Przeczytałem tekst na Weszło o tym, że piłkarze Legii po finale Pucharu Polski zlekceważyli dziennikarzy i przemknęli przez strefę mieszaną bez wypowiedzenia chociażby jednego słowa (nie licząc regułki „Puchar jest nasz”). Przeczytałem też komentarze czytelników, którzy widzą tu tzw. aferę z dupy i radzą, by zająć się poważniejszymi tematami.
Hmm. Nie jest to temat pierwszoplanowy i jego ekspozycja na Weszło też nie jest pierwszoplanowa. To raczej szczegół. Osobiście mam kompletnie gdzieś, czy piłkarze rozmawiają po meczu, czy nie, ponieważ ich wypowiedzi nie są mi do niczego potrzebne. Nawet nie sprawdzam, co tam nawygadywali po spotkaniach, bo nie ma to najmniejszego znaczenia (chyba że powiedzą coś głupiego i dotrze to do mnie dzięki życzliwym – wtedy jest śmiesznie), a do strefy mieszanej nie chodzę, bo wolę w tym czasie zjeść makaron piętro wyżej.
Natomiast cała sprawa mnie dziwi. Legia nie ma szczególnie buraczanego składu, jest tam kilka naprawdę sympatycznych i inteligentnych osób. Nie rozumiem, w jakim celu postanowili zlekceważyć tłum akredytowanych na mecz przedstawicieli mediów. Ci najlepsi dziennikarze i tak sobie poradzą, bo po prostu zadzwonią do zawodników i pogadają z nimi przez telefon, albo ustawią się na mieście. Gorzej, że media zainteresowane piłką od święta (a właśnie mieliśmy święto) nie mają okazji należytego „sprzedania” tej imprezy. Ktoś nie dorósł do rangi wydarzenia, w jakim brał udział i nie zrozumiał tak do końca odpowiedzialności.
Sam kiedyś byłem młodym dziennikarzem i miałem polecenie: przynieś cztery rozmówki spod szatni. Jeśli bym ich nie przyniósł, miałbym kłopoty w redakcji. Dlaczego legioniści postanowili zlekceważyć tych wszystkich ludzi, okazać im brak elementarnego szacunku i skomplikować robotę? Obrazili się? Ale za co? A jeśli się obrazili, to co – na wszystkich? Na dziennikarza z Poznania, który nigdy wcześniej nie miał okazji czegokolwiek o Legii napisać też?
Koniec końców, ani sprzedaż gazet nie spadnie, jeśli nie będzie w nich wywiadów z legionistami, ani w ogóle w świecie mediów nie dojdzie do żadnego tąpnięcia. Zastanawiam się tylko – po co? Po co komplikować życie sobie i innym? Po co robić z siebie wieśniaka? W sobotę wszystko było na najwyższym poziomie – stadion, oprawa, ceremonia. Ale niestety, zawodnicy wykonali swoją robotę tylko w 90 procentach. Byłoby 100 procent, gdyby na koniec nie uciekli od swoich OBOWIĄZKÓW medialnych. Obowiązków, ponieważ to jest wszystko jeden wielki ekosystem, w którym piłkarze nie dostają pieniędzy rosnących na drzewach w ogródku Dariusza Mioduskiego, lecz są jeszcze sponsorzy, ekspozycja w mediach przeliczana na złotówki, budowanie całego produktu, jakim jest Puchar Polski czy w ogóle krajowy futbol. Obowiązki medialne oznaczają, że zagranicą – a przecież oni tacy już światowi i w ogóle – oficer prasowy przyprowadza piłkarza do dziennikarzy i ma on przykaz wybełkotać kilka zdań.
Rozmawiają piłkarze po wygraniu Ligi Mistrzów, Ligi Europy, rozmawiają po finale mistrzostw świata. A Legia po wygraniu Pucharu Polski – nie. Świat się nie zawalił, tylko pozostało zwykłe pytanie: po co być burakiem? Nie lepiej było pokazać złoty medal na szyi, uśmiech na twarzy i puścić w świat obrazek człowieka sukcesu?
* * *
A wy zaraz zapytacie – po co o tym pisać? Otóż odpowiedź jest prosta: w celach edukacyjnych.
KRZYSZTOF STANOWSKI