Reklama

Krzysztof Ratajski odpadł z mistrzostw świata w darcie

Sebastian Warzecha

Autor:Sebastian Warzecha

27 grudnia 2022, 16:11 • 5 min czytania 3 komentarze

W pięciu setach (1:4) Krzysztof Ratajski przegrał spotkanie trzeciej rundy mistrzostw świata PDC. Lepszy od Polaka okazał się Dimitri Van den Bergh, który był faworytem meczu i sprostał tej roli. Polak nie powtórzy więc swojego największego sukcesu, jakim był ćwierćfinał tej imprezy sprzed dwóch lat. 

Krzysztof Ratajski odpadł z mistrzostw świata w darcie

Trudne wyzwanie

To po Van den Berghu spodziewano się awansu do kolejnej rundy turnieju. Dwukrotny mistrz świata juniorów (2017 i 2018) od kilku lat bardzo dobrze prezentuje się na zawodowej scenie. W 2020 roku wygrał nawet World Matchplay, jeden z największych turniejów w świecie darta. W tym sezonie z kolei zanotował dwa zwycięstwa w cyklu World Series of Dart. Zaimponował zwłaszcza w Nordic Darts Masters, gdzie po drodze do tytułu w znakomitym stylu pokonał Gerwyna Price’a, Michaela Smitha i Gary’ego Andersona.

Z mistrzostwami świata miał za to rachunki do wyrównania. W zeszłym roku odpadł w nich już w drugiej rundzie, gdy pokonał go niespodziewanie Florian Hempel. Ogółem jego najlepszym wynikiem jest za to – jak w przypadku Ratajskiego – ćwierćfinał, tyle że Belg dochodził do niego dwukrotnie. W 2018 roku pokonał go Rob Cross (4:5), który później został mistrzem świata. W 2020 Dimitri uległ z kolei Nathanowi Aspinallowi (3:5). Po swojej wygranej w II rundzie tegorocznych mistrzostw Belg mówił, że sam nie wie jeszcze na co go stać, ale zanotował dobry początek i na tym ma zamiar bazować.

Ratajski, jak już wspomnieliśmy, faworytem dzisiejszego spotkania nie był, ale to też nie tak, że Belg znajdował się poza jego zasięgiem – wręcz przeciwnie. Można było wierzyć, że Polish Eagle upora się z Dimitrim i awansuje do kolejnej fazy. Taki scenariusz były zresztą niezwykle istotny i z innego powodu – punktów rankingowych. Te liczone są bowiem do dwóch lat wstecz, więc Polak miał ich sporo jeszcze za swój ćwierćfinał. – Chcę zagrać najlepiej, jak tylko potrafię i przede wszystkim lepiej niż przed rokiem. Muszę przyznać, że ten poprzedni sezon był dla mnie raczej nieudany. Mistrzostwa świata to największy turniej, jaki tylko może być. Tłum, który jest w Alexandra Palace, tylko zwiększa moją satysfakcję z bycia tutaj – mówił Ratajski po wygranej w II rundzie.

Reklama

Pomiędzy swoimi meczami (poprzedni rozegrał 22 grudnia) zdążył zresztą przylecieć do Polski i spędzić święta z rodziną. Liczyliśmy, że taki mentalny odpoczynek pomoże mu w dzisiejszym starciu, bo wiadomo było, że nie będzie ono łatwe. Podkreślał to zresztą sam Krzysztof. – Oczekuję bardzo dobrego meczu ze strony Dimitriego. A sam liczę na to, że pokażę lepszego darta niż w II rundzie. Najważniejsza była jednak wygrana, styl zszedł na dalszy plan. To nie był piękny mecz z mojej strony, trzeba przyznać. […] Jestem jednak przekonany, że z każdym kolejnym meczem poziom tej gry będzie wyższy Miałem okazję, by po tym meczu wrócić do domu, skoncentrować się, spędzić święta z rodziną. Gorąco liczę na to, że po świętach będę silniejszy – mówił na konferencji prasowej.

Niestety, lepszego darta zbyt dużo nie było. Choć przez długą część meczu obaj wyglądali bardzo podobnie w statystykach.

Po raz czwarty

Do tej pory mierzyli się w tym roku czterokrotnie. Trzy z tych spotkań wygrał Belg. Przed meczem mieliśmy nadzieję, że Ratajski zdoła ten bilans nieco wyrównać, ale szybko przekonaliśmy się, że nie będzie to łatwe zadanie. W pierwszym secie widać było, że obaj zawodnicy bardzo się denerwują. Trzykrotnie się przełamywali, a to w darcie wcale nie jest tak łatwe. Niestety, najważniejsze przełamanie zaliczył Van den Bergh i to on wyszedł z całego seta zwycięsko, od razu zabierając Ratajskiemu partię, którą to Polak zaczynał i w teorii powinien był zapisać na swoje konto.

Kolejnego seta rozpoczynał za to Van den Bergh i wykorzystał to bez trudu. Nie tylko wygrał swoje legi, ale też przełamał Ratajskiego. Szybko wyszedł więc na prowadzenie 2:0, a my zaczynaliśmy się niepokoić, czy polski darter w ogóle załapie się na grę w meczu.

Na szczęście to zrobił. Na początku trzeciej partii zaliczył znakomite zamknięcie – ze 135 punktów, do tego pod presją rywala. W kolejnym legu zrewanżował się za to Belgowi, przełamał go, a potem zamknął seta. Zrobiło się 1:2 w setach, wydawało się, że to Polak zyskał przewagę mentalną. Niestety, w kolejnych dwóch partiach w najważniejszych momentach nie wytrzymywał właśnie Ratajski. W czwartym secie Polish Eagle był nieskuteczny, a Dimitri świetnie to wykorzystał, zamykając lega na 3:1 – a wraz z nim całego seta – finiszem z trafieniem w czerwony środek.

To był moment, w którym Polak nie mógł pozwolić już sobie na błąd. I przez chwilę wydawało się, że tego nie zrobi. Wygrał swojego lega, w kolejnym – przy serwisie Belga – walczył do samego końca, ale ostatecznie uległ rywalowi. Tragedii jednak nie było, bo przy stanie 1:1 w legach on zaczynał kolejnego. Tyle tylko że go przegrał. W najgorszym możliwym momencie objawiła się jego nieskuteczność na podwójnych, z kolei Dimitri trafiał je w ostatnim secie ze stuprocentową skutecznością. Przebudził się wtedy, kiedy tego najbardziej potrzebował, bo wcześniej – choć wynik w pełni na to nie wskazywał – obaj wypadali podobnie. Czy to pod względem średniej punktów, czy trafianych podwójnych, czy podejść na 100+, 140+ czy 180 punktów.

Reklama

Po przełamaniu Ratajskiego Van den Bergh nie pozostawił już wątpliwości. Pewnie wygrał swojego lega, a wraz z nim całego seta. I awansował dalej. A Ratajski z mistrzostwami świata, niestety, już się pożegnał.

Fot. Newspix

Czytaj więcej o darcie:

Gdyby miał zrobić spis wszystkich sportów, o których stworzył artykuły, możliwe, że pobiłby własny rekord znaków. Pisał w końcu o paralotniarstwie, mistrzostwach świata drwali czy ekstremalnym pływaniu. Kocha spać, ale dla dobrego meczu Australian Open gotów jest zarwać nockę czy dwie, ewentualnie czternaście. Czasem wymądrza się o literaturze albo kinie, bo skończył filmoznawstwo i musi kogoś o tym poinformować. Nie płakał co prawda na Titanicu, ale nie jest bez uczuć - łzy uronił, gdy Sergio Ramos trafił w finale Ligi Mistrzów 2014. W wolnych chwilach pyka w Football Managera, grywa w squasha i szuka nagrań wideo z igrzysk w Atenach 1896. Bo sport to nie praca, a styl życia.

Rozwiń

Najnowsze

Koszykówka

Fenomen socjologiczny czy beneficjentka “białego przywileju”? Kłótnia o Caitlin Clark

Michał Kołkowski
3
Fenomen socjologiczny czy beneficjentka “białego przywileju”? Kłótnia o Caitlin Clark
Anglia

Chelsea oblała test dojrzałości. Sean Dyche pokazuje, że ciągle ma to coś

Radosław Laudański
3
Chelsea oblała test dojrzałości. Sean Dyche pokazuje, że ciągle ma to coś

Komentarze

3 komentarze

Loading...