Reklama

Radosne pudłowanie Lecha tym razem bez konsekwencji

Przemysław Michalak

Autor:Przemysław Michalak

05 lutego 2023, 18:04 • 3 min czytania 59 komentarzy

Trzeci mecz Lecha Poznań na wiosnę i trzeci raz oglądaliśmy igranie z ogniem w jego wykonaniu. “Kolejorz” znów przeważał, stwarzał sytuacje i z łatwością je marnował. Tym razem jednak uniknął kary, nie poparzył się i wreszcie wywalczył pełną pulę. Miedź Legnica nie była w stanie skarcić poznaniaków po raz drugi na przestrzeni paru dni.

Radosne pudłowanie Lecha tym razem bez konsekwencji

Stojący w bramce gości Mateusz Abramowicz miał dziś jakiś pakt o nieagresji z poprzeczkami, które ratowały go trzykrotnie. Obijali ją Szymczak, Ishak i Marchwiński. W ostatnim przypadku z najbliższej odległości dobijał Ishak i fatalnie spudłował.

Lech Poznań – Miedź Legnica 1:0. Ishak tylko z jednym golem

Kapitan Lecha niby ponownie zrobił swoje, bo przecież raz piłkę do siatki posłał, ale jego nieskuteczność była porażająca. Gdyby Szwed znajdował się w optymalnej formie, schodziłby z boiska jako autor czterech goli i zdecydowany lider klasyfikacji strzelców. Zamiast tego, poza poprzeczką i wstydliwym pudłem, nieporadnie chciał wymusić rzut karny przed przerwą i został zablokowany przez Gulena po przerwie. Przy lepiej nastawionym celowniku doświadczony napastnik już na początku rundy w praktyce zakończyłby wyścig po snajperskie berło w tym sezonie Ekstraklasy.

Gospodarze za swoją niefrasobliwość pod bramką rywala mogli zostać skarceni, tyle że Angelo Henriquez miał wyjątkowo dobre serce. W odstępie minuty zmarnował dwie szanse. O ile brak precyzji po świetnej akcji Masourasa jeszcze jakoś można mu wybaczyć, bo uderzał szybko i bez przyjęcia, o tyle trochę przypadkową sytuację po przebitce tej klasy zawodnik miał obowiązek zamienić na gola. Zamiast tego uderzył lekko i na dodatek prosto w Filipa Bednarka.

Reklama

Miedź można pochwalić za to, że się nie chowała. Od początku była odważnie nastawiona. Chciała grać w piłkę, a nie się murować. W efekcie obejrzeliśmy bardzo otwarty mecz. Jedni i drudzy zostawiali sobie sporo miejsca, dzięki czemu dość łatwo było im przedostać się w okolice pola karnego przeciwnika. Legniczanie nie bali się ofensywnych wypadów dużą liczą zawodników. Powinni jednak wycisnąć z nich znacznie więcej, ich nieporadność w końcowych fazach ofensywnych prób była zatrważająca. Czasami chodziło o naprawdę proste rzeczy typu podanie w tempo na trzy metry, a i tak okazywało się to zbyt trudne.

Inaczej mówiąc: gdyby Miedź miała po drugiej stronie lepszą drużynę, przy swojej niefrasobliwości zebrałaby dziś łomot. I to samo można napisać o Lechu. Zespół z wyższej półki, mając tyle przestrzeni i swobody, spokojnie wpakowałby kilka goli.

Marchwiński ciągle bez błysku

John van den Brom tym razem mocniej namieszał w składzie. Może go cieszyć postawa Filipa Dagerstala i nie chodzi tylko o dogranie Ishakowi na strzał do pustej bramki. Pozytywnie wypadł Filip Szymczak. Trochę więcej spodziewaliśmy się po Afonso Sousie, zwłaszcza w kluczowych momentach. Portugalczyk niezłe próby przeplatał kompletnie nieudanymi. Nika Kwekweskiri na początku spotkania w nieodpowiedzialny sposób stracił piłkę na kontrę, ale to on dziś nadawał ton atakom Lecha. Posłał do kolegów kilka znakomitych podań, na czele z tym do strzelającego w poprzeczkę Marchwińskiego. On akurat ponownie nie wykorzystał szansy. Był pod grą, miał miejsce, mógł się wykazać i ostatecznie niewiele pokazał.

W Miedzi najmocniej szwankowały skrzydła. Całą robotę do przodu wykonywał Masouras, Narsingh i Kobacki rozczarowali, podobnie jak rezerwowi Obieta i Zapolnik.

Lech przynajmniej na chwilę wskoczył na podium. Miedź na wiosnę gra nieźle, już wcześniej opuściła ostatnie miejsce, odhaczyła dwumecz z “Kolejorzem”, ale ciągle pilnie potrzebuje punktów.

Reklama

 

CZYTAJ WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE:

Fot. Newspix

Jeżeli uznać, że prowadzenie stronki o Realu Valladolid też się liczy, o piłce w świecie internetu pisze już od dwudziestu lat. Kiedyś bardziej interesował się ligami zagranicznymi, dziś futbol bez polskich akcentów ekscytuje go rzadko. Miał szczęście współpracować z Romanem Hurkowskim pod koniec jego życia, to był dla niego dziennikarski uniwersytet. W 2010 roku - po przygodach na kilku stronach - założył portal 2x45. Stamtąd pod koniec 2017 roku do Weszło wyciągnął go Krzysztof Stanowski. I oto jest. Najczęściej możecie czytać jego teksty dotyczące Ekstraklasy – od pomeczówek po duże wywiady czy reportaże - a od 2021 roku raz na kilka tygodni oglądać w Lidze Minus i Weszłopolskich. Kibicowsko nigdy nie był mocno zaangażowany, ale ostatnio chodzenie z synem na stadion sprawiło, że trochę odżyła jego sympatia do GKS-u Tychy. Dodając kontekst zawodowy, tym chętniej przyjąłby długo wyczekiwany awans tego klubu do Ekstraklasy.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Komentarze

59 komentarzy

Loading...