Marcelino García Toral liczył na przejęcie reprezentacji Hiszpanii, a wylądował w jednym z najgorętszych miejsc w Europie – został nowym trenerem Olympique Marsylia, gdzie spotka się ze swoim dawnym współlokatorem, Pablo Longorią.
Ta nietypowa historia zaczęła się w 2005 roku. Dziewiętnastoletni Pablo Longoria był gwiazdą internetowych forów o piłce. Traktowano go za encyklopedię futbolu. Człowieka, który wie wszystko o wszystkich. Eugenio Botas, znany agent, zatrudnił nastolatka do pomocy w wynajdowaniu ciekawych piłkarzy, a los chciał, że Botas reprezentował też Marcelino Garcíę Torala. Mimo różnicy wieku (21 lat), panowie błyskawicznie znaleźli wspólny język. Longoria zamieszkał ze swoim przełożonym i stał się asystentem trenera w Recreativo Huelva. Później Marcelino zapraszał Pablo do współpracy w Racingu Santander czy w Valencii, gdzie razem zbudowali znakomity zespół grający w Lidze Mistrzów. Teraz kontakty rozpoczął Longoria, który już jako prezes Olympique Marsylia upatruje w swoim dawnym partnerze osoby gotowej do doprowadzenia legendarnego klubu do trofeów.
Dwudziesty czwarty trener
Głód sukcesów na Stade Velodrome jest ogromny. W ciągu ostatnich trzydziestu lat OM sięgnął po jedno mistrzostwo, jeden Superpuchar i jeden Puchar Ligi. Jasne, dalej może się przechwalać statusem jedynego francuskiego klubu, który sięgnął po Puchar Europy, ale trofeum z 1993 roku żyje już tylko w pamięci dojrzałych fanów. Presja na sukces jest w Marsylii ogromna. Nie każdy umie tam wytrzymać. Wliczając tymczasowych trenerów, Marcelino będzie dwudziestym czwartym szkoleniowcem OM w XXI wieku. Dwudziestym czwartym! A ta liczba robi tym większe wrażenie, jeśli przypomnimy, że Didier Deschamps czy Rudi Garcia pracowali w Olympique po trzy lata.
– Wiem, do jakiego klubu przychodzę i wiem, jaką biorę na siebie odpowiedzialność – podkreślał Marcelino, dla którego będzie to pierwsza zagraniczna posada. Czekał na nią długo, bo ma już 57 lat. – Czasu nie oszukam. Wiem, że nie mam przed sobą wielu lat pracy, dlatego kluczowe była dla mnie szansa gry w Lidze Mistrzów. Posmakowałem jej w Valencii i tęsknię za nią – opowiadał szkoleniowiec, którego od fazy grupowej dzielą dwie rundy eliminacji Champions League.
Wymagania nie tylko sportowe
Z jednej strony, OM spełnia wszystkie oczekiwania Marcelino. Z drugiej, to zaskakujący kierunek. Trener był faworytem do przejęcia reprezentacji po Luisie Enrique, jednak szefowie federacji postawili na Luisa de la Fuente. Hiszpan rozczarował się też sukcesami Atlético. Zimą, gdy madrytczycy byli w kryzysie i gdy przyszłość Diego Simeone stała pod znakiem zapytania, szefowie Rojiblancos skontaktowali się z trenerem-weteranem, który chciał zrobić krok do przodu i poprowadzić klub z wyższej półki niż Valencia czy Villarreal. Ta wizja nie weszła jednak w życie, bo Cholo przestał psuć i zaczął naprawiać, a drużyna odzyskała wigor.
W listopadzie, Marcelino mówił na łamach „El País”, że nie czuje presji powrotu do pracy. Opowiadał, że uczy się angielskiego, że spotyka się z przyjaciółmi, że rozwija się jako trener i że jeździ na rowerze. – Być może w maju lub w czerwcu, gdy kluby przygotowują się na kolejny sezon, poczuję niepewność i zmienię podejście – wyznał szkoleniowiec, który nie był pierwszą opcją dla OM. Po odejściu Igora Tudora Francuzi negocjowali z Marcelo Gallardo i Paulo Fonsecą, ale nie dogadali się. Rozmowy z Marcelino ruszyły późno, ale były krótkie, pewnie w dużej mierze dlatego, że 57-latek znał się i z prezesem Longorią, i z dyrektorem sportowym Javierem Ribaltą, który też jest Hiszpanem.
Francuski klub stanął na nogi pod względem ekonomicznym i jego szefowie doszli do wniosku, że nadszedł czas na skonstruowanie solidnego projektu sportowego. – Oczekuję trenera zaangażowanego nie na 100, a na 300 proc. W Olympique nie ma czegoś takiego jak mecz towarzyski. Potrzebujemy kogoś, kto będzie chciał się dla nas poświęcić, kto stanie się liderem naszego zespołu – grzmiał Longoria, który mówił też o wymaganiach względem Marcelino: – Jeśli w pierwszym sezonie trener nie będzie mówić po francusku, zaakceptuję to. Ale nie więcej. Szkoleniowiec musi wypowiadać się w lokalnym języku. Ja po trzech miesiącach we Włoszech mówiłem już po włosku. To kwestia szacunku.
Trener pasujący do wizji
– Jestem przekonany do tego projektu. To naprawdę ciekawe wyzwanie – przekonuje Marcelino, który w najbliższym sezonie najprawdopodobniej będzie bohaterem asturyjskich derbów. I on, i Luis Enrique, faworyt do objęcia Paris Saint-Germain, pochodzą z tego samego regionu. Gdyby Longorię było stać, pewnie też wolałby postawić na Lucho, trenera znacznie bardziej wszechstronnego i kreatywnego, ale 57-latek pasuje do jego wizji. – Chcę, by Olympique stał się bardziej pikantny, atrakcyjny. By częściej atakował, by potrafił dominować w fazach przejściowych, by był groźny z kontrataków – wyliczał Longoria.
Ostatnie drużyny Marcelino – Valencia i Athletic Club – dumnie reprezentowały styl, o którym opowiadał prezes OM. Zespoły 57-latka grały futbol pragmatyczny oparty na kompaktowości systemie 4-4-2. Szkoleniowiec na każdym kroku wpajał piłkarzom znaczenie wertykalności i szybkich przejść z obrony do ataku. To były naprawdę dobrze przygotowane ekipy, którym często brakowało jednak jakości – widać to było szczególnie w Athleticu, który był w czołówce rankingu nieefektywności w LaLiga.
Hiszpan potrafi zdobywać szatnie. Dobrze dogaduje się z zawodnikami i umie wyciągnąć z nich to, co najlepsze, a to cieszy z kolei szefostwo, które może pochwalić się trofeami. Z Valencią, dwukrotnie grał w Lidze Mistrzów i sięgnął po Puchar Króla, który zresztą okazał się jego gwoździem do trumny. Z Athletikiem, zdobył Superpuchar Hiszpanii i w dwa lata zagrał w czterech finałach. Takich rezultatów nie osiąga się przez przypadek i Longoria ma nadzieję, że dzięki nowemu trenerowi i w Marsylii nadejdą lepsze czasy.
Boom na hiszpańskich szkoleniowców
Wspomniane lepsze czasy z pewnością nadeszły dla hiszpańskich trenerów. W przeszłości, dużo mówiło się o tym, że z LaLiga odchodzą najlepsi zawodnicy. Teraz, podobne zdanie można napisać o szkoleniowcach. W sezonie 2022/2023 dziewięciu trenerów z kraju Cervantesa prowadziło zespoły w Bundeslidze, Ligue 1 i Premier League. Teraz, będzie ich co najmniej tyle samo, bo poza wspomnianym Marcelino do Toulouse przeniósł się Carles Martínez Novell, bliski objęcia PSG jest Luis Enrique, a Andoni Iraola przejął Bournemouth, stając się piątym hiszpańskim „coachem” pracującym w angielskiej ekstraklasie.
– Hiszpański trener odkleił od siebie łatkę, że styl jest ważniejszy niż wynik. Pokazaliśmy, że potrafimy adaptować się do warunków – analizował Guille Abascal, trener Spartaka Moskwa, na łamach portalu Relevo. Juan Carlos Garrido, który obecnie pracuje w Wydadzie Casablanca, uważa, że w „boomie” na hiszpańskich trenerów nie chodzi wyłącznie o boisko. – Nasza filozofia jest atrakcyjna i podoba się w wielu krajach. Hiszpański szkoleniowiec jest znakomicie przygotowany taktycznie i metodycznie, ale też zna się na pracy organizacyjnej. Umie wskazać, jak należy poprawiać akademię, jak stawiać kolejne kroki w rozwoju klubu jako całości – uważa weteran.
Na Wyspach efekty hiszpańskiego boomu są pozytywne. Pep Guardiola zbudował najmocniejszy Manchester City w historii i wychował sobie rywali – Mikela Artetę w Arsenalu czy Enzo Marescę, który będzie walczyć o awans z Leicester. Jego rodacy, Unai Emery i Julen Lopetegui, wyciągnęli Aston Villę i Wolverhampton z głębokich dołków. Javi Garcia miał dobry start w Watfordzie, ale ostatecznie został zwolniony. Szkoleniowcy z Półwyspu Iberyjskiego pokazali, że warto na nich stawiać. Teraz na podobne efekty liczą we Francji, gdzie dwa największe kluby będą najprawdopodobniej prowadzone właśnie przez Hiszpanów.
NAPISAŁ JAKUB KRĘCIDŁO
WIĘCEJ O LIGUE 1:
- Pochwała solidności. Wieteska dał sobie radę w Ligue 1
- Nierówna walka o równość – paradoks francuskiej piłki
- Wszyscy przeciw wszystkim. Niekończące się kłopoty Paris Saint-Germain
- Oskarżenia o gwałt, zdrada i szkodliwy fake news. Achraf Hakimi symbolem toksycznej męskości
- Dlaczego Olympique Lyon popadł w przeciętność?