Technika! Motoryka! I różne umiejętności! Oto składniki, które wybrano w Poznaniu do stworzenia idealnego pomocnika. Lecz Profesor Atomus trener John van den Brom przypadkowo dodał do mieszanki jeszcze jeden składnik: związek X! I tak narodził się Filip Marchwiński! Świadomy swojej nadprzyrodzonej siły postanowił poświęcić 2023 rok walce o wygrane Lecha.
Dobra, wiemy, że z Marchwińskiego żaden idealny pomocnik. Może jeszcze, a może po prostu. Czas pokaże.
Ale w tym roku to już bardzo dobry pomocnik i warto to docenić. W całym roku, nie tylko na inaugurację z Piastem w Gliwicach, gdzie strzelił dwa gole, bo pojawiały się szpilki, że ktoś przesadnie chwali młodzieżowca po ledwie jednym meczu. Nie, nie po jednym, a po kilkunastu rozegranych od stycznia do lipca, w których wysoką dyspozycję potwierdzał zdobytymi bramkami i asystami:
- styczeń: gol z Miedzią na 1:1
- marzec: asystą z Lechią na 4:0
- marzec: gol w pierwszym meczu z Djurgarden na 2:0
- marzec: gol w rewanżu z Djurgarden na 1:0
- marzec: gol z Widzewem na 1:1
- kwiecień: asysta z Pogonią na 2:2
- maj: gol z Cracovią na 2:0
- maj: gol z Rakowem na 1:0
- maj: gol z Koroną na 2:0
- lipiec: dwa gole z Piastem, na 1:1 i 2:1
Poza trafieniem ze spadkowiczem z Gdańska wszystkie pozostałe ważyły dużo albo bardzo dużo. Dwa w fazie pucharowej Ligi Konferencji Europy. Jedno z przyszłym mistrzem na jego terenie. Kluczowe w Łodzi i równie ważna asysta z zespołem ze Szczecina. Wreszcie odwrócenie losów rywalizacji w sobotę i uratowanie początku sezonu.
A to wszystko przy niesamowitej skuteczności – oddał 30 strzałów, z czego trzynaście było celnych, z których dziewięć skończyło w bramce przeciwników. Zerknijmy na poniższy wykres “StatsBomb”. Czerwonym kolorem zaznaczyliśmy statystyki Filipa Marchwińskiego w 2023 roku. Wyjątkowa skuteczność dziwi mniej, gdy zobaczymy, że dochodzi on do bardzo dobrych okazji strzeleckich, ma wysokie jak na swoją pozycję wskaźniki xG.
Marchwiński tak dobry na poziomie seniorów jeszcze nie był.
Zbudowanie poznaniaka to ogromne osiągnięcie van den Broma, już warte kilka dobrych kilka punktów w lidze, a w przyszłości pewnie kilka solidnych milionów euro.
1. kolejka Ekstraklasy. Najlepsza jedenastka
W czym tkwi tajemnica holenderskiego szkoleniowca? W jaki sposób wydobył potencjał Marchwińskiego? Co to ten związek X?
Odpowiedź jest prosta i w sumie banalna – to zaufanie i czas na boisku.
Tylko tyle i aż tyle.
Marchwiński był w pierwszym zespole Lecha za pięciu trenerów. Oto bilans występów i minut pomocnika u każdego:
- Dariusz Żuraw – 61 meczów, 2200 minut
- John van den Brom – 43 mecze, 2060 minut
- Maciej Skorża – 26 meczów, 439 minut
- Adam Nawałka – 2 mecze, 21 minut
- Janusz Góra (tymczasowy) – 0 meczów (jeden przesiedziany w rezerwie)
Góra prowadził Kolejorza raz – z Legią w Warszawie, więc nie ma o czym gadać. Żuraw względnie często dawał szansę wychowankowi, ale głównie jako dublerowi i jednocześnie wielokrotnie wysyłał na rezerwy czy trzymał na ławce przez całe spotkanie. Przy czym młodzieżowiec też niekoniecznie dawał powody, by tych szans było jeszcze więcej, należy to uczciwie przyznać. Skorża musiał odbudowywać drużynę i to w trybie natychmiastowym, bo Poznań marzył o majstrze na stulecie. Marchwiński na tym stracił.
– Miał silną konkurencję. Oczekiwano sukcesu, mistrzostwa na stulecie, nie było czasu na wprowadzanie młodych. Tym bardziej że byli Joao Amaral, Dani Ramirez, a potem jeszcze doszedł Dawid Kownacki, zabezpieczający kilka pozycji ofensywnych – tłumaczył na naszych łamach Rafał Janas, asystent Skorży.
Sezon 2021/22 był najgorszym dla Marchwińskiego po włączeniu do pierwszej drużyny – 170 minut w lidze, osiemnaście występów, ani razu w podstawowym składzie.
Zamiast się rozwijać, sprawiał wrażenie, że się zwija.
Sytuacja zmieniła się po przyjeździe do stolicy Wielkopolski van den Broma, aczkolwiek to też nie tak, że akurat ten szkoleniowiec święcie wierzył w talent młokosa, a reszta nie. Wszyscy widzieli potencjał na treningach, tyle że nie było sprzyjających okoliczności, by posłać wychowanka w bój. Albo był zwyczajnie za młody i za słaby, albo konkurencja piekielnie silna, albo nie było czasu na podejmowanie ryzyka.
Dopiero w ostatnim sezonie wszystko zaczęło do siebie pasować.
Po pierwsze, Lech w związku z rywalizacją w europejskich pucharach musiał rozegrać gigantyczną z perspektywy Ekstraklasy liczbę meczów – 56, a po katastrofalnych skutkach łączenia Ligi Europy z walką na krajowym froncie jesienią 2020 wyciągnięto w Poznaniu wnioski i od początku było jasne, że rotacja musi być i to większa niż za Żurawia.
To stworzyło szansę Marchwińskiemu.
Po drugie, sam piłkarz wreszcie był gotowy na wykorzystanie okazji. Godziny dodatkowych zajęć – czy to ze specjalistą od motoryki, czy z psychologiem – akurat zaczęły dawać efekty.
– Indywidualnie pracuję od dłuższego czasu, ale dopiero teraz zaczęły pojawiać się wymierne efekty – wyjaśniał nam w czerwcu.
– Za mną długa, mozolna, ciężka praca. Czasami się nie chciało, jak każdemu, ale trzeba było wziąć się w garść, zerwać się z łóżka i zrobić coś dla siebie. Nic nie przyszło od razu, budowałem siebie samego przez dwa lata. Może nawet trzy. Usłyszałem kiedyś fajny cytat: „Spadochronu nie szyje się po skoku”. Najpierw trzeba się przygotować, następnie można skakać – i dalej.
Van den Brom musiał zmieniać, Marchwiński chwytał ofiarowane minuty – głównie w Ekstraklasie – i wyciskał do ostatniej kropli, więc Holender coraz chętniej z niego korzystał i tak to się napędzało. Szczególnie wiosną szkoleniowiec stawiał na „Marchewę” – w lidze polskiej reprezentant młodzieżówki dwanaście razy wystąpił w podstawowym składzie, czyli w trakcie jednej rundy więcej niż u Żurawia podczas niemal dwóch sezonów (jedenaście).
A w sumie w minionych rozgrywkach Ekstraklasy Marchwiński uzbierał więcej minut niż przez… poprzednie trzy.
- 2022/23: 1441 minut
- 2019/20, 2020/21, 2021/22: 1385
Czas na boisku przełożył się na pewność siebie, którą było widać w sobotę przeciwko Piastowi. Kiedy Lechowi nie szło, chwycił za nastawnik jazdy i poprowadził lokomotywę na odpowiednią stację.
– Dla nas i tak przede wszystkim „pod sprzedaż” szykowani są wychowankowie. To nasz model – wykładał dyrektor sportowy Tomasz Rząsa i coraz bardziej prawdopodobna staje się teza, że następne miliony zostaną zarobione właśnie na Marchwińskim, co jeszcze rok temu o tej porze można było uznać za wątpliwe. Ostatnie transfery to Jakub Moder i Jakub Kamiński za dziesięć baniek czy Michał Skóraś za sześć. Jeśli tendencja z ostatnich siedmiu miesięcy (powtarzamy – nie jednego spotkania) się utrzyma, „Marchewa” spokojnie wyjedzie za podobną kasę.
1. kolejka Ekstraklasy. Najgorsza jedenastka
Jedenastka badziewiaków została zdominowana przez przedstawicieli trzech ekip – ŁKS-u Łódź, Jagiellonii Białystok oraz Górnika Zabrze. Zawodników beniaminka oraz reprezentantów Podlasia oszczędzimy – ostatecznie na dzień dobry mierzyli się z mistrzem oraz wicemistrzem. Nietrudno sobie wyobrazić łatwiejsze przywitanie z sezonem, szczególnie, że ani jedni, ani drudzy nie mierzą w ligowe szczyty.
W przypadku zespołu z Górnego Śląska za jakiś czas przekonamy się, czy to oni byli tak słabi, czy Radomiak tak mocny, natomiast nic nie odbierze Danielowi Bielicy tytułu króla dryblingu.
Nie, to nie tak, że tylko z tego powodu Górnik poległ.
SUPER PROMOCJA W FUKSIARZ.PL! MOŻESZ ODEBRAĆ 100% DO 300 ZŁ
Ale też pokrętło w nogach golkipera nie pomogło drużynie z Zabrza oszukać przeznaczenia.
Warto zwrócić uwagę na obecność w tej jakże zaszczytnej grupie Kajetana Szmyta. Rzecz jasna nie ma sensu wyciągać wniosków po jednym meczu, natomiast trzeba przyznać, że Leonardo Koutris z Pogoni Szczecin brutalnie zweryfikował młokosa z Warty Poznań. Zdawało się prymusa marzącego o prestiżowym uniwersytecie wziął wyciągnął na środek klasy, odpytał z materiału, brutalnie obnażył braki, po czym odesłał na miejsce. Z czym do ludzi!
Siadaj, pała!
Wiadomo, Koutris to kawał piłkarza, ale o ile Szmyt nie celuje w jakąś drugą ligę cypryjską (a nie celuje ani on, ani władze Zielonych), będzie musiał sobie dawać radę z przynajmniej zawodnikami na takim samym poziomie jak Grek. Przynajmniej. Podkreślamy, nie ma co przesądzać, należy dalej uważnie obserwować, natomiast jeszcze trochę więcej sensu nabrały słowa trenera Dawida Szulczka: – Rozumiem jego ambicje, ale moim zdaniem pozostanie na kolejny rok to byłaby sytuacja win-win dla klubu i dla niego.
Pytanie, czy to odpowiedni moment na wyjazd stało się ciut bardziej zasadne po inauguracji w Grodzisku Wielkopolskim.
WIĘCEJ NA WESZŁO:
- Dawid Szulczek: Kończyłem szkołę trenerów, a nie Hogwart [WYWIAD]
- Rząsa: Lech Poznań ma najdroższą kadrę w historii klubu
- Weszłopolscy: Jacek Zieliński zapowiada sezon Cracovii
foto. Newspix