Lech Poznań mistrzem Polski. Składamy wielkie gratulacje, bo to jest mistrz zasłużony, grający najlepszą piłkę w lidze. Oczywiście chimeryczny, ale na tle innych – przekonujący. Legia rozegrała kolejny w 2015 roku żałosny mecz i może tylko grzecznie oddać berło we właściwe ręce. Faktyczne przyklepanie tytułu odbędzie się w niedzielę, natomiast już dzisiaj karty zostały rozdane. Skorża siedzi przy stole z karetą w ręku, a Berg ma parę dwójek. Za chwilę będzie „showdown”.
Trzeba na tę ligę spojrzeć na dwa sposoby.
Najpierw na Lecha, którzy przeżył piękną metamorfozę pod okiem Macieja Skorży. Nie jest to produkt skończony (łagodnie mówiąc), ale z pewnością drużyna zmierza we właściwym kierunku i wykorzystała szansę, którą stworzył jej los. W decydującej fazie sezonu wszyscy kluczowi zawodnicy byli w optymalnej formie, zwłaszcza imponował Szymon Pawłowski, który był motorem akcji ofensywnych. Za cichego bohatera sezonu uznać należy Macieja Gostomskiego, który zarówno w Gdańsku, jak i w Poznaniu przeciwko Pogoni popisał się nieprawdopodobnymi interwencjami, takimi naprawdę na wagę złota. A strzałami w dziesiątkę były transfery Arajuuriego, Hamalainena czy Jevticia. Biorąc pod uwagę wpływ na końcowy kształt tabeli, być może to Hamalainena należałoby uznać za MVP sezonu.
Dzisiejszy mecz, chociaż oznaczający najefektowniejsze zwycięstwo w sezonie, nie będzie wspominany z wielkim sentymentem, ponieważ wszyscy widzieli, co się działo – Górnik nie miał zamiaru przeszkadzać w drodze do mistrzostwa. Oglądało się to źle, z wielkim niesmakiem, ale trzeba sobie jasno powiedzieć: to nie wina Lecha, że kibice Górnika woleli, by ich piłkarze dzisiaj pozorowali grę. Piłkarzom Górnika… też się trudno dziwić, bo nikt z nich nie będzie nadstawiał głowy tylko po to, żeby pomóc Legii – bo niby z jakiej racji? A to, że odpowiednia delegacja odwiedziła zabrzańskich piłkarzy jest już tylko tajemnicą Poliszynela… Mecz był więc pod wieloma względami patologiczny i w sumie nam lechitów nawet żal, bo z Górnikiem by wygrali, nawet gdyby Górnik grał na sto procent. Pewnie nie 6:1, tylko 2:1, ale jednak.
Druga strona medalu jest taka, że tę ligę przerżnęła Legia. I Lech – co było pewnie zaskoczeniem dla samych poznaniaków – zwyczajnie na koniec sezonu nie miał rywala. Jeśli zespół Henninga Berga w grupie mistrzowskiej zdobył tylko pięć goli, z czego dwa nieprawidłowe (Śląsk i Wisła), a jeden bardzo kontrowersyjny (Jagiellonia), to o czym tu w ogóle mówić? Był to naprawdę żałosny sezon dla warszawskiego klubu – jesienią lekceważył rozgrywki ligowe, a wiosną był zbyt słaby, by cokolwiek w nich znaczyć. To w ogóle jakieś nieprawdopodobne zrządzenie losu, że do końca liczył się w walce o tytuł.
Zatrudnianie trenera z zagranicy ma swoje zalety, ale ma też wady. Jedną z wad jest to, że trener z zagranicy zawsze będzie patrzył na europejskie puchary, bo to w nich można się wypromować i… stąd uciec. Tymczasem liga to fundament, o czym Henning Berg zapomniał. Gardził tymi rozgrywkami, wystawiał zawodników, których nazwisk już nie pamiętamy (Moneta?). Bagatelizował porażki, a przecież było ich aż dziewięć. I obudził się z ręką w nocniku lub nawet – jak napisałby klasyk z komentarzy – cały w ekskrementach. Dla polskiego szkoleniowca tytuł mistrza naszego kraju znaczy jednak więcej, bo polscy trenerzy oglądali te rozgrywki przez całe życie i marzyli, by kiedyś je wygrać. Dla zagranicznego – to tylko krok do europejskich pucharów i rzeczywistej autopromocji.
Teraz przed właścicielami Legii trudna decyzja – co zrobić z Bergiem? Zwolnić? Miał fantastyczną passę w europejskich pucharach i bardzo prawdopodobne, że gdyby nie działacze, to wywalczyłby awans do Ligi Mistrzów. Ale też wiosną uwstecznił ten zespół w stu procentach i sprawił, że każdy piłkarz wyglądał jak siedem nieszczęść. Legia – w przeciwieństwie do Lecha – nie ma aktualnie ani jednego piłkarza, który jest w formie. Jeśli dostawi się ucho tu i tam, to sami zawodnicy wyrażają zdziwienie aż tak lekkimi treningami.
Legia miała ten sezon w garści, ale tego nie szanowała. I to się na niej zemściło. Ale winny nie jest tylko Berg, winni są prawie wszyscy. Bo jeśli ktoś ma dobrą pamięć, to przecież będzie wiedział, że jesienią beznadziejny był Duszan Kuciak i gdyby któregoś z meczów aż tak bardzo nie zawalił (np. przeciwko Podbeskidziu), to dzisiaj tabela wyglądałaby inaczej. Ale gdyby Saganowski potrafił wiosną oddać jakikolwiek strzał, to też by wyglądała inaczej. Albo jakby Żyro zrobił jakąkolwiek dobrą akcję. Albo Duda. Albo gdyby właściciele postawili się Chińczykom i nie opędzlowali Radovicia… Wymieniać można bardzo długo.
Lech zrobił wszystko, by mistrzem być, a Legia zrobiła wszystko, by nim nie być. Dlatego dobrze, że skończyło się to właśnie w ten sposób. Nie ma sensu uszczęśliwiać na siłę Berga i spółki, gdy Poznań aż przebiera nogami, by podnieść trofeum.
Szanowni Wielkopolanie – na zdrowie!
Fot. FotoPyK