W Ekstraklasie zadebiutował niedługo przed 25. urodzinami. Jego droga do elity była wyboista i wiodła od niewielkiej opolskiej miejscowości, przez drugo- oraz pierwszoligowe kluby, pracę na zmywaku aż do transferu do Warty Poznań. Teraz jest jednak jednym z czołowych prawych wahadłowych w Ekstraklasie, wzbudza zainteresowanie większych i cokolwiek powiedzieć, jeśli zatrudniać solidnych ligowców to właśnie takich jak Jan Grzesik.
W czwartek został nominowany do nagrody najlepszego piłkarza lutego. W tym samym miesiącu siedem lat wcześniej dokonał jedną z najważniejszych decyzji w życiu. Opuścił Nadwiślana Góra, w którym z racji problemów finansowych musiał dodatkowo pracować na zmywaku oraz w sklepie, i przeszedł do Siarki Tarnobrzeg. Choć natychmiastowo nie doszło do jego metamorfozy, wciąż musiał mieszkać w mieszkaniu rodem z PRL i mierzyć się z drugoligową młócką, to rozwinął się jako piłkarz, nakierunkował się w pełni na cel, jakim była gra w Ekstraklasie, co udało mu się najpierw, awansując z ŁKS Łódź, a następnie pozostać w niej w Warcie Poznań. Teraz to jeden z czterech najlepszych prawowahadłowych ligi, ale wcale nie tak dawno miał inną łatkę.
Jan Grzesik: sylwetka zawodnika
Spis treści
Praca na zmywaku i w sklepie
– Janek się pewnie nie obrazi, jak powiem, że przychodząc do Łodzi, nie należał do wirtuozów. Gdy po rundzie jesiennej w I lidze kontuzji doznał Artur Bogusz, czyli jego konkurent do gry na prawej stronie, baliśmy się, że nie damy rady pociągnąć wiosny z nim samym – mówi nam Kazimierz Moskal, trener ŁKS.
– Trener Piotr Tworek zawołał mnie w pierwszy dzień i wypalił: “Janek, po co ty tu przyszedłeś, spierniczyłeś się z ŁKS-em, to teraz chcesz zrobić to z Wartą jeszcze raz?” – opowiadał na łamach Gazety Wyborczej sam zawodnik.
Jak się okazało, co przyznał nam sam szkoleniowiec ŁKS, obawy były przedwczesne, a słowa trenera Tworka należy odbierać jedynie w kategorii żartu. – Jeśli ktoś ma taki charakter jak Janek, to wszystko jest możliwe – wyjaśnia Moskal. A akurat charakteru Janowi Grzesikowi nie można odmówić.
Nie łatwo jest bowiem mieć takie jaja, by jako 18-latek przejść z Polonii do Legii Warszawa. Sama jego droga do tego transferu również nie była łatwa. Urodził się w liczącym nieco ponad dziewięć tysięcy mieszkańców Oleśnie, w województwie opolskim. Dużego talentu do piłki nie miał, a to, co wywalczył i wypracował, było do pewnego stopnia deprecjonowane przez jego ojca. W późniejszych latach życie również go nie rozpieszczało. Grając w Nadwiślanie Góra, musiał dorabiać na zmywaku w barze i jako pomoc w sklepie. W Siarce Tarnobrzeg przydzielono mu natomiast mieszkanie w fatalnym standardzie, na które mimo wszystko nie kręcił nosem. W żadnych okolicznościach nie narzekał na swoją pozycję.
Bez pieniędzy w mieszkaniu z odzysku
– Janek trafił do nas z trudnego miejsca – Nadwiślana Góra. Klub miał swoje problemy, co przełożyło się też na samego zawodnika, który mentalnie i sportowo znajdował się w trudnym momencie. Zaskoczył nas charakterem, dlatego postanowiliśmy się z nim związać. Mnie szczególnie ujął w momencie, kiedy szukaliśmy dla niego tymczasowego lokum. Właśnie wtedy sekcja tenisowa zwolniła po 20 latach klubowe mieszkania. Warunki w nich były dość średnie. Pachniało PRL-em, bo nic tam nie robiono. Byłem przerażony tym, co mu zaproponowaliśmy trochę pod przymusem czasu. Zaskoczył mnie tym, jak zareagował. Powiedział, że sobie poradzi i nie widzi problemu, by przejściowo tam zamieszkać. Ujął mnie tym, że mu zależało i nie grymasił. Dopiero po czasie dowiedziałem się, jakie problemy go spotkały. Jak musiał łączyć pracę zawodową z grą. Może gdybym wiedział, inaczej podchodziłbym do niego. Trzeba jednak podkreślić, że był bardzo zahartowany i skupiony na swoim celu – opowiada nam Dariusz Dziedzic, prezes Siarki.
– Pochodzę ze wsi i ojciec w czasie świąt stwierdził, że należy mi się ogromny szacunek za to, gdzie ostatecznie doszedłem. No i ja wtedy przypomniałem, że teraz tak mówi, a kiedyś pytał się mnie, czy nie lepiej skończyć z piłką. Zawsze powtarzałem w takich sytuacjach, że dopóki granie będzie mi sprawiało radość i będę w stanie z tego w jakiś sposób wyżyć, to wtedy będę w tym cały czas. Ostatecznie wyszło, że moje zaparcie oraz zaangażowanie pomogły mi dojść do miejsca, w którym jestem. Chociaż oczywiście miało na to wpływ również wiele innych czynników. Trochę ta droga do ekstraklasy trwała, ale udało się – stwierdził Grzesik w rozmowie z “Wyborczą”.
Skupiony na celu
Bez względu na miejsce 28-latek był w pełni skupiony na piłce. Czy to gdy jako nastolatek opuszczał rodzinne opolskie strony na rzecz Warszawy bądź gdy wędrował między Zagłębiem Sosnowiec, Pogonią Siedlce czy Nadwiślanem Góra. Nawet, wtedy gdy brakowało mu pieniędzy na normalne życie i tak na pierwszym miejscu stawiał futbol, czego owoce zbiera teraz. Ostatnie pięć lat było jednak dla niego jak kalejdoskop emocji. Występował na każdym szczeblu centralnym w Polsce. Cieszył się z awansu do Ekstraklasy, ale poczuł również gorycz degradacji z elity. Obecnie to jeden z czołowych prawych wahadłowych ligi, co zawdzięcza wyłącznie swojej ciężkiej pracy bez względu na miejsce, w którym aktualnie przebywał, ale początków w nowych drużynach nigdy nie miał łatwych.
– Niesamowicie dojrzał w Siarce. Z zawodnika nieco wycofanego, został liderem, a z czasem nawet kapitanem drużyny, którą w Tarnobrzegu zawsze wyłania drużyna. Jego przemiana była godna podziwu. Dlatego mieliśmy dylemat przy jego odejściu. Nieco się wahał przejść do ŁKS-u, który wyłożył kilkadziesiąt tysięcy złotych na jego transfer. Zamierzaliśmy to wykorzystać, przedstawiając mu ofertę nowego kontraktu z podwyżką. Nie chcieliśmy stracić trzeciego kapitana, po Marcinie Stefaniku i Konradzie Stępieniu, z rzędu. Koniec końców stwierdziłem, że nie ma sensu go na siłę trzymać w Tarnobrzegu. Poleciłem mu zaryzykować transfer do ŁKS-u, zostawiając przy okazji otwartą furtkę w Siarce, gdyby powinęła mu się noga. Nic takiego się nie zdarzyło, a kontakt dalej mamy – wspomina Dziedzic.
– Choć przyszedł do ŁKS-u z II ligi, to pozostawał bardzo świadomy celu, jaki chce osiągnąć. Wszystko podporządkował piłce. Był zdyscyplinowany, chętny do pracy i zawsze chciał iść do przodu – uzupełnia Moskal.
– Na początku zaraził się koronawirusem i nie mogliśmy z niego korzystać, więc zanotował dość niefortunny początek. Spokojnie jednak na niego poczekaliśmy, bo wiedzieliśmy, że zabezpieczy nas na prawej stronie. Okazało się, że jest w stanie dawać nam dużo w ofensywie, która wtedy kulała, dlatego wystawiałem go jako prawego pomocnika. A on odpłacał się golami i asystami. Obecnie to już rasowy wahadłowy. Ciężko sobie teraz wyobrazić Wartę bez Janka Grzesika – kończy Tworek, prowadzący go w Warcie Poznań.
Analizy i treningi indywidualne
Kluczowe w jego sukcesie na poziomie Ekstraklasa pozostają odpowiednie przygotowanie fizyczne, żelazne płuca, jak nazwał to Tworek i niezawodność. Trener Dawid Szulczek powiedział kiedyś, że gdyby w zespole miał jedenastu Janów Grzesików nie musiałby się martwić o zmiany. Co ma całkowicie pokrycie w rzeczywistości. Od maja 2021 roku rozegrał wszystkie spotkania w lidze od deski do deski, choć teraz, tak jak w poprzednim sezonie, występuje od wielu meczów z trzema żółtymi kartkami i groźbą pauzy. Dodatkowo wykręca również świetne statystyki ofensywne. W tym sezonie strzelił cztery gole i zanotował tyle samo asyst w 23 meczach. Mało kto jednak wie, że Grzesik od lat pracował na to indywidualnie, m.in. analizując rywali już w II lidze.
– Bardzo mocno pracował nad swoim rozwojem. Obecnie trenerzy w Siarce analizują rywali, rozkładają ich na czynniki pierwsze i przedstawiają to w odpowiedniej formie zawodnikom. Wtedy nie stało to jeszcze na tak wysokim poziomie. Janek robił to sam. Samodzielnie analizował przeciwników, ich grę, mocne, słaby strony pod kątem ich pozycji, więc to, co osiągnął nie powinno nikogo dziwić. Do mieszanki ambicji, cech wolicjonalnych i charakteru dołożył jeszcze merytoryczne podejście do zawodu, stąd pewnie ten jego rozwój – wyjaśnia prezes Siarki.
– Najważniejsza u zawodników jest świadomość. To, co robisz na treningu, to nie wszystko, by stale się rozwijać. Janek tę świadomość miał. Po zajęciach zespołowych, chodził dodatkowo na ćwiczenia, mające mu pomóc w poprawie koordynacji ruchowej, siły i fizyczności pod wieloma kątami – kontynuuje trener ŁKS.
– Oprócz tego, że Janek otrzymywał od nas analizy przedmeczowe i pomeczowe, to dodatkowo prowadził indywidualną analizę swoich występów wraz ze swoim agentem. Posiada tę zaletę, że potrafi krytycznie podejść do swojej gry, a także znaleźć przyczyny popełnionych błędów. Starał się je wyłapywać i w kolejnych spotkaniach eliminować, by stawać się jeszcze lepszym zawodnikiem. To świadczy o jego inteligencji. Nie płynie z nurtem, czasem wychodzi przed szereg, co zasługuje na duży plus, bo zaprowadziło go to do tego miejsca. Wydaje mi się, że Janek ma wrodzone inklinacje do bycia dobrym trenerem w przyszłości, czego mu życzę. Jest spokojny, wyważony, nie grzeje się na boisku, nie frustruje się szybko, oddaje się swojemu zawodowi w pełni – kończy były szkoleniowiec Warty i Śląska Wrocław.
Poradzi sobie wszędzie
Ciężko jednoznacznie wyrokować, jak dalej potoczy się kariera Grzesika. W czerwcu wygasa jego kontrakt z Wartą, a w październiku skończy 29 lat. Zapewne ma chrapkę na transfer do dużego klubu, czy to w Polsce, czy za granicą. Niedawno w mediach pojawiły się informacje dotyczące zainteresowania ze strony Legii Warszawa. Z podziwem przygląda się mu również trener Cracovii, Jacek Zieliński. Sam zawodnik nie ukrywa również, że choć jego rodzinie żyje się dość dobrze w Poznaniu, to nie wyklucza zmiany otoczenia. Nasi rozmówcy są zgodni co do tego, że akurat on poradziłby sobie w lepszym zespole.
– Jeśli ktoś mu zaufa, da szansę, to na pewno postara się wyszarpać miejsce w podstawowym składzie w lepszym klubie – ocenia Dziedzic, co uzupełnia Tworek. – Janek jest w odpowiednim wieku do zmiany klubu. Myślę, że w każdym zespole Ekstraklasy mógłby sobie poradzić. To przykład równej, stabilnej, a momentami wysokiej formy. I to nie w jednym, a już kolejnym sezonie, więc to nie przypadek, że interesują się nim więksi.
Choć osoby, które 28-latek spotkał na swojej wyboistej piłkarskiej drodze, wydały jednoznaczny, laurkowy, wręcz cukierkowy osąd, co do jego przyszłości, to ciężko nie zgodzić się ze stwierdzeniem, że jeśli czołowe polskie kluby chcą zatrudniać jakichś ligowców, to tylko takich solidnych jak Jan Grzesik.
WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE:
- Ile jeszcze będziemy znosić piłkę błotną w Gliwicach?
- Trela: Królowie przestworzy. Dziesiątka ekstraklasowych speców od goli głową
- Dyrektor sportowy Rakowa: – W ostatnim oknie nie wszystko poszło po naszej myśli
Fot. Newspix