Nie wygrała od pięciu spotkań. Dwa tygodnie temu upadła również jej domowa twierdza, która pozostawała niezdobyta w tym sezonie. Wydawało się, że Puszczy krok po kroku odbierano marzenia o awansie do Ekstraklasy. Jednak dzielne skurczybyki z Niepołomic, bo właśnie z takimi zderzyli się w piątek piłkarze ŁKS Łódź, pokonały lidera I ligi i wciąż mają chrapkę na sprawienie ogromnej niespodzianki w tym roku.
Nie grają pięknej piłki. Bardziej to wygląda jak kompilacja zagrań: kopnij, biegnij. Nie strzelają najwięcej goli w lidze, a największe zagrożenie stwarzają po stałych fragmentach. Również ich defensywa nie należy do najszczelniejszych w I lidze, a mimo wszystko dzielne skurczybyki z Niepołomic raz po raz potrafią sprawiać niespodzianki. Nie można ich nazwać inaczej, bowiem są niczym nieustraszony komisarz Ryba z “Kilera” w służbie obrony kraju.
Puszcza Niepołomice – ŁKS Łódź 1:0: wpadka lidera
– Masz być jak bulterier
– Będę.
– Jak wściekły byk.
– Będę.
– Jak Tommy Lee Jones w “Ściganym”!
– Będę!
I Puszcza w piątkowy wieczór właśnie taka była. Wcieliła się doskonale w rolę komisarza Ryby. Żubry ścigały bowiem największego kilera w I lidze, czyli ŁKS Łódź, który pozostawał niezwyciężony od końca sierpnia! Zgodnie z poleceniem swojego wieloletniego generała Tomasza Tułacza zawodnicy z Niepołomic mieli mieć w dupie paragrafy. I tak było. Grali niebywale agresywnie. Stosowali wszystkie odmiany pressingu w zależności od fragmentu spotkania. Popełnili przeszło 20 przewinień, ale otrzymali tylko jedną żółtą kartkę. Dla porównania łodzianie do przerwy faulowali tylko sześć razy, a otrzymali za to dwa kartoniki.
Nie próbuj odnaleźć się w chaosie
Mogłoby się wydawać, że tyle przewinień spowodowanych jest ciągłym atakiem liderów I ligi, ale zupełnie odbiegało to od rzeczywistości. Puszcza trzymała rywali daleko od własnej bramki, natomiast sama bardzo szybko potrafiła przedostawać się pod pole karne gości w kontrataku. Choć utrzymywała się przy piłce tylko przez 37% czasu gry, to stworzyła sobie blisko dwa razy więcej okazji strzeleckich. Niemniej największe zagrożenie tworzyła sobie z niczego. Była niczym najwierniejszy wyznawca chaosu deterministycznego, leżącego u podstaw istnienia świata. A tworzyła go po:
- rzutach rożnych
- rzucie sędziowskim
- rzucie wolnym z połowy boiska
I nie jest to żadna nowość, bo pewnie każda z pierwszoligowych drużyn mogłaby mieć flashbacki, oglądając kolejne groźne okazje Puszczy po stałych fragmentach. W końcu w takich sposób Żubry zaskoczyły niemal wszystkich rywali. W piątek piłkarze z Niepołomic wspięli się jednak na wyżyny skutecznego chaosu w takich sytuacjach. Rzuty rożne przyprawiały o migotanie przedsionków trenera Kazimierza Moskala. Na szczęście dla jego zdrowia, były tylko dwa, lecz po obu Żubry znalazły się bliskie zdobycia bramki.
Wszelkie próby odnalezienia się w chaosie lub uczestniczenia w nim kończyły się dla ŁKS-u w sposób katastrofalny. Jak bowiem wyjaśnić sytuację, w której Puszcza, oddając piłkę rywalom po rzucie sędziowskim, kilka sekund później doprowadza do strzału w słupek, a dobitkę ofiarnym rzutem broni Aleksander Bobek? Trudno znaleźć również wytłumaczenie na to, że w tym sezonie obrońcy Żubrów zdobyli już 13 bramek, a kolejną, niczym niebywały technik, dołożył uderzeniem zza szesnastki, od poprzeczki Tomasz Wojcinowicz. Trzeba jednak podkreślić, że nie udałoby się to, gdyby nie wielki chaos, jaki zapanował w polu karnym ŁKS-u po rzucie wolnym wykonywanym z połowy boiska.
Nie można jednak zrzucać wszystkiego na karb chaosu. Puszcza w piątek była drużyną lepiej zorganizowaną, zdeterminowaną i walczącą o każdą piłkę. Zupełnie nie było widać po niej, że nie wygrała od pięciu spotkań, straciła swoją domową twierdzę, przegrywając dwa tygodnie temu z Ruchem Chorzów po bramce z doliczonego czasu, i stopniowo osuwała się w ligowej tabeli. Potwierdziły się natomiast słowa prezesa klubu Marka Bartoszka, który na naszych łamach powiedział, że kluczowe pozostaje odpowiednie przygotowanie mentalne drużyny. Zespół trenera Tułacza nie poddaje się, walczy do końca i potrafi wykorzystywać swoje mocne strony przyparty do ściany. Przy okazji obnażył wszystkie braki lidera.
Brak napastnika, miękka druga linia
W starciu z twardymi, niezłomnymi niepołomickimi skurczybykami środek pola ŁKS-u zupełnie odpadł. Druga linia Rycerzy Wiosny przegrała walkę fizyczną i nie radziła sobie pod względem technicznym na nierównej murawie. Ewidentnie było widać, że w Łodzi pozostaje więcej ludzi do grania na fortepianie niż do jego noszenia. Nie bez przyczyny pierwszą zmianą Moskala było ściągnięcie najlepszego pierwszoligowca poprzedniego roku, ale zupełnie bezproduktywnego – Pirulo. Roszady jednak na niewiele się zdały. Sytuacje się nie tworzyły, a te, które jakoś udało się zainicjować, były marnowane. ŁKS wciąż cierpi na brak napastnika.
W piątek dwudzieste spotkanie w tym sezonie rozegrał Nelson Balongo. Jego dorobek bramkowy to okrągłe zero. Jego zmiennicy strzelili po cztery gole, ale na żadnego trener Moskal nie chce postawić w pełni. Stipe Juric jeszcze do połowy października występował w trzecioligowych rezerwach, natomiast Piotr Janczukowicz w tym sezonie rozegrał tylko jedno spotkanie w pełnym wymiarze. Jeśli łodzianie myślą o Ekstraklasie, bez wzmocnień się nie obędzie. A na razie wszystko na to wskazuje.
Nawet pierwsza porażka od końca sierpnia nie powinna pokrzyżować planów ŁKS. Od 2004 roku, gdy po raz ostatni w I lidze sezonu nie ukończyło 18 drużyn, tylko raz zespół z 44 punktami bądź ich większą liczbą po 22. kolejkach nie awansował do Ekstraklasy. Była to Flota Świnoujście w sezonie 2012/13. Jest to przestroga dla łodzian, by nie pokpić sprawy i od razu powrócić na właściwe tory po wpadce z Puszczą, która dalej wierzy w historyczny sukces w setną rocznicę powstania klubu.
Puszcza Niepołomice – ŁKS Łódź 1:0 (1:0)
Bramka: Wojcinowicz 25′
WIĘCEJ O I LIDZE:
- Ruch Chorzów i powrót do Ekstraklasy. Czy to się może udać?
- To już nie Sosnowieś. Zagłębie Sosnowiec przywitało nowy stadion [REPORTAŻ]
- Kazachska parapetówka i nadmiar pierogów. Paweł Baranowski o grze w FK Atyrau
Fot. Newspix