Jest właściwie przesądzone, że nowym piłkarzem Kolejorza będzie Dariusz Dudka. 31-letni były reprezentant Polski już półtora roku temu był łączony z ekipą Lecha – będąc bez klubu, trenował z rezerwami poznaniaków i bardzo chciał podpisać kontrakt. Nie miał wygórowanych żądań finansowych. Nie doszło jednak do tego ze względu na to, że ówczesny trener Mariusz Rumak nie był zainteresowany zatrudnianiem doświadczonego piłkarza. Możliwe, że drogę z Krakowa do stolicy Wielkopolski pokona latem również Semir Stilić – o zbrojeniach Lecha pisze dziś Przegląd Sportowy.
FAKT
Zaczynamy tekstem o eliminacjach Ligi Mistrzów i ryzykownego w przypadku polskich klubów stwierdzenia, że początek ma być spacerkiem, a schody zaczną się dopiero później… Zacytujmy dalszy fragment.
Kolejorz nie zostanie bowiem rozstawiony w trzeciej i czwartej rundzie eliminacyjnej. Pod tym względem łatwiej miałaby Legia, która gdyby zdobyła mistrzostwo, w trzeciej rundzie znalazłaby się w grupie mocniejszych zespołów. Lech trafi do tego grona tylko w drugiej rundzie. Tam będzie mógł wpaść na teoretycznie dużo słabsze zespoły. Biorąc jednak pod uwagę poprzednie występy Kolejorza w pucharach, nie może zlekceważyć rywali. Najmocniejsze wydają się Astana z Kazachstanu i słowacki Trencin. W tej rundzie Lech będzie mógł także zrewanżować się swoimi prześladowcom z ostatnich lat: litewskiego Żalgirisowi Wilno i islandzkiemu Stjarnan.
Fakt „przyłapał” Bereszyńskiego na kupie butelki whisky (oraz coli), ale odpuszczamy cytowanie. Sypiąca się Wisła nie jest żadną nowością, podobnie jak to, że Śląsk nie jest w stanie spełnić wymagań finansowych Paixao i jego agentów.
Ramki:
– z Ruchu odchodzą doświadczeni: Kuś, Stawarczyk, Malinowski
– z Piastem żegnają się Hiszpanie: Cifuentes oraz Martinez
– Sa może stworzyć duet z Radoviciem w chińskim drugoligowcu
– Robak ma dziś pojawić się w Poznaniu na testach medycznych
Wasyla na razie zostawiamy, zapewne w Przeglądzie znajdziemy szerszą wersję. Zobaczmy więc, jak Nieciecza świętowała awans.
To była wielka impreza w małej wiosce! Termalica Bruk-Bet Nieciecza świętowała w niedzielę awans do ekstraklasy. – Ten awans należał nam się za lata ciężkiej i wytrwałej pracy. Tutaj też jest Polska! – mówi uradowany prezes głównego sponsora klubu Krzysztof Witkowski. Na dzień fety klub przygotował mnóstwo niespodzianek – były atrakcje dla starszych i dla dzieciaków. Nad stadionem przelatywał samolot, który dumnie ciągnął za sobą banner z nazwą klubu. Nie obyło się bez przemówień. W pewnym momencie prowadzący imprezę Mateusz Borek poprosił na scenę prezes klubu Danutę Witkowską. Ta bardzo się starała, by podziękować wszystkim, którzy przez ostatnie lata byli związani z jej klubem. Nawet jeśli ich udział w awansie był niewielki.
Fakt wspomina również, że trwa najazd menedżerów na Niecieczę. Do skutku nie dojdzie transfer Maciej Iwańskiego, ale jest szansa na zakontraktowanie innego doświadczonego ligowca – Pawła Golańskiego.
GAZETA WYBORCZA
Dziś tylko trzy piłkarskie teksty. Wczoraj zaczęło się zgrupowanie kadry, tak więc Polska do ataku. Zajmijmy się jednak łataniem dziury w defensywie.
Zamiana kontuzjowanego Pawła Olkowskiego na Łukasza Piszczka selekcjonera nie boli, w jego rankingu na prawej obronie wciąż prowadzi obrońca Borussii Dortmund. Ale już brak zawieszonego za kartki Kamila Glika – jednego z liderów zespołu – to gigantyczny problem.Gdyby zdrowy był Artur Jędrzejczyk, to on pewnie stanąłby na środku obrony obok Łukasza Szukały. Stoper Krasnodaru w listopadzie zerwał jednak więzadła i dopiero niedawno wznowił treningi. Małe szanse ma Thiago Cionek, niewyróżniający się nawet w Modenie, która dopiero po barażach utrzymała się w II lidze. Kandydatów jest dwóch – Marcin Komorowski i Michał Pazdan. Pierwszy nie grał w kadrze od wiosny ubiegłego roku i sparingu ze Szkocją, ale w klubie jest pewniakiem. W zakończonym sezonie zagrał w Tereku Grozny 26 meczów. Drugi ma za sobą dobrą wiosnę w Jagiellonii, która skończyła ligę na trzecim miejscu, ledwie punkt za Legią i dwa za Lechem. – Nie wiem, na jakiej pozycji widzi mnie trener, ale na środku obrony czułbym się pewniej, bo gram na tej pozycji w klubie. Zdarzało się jednak, że selekcjoner wystawiał mnie jako defensywnego pomocnika – mówił Pazdan.
O ile jednak do tej pory Lech budował sobie drużynę we względnym spokoju, poddany jedynie presji ze strony poznańskich mediów i kibiców domagających się po pięciu latach oczekiwania jakiegoś trofeum, o tyle teraz będzie inaczej. W niedzielę o godz. 20 przestał być pretendentem. Jest mistrzem, a to zobowiązuje. Kiedy po raz ostatni Lech został mistrzem Polski – w 2010 r. – tak zachłysnął się nieoczekiwanym sukcesem, że podwyższył kilku zawodnikom kontrakty. Dopiero niedawno odetchnął z ulgą, że nie musi ich już płacić. Nowo sprowadzanym graczom proponował gaże ponad stan – wszystko z myślą o Lidze Mistrzów i związanych z nią zyskach. Dzisiaj Lech zapewnia, że nic podobnego się nie powtórzy. Nie zachoruje po raz drugi na pychę, która wpędziła go w finansowe problemy. Koszty utrzymania zespołu i nowego stadionu doprowadziły do tego, że dopiero w tym roku klub finansowo wyjdzie na prostą. W 2011 r. miał 16 mln zł strat, w zeszłym roku – już tylko 4 mln. W tym prawdopodobnie straty znikną. – Zbilansować rok pozwoli nam gra w pucharach w fazie grupowej albo sprzedaż dobrego zawodnika – mówi prezes Klimczak.
A Strażak Barcelony czeka na wynik meczu szefów. Tekst traktuje rzecz jasna o Luisie Enrique.
Po zdobyciu potrójnej korony Luis Enrique wciąż się zastanawia, czy pozostać na Camp Nou. Być może żaden trener w historii Barcelony nie poradził sobie z presją lepiej niż on. Kontrakt podpisał na dwa lata, a więc umowa obowiązuje jeszcze rok. Szkoleniowiec Barcy mówi jednak, że czeka do wyborów nowego prezesa klubu, by podjąć ostateczną decyzję. Potrójna korona daje mu przepustkę do galerii sław, ale minionych dziesięć miesięcy na ławce trenerskiej było pasmem stresów, także pozasportowych. (…) Gra na Camp Nou wciąż się nie skończyła, choć swoją misję wypełnili piłkarze. Teraz grają działacze. Ich mecz wpłynie zapewne na losy Luisa Enrique. Do historii przechodzą sceny, gdy zawodnicy podrzucają trenera po zwycięskim finale Ligi Mistrzów w Berlinie, a Mascherano przekonuje, że to jego pomysłom na reformę tiki-taki i rozsądkowi w gospodarowaniu siłami piłkarzy Barcelona zawdzięcza odrodzenie.
SUPER EXPRESS
Superak zaczyna od przeglądu fur, którymi na zgrupowanie dotarli kadrowicze. Lecimy więc na kolejne strony.
Ratowałem tyłki kolegom – mówi Maciej Gostomski.
Kiedy zrozumiałeś, że mistrzostwo kraju jest dla Lecha na wyciągnięcie ręki?
– Po zwycięstwie przy Łazienkowskiej z Legią. Przecież rozwaliliśmy mistrza Polski na ich terenie! Ta wygrana dała nam potężnego kopa. Triumfowaliśmy, mimo że wcześniej przegraliśmy z wojskowymi w finale Pucharu Polski. Po tym meczu zrozumieliśmy, że możemy pokonać każdego i że dojrzeliśmy do wygrania Ekstraklasy.
W meczu z Wisłą kilka razy zagotowało się pod twoją bramką.
– Wielkie podziękowania należą się Tomkowi Kędziorze, bo nieraz dzięki niemu wychodziliśmy z opresji. W tym spotkaniu mnie też udało się kilka razy dobrze interweniować, natomiast w poprzednich to już ratowałem kolegom tyłki (śmiech)! Od tego są obrońcy i bramkarz. Wszyscy jedziemy na tym samym wózku.
Jest też druga rozmówka, tym razem zaglądamy do klubowych gabinetów nowego mistrza Polski. Karol Klimczak czeka na butelkę od prezesa Legii.
Teraz dajecie sobie czas na świętowanie czy myślicie już o kolejnych wyzwaniach?
– Czekaliśmy na to 5 lat, więc trochę sobie pofolgujemy (śmiech). Dużo czasu jednak nie mamy, bo nowy sezon rusza już w lipcu, czyli po krótkich urlopach od razu włączamy piąty bieg. Czeka nas batalia o europejskie puchary i zrobimy wszystko, by godnie reprezentować Polskę.
– Celowo nie używa pan zwrotu “Liga Mistrzów”?
– Nie chcę nic obiecywać, tym bardziej awansu do fazy grupowej tych rozgrywek. Wiemy, że po tym mistrzostwie nagle nie przybędzie nam 100 milionów złotych na transfery, zatem nie chcę niczego deklarować. Może to mało popularne, co powiem, ale nawet jeśli nie uda nam się zakwalifikować do LM, to… świat się nie zawali.
– A prezes Legii Bogusław Leśnodorski wysłał już SMS z gratulacjami?
– Nie czekam z wielką niecierpliwością na taki gest, jednak rok temu, gdy to on cieszył się z mistrzostwa, wysłaliśmy do Warszawy gratulacje i butelkę dobrego alkoholu. Zobaczymy, czy teraz zachowa się podobnie. A może odeśle mi tę samą butelkę (śmiech)?
Historyjkę o chrześniaku Lewego, podobnie jak wczoraj, omijamy.
SPORT
Na okładkę trafia największy wygrany wczorajszej Gali Ekstraklasy.
Zaczynamy jednak od oburzenia słowami Wojciecha Hadaja w czasie niedzielnego meczu Legia-Górnik.
„Kibiców z Zabrza informuję, że wasz klub nigdy już nie będzie mistrzem”. I coś tam jeszcze. Kto to powiedział? Demiurg? Fan Ruchu do fana Górnika w trakcie żartobliwej rozmowy, przy trzecim piwie? A może szefowie PZPN lub Ekstraklasy SA, którzy dowiedzieli się, że klub z Roosevelta wszystko ma w nosie i do kolejnych rozgrywek ekstraklasy już nie przystąpi? Nie! Powiedział to spiker przed rozpoczęciem meczu Legia – Górnik. Można byłoby rzec: idiota, z dodatkiem „zakompleksiony”. Słowa i zachowanie godne podrzędnego podwórka albo menelskiego zaułka. Problem w tym, że takie słowa padają na meczu ekstraklasy, w stolicy, przed pierwszym gwizdkiem sędziego. I w tym jeszcze, że relacje kibicowskie są tak – używając eufemizmu – delikatne, iż postępowanie spikera Legii jest jak rzucanie zapałki na stóg wyschniętego siana, prowokacją w jej najgorszym i najgłupszym wydaniu.
To teraz Gala.
Takiego scenariusza przed startem sezonu, czy nawet rundy rewanżowej, nikt nie miał prawa przewidzieć. Piłkarzem sezonu 2014/15 uznano Kamila Wilczka, zawodnika Piasta Gliwice, którym bronił się przed degradacją niemal do ostatniej kolejki. Status ekstraklasowca uratował w ogromnej mierze właśnie dzięki Wilczkowi. 27-letni napastnik zakończył rozgrywki z 20 golami na koncie, co dało mu tytuł króla strzelców. W tak spektakularny sposób pożegnał się ze śląskim klubem. W nowym sezonie będzie zakładał inne barwy. Drugą gwiazdą wczorajszego wieczoru był o 10 lat młodszy Bartłomiej Drągowski. Bramkarz białostockiej Jagiellonii również odebrał dwie statuetki. Został uznany za największe odkrycie i najlepszego golkipera sezonu.
Jak to w Sporcie, czyli sucho. Temat kadry w tym dzienniku omijamy, lecimy prosto do artykułów o lidze.
Pasibrzuch też kibic. Sprawdźmy, co się pod tym kryje.
Prezes Robert Gaszyński spotkał się z dziennikarzami. Jeszcze nie zdążył wypełnić dawnych deklaracji, a już złożył nowe. Największy konkret? Kiełbaski na stadionie od nowego sezonu mają być cieplejsze. Sytuacja Wisły nie jest wesoła, a w nowym sezonie może być jeszcze trudniej. Nawet jeśli prezes Robert Gaszyński za wszelką cenę starał się robić dobrą minę do złej gry. – Cel sportowy nie został wypełniony, bo w 2015 roku mieliśmy zagrać w fazie grupowej europejskich pucharów. Ciągnie to za sobą również konsekwencje finansowe. Miejsce w tabeli jest niższe, niż zakładaliśmy, więc także nagrody z Canal+ będą niższe. To rodzi lukę w budżecie – tłumaczy, choć trudno przypuszczać, by 400 tysięcy złotych mniej z tytułu zajęcia szóstego, a nie czwartego miejsca, było najpoważniejszym problemem.
OK, to może w skrócie – kasy nie ma, piłkarze odchodzą, a los kilku innych (m.in. Stępińskiego) jest niepewny. Podobnie jak Kazimierza Moskala, ale konkretów na razie brak.
W Sporcie znajdziemy też m.in. rozmówki z Carlesem Martinezem, który chciałby zostać w Polsce i Sebastianem Przyrowskim, który tłumaczy się ze spadku GKS-u Tychy oraz reportażyk z Berlina, ale te teksty nie wnoszą zbyt wiele, więc szkoda naszego i waszego czasu.
PRZEGLĄD SPORTOWY
Lech bierze ligowego asy, ale zaczynamy od drugiego tematu z okładki, czyli rozmowy Przemysława Rudzkiego z Marcinem Wasilewskim. Dwa wątki.
Nie dostał pan powołania do kadry na mecz z Gruzją. Jest rozczarowanie?
Odpowiem najkrócej jak potrafię, bo nie ma sensu więcej się nad tym rozwodzić. Jako piłkarz nie mogłem zrobić więcej, żeby dostać powołanie. Jeśli uznano, że to za mało, wypada mi tylko przyjąć taki stan rzeczy. Nic na to nie poradzę.
Radzicie sobie coraz w mocnych klubach. O Glika pytają angielscy potentaci. Kiedy słyszy pan nazwy takie jak Manchester City czy Manchesteru United w kontekście transferu Kamila z Torino, to co pan myśli?
Że poradziłby sobie. To nie jest przypadkowy piłkarz, przecież wybrano go do jedenastki sezonu Serie A. W takich klubach jedynym problemem są oczekiwania, gigantyczne. Mały margines błędu. Musisz wygrywać co tydzień. To wielka presja. Ale Kami poradziły sobie, jest bardzo dobrym obrońcą. Mam nadzieję, że trafi do Anglii, chętnie bym się z nim zmierzył. No i nasza polska kolonia powiększyłaby się o kolejnego zawodnika. Jest Artur, ja, Wojtek Szczęsny, Łukasz Fabiański – wielki wygrany minionego sezonu, który zrobił krok wstecz, żeby natychmiast wykonać dwa do przodu. Sukcesy rodaków zawsze cieszą.
Ekstraklasowa lista przebojów. Posłuchajmy dwóch kawałków.
Lech Poznań – Niech żyje bal
„Niech żyje bal! Bo to życie to bal jest nad bale! Drugi raz nie zaproszą nas wcale”. Lechitów na bal wysłała Legia i rzeczywiście drugi raz w takich okolicznościach „Kolejorz” może na niego się nie dostać. Trudni mieć pretensje do poznaniaków, że skorzystali z zaproszenia. Lech powalczy o awans do Ligi Mistrzów i wypada mieć nadzieję, że będzie to robić w innym stylu niż pucharowe podboje w ostatnich podejściach. „Po 5 latach przyszedł w chwale mistrz Polski, a królestwu jego nie będzie końca” – oznajmili dumni kibice. Czy w Lechu rozpocznie się złota era Macieja Skorży?
Jagiellonia Białystok – Za rok matura
Bartłomieja Drągowskiego zapamiętamy z kapitalnego sezonu i z… wyprostowanych środkowych palców pokazywanych kibicom Legii. To drugie uszło mu na sucho. Trzy miliony euro, o jakich mówiło się w kontekście ewentualnego transferu 17-latka to ponoć już nieaktualna kwota. Szefów „Jagi” zadowoli pięć milionów. Ale trzeba również przekonać ojca młodego bramkarza. Dariusz, były piłkarz, przez ostatni rok odganiał się od menedżerów. Żeby zmylić tropy zmienił nawet numer. Powtarza: syn musi za rok zdać maturę, nauczyć się języka angielskiego i zrobić prawo jazdy. Byłoby mu na rękę, gdyby chętny już teraz wykupił bramkarza i wypożyczył na następny sezon do Jagiellonii.
Mistrz szykuje transfery. W tekście pada łącznie pięć nazwisk potencjalnych wzmocnień: Robak, Stilić, Paixao, Dudka i… Peszko, do którego pozyskania raczej jednak nie dojdzie. Sprawdźmy dlaczego.
Klub jest też w kontakcie ze Sławomirem Peszką, który wciąż kibicuje Lechowi, był np. wiosną na meczu z Legią (2:1). Zawodnik zastanawiał się nad przyjęciem propozycji. Jeśli podpisałby kontrakt z Lechem, to tylko długoterminowy. Myślał o pięcioletniej umowie. Transfer jednak nie dojdzie do skutku w tym roku, bo mistrzowie Polski nie byliby w stanie zapłacić kwoty transferowej FC Köln. Inna sprawa, że skrzydłowy chce jeszcze pograć na Zachodzie. Umowę ma do czerwca 2016 i dogadał się z Kolejorzem tak, że za rok wrócą do rozmów.
Orlando Sa trafi do Chin?
Doliczając bardzo atrakcyjne bonusy, m.in. za strzelone gole, Sa zarobiłby w sumie jako zawodnik Hebei ok. 20 milionów złotych. Jak na nasze warunki jest to kwota astronomiczna. Na podobne pieniądze można liczyć tylko w najlepszych ligach świata. Oczywiście Chińczycy byliby w stanie zapłacić za zawodnika trzy miliony euro, a taka jest klauzula odstępnego w kontrakcie Portugalczyka z Legią. Problem w tym, że jeśli legionista zdecydowałby się na transfer do Hebei, to automatycznie skazałby się na wcześniejszą emeryturę, choć oczywiście znakomicie opłacaną. Ambicje Sa sięgają reprezentacji Portugalii, a występy w drugiej lidze chińskiej to dla zawodnika sportowy krok do tyłu. Z naszych informacji wynika, że napastnik dostał od działaczy Hebei kilka dni do namysłu, ale skłania się ku odrzuceniu fantastycznej finansowo propozycji.
Iza Koprowiak odwiedziła Damasławek, rodzinną miejscowość Karola Linettego. Kilka dni temu podobny reportaż mogliście przeczytać u nas, ale cytujemy.
Zielona tabliczka z napisem Damasławek wyłania się z wysokiej trawy na poboczu asfaltowej drogi. Kilkadziesiąt metrów za nią odbija ulica Boisko – prowadzi do stadionu Sokoła, klubu zaledwie rok starszego od Linettego. – Pamiętam, jak zaczął dojeżdżać na treningi Lecha i dostawał od trenera rozpiskę, co powinien robić. Każdego dnia przybiegał tu sam i ćwiczył, niezależnie czy był deszcz, burza, czy upały – mówi Kazimierz Kazimierczak, pierwszy trener pomocnika Kolejorza i wskazuje nam trasę, jaką przemierzał kilkunastoletni chłopak. Półtora kilometra zwykłej szutrówki, dopiero pod koniec, bliżej domu państwa Linettych wylany jest asfalt. – Zanim pojedziecie do rodziców, musicie odwiedzić naszą pizzerię. Karol podczas każdej wizyty do niej zagląda – mówi Kazimierczak. „Stara szkoła” – lokal zupełnie niepasujący do wyobrażenia pizzerii na wsi. Klimatyczny wystrój i zdjęcia z autografami wszystkich piłkarzy Lecha. W centralnym miejscu telewizor, przy nim koszulka Linettego. – Pożyczałam mu kolumny na osiemnaste urodziny. W podziękowaniu przyniósł t-shirt – mówi nam Paulina Grajek-Leszczeńska, właścicielka, z piłką związana nie tylko dlatego, że jest sąsiadką państwa Linettych. To sędzia piłkarska, która w lokalu zatrudnia niemal same osoby związane z futbolem. Wskazuje ulubione miejsce 20-latka: przy barze, od którego nigdy nie może odejść. – Podchodzą kolejne osoby, zagadują, chcą się napić. Tradycyjne spotkanie jest podczas świąt. Wtedy wszyscy się zjeżdżają i się dzieje… – mówi Paulina.
Kończymy felietonem Dariusza Dziekanowskiego.
Moją uwagę zwróciła wiadomość, która kilka dni temu ukazała się w „Przeglądzie Sportowym”, że latem stołeczny klub jest gotowy wydać na transfery nawet 20 milionów złotych. Mam wrażenie, że to kolejna próba zatarcia złego wrażenia po sezonie zakończonym fiaskiem. Wiele możemy zarzucić Bergowi. Zdumiała mnie choćby ostatnia wypowiedź po wygranym meczu z Górnikiem Zabrze, kiedy przyznał, że gwizdy kibiców, które pożegnały go w niedzielę nie były dla niego zaskoczeniem. Przez większość sezonu Norweg przekonywał nas, że wie, co robi, że panuje nad drużyną i wszystko jest na dobrej drodze. Na niedzielnej konferencji niejako przyznał, że starał się mydlić ludziom oczy, ale zorientował się, że kibice nie są idiotami, więc de facto stwierdził: „nie jestem zdziwiony, że jesteście niezadowoleni”. Wracając do tych 20 milionów złotych – na mnie nie robi to żadnego wrażenia. Jako osoba mocno związana emocjonalnie z klubem z Łazienkowskiej mam poczucie, że ktoś próbuje mnie bajerować, wcisnąć kolejny kit. Powiedziałbym nawet, że to kolejny dowód na to, że biznesem pod tytułem Legia Warszawa rządzi chaos. Dlaczego? Bo gdyby ktoś się dobrze zastanowił i przewidział skutki sprzedaży Miroslava Radovicia, dziś nie trzeba by szastać takimi pieniędzmi (jeśli te zapowiedzi okażą się prawdziwe). Wystarczyło dać Serbowi solidną podwyżkę. Powstałby komin płacowy, ale uważam, że zawodnikom, którzy mają taki wpływ na losy drużyny należą się proporcjonalnie duże pieniądze.
Fot. FotoPyK