– Nie jestem w stanie powiedzieć, gdzie piłka dotknęła ciała Mikaela Ishaka. To jedna z najtrudniejszych sytuacji, jakie ostatnio miałem, naprawdę. Sam jadę teraz wkurwiony. I nie wiem, czy ta ręka w końcu była, czy też jej nie było. Przy jednym ujęciu bliżej mi do barku i bramki, innym razem bliżej bicepsa i nieprzepisowego zagrania. Sędzia główny gwizdnął rękę, VAR nie miał pewności, więc decyzja z boiska musiała zostać podtrzymana – mówi Szymon Marciniak, sędzia VAR w meczu Lecha Poznań z Zagłębiem Lubin, w rozmowie z nami w Lidze Minus. Słynny polski arbiter dodaje też, że podjęcie właściwej decyzji uniemożliwiła mu… zbyt mała liczba kamer. I brzmi to cholernie kontrowersyjnie.
87. minuta. 1:2. Zagłębie w defensywie. Lech w ofensywie. Kolejorz napiera i dominuje, kreuje okazje i goni wynik, po boisku hasają zawodnicy z wyjściowego składu, trzeba strzelać gole i zmniejszać punktowy dystans do liderującego Rakowa. Joel Pereira wstrzeliwuje piłkę przed pole karne. Tam odnajduje się Filip Dagerstal, który przekierowuje futbolówkę do Mikaela Ishaka. Kilka sekund później Szwed ładuje bramkę na 2:2.
Chwyta piłkę w ręce i biegnie w stronę środka boiska.
Robi kilka kroków.
Gwizdek arbitra.
Nie ma trafienia.
Sędzia Kuźma twierdzi, że Ishak posłużył się ręką przy przyjęciu. Sam zainteresowany kompletnie nie zgadza się z taką interpretacją tej sytuacji, wskazuje na bark, na stadionie konsternacja, na murawie dyskusja, wszyscy czekają na interwencję VAR-u, do której… nie dochodzi. Lech przegrywa. Wściekły John van den Brom grzmi na konferencji prasowej, że jego analiza wskazuje na stuprocentowego gola. Holender spóźnił się na spotkanie z mediami, bo o całej aferze rozmawiał z Szymonem Marciniakiem, który nie zaprosił sędziego Kuźmy do monitora, bo uznał, że wóz VAR nie dysponuje na tyle dobrą powtórką, by jednoznacznie rozstrzygnąć sporną kwestię.
***
Do Szymona Marciniaka zadzwoniliśmy w Lidze Minus.
– Niestety, ale mecz odbywał się o 15:00, co wiąże się z mniejszą liczbą kamer. Nie było kamery ustawionej naprzeciwko głównej trybuny, która pokazałby tę sytuację najlepiej. Kamera z tyłu pokazywała, że Ishak mógł dostać w rękę. Kamera z przodu wskazywała na bark. VAR nie może wejść do akcji przy jakiejkolwiek niepewności. Żeby zmienić taką decyzję, musisz być pewny i pokazać sędziemu coś takiego, co zmieni jego ogląd.
Sędzia Kuźma był bardzo dobrze ustawiony. Znajdował się pod kątem, z którego widział wysuniętą rękę Ishaka. Od razu krzyknął do mnie, że piłka na sto procent odbiła się od bicepsa. Gwizdnął, więc szukając, musiałem znaleźć coś, co zmieni mój ogląd tak, że wyjdzie na sto procent styk piłki z barkiem, a nie, że po barku uderzy w biceps. Takiej kamery nie miałem. Kamera zza bramki pokazała na rękę, druga od przodu na bark, a przy takich wątpliwościach nie miałem prawa zmienić tak ważnej decyzji.
Z czego wynika fakt, że akurat w tym meczu nie było kamery, która rozstrzygnęłaby tę sytuację?
Kurczę, cały czas z tym walczymy. Są „mecze małe” i „mecze duże”. Na „meczach małych”, tych o 12:30 czy 15:00, nie ma kamery ustawionej naprzeciwko głównej trybuny, nie ma kamery po drugiej stronie, po prostu: jest mniej kamer. Na „meczach dużych” jest więcej kamer i zawsze jest też wspomniana kamera ustawiona naprzeciwko głównej trybuny, która pokazuje całe zdarzenie. Mając taką kamerę, miałbym większy komfort pracy, mógłbym zawołać sędziego i coś mu udowodnić. A tak zawołałbym go, musiałbym pokazać mu dwa ujęcia i co? Szczerze: nie wiedziałby, co zrobić. Stałby tylko dwie czy trzy minuty. Jedna ławka krzyczałaby, że bark i gol. Druga darłaby się, że ręka i nie powinno być bramki. Strasznie niekomfortowa to sytuacja w tych mniejszych meczach. Ale totalnie nie mamy na to wpływu. Na ustawienie kamer, na liczbę kamer, tak po prostu jest zawsze. Te mniejsze mecze mają mniej kamer. I tyle.
Nie mamy pewności, że to była dobra decyzja?
Uczciwie: macie sto procent pewności, że ta piłka nie dotyka bicepsa Ishaka?
Nie mamy pewności.
W wozie VAR muszę mieć sto procent pewności, żeby zawołać sędziego głównego i mu coś pokazać. Bo jak mam sytuację 50% na 50% czy 60% do 40%, możemy się bawić w procenty, to chłop będzie stał przy monitorze VAR i pytał mnie, co ma zrobić, bo nie będzie jasności i pewności. Tu kibice krzyczą, tu gospodarze napierają, tu goście trzymają się swego. Muszę mieć sto procent pewności. Takiego komfortu nie miałem.
Wyobraźcie sobie moją sytuację na wozie VAR. Chciałbym zobaczyć coś, co rozjaśni mi sytuację, bo niby fajnie, że mamy VAR, mamy kamery, a nie jestem w stanie udowodnić, czy piłka dotknęła ręki, czy też nie dotknęła. Przez brak dowodów jadę sam wkurwiony. Czy to na siebie, czy na cały system, czy kamery. Niby mamy tak wszystko fajnie opakowane, a nie jestem w stanie do teraz powiedzieć, czy decyzja jest dobra, czy nie. Przysięgam: nie wiem. Piłkarz zarzeka się, że nie dotknął. Obrońcy krzyczą, że dotknął. Rozmawiałem z jednymi i drugimi. Ale sami wiecie, nigdy do końca nie możesz uwierzyć piłkarzowi. Każdy będzie przeciągał linę na swoją stronę.
Po meczu przyszedł trener John van den Brom. Pokazałem mu moje klatki, bo nie miał świadomości, co widziałem. Sugerował się kamerą z przodu. Obok stali obserwatorzy, inni sędziowie. Pełna transparentność. Byłem z nim mega szczery. Powiedziałem, że w tym ujęciu jestem bardziej za golem. Ale pokazałem mu też kamerę zza bramki. I spytałem się, czy jest pewny, że tu nie ma ręki. Powiedział, że z tej kamery nie jest pewien. Patowa sprawa. Wiedziałem, że dla niego bardziej jest to akcja na gola, ale naprawdę nie mogłem zawołać arbitra do monitora VAR. Zadeklarowałem więc, że jeśli sędzia główny uznałby gola, to też bym go nie zawołał, bo nie miałem pewności, czy była ręka, czy nie było ręki. Decyzja z boiska musiała zostać podtrzymana. Taka prawda.
Jak interpretować to przyjęcie Ishaka w ramach zasad? Może to jakaś szara strefa i obie możliwości są prawdopodobne?
Najtańsze wytłumaczenie. Nie jestem w stanie powiedzieć, gdzie piłka dotknęła ręki Ishaka. Jeśli dotknęłaby zaraz za barkiem, być może nie byłaby to nawet ręka. Ale tu nie jesteśmy w stanie powiedzieć, gdzie ona uderzyła. Nawet kawałek bicepsa, przy tym całym ruchu i poszerzeniu obszaru ręki, mógł pomóc mu w opanowaniu piłki.
Nie mówiłbym, że to szara strefa. Nie lubię tego. Albo coś jest, albo czegoś nie ma. Sędzia musi wziąć na siebie odpowiedzialność. Że albo gwizdnął źle, albo gwizdnął dobrze. Tu: nie jestem w stanie powiedzieć, bo nie widzę, w którą część ręki dostał i czy w ogóle w którąś dostał. Dla mnie to jedna z najtrudniejszych decyzji, jaka ostatnio mi się przytrafiła. Nie jestem w stanie dojrzeć, w co dotknęła piłka, czy to jest przewinienie, czy nie, jakiś dziwaczny dysonans.
***
Brzmi to wszystko mętnie i pokrętnie. Czy Mikael Ishak zagrał nieprzepisowo i sędzia słusznie anulował bramkę Lecha? Czy też Szwed przyjmował futbolówkę barkiem i Kolejorz został ograbiony z punktów w meczu z Zagłębiem? Myślimy, zastanawiamy się, dzwonimy, pytamy i… to wciąż wielka niewiadoma. Co więcej: nikt nie jest w stanie na te pytania odpowiedzieć w sposób pozbawiony choćby najmniejszych wątpliwości. Oznacza to, że coś tu w tym całym systemie z „meczami małymi” i „meczami dużymi” nie funkcjonuje we właściwy sposób. Liga przyspiesza, wparowuje w kluczowy okres, rozgrywają się losy mistrzostwa, awansu do europejskich pucharów czy walki o utrzymanie, więc wypadałoby, żeby takich dziwacznych kontrowersji po prostu nie było.
Nie w tych czasach.
Nie przy tych pieniądzach.
I nie przy tak rozwiniętej technologii.
Czytaj więcej o polskim futbolu:
- Ręka była, bramka była? Lech przegrywa z Zagłębiem
- Dokąd bóg zaprowadzi Franka Castanedę? Wygląda na to, że do Radomia
- Woda po parówkach, ubiór na cebulkę i piwny sukces. Odwiedziliśmy Bodo!
Fot. Canal Plus