Reklama

Będzie polski finał Ligi Mistrzów! ZAKSA dołączyła do Jastrzębskiego Węgla

Sebastian Warzecha

Autor:Sebastian Warzecha

06 kwietnia 2023, 22:20 • 5 min czytania 19 komentarzy

Trzeci finał z rzędu. W całości polski, bo przecież wczoraj Halkbank Ankarę odprawił we własnej hali Jastrzębski Węgiel. ZAKSA Kędzierzyn-Koźle grała dziś w Perugii o zapisanie kolejnego pięknego rozdziału w historii polskiej siatkówki. Miało nie być łatwo. Bo to teren rywala, bo ten ma w składzie wielkie strzelby – tak sobie mówiliśmy. Ale równocześnie wiedzieliśmy, że Włosi nie są w najlepszej formie. I wiedzieli też o tym siatkarze z Kędzierzyna-Koźla. Sprawę awansu do finału załatwili szybko, już po dwóch setach. Więc jeszcze przed jej finałem możemy napisać takie słowa: Ligę Mistrzów siatkarzy na pewno wygra polska drużyna!

Będzie polski finał Ligi Mistrzów! ZAKSA dołączyła do Jastrzębskiego Węgla

Przewaga z własnego parkietu

W zeszłym tygodniu to Sir Safety Perugia (w Lidze Mistrzów grająca jako Sir Sicoma Monini Perugia) przyjechała do Polski. ZAKSA, podejmująca ją jako gospodarz, w teorii miała się czego obawiać. Bo Perugia to wielka klasa, faworyt każdych rozgrywek, który przez fazę zasadniczą włoskiej ligi przeszedł bez(!) porażki. Równocześnie jednak to ekipa, która co roku zawodzi w decydujących momentach. Niezależnie od tego, jakie gwiazdy ma na boisku oraz jakiego trenera na ławce. Można było się więc nieco tego meczu bać, ale i mieć spore nadzieje, zwłaszcza że ZAKSA w ostatnich latach pokazała, że najlepiej gra wtedy, gdy stawka rośnie.

I w zeszłym tygodniu też to udowodniła.

Jej siatkarze oddali Perugii jednego seta, trzy wygrali. A więc, co najważniejsze, odnieśli zwycięstwo za trzy punkty, co oznaczało, że dziś do triumfu w całym dwumeczu potrzebne im były tylko dwa sety. Wspaniale tydzień temu grał Bartosz Bednorz (po raz kolejny ZAKSA znalazła lidera ataku, warto to podkreślić), swoje dokładał Łukasz Kaczmarek, a David Smith na środku punktował czy to atakami, czy blokiem. Trudno było wskazać słabsze punkty kędzierzynian, właściwie przegranego seta oddali na własne życzenie, błędami przy najważniejszych piłkach. A poza tym mieli przewagę, którą akcentowali w każdym secie.

Reklama

Do Perugii jechali więc ze sporą zaliczką. I to była bardzo cenna rzecz, bo wygrać mecz w Perugii to jedna rzecz, trudna do osiągnięcia. Nawet kiedy Sir Safety jest w słabszej formie – a zdecydowanie widać, że Włosi złapali zadyszkę, problemy mają już w pierwszej rundzie ligowych play-offów, gdzie remisują 2:2 z Milano (gra się do trzech zwycięstw) – to jest to jeden z najtrudniejszych terenów, na jakie można trafić w siatkarskim świecie. Ale ugrać dwa sety – a tyle potrzebowała ZAKSA – jest już dużo łatwiej. I ma się na to z pewnością co najmniej cztery szanse i to z kołem ratunkowym w postaci opcjonalnego złotego seta.

Polska ekipa potrzebowała jednak tylko dwóch partii.

Co oni zagrali!

Jeśli ZAKSA Kędzierzyn-Koźle miała dziś pokazać, że stać ją na trzeci z rzędu triumf w Lidze Mistrzów, to… zrobiła to w 110 procentach. Ona nie tyle Perugię pokonała, co zdemolowała i tę ekipę, i jej kibiców, i morale. Po niespełna godzinie gry trybuny – wcześniej głośne i żywiołowo dopingujące gospodarzy – właściwie ucichły. Nie istniały, nie licząc grupek kibiców z Polski, które miały pełne prawo do świętowania. Ich zawodnicy dokonali w końcu czegoś wspaniałego. Po raz trzeci z rzędu awansowali do finału Ligi Mistrzów, a przecież dwa lata temu już pierwszy z tych awansów był historycznym dniem dla polskiej siatkówki – a tym bardziej późniejszy triumf.

Tymczasem teraz ZAKSA jest już stałym gościem meczów o tytuł. Ale jak doszło do tego, że zaliczyła finałowego hat-tricka?

W pierwszym secie początkowo nie było widać przewagi polskiego zespołu. Wszystko toczyło się punkt za punkt, długo utrzymywał się remis i żaden z zespołów nie mógł odskoczyć na więcej oczek. Dopiero w drugiej połowie seta swoje zrobił Bartosz Bednorz w polu serwisowym – najpierw świetnie odrzucając rywali od siatki, a potem zaliczając szczęśliwego asa po taśmie. Trzy oczka przewagi ZAKSY wydawały się bezpiecznym dystansem, bo goście kontrolowali wydarzenia na parkiecie, ale gospodarze jednak się nie poddali – świetną pracą w defensywie i na siatce doprowadzili ostatecznie do remisu po 22.

Reklama

Ale co z tego, skoro w końcówce to ZAKSA była lepsza? A ostatnia akcja – gdy jej siatkarze doskonale zablokowali Jesusa Herrerę – pokazała w pełni, że siatkarze z Polski nie tylko nie pękają na robocie, ale w kluczowych momentach grają jeszcze lepiej i dokładniej. Zresztą to nic nowego, kędzierzynianie od lat nie opierają się raczej na sile ognia (co nie znaczy, że jej nie mają), a na sprycie, dobrym ustawieniu i boiskowej inteligencji.

W drugim secie też dało się to wszystko zauważyć. Podobnie jak ich wielką odporność psychiczną.

Bo zaczęli źle, po kilku błędach stracili punkty, Perugia odjechała im na cztery oczka. Wtedy Tuomas Sammelvuo, trener ZAKSY, poprosił o czas. I widać, że to, co powiedział, zadziałało dobrze na jego zawodników (ale co konkretnie rzucił do swoich zawodników, możemy się tylko domyślać, bo wtedy miejscowi fani byli jeszcze bardzo wokalni i Fina zagłuszali). W każdym razie ZAKSA w końcu zagrała dwie dobre akcje, potem na zagrywkę wszedł David Smith. Przy jego serwisie polska ekipa zdobyła siedem(!) punktów z rzędu i prowadziła już 13:10. Od tego momentu jej gra nie wyhamowała, wręcz przeciwnie – goście poszli za ciosem.

CZYTAJ TEŻ: JAK JASTRZĘBSKI WĘGIEL POKONAŁ EUROPEJSKIE DEMONY

A gospodarze zaczęli pękać, nie wytrzymując narastającej presji. Jesus Herrera zaatakował bez bloku w aut, potem kilka razy siatkarze z Polski świetnie zagrali w defensywie, a wszystko skończyło się doskonałym blokiem. Co symboliczne – zablokowany w decydującej akcji został Kamil Semeniuk. Cóż, rok temu cieszył się z gry w finale, bo występował w kędzierzyńskiej ekipie. A że potem przeszedł do Perugii, to finał poogląda tylko w telewizji. Tak to już bywa.

Polska mistrzem Europy

Na długo przed finałem Ligi Mistrzów wiadomo więc jedno – na pewno wygra ją polski klub. Po raz trzeci z rzędu. Dwa razy triumfowała ZAKSA, w tym roku zrobi to albo ona, albo Jastrzębski Węgiel. Dla naszej siatkówki to historyczna chwila, polski finał nigdy wcześniej nie miał przecież miejsca. I oczywiście, wiadomo, że Liga Mistrzów to w tej chwili głównie rozgrywki ekip z dwóch lig: polskiej i włoskiej. Ale też trzeba podkreślić, że to ta druga ma znacznie większe zasoby finansowe i regularnie kusi najlepszych graczy.

A jednak od trzech lat wygrywa nasza. Warto to docenić.

Fot. Newspix

Gdyby miał zrobić spis wszystkich sportów, o których stworzył artykuły, możliwe, że pobiłby własny rekord znaków. Pisał w końcu o paralotniarstwie, mistrzostwach świata drwali czy ekstremalnym pływaniu. Kocha spać, ale dla dobrego meczu Australian Open gotów jest zarwać nockę czy dwie, ewentualnie czternaście. Czasem wymądrza się o literaturze albo kinie, bo skończył filmoznawstwo i musi kogoś o tym poinformować. Nie płakał co prawda na Titanicu, ale nie jest bez uczuć - łzy uronił, gdy Sergio Ramos trafił w finale Ligi Mistrzów 2014. W wolnych chwilach pyka w Football Managera, grywa w squasha i szuka nagrań wideo z igrzysk w Atenach 1896. Bo sport to nie praca, a styl życia.

Rozwiń

Najnowsze

Inne sporty

Polecane

Czarni Radom znów mogą upaść? W tle polityka, człowiek od olejów do aut i naganne noclegi

Jakub Radomski
10
Czarni Radom znów mogą upaść? W tle polityka, człowiek od olejów do aut i naganne noclegi
Polecane

Pozytywny sygnał od Polaków, ale w Wiśle rządził dziś Pius Paschke

Kacper Marciniak
0
Pozytywny sygnał od Polaków, ale w Wiśle rządził dziś Pius Paschke
Polecane

Aaron Russell: Polacy są odporni na cierpienie. Widać to, gdy gra się z waszą kadrą [WYWIAD]

Jakub Radomski
3
Aaron Russell: Polacy są odporni na cierpienie. Widać to, gdy gra się z waszą kadrą [WYWIAD]

Komentarze

19 komentarzy

Loading...