczególnie Górnik, naprawdę grały porządnie taktycznie, były poukładane.
Jakub Błaszczykowski asystował przy golu Roberta Lewandowskiego. Wspólnie cieszyli się w trakcie i po meczu. To dość symboliczny obrazek, bo wiadomo, że ci panowie za sobą nie przepadają.
– A ja uważam, że niechęć między nimi to bardziej medialna kwestia niż szczera prawda. Media muszą o czymś informować, a doczekaliśmy się takich czasów, że najlepiej sprzedaje się sensacja. Gdy ktoś komuś nie poda ręki, od razu słyszymy i czytamy – konflikt! Mało tego, do tego dodawane są słowa: nienawiść, zawiść, zazdrość. To, że Kuba i Robert nie jeżdżą na wspólne wakacje, nie znaczy, że są wrogami. ja też nie ze wszystkimi wyjeżdżałem na odpoczynek. W „mojej” kadrze nie chodziłem na przykład na piwo z Emanuelem Olisadebe. To nie znaczy jednak, że go nie nienawidziłem. Szanowałem go, lubiłem, ale on miał swój świat, ja swój. On obracał się w gronie swoich przyjaciół, ja swoich. Olisadebe nie był moim przyjacielem, ale na Boga! – nie był też wrogiem. I tak się moim zdaniem ma z Kubą i Robertem.
Poza tym, z tematów reprezentacyjnych i ligowych:
– Boruc kapitanem
– Jodłowiec rozegrał w tym sezonie 57 meczów
– Ruch chce Matuszka
– Górnik Zabrze pierwsze trzy mecze gra na wyjeździe
– Evouna, reprezentant Gabonu, na celowniku Legii
A w Lechu zawijają parasol ochronny.
W Lechu zawijają parasol ochronny znad Muhamada Keity (25 l.) i Davida Holmana (22 l.). Najbliższe miesiące będą decydujące o ich przyszłości w ekipie mistrza Polski. Obaj na razie rozczarowują. Norweg gambijskiego pochodzenia przyszedł latem ubiegłego roku i razem z prowizjami menedżerskimi kosztował 600 tys. euro. Nie potwierdził jednak na boisku, że jest wart tych pieniędzy. – Muhamed jest nieprzewidywalny. Ma duże możliwości. Nie jest zadowolony z roli dżokera, więc będziemy musieli porozmawiać, jak to ma wyglądać. Nie mamy za wielu skrzydłowych, więc się przyda. Zwłaszcza, że jesienią możemy rozegrać dużo meczów – przyznaje trener Lecha Maciej Skorża (43 l.).
RZECZPOSPOLITA
Jak w 11 lat spaść ze szczytu? Stefan Szczepłek pisze o Grekach.
Polska pokonała Gruzję 4:0, a Grecja przegrała wyjazdowy mecz z Wyspami Owczymi 1:2. W listopadzie też przegrała (0:1), i to w Pireusie. O ile wtedy można było jeszcze mówić o pechu, czarnym dniu, o tyle teraz do sytuacji pasuje tylko jedno słowo: blamaż. Dwie porażki z rybakami nie są przecież dla Greków jedynymi w tych eliminacjach do Euro. Wcześniej przegrywali z Rumunią i Irlandią Północną. Nie wygrali ani razu i zajmują ostatnie miejsce w grupie F, mając zaledwie 2 pkt. Nikt w Atenach nie myśli już o awansie. Chodzi tylko o to, aby wyjść z kryzysu, jakiego się tam nie pamięta, i nie wystawiać się na pośmiewisko. W roku 2004 Grecja zdobyła tytuł mistrza Europy. I choć już w czasie trwania turnieju nikt nie miał złudzeń, że Europa niczego z gry Greków kopiować nie będzie, to praca niemieckiego trenera Otto Rehhagela wzbudzała szacunek. On pierwszy, i jak się okazuje jedyny, potrafił połączyć temperament i technikę greckich piłkarzy z konsekwentną taktyką. Udało się to w dużym turnieju tylko raz, ale przez kilka lat coś z tego w psychice greckich piłkarzy pozostało. Pojechali na mistrzostwa świata do RPA (2010) i Brazylii (2014), dwa razy z rzędu wystąpili na Euro (2008 i 2012). W Warszawie po remisie z Polską na Stadionie Narodowym awansowali do następnej rundy, a Polacy odpadli po pierwszej. Ale to wszystko przeszłość, choć przecież nie tak odległa. Dziś grecka piłka jest jak tamtejsza gospodarka. Greckie kluby upadają, piłkarze uciekają za granicę i to jest dla nich ważniejsze od honoru noszenia niebieskiej koszulki reprezentacji.
Magiczny dotyk selekcjora – tutaj głos zabiera Marcin Żewłakow.
Nawałka czegokolwiek dotknie, zamienia w złoto. Chciał bronić wyniku 1:0, wprowadził trzeciego defensywnego pomocnika, a skończyło się na 4:0 dla Polski…
– Pamiętam falę krytyki za powoływanie Arkadiusza Milika na początku eliminacji czy zaproszenie Sebastiana Mili do kadry przed spotkaniem z Niemcami. My, ludzie ze środowiska piłkarskiego, zawsze chcemy planu doskonałego, rozwiązań idealnych, a takich w życiu i piłce nie ma. Mówienie, że Nawałka ma szczęście, jest nieuczciwym stawianiem sprawy. To nie jest fart, tylko doświadczenie, umiejętność obserwacji i intuicja. Każdy z trenerów, którzy w ostatnich latach awansowali z reprezentacją na ważny turniej, miał swój element magiczny. Jerzy Engel był gotowy na każdy możliwy scenariusz. Nigdy nie było tak, że nie wiedzieliśmy, co robić na boisku. Każdy wariant był rozpracowany. Paweł Janas stworzył kapitalne relacje interpersonalne. Zbudował kadrę wokół zawodników Wisły, znalazł z nimi wspólny język, dorzucił kilku piłkarzy z zagranicy: Jacka Bąka, Jacka Krzynówka czy mojego brata Michała. Z kolei Leo Beenhakker potrafił sprawić, że zawodnicy z naszej ligi nabierali pewności siebie i byli gotowi góry przenosić. Tak było z Pawłem Golańskim czy Grzegorzem Bronowickim. Nawałka ma ten swój magiczny dotyk. Potrafi pomóc zespołowi z ławki, robiąc zmiany, przewidując, kto w danym momencie się przyda. Selekcjoner nie jest dzieckiem szczęścia. Kapelusze z głów przed nim.
Co się stało, że zawodnicy, którzy zawiedli u Waldemara Fornalika, teraz stworzyli tak dobry zespół?
– Przede wszystkim dojrzeli, popełnili już swoje błędy, wiedzą, czego nie robić, i zdają sobie sprawę, że są coraz starsi. Naturalną rzeczą u sportowców jest też chęć rehabilitacji. Skoro przegrali jedne eliminacje, teraz chcą się zrewanżować. Nawałka do tej grupy dołożył kilku młodych piłkarzy, takich jak Milik, który był jednym z bohaterów sobotniego spotkania. Przełomowym momentem dla kadry Nawałki było oczywiście zwycięstwo z Niemcami. Wiara, jaką zyskali zawodnicy po tym triumfie, jest gigantyczna, a selekcjoner czuje temperaturę grupy. Umie utrzymać mobilizację.
GAZETA WYBORCZA
Znów wywiadu udziela Dariusz Mioduski. Mówi: Legia ryzykuje, by rosnąć. Fragment m.in. o Sa.
Dlaczego do Legii przyszedł Orlando Sá, skoro podobno Berg go nie chciał?
– To nie było tak, że nie chciał. Nie był przekonany, długo się zastanawiał, ale przy transferze nie postawił weta. Nikt na siłę mu go nie wcisnął.
Ostatni mecz sezonu z Górnikiem dobitnie pokazał stosunek Sá do Berga. Portugalczyk zszedł z boiska, nie czekając na zmianę.
– Niepotrzebna demonstracja, byłem tym zawiedziony. Tym bardziej że długo Sá miał we mnie sprzymierzeńca. Zwykle tego nie robię, ale zaraz po transferze rozmawiałem z nim, starałem się go motywować i wspierać. Ostentacyjnym zejściem z boiska w meczu z Górnikiem pokazał jednak, że do nas nie pasuje.
Po tym trudnym sezonie są w szatni zawodnicy, którzy nie będą już za Berga umierać.
– Nie ma problemu z jego autorytetem. Henning ze swoją nordycką osobowością może nie sprawia wrażenia ciepłego, otwartego, ale zapewniam, że to profesjonalista, który wszystkich traktuje uczciwie. To nie jest człowiek, który zamyka się w sobie. Potrafi rozmawiać o problemach, szukać rozwiązań, słuchać, a także, jak trzeba, dopuszczać inne osoby do pomocy.
Dziś jest mecz dla Pazdana?
We wtorek w Gdańsku sparing Polska – Grecja. Na środku obrony Michał Pazdan ma przez 45 minut zagrać z Kamilem Glikiem. Niewykluczone, że to para stoperów na pozostałe spotkania eliminacji Euro 2016 – z Niemcami, Gibraltarem, Szkocją i Irlandią. W zasadzie mecz z Grecją ma sens głównie ze względu na manewry defensywne Adama Nawałki przed jesiennym zakończeniem kwalifikacji do mistrzostw Europy. Od ich początku ataki rywali rozbijał duet kolosów: Kamil Glik (191 cm) – Łukasz Szukała (195 cm). W ten sposób Nawałka, świadomy braku klasowych stoperów w kraju, skorzystał z pomysłu poprzedniego selekcjonera. Waldemar Fornalik umieszczał obu w składzie w końcówce przegranych eliminacji do mistrzostw świata 2014. Glik z Szukałą zagrali w jesiennych meczach z Czarnogórą oraz Ukrainą, a Nawałka uznał pomysł za ciekawy i rozwijał go w pięciu spotkaniach kwalifikacji Euro 2016. W tym szóstym z Gruzją Glika zabrakło, pauzował za trzy żółte kartki. Wydawało się więc, że rolę lidera formacji w naturalny sposób przejmie Szukała. Tymczasem okazało się, że nie był w stanie, a na jego tle wyróżnił się zupełnie nowy w eliminacjach stoper Jagiellonii Białystok, Michał Pazdan. Szukała miał tylko 59 proc. wygranych pojedynków – i ani jednego poprawnie wykonanego wślizgu, Pazdan wygrał aż 91 proc. starć. Gra Szukały dziwiła, 31-letni stoper mylił się, nie grał pewnie. Nie był tym Szukałą z początku kwalifikacji, który przez magazyn “World Soccer” został uznany za najlepszego gracza spotkania Polska – Niemcy. Czy stało się to, co wielu przewidywało – Szukałę dopadł kryzys po zimowym transferze do ligi Arabii Saudyjskiej? Wprawdzie w poważnych rankingach klasyfikowanej na drugim miejscu w Azji, ale druga pozycja w Azji oznacza wciąż poziom mniej wymagający od przeciętnych europejskich rozgrywek.
I jeszcze pytanie o Krychowiaka. Czy piłkarz Sevilli jest wart 30 mln euro? Korespondencja z Hiszpanii, choć to akurat wnosi niewiele.
Trener Sevilli Unai Emery chce zatrzymać polskiego pomocnika na Ligę Mistrzów – to jeden z warunków, które postawił, przedłużając kontrakt z klubem. Krychowiak może odejść tylko, gdyby Arsenal zdecydował się zapłacić klauzulę wykupu – czyli 30 mln euro. (…) Niedawno Sevilla sprzedała do Barcelony prawego obrońcę Aleixa Vidala (18 mln), jako piłkarz bez kontraktu do Trabzonsporu odszedł Kameruńczyk Stéphane Mbia, partner Krychowiaka ze środka pomocy. Na tym straty mają się skończyć. – Już nie mamy potrzeby sprzedawać, więc albo ktoś, kto chce naszego gracza, płaci kwotę zawartą w klauzuli wykupu, albo niech sobie da spokój. Drużyna miała wspaniały sezon, kibice byli nią zachwyceni, chcemy podtrzymać entuzjazm w klubie, a nie zajmować się wyprzedażą – mówił prezes Castro. Klauzula Krychowiaka to 30 mln euro, prawie sześć razy więcej niż Sevilla zapłaciła za niego 12 miesięcy temu. Oferta angielskiego Southampton, która wynosiła 12 mln euro, została odrzucona. Zainteresowany jest również Arsenal, który stać na wydanie 30 mln euro. Wiadomo jednak, że trener Arsene Wenger niechętnie dokonuje tak dużych transferów. Gdyby do transakcji doszło, Krychowiak byłby trzecim najdroższym piłkarzem w historii klubu po Mesucie Özilu (50 mln) i Alexisie Sánchezie (42 mln). 25-letni pomocnik zarabiałby na Emirates Stadium kilka razy więcej niż w Sevilli, więc nie wzbrania się przed transferem. Ale powtarza, że gra w klubie z Andaluzji w Champions League to spełnienie jego planów, które stawiał sobie poprzednio w 2014 r., przychodząc z ligi francuskiej. Żeby zatrzymać Krychowiaka, Sevilla chce nagrodzić go podwyżką. W tym sezonie Polak zarabiał mniej niż 1 mln euro. W następnym może dostawać dwa razy więcej.
SUPER EXRESS
Na początek relaks kadrowiczów i fotka, jak przy jednym stole siedzą Peszko, Lewandowski i Szczęsny. Czytamy jednak dopiero tekst zatytułowany: Orzełki ruszają rozszarpać Greków.
Pod nieobecność gwiazd reprezentacji Polski szansę na pokazanie się selekcjonerowi Adamowi Nawałce będą mieli młodzi. Mowa tu głównie o dwójce z Lecha Poznań – pomocniku Karolu Linettym (20 l.) i prawym obrońcy Tomaszu Kędziorze (21 l.). Linetty w ubiegłym sezonie stał się gwiazdą polskiej Ekstraklasy i wywalczył mistrzostwo Polski z Lechem. Czy teraz wyrośnie na gwiazdę w reprezentacji? – Zawsze marzę o tym, żeby zagrać w kadrze. Każdy piłkarz chce występować z orzełkiem na piersi. Zasuwam na treningach i robię wszystko, żeby przekonać do siebie trenera Nawałkę – mówił nam podczas zgrupowania Linetty. Wszystko w jego nogach. Dzisiejszym meczem z Grecją może przybliżyć się do pierwszego składu na najważniejsze mecze. – Karol to nasza perełka – mówi nam trener Lecha Maciej Skorża (43 l.). – Jest gotowy, żeby grać w pierwszym składzie reprezentacji Polski.
Stronę dalej tabloid apeluje do Boruca: Arturze, rzuć wreszcie te papierosy! I do tego fotka… zniszczonych od fajek płuc.
Jeżeli Artur Boruc (35 l.) zagra z Grecją, będzie miał na koncie 60 występów w kadrze. Dlatego aż pali się do gry. Niestety, dosłownie. Bramkarza spotkaliśmy w niedzielny wieczór przed warszawskim hotelem Hilton, gdzie kadrowicze mieszkali przed odlotem do Gdańska. Reprezentacyjną formę szlifował paląc papierosa. O tym, że Boruc jest nałogowym palaczem, wiadomo od dawna. Zdjęcia gwiazdora puszczającego dymka trafiają co jakiś czas na strony polskich czy brytyjskich gazet. Jeden czy dwa papierosy pewnie nie zaszkodzą, ale kiedy pali się od lat, skutki mogą być przecież straszne. Arturze, czy naprawdę brakuje ci silnej woli, żeby przestać zatruwać swój organizm?! Niedawno Boruc wyznał w wywiadzie, że marzy o tym, żeby wystąpić w reprezentacji po raz 60. – W Polsce to duża sprawa, bo z 60 meczami w kadrze wkraczasz do Klubu Wybitnego Reprezentanta. To też ważne dla mnie osobiście, ponieważ kiedyś obiecałem zmarłemu kilka lat temu ojcu, że się w tym klubie znajdę – tłumaczył w brytyjskich mediach, być może nieświadomy tego, że PZPN rok temu zmienił zasady i członkiem tego elitarnego grona zostaje się nie po 60., ale dopiero po 80. meczu w kadrze. Na tyle występów 35-letni Boruc też ma duże szanse, ale papierosy na pewno mu w tym nie pomogą…
PRZEGLĄD SPORTOWY
Gramy na serio!
O kadrowych roszadach Nawałki już czytaliśmy. A skład? PS przypomina, że ma być tak: Boruc – Cionek, Glik, Pazdan, Komorowski – Linetty, Borysiuk – Błaszczykowski, Zieliński, Grosicki – Milik.
Lepszej okazji dla dublerów nie będzie.
1. Partner dla Glika?
Chętnie poznam kilku nowych piłkarzy. Na przykład pana Pazdana – żartował Michał Żewłakow, kiedy w lutym 2008 roku wylądował na lotnisku w Larnace. Reprezentacja Leo Beenhakkera zaczynała minizgrupowanie przed towarzyskim meczem z Czechami (w oficjalnym terminie UEFA). Kilka dni wcześniej, w krajowym składzie, pokonała Finlandię 1:0. Wśród tych, którzy biegali wtedy po cypryjskim boisku, był niespełna 21-letni wówczas Pazdan, zwany przez holenderskiego selekcjonera „piranią”. Filar Górnika Zabrze, a obecnie Jagiellonii Białystok musiał czekać aż osiem lat na pierwszy w życiu występ w meczu o punkty, ale jak już w sobotę przeciwko Gruzji zagrał, to spisał się tak, że wszyscy zobaczyli w nim partnera dla Kamila Glika na jesień, a nie jedynie zmiennika dla niemrawego w sobotę Szukały.
2. Egzamin dojrzałości Linettego
3. Zieliński pojawia się i znika
4. Tuszyński na liście wyróżnionych
5. Borysiuk znowu na fali
A obok wielka grecka tragedia.
Andora, Armenia, Gibraltar, Kazachstan, Luksemburg, Malta, Mołdawia, San Marino. I Grecja. To zestawienie drużyn, które w eliminacjach Euro 2016 zajmują w grupach ostatnie miejsca. To, co wyczyniają w tych kwalifikacjach potencjalnie najsilniejsi w grupie Grecy, woła o pomstę do nieba. W sobotę mistrzowie Europy z 2004 roku postradali ostatnią szansę na to, by włączyć się do walki o awans. Piłkarze Sergio Markariana przegrali na wyjeździe z Wyspami Owczymi (1:2). Ulegli zespołowi złożonemu z amatorów już drugi raz na przestrzeni kilku miesięcy (w Pireusie było 0:1). Są na dnie, a rywalizują w najsłabszej grupie tych eliminacji (pozostali rywale to Irlandia Północna, Rumunia, Węgry i Finlandia, a więc sami średniacy). – Musimy skupić się teraz na odbudowaniu się przed eliminacjami MŚ 2018 – przyznał Sokratis Papastathopoulos, strzelec honorowej bramki. Obrońca Borussii Dortmund jako jedyny miał odwagę porozmawiać z dziennikarzami bezpośrednio po porażce z Farerami. Markarian, który zastąpił w trakcie eliminacji Claudio Ranieriego, ma podpisany kontrakt do końca roku. Możliwe jednak, że go nie wypełni. Greckie media piszą o ewentualnej zmianie selekcjonera, a doświadczony urugwajski szkoleniowiec zapewnia, że nie będzie kurczowo trzymał się stołka. – Niech władze federacji robią to, co uznają za stosowne. W piłce liczą się wyniki – mówi były trener Panathinaikosu Ateny, który z kadrą Hellady w trzech meczach wywalczył tylko punkt. – Zamknął się pewien cykl. Od 2004 roku grecki futbol został daleko w tyle. Potrzeba nowych pomysłów, by znów zacząć się liczyć w europejskim futbolu. Dużym problemem jest wprowadzanie młodych zawodników. Wiele jest do poprawienia – martwi się Markarian. W ostatniej dekadzie Grecy zdobyli dwa srebrne medale mistrzostw Europy U-19, ale autorzy tamtych sukcesów w większości nie istnieją w dorosłej piłce.
W krajowych tematach znajdujemy jeden jeszcze ciekawy tekst. Legenda po trzykroć zszargana. Czyli Kazimierz Moskal.
W przypadku Kazimierza Moskala blask Białej Gwiazdy jest dla niego tak silny, że zapomina o wszystkich przykrych momentach. – Stara miłość nie rdzewieje – zapewnia. Nie lubi narzekać na swój los. Nawet teraz, gdy przejął drużynę w trudnym momencie, gdy obiecano mu, że wreszcie dostanie szansę z prawdziwego zdarzenia, nadal nikt nie zapewnił go, że pozostanie na stanowisku na nowy sezon. – O to trzeba pytać prezesa. Mam ważny kontrakt, nie ma żadnego komunikatu, więc myślę o tym, co będziemy robić z drużyną w najbliższym czasie – mówi, ale brzmi gorzko. (…) Wiosną nie miał komfortowych warunków. Piłkarze zastanawiali się, kiedy wreszcie otrzymają pensje, kilku wiedziało, że latem opuści Kraków. – O pieniądzach w szatni rozmawialiśmy bodaj dwa razy. Jeśli miałbym zajmować się tymi sprawami, przeszkadzałoby mi to w pracy trenerskiej. Nie pomagała mi też niejasna sytuacja z przyszłością kilku piłkarzy. Wierzę, że wychodząc na boisko nikt o tym nie myślał, ale w końcówkach, gdy potraciliśmy tyle punktów, być może wtedy w głowach zawodników pojawiały się te problemy – mówi. Skąd w nim ta miłość do Białej Gwiazdy? W Wiśle przeszedł pełen szlak. Od juniora, przez gwiazdę numer jeden, aż do kapitana. W 1999 roku niespodziewanie znów trafił do Wisły i szybko stał się kluczową postacią. I to właśnie wtedy mógł poczuć po raz pierwszy, że ktoś stara się wykorzystać jego miłość od klubu. Kilka miesięcy grał bez kontraktu, a potem dostał najniższą umowę w zespole. – Nikt mnie nie zmuszał, bym podpisywał ten kontrakt. Każdy ma swój rozum i wie, co robi – przyznaje.