– Prusak ma ogromne problemy hazardowe i kibole spłacali jego długi wielokrotnie. Do tego jest alkoholikiem, musi codziennie dmuchać w alkomat, bo z przerwy zimowej przyjechał z nadwagą. Nie pamiętam już teraz, to było siedem albo dziewięć kilogramów – stwierdził były agent piłkarski. – Skieruję sprawę do sądu i będę walczył o swoje dobre imię. Być może pan Osuch chciał mnie w ten sposób sprowokować przed meczem – komentuje bramkarz i zapewnia, że zarzuty Osucha są nieprawdziwe. Zapraszamy na poniedziałkowy przegląd najciekawszych materiałów prasowych.
FAKT
Zaglądamy na cztery piłkarskie strony w Fakcie. Na początek relacje z meczów Ekstraklasy. Ale „pijem, bawim się” w przypadku Jagiellonii intryguje.
– Na trzeźwo nie dało się tego znieść, więc po powrocie z Warszawy trzeba było odreagować. Ale kaca nie miałem, być może dlatego, że dostałem tyle słów wsparcia od przyjaciół i znajomych. To była lawina. Już w autokarze jadącym z Warszawy na Podlasie dostałem 150 SMS-ów – odpowiada trener (…) Piłka jest piękna. Fajnie uczciliśmy 95. urodziny klubu. Życzę dziś dobrej zabawy. Pijem, bawim się.
W ramkach:
-
Hebert strzela tylko Podbeskidziu
-
Mark Hateley nie przyniósł szczęścia Śląskowi
-
Sa znowu dał zwycięstwo Legii
W akcji, która dała mistrzom Polski zwycięstwo, wszystko zaczęło się od straty rezerwowego gospodarzy Michała Janoty. Piłkę w środku boiska przejął Ondrej Duda, wbiegł w pole karne i próbujący ratować sytuację Matras zagrał do Sa. Legia była lepsza w Szczecinie, ale wygraną wymęczyła. W tym roku, z dziesięciu meczów poza Warszawą wygrała tylko we Wrocławiu (liga) oraz Bielsku-Białej (Puchar Polski). Przynajmniej na jeden dzień warszawianie wrócili na pierwsze miejsce.
To może jeszcze kawałek o Lechu.
Bohaterem Lecha pozostawał Burić, który bronił jak natchniony uderzenia Macieja Makuszewskiego czy Kevina Friesenbichlera, a sam popisał się w 74. minucie asystą. Wykopał daleko piłkę, błąd popełnił w tej sytuacji Rafał Janicki, a drugiego gola dla gości bez trudu strzelił Szymon Pawłowski. Wydawało się, że jest już po meczu. Ale emocji było jeszcze mnóstwo! W 82. minucie boisko musiał opuścić kontuzjowany Burić, za którego wszedł Maciej Gostomski. Ale i on wykazał się popisał się fantastyczną interwencją w doliczonym czasie gry, broniąc uderzenie głową Antonio Colaka. Wtedy było już tylko 2:1 dla poznaniaków, bo wcześniej Vranjes wykorzystał rzut karny, podyktowany za zagranie ręką na linii bramkowej Dariusza Formelli, który zobaczył za to czerwoną kartkę.
Kamil Wolnicki w Monachium krótko porozmawiał z Robertem Lewandowskim, który uchyla rąbka tajemnicy jak Bayern świętował mistrzostwo Niemiec.
Jak świętowaliście tytuł?
– Zaczęliśmy świętować po meczu, w nocy i w niedzielę w mieście z kibicami.
Czy żal panu tytułu króla strzelców?
– Gdyby korona była bliżej, mógłbym powalczyć bardziej. I tak jestem zadowolony.
Trochę pan potańczył podczas fety. Był jakiś kurs tańca?
– Wystarczy, że mamy Brazylijczyków w drużynie, a oni lubią tańczyć. Poza tym, to był czas, żeby potańczyć i się powygłupiać.
Nic ciekawego.
GAZETA WYBORCZA
Dziś w GW Sport.pl Extra, więc i sporo czytania o piłce. Polskie dzieciaki grają tiki-takę, czyli o warszawskiej szkółce FC Barcelony. Obszerny tekst.
Escola nie przypadła do gustu stołecznym klubom. Legia dostrzegła w niej zagrożenie dla warszawskiego monopolu na futbol. Dotąd każde dziecko urodzone w stolicy lub okolicach marzyło o niej. Nagle się okazało, że może się związać z filią wielkiej Barcelony, przy której Legia jest jak prowincjonalny klubik wobec globalnej marki. Super! A jednak sprawa Escoli nie jest taka jednoznaczna. Na świecie jest ich 14, w Europie – tylko jedna, w Warszawie. Niedawno Barcelona chciała otworzyć drugą w Bellerup pod Kopenhagą, ale Duńska Federacja Futbolu stwierdziła, że musi chronić własny futbol, nie może narażać sześciolatków na zbyt wczesną, “bezwzględną” rywalizację. I nie wyraziła zgody, choć szkołę w Danii wspierał słynny kiedyś Allan Simonsen, były gracz Barcelony (1979-83), jedyny duński laureat Złotej Piłki z 1977 roku. – U nas dzieci mają być dziećmi jak najdłużej. Tak chcemy rozwijać nasze talenty – wyjaśnił wiceprezes Bent Clausen. W Polsce Escola też wywołała opory, choć nie PZPN, ale klubów. Zaczęły się schody. Wilczyński podał się do dymisji z urzędu miasta. Zachowanie Legii nazwał ksenofobią.
Wystrychnięci na Gila – to dzisiejszy felieton Wojciecha Kuczoka.
Echa nie milkną, bo niesmak pozostał. Cokolwiek się jeszcze w naszej lidze wydarzy, decyzja sędziego Gila z ostatniej chwili środowego meczu Legia – Jagiellonia będzie kontrowersją sezonu. Ośmieliłem się stwierdzić po meczu, że futbol przegrał. Skoro trener pretendentów do mistrzowskiego tytułu, skądinąd trener doświadczony i bardzo zdolny, po meczu uznaje, że odechciało mu się pracować w tym zawodzie, a jego podopieczni płaczą z bezsilności, to znaczy, że nie chodzi o zwykłą porażkę. Stało się coś złego dla piłki nożnej. Wierni fani stołecznej drużyny rzucili się na mnie z pretensjami, załączając jako dowód w sprawie filmiki.
Sporo dziś jeszcze czytania w Wyborczej:
-
Wilczek na gole, czyli podsumowanie kolejki ligowej
-
Matusiak chce się oczyścić z zarzutów korupcyjnych
-
Legia człapie, Lech ocalony
Legia wróciła na pierwsze miejsce w tabeli, ale tylko na dobę, bo w niedzielę Lech ograł 2:1 Lechię. Nie było łatwo, interwencją sezonu w 93. minucie popisał się bramkarz lechitów Maciej Gostomski. Złośliwi mogą powiedzieć, że niewidzialny reżyser, który zapewnia lidze emocje, trzyma w ustach gwizdek sędziowski. W środę o wygranej Legii nad Jagiellonią zadecydował rzut karny w 98. minucie. Piłkarze z Białegostoku czuli się pokrzywdzeni decyzją sędziego, ale już w sobotę w Białymstoku w meczu z Wisłą arbiter… nie zauważył spalonego, gdy sami zdobywali zwycięską bramkę w 89. minucie. Dodatkowo był to fantastyczny gol z przewrotki.
Mamy też rozmowę z Grzegorzem Krychowiakiem, przed meczem życia.
Z Barceloną żegna się Xavi Hernández, hiszpańskie media o tym trąbią, dla tamtejszej piłki to koniec epoki.
– Nie będę nagle przekonywał, że to mój idol lub wzór. Gra w pomocy, ale w zupełnie innej roli niż ja. To piłkarz zdecydowanie ofensywny, spektakularny, z piłką przy nodze – absolutnie klasa światowa. W Primera División grałem przeciw niemu, niedawno Barcelona zremisowała w Sewilli. Każdy kibic lubi oglądać takich piłkarzy, dla Hiszpanów to legenda, ich największe sukcesy są z nim związane.
Prasa spekuluje, że trener Sevilli Unai Emery jest kandydatem na szkoleniowca Milanu. Czy w klubie mówi się o tym?
– Słyszeliśmy masę plotek i spekulacji dotyczących przyszłości trenera i piłkarzy. Ale to nie może wpływać na naszą grę…
Rafał Stec z kolei o idolach na wyginięciu.
Steven Gerrard to gracz z turbonapędem, który w najlepszych latach rył trawę we wszystkich rewirach boiska naraz, a jego rówieśnik Xavi Hernández nawet w najlepszych latach niespiesznie się po murawie przechadzał, intensywnie używając nie płuc, lecz mózgu. Gerrard odpalał rakiety dalekiego zasięgu, które rozsadzały bramkę przeciwnika, a Xavi zawracał przeciwnikowi w głowie, oplatając mecz bezlikiem subtelnych mikropodań. Gerrard wbił się w naszą pamięć kilkoma epizodami dla jego kariery klubowej ikonicznymi – z najsłynniejszym gestem: poderwaniem tłumu w stambulskim finale Ligi Mistrzów wszech czasów…
SUPER EXPRESS
Z Superaka zacytujemy dziś trzy rzeczy. „Poldi pomaga małemu Aleksowi”.
6-letni Alex, syn Dawida, kibica, który zginął w trakcie niedawnych zamieszek na meczu Concordia – Ruch Radzionków, dostał właśnie wymarzony prezent. Kompletny strój piłkarski przysłał mu Łukasz Podolski (30 l.), najbardziej znany kibic Górnika Zabrze. Temu samemu klubowi kibicował ojciec Aleksa i on sam. – Aleks był bardzo szczęśliwy, gdy dostał prezent od Podolskiego. Pół nocy nie mógł zasnąć. Butów nie pozwolił nikomu ruszyć. Musiały stać przy jego łóżku. Wiedział, że dostanie prezent od “Poldiego”, ale nie wiedział, co to będzie. A ta paczka od Łukasza jest trafiona w 110 procentach, bo o takich butach Aleks marzył.
Robert Lewandowski ma wreszcie czas, by chwilę poświętować.
Feta rozpoczęła się już na boisku. Pan wylał wielki puchar piwa na głowę Bastiana Schweinsteigera, a potem serdecznie go wyściskał. To pana najbliższy kolega w drużynie?
– Jeden z najbliższych. Dobrze się czujemy w swoim towarzystwie. Kiedy zobaczyłem, że stoi sam, od razu do niego podszedłem, żeby mu nie było smutno (śmiech). Najpierw trochę pośpiewaliśmy na boisku, potem w szatni. Teraz dalszy ciąg zabawy z rodzinami i drużyną, a w niedzielę na mieście z kibicami.
Myślał pan o koronie króla strzelców Bundesligi? Po tym jak z karnego pokonał pan bramkarza Mainz, do Aleksandra Meiera z Eintrachtu (19 bramek) brakowało panu już tylko dwóch goli.
– Wiedziałem, że w pierwszym sezonie w Bayernie nie będę pobijał swoich rekordów życiowych. Może gdyby strata do Meiera była mniejsza, tobym żałował, że nie udało się go doścignąć. A tak, nie zaprzątałem sobie tym głowy. Strzeliłem w lidze 17 bramek, kilka trafień dołożyłem w Champions Legue i w Pucharze Niemiec.
Orlando Sa twierdzi, że najgorsze w Legii ma za sobą.
– Miałem trudne momenty w drużynie Legii, ale to już przeszłość – powiedział Sa. – Cieszę się, że zapewniłem zwycięstwa w ostatnich dwóch meczach. O tym, czy zostanę w Warszawie, będę myślał po sezonie, a teraz jak pozostali koledzy skupiam się na najbliższych trzech meczach. Przy golu otrzymał sporą pomoc od obrońcy Pogoni, Matrasa, który podał mu piłkę, próbując wybić ją spod nóg Dudy, ale przez większość meczu to Portugalczyk ciągnął ofensywną grę Legii.
PRZEGLĄD SPORTOWY
Sa ciągnie Legię do mistrzostwa.
Ale na pierwszych stronach teksty po Lechu. Typową pomeczówkę już cytowaliśmy w Fakcie, to zobaczmy, co ma do powiedzenia kontuzjowany Jasmin Burić.
Widział pan, jak Dariusz Formella dostał czerwoną kartkę?
– Nie, akurat to mi umknęło, bo schodziłem akurat do szatni.
A interwencję Macieja Gostomskiego z 93. minuty?
– To akurat widziałem i mogę śmiało powiedzieć, że uratował nam te trzy punkty. To była niezwykle ważna sytuacja i pogratulowałem mu w szatni – śmiało można Maćka nazwać bohaterem. Już kilka dni wcześniej mówiłem, że czeka nas mecz na bardzo trudnym terenie i z bardzo trudnym przeciwnikiem. Wszystko to potwierdziło się, ale udało nam się wygrać. Pamiętajmy jednak, że zostały jeszcze trzy kroki do mistrzostwa. Długie kroki.
Sa znów ratuje Legię.
W pierwszej połowie meczu w Szczecinie legioniści nie oddali ani jednego celnego strzału. Z zaangażowania warszawskich piłkarzy ze środowego spotkania z Jagiellonią zostało ledwie wspomnienie. Najlepszej okazji do strzelenia bramki nie wykorzystał Jakub Rzeźniczak, który z 16 m strzelił bardzo niecelnie. Później Tomasz Brzyski i Tomasz Jodłowiec trafili w poprzeczkę, a Adam Frączczak potrącił w polu karnym Łukasza Brozia. Sędzia Jarosław Przybył nie podyktował „jedenastki” – Frączczak zahaczył Brozia, ale obrońca Legii „dołożył” od siebie. Gdyby nie wywrócił się tak teatralnie i nie rozkładał rąk, karny byłby bardziej ewidentny – mówił w przerwie o tej sytuacji Maciej Murawski, ekspert nc+.
Zabrakło jednak zaledwie 15 minut, aby niedoświadczony w ekstraklasie Dawid Kudła zastopował Legię w walce o mistrzowski tytuł.
– Dawid gra dla zespołu, ale także o swoją przyszłość w Pogoni. Jest w naszej kadrze kilkanaście miesięcy, ale tak naprawdę nie bardzo tak do końca wiemy, na co go stać. Na treningach spisuje się dobrze, ale wszystko weryfikuje przecież boisko. Chcemy wiedzieć, czy możemy na niego w przyszłości liczyć. Końcówka sezonu jest doskonałą okazją, aby sprawdzić, czy Dawid podoła wyzwaniom, jakie stawiają boiska ekstraklasy – mówi Boris Peškovič, trener bramkarz Pogoni. Dla Kudły był to drugi mecz z rzędu w ekstraklasie. W środę zagrał z Wisłą (2:2). – W Krakowie nie miał zbyt wielu okazji do interwencji, przy obu straconych bramkach był bez szans na udaną interwencję. W sobotę z Legią miał okazję się wykazać. I zrobił to z dużym powodzeniem, ale przesadnie chwalić go nie zamierzam.
Nie będziemy cytować wszystkiego, wiadomo jak wygląda PS w poniedziałki:
-
Iwan zawsze groźny we Wrocławiu
-
Piast ma patent na Górali
-
W Jagiellonii triumf wariactwa nad naiwnością
Kazimierz Moskal stał przy linii mocno oszołomiony, jego piłkarze zrozpaczeni leżeli na murawie, a rywale z Jagiellonii wskakując jeden na drugiego budowali piramidę szczęścia. Trener Michał Probierz próbował coś krzyczeć do swoich zawodników, ale żółto-czerwony kocioł zagłuszał jego słowa. Ten niesamowity tumult, eksplozja emocji, ta totalnie szczęśliwa końcówka wyglądały tak, jakby los chciał białostoczanom wynagrodzić rozgoryczenie sprzed kilku dni, gdy w stolicy poczuli się oszukani, zdruzgotani, zdeptani. – W przyrodzie nic nie ginie, tylko zmienia właściciela – przypomniał trener jagiellończyków.
Sergiusz Prusak i Radosław Osuch spotkają się w sądzie.
– Prusak ma ogromne problemy hazardowe i kibole spłacali jego długi wielokrotnie. Do tego jest alkoholikiem, musi codziennie dmuchać w alkomat, bo z przerwy zimowej przyjechał z nadwagą. Nie pamiętam już teraz, to było siedem albo dziewięć kilogramów – stwierdził były agent piłkarski. – Skieruję sprawę do sądu i będę walczył o swoje dobre imię. Być może pan Osuch chciał mnie w ten sposób sprowokować przed meczem. Dla mnie to, co naopowiadał jest śmieszne i nie chce się zniżać do jego poziomu – komentuje bramkarz i zapewnia, że zarzuty Osucha są nieprawdziwe. – Przyznaję się jedynie, że z przerwy zimowej wróciłem z nadwagą. Poniosłem za to karę, wziąłem się za siebie.