Jeszcze nie zdążył zadebiutować w pierwszej drużynie Realu Madryt, a po raz kolejny budzi wyraźne emocje. Martin Ødegaard – cudowne dziecko skandynawskiej piłki, wylansowane na przyszłego gwiazdora futbolu. Ostatnio trochę zniknął w cień, kopiąc w trzecioligowych rezerwach Realu, ale z peryferii wykopał go jeden z dziennikarzy “Asa”. Nie po to, by chwalić, a po to, aby sprzedać prztyczka w nos, bo jak na razie jego przyjście do Madrytu zamiast powiewu nowej jakości, ma siać żółć i ferment.
To jasne, że kupiono go przede wszystkim z myślą o przyszłości. Z założenia jest to piłkarz pierwszego składu, wyjściowej jedenastki, ale dziś ma dopiero szesnaście lat. Bilet do czegoś więcej, niż treningów z Królewskimi, które z góry zapewnia mu zapis w umowie, miał zdobywać dobrymi występami w drugiej drużynie. Tymczasem tam wiedzie się średnio, żeby nie napisać beznadziejnie. W ostatnich meczach na osiemnaście możliwych punktów, zdobyli ledwie trzy, ostatecznie zaprzepaszczając matematyczne szanse na awans do drugiej ligi. Ødegaard miał być jednym z liderów, najlepszych piłkarzy Castilli, ale w praktyce bardziej niż olejem napędowym, okazał się hamulcowym. Przez blisko cztery miesiące zdobył ledwie jedną bramkę. Z nim na boisku drużyna wygrała jeden mecz. Młody gwiazdor skupia się głównie na fochach, bo w przyszłym sezonie nie ma zamiaru grać w trzeciej lidze. W Madrycie będą musieli szukać alternatywnego rozwiązania, a jedynym rozsądnym w tej sytuacji wydaje się być wypożyczenie.
Stąd dziennikarz “Asa”, Carlos Forjanez, solidnie się po nim przejechał. Przede wszystkim wypomniał zaburzające równowagę, gigantyczne zarobki (1,3 miliona euro rocznie), przez które zazdrośni koledzy z drużyny mają obniżać loty. Nic dziwnego, bo to więcej niż Jese i prawie tyle, ile kasuje Isco. Poza tym drużyna jest poirytowana tym, że pan gwiazdor przychodzi jedynie na mecze, a na co dzień trenuje z Cristiano Ronaldo i spółką. Spodziewamy się, że nie jest osobą wybitnie lubianą. Młody Norweg nawet specjalnie nie ukrywa, że Castillę ma kompletnie gdzieś i skupia się wyłącznie na debiucie w pierwszym zespole. Ostatnio siadał na ławce, ale Carlo Ancelotti – mimo delikatnych sugestii z góry, aby dać mu zadebiutować – do końca trzymał 16-latka wśród rezerwowych.
Oberwało się też Zinedine’owi Zidane’owi, przed którym postawiono jasny cel, czyli awans. Teraz wiadomo, że nie zostanie spełniony. A w międzyczasie, w środku sezonu, Francuz woził się po klubach całej Europy, gdzie przebywał na stażach. Stade Rennes, Olympique Marsylia, Bayern Monachium, Juventus Turyn… Na czas pobierania nauk władzę przekazywał swoim asystentom. Mało wspólnego z profesjonalizmem.
Wracając do Ødegaarda. Mówi się wprost: ten chłopak, z mniejszą czy większą świadomością swojego czynu, wysadził Castillę od środka. Sam nie wniósł nic ekstra, a wyłącznie obecnością, z różnych przyczyn, zdemotywował pozostałych. Fatalny początek. W piłkę grać potrafi, papiery na przyszłość też ma wyjątkowe, ale coś nam się wydaje, że poziom sodówki już zdążył przekroczyć stan alarmowy. Wydaje mu się, że wszystko dostanie na tacy, co w przypadku takiego klubu jak Real Madryt, funkcjonuje na nieco twardszych zasadach niż w zapyziałym Strømsgodset czy słabej reprezentacji Norwegii.
PB