Słysząc to słowo niektórzy uczestnicy tamtych wydarzeń panikują do dziś. Mimo tego, że upłynęło trzydzieści długich lat. Heysel. Trzydzieści dziewięć ofiar, około sześciuset rannych. To wszystko przed finałem Pucharu Europy między Juventusem i Liverpoolem. Wydarzenia te nazwane zostały najciemniejszą godziną w historii rozgrywek UEFA.
– Anglicy leżeli przed stadionem, na trawie, bez koszul i popijali kolejne piwa, więc poszliśmy prosto na trybuny. Chuligani byli przy drugim wejściu. Pamiętam, że awanturowali się i głośno krzyczeli. Powiedziałem do syna: Alberto, chodźmy z dala od nich, mogą czymś rzucać. I usiedliśmy przy ścianie po drugiej stronie sektora. To była najgorsza rzecz, którą mogliśmy zrobić. Ludzie w pobliżu sektora Anglików przeżyli.
Zaczęło się godzinę przed pierwszym gwizdkiem. Trybuny przyjmowały coraz więcej przyjezdnych z Anglii i Włoch. Odgrodzeni niewielkim płotem kibice obu drużyn zaczęli obrzucać się butelkami. Ci z Liverpoolu przez niego przeskoczyli. Włosi tratowali się nawzajem, spychając wszystkich w kierunku ściany. Ta nie wytrzymała naporu i runęła na kibiców Juventusu. Zginęło 38 Włochów i jeden Belg.
– Wybiegli na nas przez płot. Alberto, mój syn, został przykleszczony. Nie miał wyjścia. Jego ostatnie słowa brzmiały: tato, oni mnie miażdżą. Potem straciłem przytomność. Kiedy tylko się obudziłem zacząłem go szukać. Znalazłem. Martwego.
Piłkarze nie chcieli grać, ale w końcu wyszli na boisko. Namówiła ich do tego UEFA. Obawiano się, że jeśli spotkanie się nie odbędzie, zamieszki mogą trafić na ulice Brukseli. Zawodnicy doskonale zdawali sobie sprawę z powagi sytuacji. Wiedzieli, że przed momentem zginęli ludzie. Ostatecznie po puchar mistrzów sięgnął Juventus, ale był to triumf jak we mgle. Nie wypadało się cieszyć.
– Pamiętam wszystko, jakby to był film. Aż do ostatniej chwili, kiedy taśma się zacina i nie widzę nic więcej. W nocy często budzę się i widzę to wszystko raz jeszcze. Heysel. To słowo doprowadza mnie do szaleństwa.