Łukasz Zwoliński, Sonny Kittel, John Yeboah. Tak wkrótce może wyglądać podstawowy tercet ofensywny Rakowa Częstochowa. Najgłośniejszymi transferami mistrza Polski są dwie nowe „dziesiątki” grające za plecami napastnika, jednak najbardziej istotną zmianą może być ściągnięcie „dziewiątki” z półki wyższej niż ta, na którą Medaliki zaglądały do tej pory. Czy Łukasz Zwoliński sprawi, że wkrótce żart o profilu napastnika pod Raków — silny, nieskuteczny — przestanie być aktualny?
Mateusz Rokuszewski z „Canal Plus Sport” wynotował ostatnio ciekawostkę celnie opisującą skuteczność napastników Rakowa Częstochowa. Od kiedy drużyna awansowała do Ekstraklasy, jej snajperzy jedynie trzykrotnie zanotowali minimum dwa trafienia w meczu. Aż przyszedł Łukasz Zwoliński i na dzień dobry zaserwował dwa dublety.
Przyjęcie, poprawienie, gol. Scenariusz, który sprawdził się w dwóch z trzech przypadków, w których nazwisko Zwolińskiego trafiło do notesu sędziego. Także wtedy, gdy wywalczył „jedenastkę”, zanotował trzy kontakty z piłką. Jedyna bramka zdobyta w inny sposób to finalizacja rozpoczętej wcześniej akcji, w której ekspiłkarz Lechii Gdańsk piłkę rozegrał, a potem zamknął dośrodkowanie na dalszy słupek. To także odstępstwo od innej reguły: w poprzednich trzech sytuacjach napastnik Rakowa korzystał z prostopadłych podań od kolegów z zespołu.
Częstochowianie, przeszukując rynek transferowy, szukali właśnie tego. Bramkostrzelnej dziewiątki, człowieka, który wykorzystuje okazje do zdobycia gola. Brzmi to jak banał i oczywistość, ale sprawa jest bardziej złożona niż może się wydawać na pierwszy rzut oka.
Jak zmienił się atak Rakowa Częstochowa po sprowadzeniu nowego napastnika? Jakie cechy Łukasza Zwolińskiego dają mu przewagę i przyciągnęły uwagę mistrza Polski?
SUPER PROMOCJA W FUKSIARZ.PL! MOŻESZ ODEBRAĆ 100% DO 300 ZŁ
Łukasz Zwoliński i Raków Częstochowa. Jak zmienił się atak mistrza Polski po tym transferze?
Raków Częstochowa ma zaawansowany jak na polskie warunki proces transferowy. Dość powiedzieć, że Medaliki prowadzą swój własny dział data science, nieporównywalny z tymi, jakimi dysponują kluby zachodnie, ale i tak lepszy niż w większości klubów Ekstraklasy (lepszy, bo większość nie ma ich wcale). Do tego trzeba doliczyć tradycyjny dział skautingu oraz zaangażowany w ocenę piłkarzy sztab szkoleniowy, który wydaje werdykt dotyczący dopasowania konkretnego zawodnika do modelu gry drużyny.
Każdy piłkarz, który trafia do Rakowa, musi spełniać konkretne wymagania, z góry określone dla każdej pozycji na boisku. To tajemnica częstochowian. Pion sportowy pracował nad nią latami. Marek Papszun w „Kwartalniku Sportowym” uchylił rąbka tajemnicy, zdradzając, że jednym z kryteriów „dziewiątki” jest odpowiedni wzrost, uwzględniane są także cechy motoryczne, ale wiadomo — przy tylu szczegółowych danych mówi to nam tyle, co nic.
Ciekawostką jest jednak to, że gdy prosimy platformę „StatsBomb” o „wyplucie” listy piłkarzy podobnych do Łukasza Zwolińskiego – „StatsBomb” robi to na podstawie zaawansowanych statystyk z konkretnego sezonu – okazuje się, że najbliższe dopasowanie dotyczy Vladislavsa Gutkovskisa. Poprzedni sezon: 92% zgodności z Łotyszem (i 90% z przymierzanym do zespołu Saidem Hamuliciem), rok wcześniej – 94%. Raków także korzysta ze „StatsBomb” i choć z całą pewnością dział skautingu ustawił suwaki określające istotność poszczególnych danych po swojemu, to jednak coś nam to już mówi.
W klubie przyznają zresztą, że Gutkovskis i Zwoliński mają więcej wspólnych cech niż mogłoby się wydawać zwykłemu kibicowi. Znacząca różnica dotyczy najważniejszego aspektu: wspominanej już skuteczności. Żeby przedstawić to na liczbach, należy przeanalizować kilka rubryk danych dostarczanych przez „StatsBomb”.
Wszystkie podajemy w przeliczeniu na 90 minut, uwzględniając jedynie napastników, którzy rozegrali minimum 1200 minut w sezonie.
- Over/Under Performance — bramki i asysty „ekstra”, czyli różnica między rzeczywistymi liczbami a liczbami oczekiwanymi. Zwoliński w dwóch na trzy przypadki (22/23 i 20/21) wypada lepiej. 0 przy jego nazwisku oznacza, że jego statystyki są zgodne z oczekiwaniami. Gutkovskis natomiast dwukrotnie zalicza ujemne sezony: -0,1 i -0,17, za każdym razem plasując się w ogonie ligowych napastników.
- Post Shot xG — przewidywana szansa na gola po oddaniu celnego strzału, czyli, upraszczając, pewnego rodzaju jakość uderzenia. Wskaźnik xG mierzy szansę na bramkę, uwzględniając pozycję na boisku czy ustawienie rywali. Post Shot xG uwzględnia lot piłki. Zwoliński dwukrotnie wypada lepiej niż Gutkovskis (21/22 i 20/21), dwa razy zajmując miejsce na podium ligowych napastników.
- Shot On Ball Value — znów odwołujemy się do jakości wykończenia: OBV odzwierciedla zwiększenie lub zmniejszenie szans na zdobycie gola, w tym konkretnym przypadku ograniczając się jedynie do uderzeń. Zwoliński w każdym z trzech sezonów jest lepszy niż Gutkovskis i dwa razy zajmuje miejsce na podium ligowych napastników. Łotysz jest na przeciwnym biegunie tabeli, zawsze notując wynik ujemny.
Oczywiście można porównać też mniej zaawansowane liczby. Zdobyte bramki/90 minut bez rzutów karnych wskazują na wyższość Łukasza Zwolińskiego w dwóch z trzech przypadków. Konwersja bramek, czyli to, ile strzałów dany napastnik zamienił na gola, to już 3:0 dla nowego napastnika Rakowa Częstochowa.
Warto zauważyć, że Vladislavs Gutkovskis dochodził do bardzo dobrych sytuacji — po pierwsze miał instynkt, po drugie grał w dobrej drużynie, co zawsze zwiększa szanse na takowe. W rubryce xG per shot, czyli tej mierzącej jakość pojedynczego strzału, jego wynik to absolutna ligowa czołówka. Problem był jednak w tym, ile z tych dobrych okazji wykorzystywał.
“StatsBomb” pozwala nam przejrzeć wszystkie strzały konkretnego piłkarza podzielone według wartości każdego z nich. Przykładowo: widzimy, ile strzałów o wartości xG pomiędzy 0,4 a 0,5 (40-50% szans na gola) oddał dany zawodnik i jaki był ich efekt. Weźmy pod lupę tylko sytuacje mające powyżej 20% szans na bramkę — te całkiem konkretne, bo przypomnijmy, że rzut karny ma xG 0,78.
- Łukasz Zwoliński: 21 bramek, 19 niewykorzystanych
- Vladislavs Gutkovskis: 16 bramek, 29 niewykorzystanych
To mówi wiele. Łotysz zmarnował aż sześć okazji wycenianych na minimum 50%. Kryminał.
Skuteczniejszy Gutkovskis z wolnego transferu — największy atut Łukasza Zwolińskiego
Mimo wszystko Gutkovskis swoje jednak strzelał, a przede wszystkim: utrzymywał miejsce w kadrze Rakowa Częstochowa przez bardzo długi czas. Poszukiwania nowej „dziewiątki” przez Medaliki były nieskuteczne z różnych powodów. Nie wszyscy piłkarze pasowali Markowi Papszunowi, który odrzucał nawet nazwiska, które później trafiały do lig silniejszych niż Ekstraklasa. Był trenerem, takie jego prawo.
Ważniejszy był jednak aspekt ekonomiczny. Raków celował wysoko, odbijał się od ściany. Jedna z osób, która dobrze zna trud znalezienia właściwej „dziewiątki” w zasięgu finansowym klubu, mówi nam wprost:
– Szukanie Gutkovskisa, który strzelałby 20 bramek w sezonie, wiązałoby się z koniecznością zapłacenia za takiego piłkarza 4-5 milionów euro. Michał Świerczewski mówił, że sufit Rakowa jest już blisko i ma rację. Klub stara się go przebić, ale odbija się od najbardziej jakościowych zawodników. Jest pewna grupa, z której możesz ściągać piłkarzy. Jest też półka, z której wyciągniesz jednego na stu. Ściągniecie zawodnika o klasę lepszego niż Łukasz Zwoliński z ligi zagranicznej, wiązałoby się z dużym nakładem finansowym.
Były piłkarz Lechii Gdańsk także tani nie był. Niektóre kluby były wręcz zszokowane, że Medaliki oferują 30-letniemu napastnikowi z Ekstraklasy tak dobre warunki finansowe. W Częstochowie stwierdzili jednak, że to ich szansa. Słyszymy, że Łukasz Zwoliński był zawodnikiem najlepiej pasującym do modelu gry i wspomnianych wcześniej wymagań Rakowa odnośnie konkretnych pozycji, który był dostępny z wolnego transferu. Za innych trzeba byłoby słono zapłacić, a przecież Michał Świerczewski zapowiadał bardziej efektywne wydawanie pieniędzy. Dodatkowym plusem było to, że to piłkarz z rynku wewnętrznego, który jest dla mistrzów Polski priorytetem.
Łukasz Zwoliński nie jest tym jednym na stu, kimś takim, tyle że na pozycji „dziesiątki”, jest Sonny Kittel. Pozwolił na skok jakościowy, ale oczywiście nie sprawił, że zupełnie porzucono polowanie na kogoś jeszcze lepszego. Raków jest pod tym względem całkowicie bezwzględny, bo jakość stawia ponad wszelkie sentymenty. Nawet jeśli oznacza to tak błyskawiczne pożegnania, jak to z Maximem Dominguezem. W Częstochowie dość szybko wyszło, że Szwajcar po prostu nie podoła wymaganiom Dawida Szwargi i jego sztabu. Być może zabrakło mu tego „głodu w oczach”, o którym słyszymy, pytając o 30-latka sprowadzonego z Lechii Gdańsk? Plusikiem przy jego nazwisku jest bowiem także ambicja, by w końcu, po wielu latach kariery, wygrywać i strzelać jak na zawołanie.
– Będziemy rywalizować i jesteśmy na to gotowi. Niech ten nowy napastnik przyjeżdża – mówił nam w Tallinnie Fabian Piasecki. Być może do obecnego duetu dołączy jeszcze jedna „dziewiątka”, natomiast kolejnym atutem transferu Łukasza Zwolińskiego jest to, że był dostępny od zaraz. To o tyle istotne, że w Rakowie Częstochowa doskonale wiedzą, że wdrożenie zawodnika do systemu — a świętych krów nie ma i praca dla drużyny jest kluczowa — zajmuje kilka chwil. Marek Papszun w „Kwartalniku Sportowym” określił zresztą dokładną liczbę dni, po której piłkarze Medalików wdrażają w życie konkretne założenia.
– Pomagamy piłkarzom treningami, uwagami, ale jeśli zawodnik nie robił wcześniej tego, co jest wymagane, trudno będzie mu posiąść ten automatyzm. Zajawka nawyku przyswajana jest jakoś po 21 dniach, a dopiero po dziewięćdziesięciu możemy mówić, że staje się on normą. To trzy miesiące ciągłego powtarzania, a tych elementów jest przecież bardzo dużo.
„Jest! Mamy go!”. Dziesiąty transfer i kolejna zabawa z mediami. Reportaż z Tallinna
Pomoc potrzebna jest także Łukaszowi Zwolińskiemu, bo przecież liczne pochwały i atuty nie oznaczają, że jest to piłkarz bez wad, a nawet cztery gole w pierwszych spotkaniach nie oznaczają, że nowa „dziewiątka” jest już w pełni zgrana z zespołem i funkcjonuje w nim tak dobrze, jak wymagają tego założenia modelu gry Rakowa. Tu warto przejść do kolejnego istotnego tematu, bo zmiana trenera w Częstochowie nie oznacza, że najważniejszym zadaniem napastnika Medalików na boisku będzie strzelanie bramek.
Napastnik Rakowa Częstochowa a gra w obronie. Jakie zadania defensywne ma „dziewiątka” mistrza Polski?
Trener Dawid Szwarga zapowiadał wprost, że jego Raków będzie miał nieco bardziej ofensywną twarz. Słyszymy jednak, że zadania „dziewiątki” aż tak mocno się nie zmieniły. Przejście na bardziej ofensywny styl oznacza całość boiskowych działań, które prowadzą do stworzenia sytuacji pod bramką rywala. W cytowanym wcześniej wywiadzie dla „Kwartalnika Sportowego” Marek Papszun zaznaczał, że jego zespół z sezonu na sezon musiał przyzwyczajać się do bardziej dominującej roli w lidze. To oznaczało, że Raków coraz częściej będzie piłkę posiadał i będzie musiał sforsować mur obronny rywala.
Transfery ofensywnych pomocników do ekipy mistrza Polski miały na celu znalezienie piłkarzy, którzy będą robili przewagę w ostatniej tercji boiska; będą przekuwali mozolne tkanie akcji w wypracowanie dogodnej okazji do strzelenia gola. Drybling, ostatnie podanie, strzał — oczywiście i ich poprzednicy to potrafią, ale tu przeskok musi być największy, bo inaczej Raków będzie męczył się w okolicach „szesnastki” przeciwnej drużyny i nawet lepsza finalizacja, którą gwarantuje Łukasz Zwoliński, nie będzie wykorzystywana w stu procentach, bo po prostu zabraknie mu piłek, które będą wpadały do siatki.
Jednocześnie jednak częstochowianie nie mogą porzucić swojej najgroźniejszej broni, czyli wysokich odbiorów piłki.
– Jeśli po odbiorze piłki na połowie przeciwnika w ciągu trzech sekund przetransportuje się ją w pole karne, prawie zawsze kończy się to sytuacją stuprocentową. Zawodnicy mają już zakodowane, że w takiej sytuacji nie może być żadnego manewru ani podania do tyłu, tylko są nastawieni, że już pierwszym, najpóźniej drugim kontaktem grają do przodu, żeby zrealizować zasadę trzech sekund — tłumaczył Papszun.
Żeby odebrać piłkę, trzeba najpierw zaangażować zawodników do pracy w defensywie. A przecież nadal zdarzają się drużyny, w których napastnik po stracie nie jest aż tak zaabsorbowany pracą w obronie, skupia się raczej na tym, żeby złapać oddech i przygotować się do kolejnego szturmu. Cóż, nie w Rakowie. Spójrzmy na pracę w obronie Vladislavsa Gutkovskisa w poprzednim sezonie Ekstraklasy według danych „StatsBomb”.
- PAdj Pressures, średnia liczba pressingów/90 minut uwzględniająca także posiadanie piłki przez drużynę, dzięki czemu można lepiej porównywać zawodników z drużyn częściej utrzymujących się przy futbolówce z resztą ligi – 13,86 (16. miejsce wśród napastników >1200 minut na boisku)
- Pressures F2, czyli liczba pressingów na połowie rywala/90 minut – 11,86 (13.)
W obydwu przypadkach jest to rzecz jasna wynik lepszy niż ten Łukasza Zwolińskiego, również z powodu różnego stylu drużyn, które reprezentowali. Nie jest przypadkiem, że gdy ustawimy napastników według procentowo najwyższego stosunku pressingów na połowie rywala do liczby pressingów w ogóle, na szczycie listy mamy właśnie Gutkovskisa (90%) i Fabiana Piaseckiego (84%). Nie jest też zbiegiem okoliczności, że dwóch napastników naciskających na rywala najbliżej bramki przeciwnej drużyny to ten sam duet.
Ciekawostka jest jednak taka, że kiedy porównamy skuteczność pressingu zakładanego przez napastników — odzyskanie piłki przez zespół w ciągu pięciu sekund od pressingu — Łukasz Zwoliński ma wynik lepszy niż dwaj piłkarze Rakowa (1,89 vs 1,72 i 1,29). W sezonie 2021/2022 ciut lepszy był Gutkovskis, jednak widzimy, że generalnie wskaźniki obydwu zawodników są dość zbliżone. Mamy w pamięci to, że napastnicy naciskający na rywala bliżej jego bramki, mają z reguły mniejszą skuteczność od tych pressujących trochę bliżej połowy boiska, jednak Raków wyciągnął z tego prosty wniosek: Łukasz Zwoliński w słabszym zespole ma lepsze metryki strzeleckie niż nasz napastnik, a jego metryka gry w obronie sugeruje, że i pod tym względem jest w stanie być na lepszym/podobnym poziomie.
Uznano, że nawet 30-letni Łukasz Zwoliński da radę rozwinąć pewne cechy swojej gry tak, że doskonale dopasuje się do modelu gry drużyny, bo widać u niego zalążki oczekiwanych przez Raków zachowań. W DNA Medalików wpisana jest duża intensywność działań techniczno-taktycznych i wysoki pressing. W takich działaniach chodzi nie tylko o to, żeby dużo biegać, raczej o to, żeby biegać mądrze, rozumieć sytuacje na boisku, działać według jedności, która pozwala nie zaburzać struktury nawet wtedy, gdy zespół jest w takim ustawieniu, że ciężko zdefiniować system.
Żeby to wszystko zrozumieć, żeby temu podołać, potrzebna jest rzecz jasna także chęć drugiej strony. Dawid Szwarga już na pierwszym spotkaniu z Łukaszem Zwolińskim szczegółowo omawiał to, czego oczekuje od „dziewiątki” w swoim zespole. Reakcji piłkarza możemy się tylko domyślać — skoro napastnik do Rakowa trafił i całkiem szybko się w nim odnalazł, musiał uznać, że czeka go ciekawa przygoda.
Transfery Łukasza Zwolińskiego do Rakowa Częstochowa — świetne wykorzystanie okazji
Kilka linijek wyżej pojawił się istotny wątek tej sprawy. Wiek. W piłce nożnej to tylko sucha liczba, bo bardziej liczy się to, jak zawodnik konserwuje się na, będziemy trochę niekulturalni, stare lata. 30-letni napastnik wciąż może mieć przed sobą najlepszy czas w karierze. W Rakowie Częstochowa na wspomnienie o tym, że Łukasz Zwoliński wchodzi w okres, w którym bliżej niż dalej do zakończenia kariery i jego parametry mogą spadać, słyszymy jedno nazwisko: Tomas Pekhart.
Czy Tomasowi Pekhartowi przeszkadza to, że zegar tyka? Skądże znowu, swoimi ruchami wyprowadza w pole obrońców tak samo, jak kilka wiosen temu. Doświadczenie raczej mu pomaga niż przeszkadza.
W przypadku Łukasza Zwolińskiego skuteczność, faza finalizacji akcji, o której się rozpisywaliśmy, podkreślając, że najzwyczajniej w świecie jest on w stanie częściej wykorzystywać dogodne sytuacje w porównaniu ze swoim poprzednikiem, to jedno. Mistrzowie Polski podkreślają, że jeszcze ważniejsza jest całość ruchów i zachowań, które nowy napastnik prezentuje w „szesnastce” rywala.
Po pierwsze: aktywność. Snajper ma wiele zadań, powinien angażować się w grę także poza polem karnym, ale musi jak najczęściej dotykać piłki w pobliżu bramki. W sezonie 2021/2022 Łukasz Zwoliński robił to najczęściej w lidze: 7,1 razy/90 minut. Częściej niż Vladislavs Gutkovskis w dwóch ostatnich sezonach — odpowiednio 6,38 i 6,34 – co trochę sugeruje, że Łotysz dochodził pod tym względem do ściany. Sezon temu statystyki “Zwolaka” spadły do 5,2 kontaktów z piłką w polu karnym, ale wiadomo — Lechia cieniowała. Na przestrzeni trzech lat wypada podobnie, co Gutkovskis, a już w meczu z Jagiellonią Białystok zanotował siedem kontaktów w „szesnastce” drużyny przeciwnej — choć na ten moment to tylko anegdota, bo próba jest zbyt mała, żeby wysuwać daleko idące wnioski.
W każdym razie Raków jako czołowa drużyna ligi zawsze będzie stwarzał wiele okazji napastnikowi. Ewolucja zespołu w kierunku jeszcze częstszego wykorzystywania ataku pozycyjnego to jednak i konieczność posiadania „dziewiątki”, która umiejętnie dochodzi do sytuacji strzeleckich, gubi rywala, pokazuje się w pierwszej strefie, pracuje na szanse dla swoich kolegów, ściągając na siebie uwagę obrońców.
Nowy nabytek zespołu to wszystko ma. Jest piłkarzem kompleksowym, a pod Jasną Górą często podkreślają, że kompleksowość to największy atut i najbardziej pożądana cecha zawodników, których Medaliki w ogóle biorą pod uwagę.
Łukasz Zwoliński wydaje się więc idealnym strzałem Rakowa Częstochowa. Po pierwsze wpasowuje się on w profil napastnika, który sprawdza się w Ekstraklasie. Dobrze grający tyłem do bramki, silny, do walki. Ma też element ekstra w postaci wyjątkowo dobrego wykończenia, wysokiej skuteczności. Dodatkowym plusem w kontekście porównania z napastnikami Rakowa jest to, że Zwoliński góruje nad nimi technicznie. Słabszą grę w obronie można nadrobić i poprawić, zwłaszcza przy bardzo podobnych do kolegów parametrach motorycznych — to w końcu coś, co wykuwa się w samym Rakowie, godzinami „indoktrynacji” taktycznej Marka Papszuna, a obecnie Dawida Szwargi i jego sztabu.
Wszystko to odróżnia go od typowego walczaka drużyn ze środka tabeli, które w teorii też chcą mieć napastnika-walczaka i też nie mogą sobie pozwolić na marnowanie dogodnych szans, ale w praktyce nie stać ich na zawodników z półki gwarantującej miks tych cech.
Mistrzów Polski stać, więc skorzystali. I nie jest powiedziane, że wyjdą na tym gorzej niż gdyby szukali „dziewiątki” na rynku zagranicznym.
WIĘCEJ O RAKOWIE CZĘSTOCHOWA:
- Diwa spod Frankfurtu. Sonny Kittel – wielki talent, który zatrzymały kontuzje
- „Przyjście Gutkovskisa do Daejeon to duże wydarzenie”. Jak się robi transfer do Korei Południowej?
- Trela: Piłkarz od konkretów. Dlaczego transfer Sonny’ego Kittela to hit lata w Ekstraklasie?
SZYMON JANCZYK
fot. Newspix; dane: StatsBomb