Podbeskidzie znów na rynku trenerskim porusza się w zrozumiały tylko dla siebie sposób. Przed momentem w klubie stwierdzono, że to najwyższy czas na zmianę trenera, w skrócie: zmianę na lepsze. Rzecz jednak w tym, że cała ta operacja zakłada na razie wywalenie dotychczas zatrudnionego Leszka Ojrzyńskiego. Co dalej, nie wie nikt. Z prezesem na czele.
Żeby zrozumieć filozofię i strategię Podbeskidzia, trzeba się cofnąć niemały kawałek czasu. Sezon 2012/13: po ośmiu kolejkach wylatuje zatrudniony od dawna Kasperczyk, po sześciu kolejnych meczach nowo zatrudniony Sasal, wiosną Kubicki drużynę zostawia sam (jedzie do Rosji), a w tragicznej sytuacji przychodzi Michniewicz. Już wtedy prezes Wojciech Borecki mówi o początku współpracy długofalowej, chociaż na półtora roku, obejmującej również I ligę. Michniewicz przed spadkiem się uratował, ale złe wejście w nowy sezon sprawiło, że od razu stracił posadę.
Posadę – zwróćcie uwagę – a nie kontrakt. Cały poprzedni sezon Podbeskidzie opłacało bowiem dwóch trenerów: tego zwolnionego i zatrudnionego Ojrzyńskiego. Próżno było szukać w tym większego sensu, ale może ktoś dostrzegł w Ojrzyńskim głębszą wizję i większy warsztat. Ktoś uznał, że z tym trenerem dalej zejdzie. Ot, dało się tę decyzję wybronić.
Teraz okazuje się, że i Ojrzyński jest „be”. Nie dostał się do grupy mistrzowskiej, ale – wybaczcie – od kiedy Podbeskidzie jest drużyną tej klasy? Były niezłe wyniki, zabrakło bardzo niewiele. I kiedy mieliśmy nadzieję, że w Bielsku-białej znów ktoś wymyślił błyskotliwe, skuteczniejsze rozwiązanie (bo po co by zwalniać LO?), wpadł w nasze ręce tekst z Przeglądu Sportowego:
Poszukujemy kogoś doświadczonego, który będzie potrafił różne rzeczy przewidzieć i szybko trafi do zawodników. Na pewno będzie to Polak. Możliwe, że weźmiemy kogoś doraźnie, na siedem kolejek, a później zobaczymy – przyznał prezes. (…) Na razie trwają jednak poszukiwania kogoś, kto utrzyma zespół w lidze. – Dwóch kandydatów odmówiło mi już w czwartek. Powiedzieli, że możemy wrócić do tematu po sezonie – nie ukrywał Borecki.
Dwóch kandydatów odmówiło? Może kogoś weźmiemy doraźnie, na siedem kolejek?
Halo, panie Borecki, ziemia do pana. Prezes jest od tego, żeby zarządzać klubem i wytaczać strategię, tymczasem jedyna strategia klubu opiera się na tym, że pan prezes może kogoś weźmie doraźnie, a potem zobaczy. Ale samego trenera wypieprzyć było łatwo, co? Teraz, kiedy trzeba pogłówkować (i dobrze, że tych dwóch odmówiło), zaczynają się schody.
Fot.FotoPyk