Może nie każdy zdążył zauważyć, ale w Ekstraklasie pojawił się nowy trend, jeśli chodzi o zagraniczne transfery. Oczywiście nie dorównuje on modzie na Hiszpanów czy starych Słowaków, ale na pewno zasługuje na poświęcenie naszej uwagi. Oto bowiem powoli zbliżamy się do momentu, kiedy w Polsce będzie można wyprawić oryginalne greckie wesele. Rzecz jasna, dzięki Grekom, którzy w polskiej lidze tworzą coraz liczniejszą grupę.
W przeszłości na Greków grających w Ekstraklasie właściwie prawie w ogóle nie zwracaliśmy uwagi. Nie było specjalnie na co, bo raz, że zaliczali pojedyncze epizody i nie zabawiali w Polsce na długo, dwa – do statusu ligowych gwiazd było im daleko. Dziś to się zmienia: w kilku klubach Grecy stali się kluczowymi ogniwami, nie maskotkami do uzupełnienia składu, a niekiedy nawet wyróżniają się na swoich pozycjach na tle całej ligi. Poza tym, jeśli już część z nich trafia do Polski, nie ucieka przy pierwszej lepszej okazji.
Moda na greckich piłkarzy w Ekstraklasie
Spis treści
- Moda na greckich piłkarzy w Ekstraklasie
- Nowa siła wśród obcokrajowców w Polsce
- Grecki piłkarz to dobry biznes?
- "W Grecji wszystko odbywa się na ruchomych piaskach"
- "Greckie kluby nie ufają Grekom"
- "Nastąpił przełom. Grecy mają zdolności adaptacyjne i dają radę"
- "Grecy coraz chętniej będą przyjeżdżać do Polski"
Nowa siła wśród obcokrajowców w Polsce
Użyliśmy wcześniej określenia “rekord”. Nie może być inaczej, skoro w Ekstraklasie nigdy wcześniej nie było tylu Greków na raz. Obecnie (stan na 10.02.2023) mamy ich dziesięciu, co w porównaniu do poprzednich sezonów jest więcej niż podwojeniem. Zresztą, sami spójrzcie:
Czy 10 Greków na ligę z 18 klubami to dużo? Zależy od punktu widzenia, ale wśród innych nacji Grecja na pewno dorobiła się znaczącego awansu. Dość powiedzieć, że w tej chwili to czwarta najliczniejsza reprezentacja obcokrajowców. Więcej w Ekstraklasie mamy tylko – a jakżeby inaczej – Hiszpanów, Portugalczyków i Słowaków. Patrząc dalej, tą samą liczbą przedstawicieli mogą pochwalić się Czesi i właśnie Grecy.
Tendencja jest widoczna gołym okiem, a mamy prawo myśleć, że jej kierunek w 2023 roku zostanie podtrzymany. Przynajmniej połowa greckich zawodników z epizodami w dorosłej czy młodzieżowej reprezentacji “Piratów” na ten moment w Ekstraklasie daje radę, by nie powiedzieć, że w kilku przypadkach pracuje na transfer do zdecydowanie lepszej ligi. Droga do Polski każdego z nich była inna, do tego niektórzy trafili do ligi dopiero zimą tego roku, ale zasada jest jedna. Przedstawiciele tej narodowości bardziej otworzyli się na Polskę i najbliższy czas pokaże, czy to przełoży się na realne zwiększenie jakości rozgrywek.
Grecki piłkarz to dobry biznes?
Co do niektórych postaci na grafice nie ma żadnych wątpliwości. Weźmy choćby tego, którego Transfermarkt wycenia najlepiej, a więc Stratosa Svarnasa. 25 lat, sześć występów w kadrze narodowej, w CV ponad 100 meczów w barwach AEK-u Ateny. W Rakowie gość, który przerasta ligę. Kozak w linii defensywnej.
Giannis Papanikolaou? Wyciągnięty przez Raków ze spadkowicza ligi greckiej, Panionios. W Częstochowie rozgrywa już trzeci sezon i jest kluczowym zawodnikiem w układance Marka Papszuna. 24 lata, z roku na rok rozwój. Najlepsze lata kariery przed nim.
Dimitrios Stavrapoulos? Podobny przypadek do Papanikolaou, tylko że z Panionios w 2020 roku trafił do włoskiej Regginy. Warta zgarnęła go w lipcu 2022 roku i nie może tego ruchu żałować. 25-letni Grek może nie jest tak świetnym stoperem jak Svarnas, ale w Ekstraklasie do tej pory pokazuje się częściej z dobrej strony.
Konstantinos Triantafyllopoulos? Przyszedł do Pogoni w 2019 roku i nadal jest w niej ważną postacią. Okej, zdarzają mu się gorsze momenty, ale transfer w ujęciu kilkuletnim na pewno na plus.
Stratos Svarnas strzałem w dziesiątkę Rakowa Częstochowa
Alexandros Katranis? Być może najsłabszy z dotąd wymienionych Greków, którzy są w Ekstraklasie już od jakiegoś czasu, ale nie żaden ogórek, który zaniża poziom zespołu. 24-latek trafił do Piasta przed poprzednim sezonem i poza jednym dwumiesięcznym okresem w 2022 roku niemal zawsze był pewniakiem do gry w wyjściowej jedenastce.
Sokratis Dioudis, Stefanos Kapino, Christos Donis, Leonardo Koutris i Giannis Masouras? Grupa “świeżaków”, która trafiła do Ekstraklasy na rundę wiosenną. O dwóch pierwszych na razie nie możemy powiedzieć nic oprócz faktu, że mają mocne CV, z kolei 61 minut Donisa w dwóch meczach to słaby wyznacznik. Koutris (7 meczów w reprezentacji) to potencjalny kozak, na co już wcześniej wskazywał jego życiorys, a Masouras póki co jest jednym z największych objawień wśród zimowych transferów w Ekstraklasie. Obydwaj, boczni obrońcy Pogoni i Miedzi, są w dobrym wieku, żeby jeszcze gdzieś się wypromować, a nie po prostu odcinać w Polsce kupony.
Zwracamy uwagę na wiek nie bez przyczyny. Greccy piłkarze ściągani do Ekstraklasy stricte do grania od samego początku nie są wypaleni i leciwi. Wręcz przeciwnie – ci ściągani nie na chwilę są przyszłościowi, szukają wyzwań lub chcą odbić się po jakimś nieudanym epizodzie, co zwiększa szansę na powodzenie transferu. Gdybyśmy spojrzeli na ich wkład w grę polskich zespołów bez wgłębiania się w szereg statystyk, ogólne wrażenie byłoby dobre.
Pytanie, skąd właściwie taka chęć albo raczej otwarcie na propozycje z Polski wśród Greków? Zapytaliśmy o to Kostasa Sarafantonisa, człowieka, który pomaga klubom przy transferach między ligą grecką a polską.
Giannis Masouras
“W Grecji wszystko odbywa się na ruchomych piaskach”
Sarafantonis wymienia kilka kluczowych czynników, zaczynając od najważniejszego, jakim są specyficzne greckie realia w świecie futbolu. To podstawowa rzecz, która skłania Greków do zmiany otoczenia: – Na początek dam przykład: teraz w Grecji zostały zawieszone rozgrywki w drugiej lidze. Każdy klub miał dostać z podatków 1,5 mln zł, ale państwo dało im tylko jakieś 300 tys. zł. Rząd obciął podział pieniędzy dla Super League 2, płacąc więcej klubom Super League 1. To oczywiście wywołało burzę. W Polsce coś takiego byłoby nie pomyślenia, na złamanie konkretnych ustaleń nie byłoby szans.
Nagle dzwoni do mnie jeden z piłkarzy i pyta: co się dzieje? Nie mogę mu wtedy wytłumaczyć wszystkiego, bo on nie zna funkcjonowania Greków. Ja wiem, o co chodzi, lecz generalnie trudno to wyjaśnić. Tam są kluby prywatne. Właściciele wykładają pieniądze, akcjonariusze mają 50% czy 90% akcji. Rządzą klubem i uznają, że żaden minister nie będzie im podskakiwał, bo to są jego pieniądze, jego biznes. Krótko mówiąc, w Grecji wszystko odbywa się na ruchomych piaskach. Dlatego piłkarz, który nie wytrzymuje już tego stanu niepewności, chętniej spojrzy na Polskę, gdzie panuje większa stabilność. W Grecji jest zorganizowany chaos, wszystko może się wydarzyć, a w Polsce z perspektywy greckich piłkarzy na pierwszy plan wysuwa się dobra organizacja.
O ile w Polsce potrafilibyśmy znaleźć wiele przykładów w ramach kontrargumentu, trudno się nie zgodzić, że wielu piłkarzy z tamtych stron widzi różnicę i chwali nasz kraj. Docenia też kibiców, którzy zdaniem Sarafantonisa nie są tak fanatyczni, przez co Grecy czują większą akceptację:
– To naprawdę ważne. W Grecji jest nie do pomyślenia, że przegrywasz mecz, idziesz do fanów i klaszczecie sobie wzajemnie. Wszyscy są źli, że przegrałeś. Oczywiście pojawiają się gesty pozytywne, ale bardziej w ramach wyjątków, choćby po rywalizacji Olympiakosu z Liverpoolem, który przegrał z Anglikami po dobrej grze. Mam w sobie dwie kultury, więc łatwiej mi dostrzec te różnice w relacjach na linii kibic-piłkarz, a one są dość znaczne. Odpowiadając zatem na pytanie, dlaczego Grecy przyjeżdżają do Ekstraklasy coraz liczniej, wskazałbym też właśnie na to. W Polsce mają na sobie zdecydowanie mniejszą presję.
Koutris: Mama wychowała mnie sama. Mój największy sukces to kupienie jej domu
“Greckie kluby nie ufają Grekom”
Mniejsza presja to jedno, ale słyszymy, że równie istotna okazuje się mniej zacięta rywalizacja. Przeciętny Grek w swojej lidze ma mniejsze szanse, żeby wygrać walkę o skład z obcokrajowcem ściąganym za niemałe pieniądze. Można odnieść wrażenie, że greckie kluby posiadanie wielu zawodników z zagranicy stawiają sobie za punkt honoru, w wyniku czego cierpią miejscowe talenty.
Kostas Sarafantonis wyjaśnia: – Giannis Papanikolaou w Grecji był jednym z wielu. W Rakowie jednak Marek Papszun wcisnął go w jakieś ramy i dzięki temu Giannis stał się kluczowym, docenianym zawodnikiem. W swoim kraju raczej nie miałby szans na taki status. Większa liczba jakościowych piłkarzy, większa rywalizacja. Żeby Grek się przebił, często musi wyprzedzić konkurencję w postaci Brazylijczyka, Argentyńczyka, Portugalczyka czy Hiszpana. Ale to nie jest takie proste, ponieważ piłkarze z zewnątrz dostają większy kredyt zaufania choćby ze względu na cenę transferu. Tym samym dochodzi do takich sytuacji, np. w Volos czy AEK, że w wyjściowej jedenastce gra aż 10 cudzoziemców.
Taki obraz rzeczywistości potwierdza zapytany przez nas Giannis Masouras, nowy piłkarz Miedzi Legnica: – Jeśli jesteś Grekiem, musisz być topowym zawodnikiem, żeby być docenionym w lidze greckiej. Uwierz mi, że znam jednak wielu piłkarzy, którzy odchodzą do innych lig, tam dostają zaufanie i dopiero wtedy udowadniają, jak dobrzy są. Mamy piłkarzy w Liverpoolu, Stuttgarcie, Utrechcie, Alkmaar, Bolonii czy Trabzonsporze. Wielu Greków ma naprawdę ogromny talent, ale największy problem polega na tym, że greckie kluby im nie ufają. To w pewnym sensie zamknięte koło. Większe kluby uważają, że skoro są duże, potrzebują znanych graczy z zagranicy z dużymi kontraktami. To nie wpływa dobrze na grecki futbol. W każdy weekend w wielu klubach startuje w składzie 8-9 obcokrajowców. Grecy zasługują na więcej, ale tego nie dostają.
Sarafantonis dodaje, że nie można zapominać o kryzysie, jaki dotknął Grecję. Minęło już trochę czasu, kraj jest w lepszej kondycji, ale pewne kwestie nie wróciły na miejsce sprzed lat. To łączy się z faktem, że opakowanie greckich rozgrywek znacznie odbiega od tego, co piłkarze z tamtych stron mogą zobaczyć w Polsce:
– Mimo że kraj powoli wychodzi z kryzysu, piłka nożna bardzo mocno oberwała. Kibice też nie chodzą tak licznie na mecze, jak mogliby. Kiedy pojawiają się problemy z zapłaceniem za czynsz, czy utrzymaniem dzieci, człowiekowi nie uśmiecha się wydawać dodatkowych 50 euro na mecz. Mniej kibiców, mniejsze dochody z dnia meczowego, do tego wycofujący się biznesmeni z upadającymi firmami… Utrzymali się tylko najpotężniejsi. Olympiakos, PAOK, Panathinaikos, AEK, Aris – wielka piątka. Większość pozostałych klubów walczy o przetrwanie, korzysta z dotacji, pieniędzy od totalizatora sportowego czy praw telewizyjnych. W Grecji nie mają tak rozwiniętej TV jak w Polsce, gdzie produkt jest bardzo dobrze opakowany. Dobry marketing, fajnie zrobiony dzień meczowy, strefy VIP na stadionach, restauracje, całe to piłkarsko-biznesowe zaplecze – w Grecji tego nie ma, a to też dodatkowy element, który przemawia za polskimi rozgrywkami.
Leonardo Koutris
“Nastąpił przełom. Grecy mają zdolności adaptacyjne i dają radę”
Według naszego rozmówcy w przeszłości wśród Greków panowało przekonanie, że Polska jest bardzo odległym i nieprzyjaznym krajem, jakby wyciągniętym wprost z grupy państw Trzeciego Świata. Nie był to wymarzony kierunek szczególnie ze względu na pogodę, ale ostatnie lata wiele zmieniły. Dziś, kiedy piłkarze z Grecji słyszą o Polsce, kojarzą ją z zawodnikami światowej klasy, a kiedy już przyjeżdżają do naszego kraju, są zaskoczeni poziomem życia.
– Coraz więcej Greków pyta o Polskę. We wcześniejszych latach, jak proponowałem piłkarzom z ligi greckiej taki kierunek, słyszałem sceptyczne odpowiedzi. Pojawiały się narzekania na zimną temperaturę, śnieg czy styl życia. Dało się zauważyć pewną ścianę mentalną. Gdzieś tam na północy, białe niedźwiedzie, to i tamto! Nastąpił jednak przełom i Grecy zaczęli się dziwić, że mamy w Polsce np. tak piękne, schludne i czyste miasta. Poza tym, poprawiła się infrastruktura i poziom całej ligi, więc jest czym przekonywać. Nawet jeśli polskim klubom nie udaje się mocniej zaistnieć w rozgrywkach europejskich, Grecy słyszą o reprezentacji Polski i jej największych piłkarzach, o Lewandowskim czy Zielińskim, dzięki czemu tworzą sobie pozytywne skojarzenia. Poza ligami top 5, obecnie Ekstraklasa jest naprawdę wysoko, jeśli chodzi o docenienie wśród Greków. Działa też poczta pantoflowa.
Ale co z zarobkami, tak naprawdę kluczową kwestią? Kostas Sarafantonis mówi wprost: – Przeciętne zarobki w Ekstraklasie dla przeciętnego Greka są dzisiaj satysfakcjonujące. Wystarczy dobrze pokazać się w lidze greckiej i mieć jakieś umiejętności, żeby sprawdzić się w polskiej lidze. Najczęściej Grecy dają radę, więc można powiedzieć, że są warci wydanych pieniędzy. Mają zdolności adaptacyjne i kiedy grają, nawet nie zwracają uwagi na pogodę w zimniejszych porach roku.
Dodaje: – Mam teraz trochę zapytań od zawodników z ligi greckiej o Ekstraklasę. Wiedzą, że tutaj okienko zamyka się w końcówce lutego. Nie wykluczam zatem, że jeszcze zimą uda się zrealizować kilka transferów z Grecji do Polski.
“Grecy coraz chętniej będą przyjeżdżać do Polski”
Jeśli dotychczasowa moda na Greków będzie przynosiła obopólne korzyści, na pewno zawodników z tamtej części świata będziemy mieli w lidze więcej. Póki co nie można powiedzieć, że to zły kierunek, choć można się spodziewać, że większa liczba to też większa szansa na niewypał.
Giannis Masouras swoją wypowiedzą daje przekonanie, że poczta pantoflowa działa sprawnie i przeciwności w postaci gorszej pogody czy różnicy kulturowej będą przeszkodą tylko dla nielicznych: – Kiedy trafiłem do Górnika, w lidze było dwóch Greków. Po mnie w tym samym okienku przyszedł Stefanos Evangelou. Myślę, że w tym okresie, kiedy przez kilka lat w Polsce grało kilku Greków, ludzie w naszym kraju zaczęli baczniej przyglądać się polskim rozgrywkom. Mieliśmy i wciąż mamy dobre opinie o nich, które idą w świat. Liga jest dobra jakościowo i wymagająca fizycznie, a to akurat większość Greków lubi. Uważam, że coraz chętniej będą przyjeżdżać do Polski, widząc, że tutaj można znaleźć wiele dobrego – uważa były piłkarz Olympiakosu.
WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE:
- Szok i niedowierzanie. Korona przełamała defensywę Cracovii i wygrała mecz
- Lech w poszukiwaniu skuteczności
- Trela: Transfery są przereklamowane. Dlaczego spokojna zima to szansa dla Ekstraklasy
Fot. Newspix