Ryoyu Kobayashi wygrał konkurs Pucharu Świata – brzmi jak przeciętny piątek, sobota czy niedziela. A jednak – o dziwo – dawno czegoś takiego powiedzieć nie mogliśmy. Bo Japończyk w ostatnich miesiącach zmagał się z zaskakująco gorszą formą. Dzisiaj jednak – na własnej ziemi, w Sapporo – nie dał szans rywalom. Pokonał nawet tych, na których ostatnio nikt nie miał sposobu. Dawid Kubacki zajął drugie miejsce, a Halvor Egner Granerud trzecie.
To 28. zwycięstwo w karierze Japończyka, ale oczywiście pierwsze w tym sezonie. Ba, przed dzisiejszymi zawodami mistrz olimpijski ani razu nie był nawet… w pierwszej piątce zawodów. Tylko trzykrotnie natomiast meldował się w najlepszej dziesiątce (a w sezonach 2018/2019 i 2021/2022 wypadał z niej łącznie raz, nie licząc dyskwalifikacji).
Co tu zatem dużo gadać: mogliśmy być zaskoczeni takim przebiegiem rywalizacji. Choć już przed właściwym konkursem – w treningach oraz kwalifikacjach – Kobayashi dawał sygnały, że akurat w Sapporo tradycyjnie skacze mu się bardzo dobrze. Jeszcze lepiej radzili sobie jednak wspomniani Kubacki i Granerud. I wydawało się, że to znowu między nimi rozstrzygnie się kwestia zwycięstwa.
Znajome podium, choć nie do końca
Po pierwszej serii prowadził Kubacki (137 m). I to nawet z dość komfortową przewagą. Kobayashi (135 m) tracił do niego 3.9 punktów, a Halvor 4.6 punktów (130.5 m). W przypadku Norwega trzeba było jednak mówić o małej wpadce. Otóż Norweg – na życzenie trenera – skakał z obniżonej belki. I ledwo, bo o pół metra, przekroczył granicę, która dawała mu z jej tytułu dodatkowe punkty. Gdyby zatem Granerud skoczył 129.5 metrów, to znalazłby się naprawdę nisko w klasyfikacji. A tak wciąż trzymał się topu. Choć miał naprawdę trudne zadanie, żeby powalczyć o zwycięstwo.
Dla nas była istotna jednak nie tylko przewaga Kubackiego nad swoim rywalem w walce o Kryształową Kulę, ale świetna postawa reszty naszych liderów. Kamil Stoch zajmował czwartą lokatę, a Piotr Żyła ósmą. A pozostali Polacy? Tu akurat rewelacji nie było. Paweł Wąsek i Aleksander Zniszczoł nie zdołali awansować do drugiej serii.
W drugiej serii skoczkowie naprawdę nie mieli łatwo. Otóż pogorszeniu uległy warunki (szczególnie pod koniec rywalizacji), co automatycznie odbiło się na odległościach. Dla przykładu: będący w wysokiej formie Andreas Wellinger skoczył tylko 122 m, Piotr Żyła 124.5 m, a Michael Hayboeck 123 m. Wszyscy spadli o kilka pozycji w klasyfikacji, Polak niestety z ósmej lokaty na czternastą. Świetnie w trudnych warunkach spisał się za to Stefan Kraft – Austriak zanotował 132 m i wydawało się nawet, że może przeprowadzić szturm na podium. Zatrzymał go jednak Kamil Stoch, który obronił czwarte miejsce! 123.5 m (i sporo dodanych punktów) wystarczyło mu, żeby przed skokami najlepszej trójki znaleźć się na pozycji lidera.
Jak wyglądała natomiast końcówka rywalizacji? Granerud (126 m) i Kubacki (125.5 m) skoczyli solidnie, biorąc pod uwagę wiatr w plecy. Ale to Kobayashi jako jedyny z ostatnich paru skoczków w drugiej serii dobił do 130 metrów. I z ponad siedmioma punktami przewagi pokonał polskiego zawodnika.
Słodko-gorzko
Z jednej strony zatem: Dawid Kubacki ponownie minął się ze zwycięstwem, bo to nie pierwsze zawody w tym sezonie, w których prowadził po pierwszej serii i nie wygrał. Z drugiej: to już… dziesiąte podium z rzędu w tym sezonie Polaka, czym wyrównał swój rekord. Niesamowicie regularny jest nasz skoczek i jeśli nie wypadnie z pierwszej trójki również jutro i pojutrze, to wyrówna najlepszy wynik Petera Prevca, który 12 razy z rzędu stał na podium. A lepszy od Słoweńca jest tylko Janne Ahonen. Legendarny Fin swego czasu zanotował serię trzynastu podiów w konkursach indywidualnych w Pucharze Świata.
Ważne jest również to, że Kubacki zyskał 20 punktów nad Granerudem w klasyfikacji Pucharu Świata. Każde oczko w kontekście walki o Kryształową Kulę ma znaczenie – warto to podkreślić. Szczególnie że przed końcem sezonu będziemy mieli jeszcze sześć zawodów na skoczniach mamucich (Kulm, Vikersund, Planica) – a wiadomo, że Dawid wybitnym lotnikiem nigdy nie był.
Cieszyć nas musi też postawa Kamila Stocha. Czwarta pozycja to jego najlepszy wynik od… zimowych igrzysk olimpijskich. Liczymy, że Polak znajdzie się na fali wznoszącej i wkrótce po raz 81. w karierze znajdzie się w czołowej trójce Pucharu Świata.
Kolejne zawody w Sapporo oczywiście już jutro. Start ponownie o ósmej rano czasu polskiego.
Fot. Newspix.pl