Gol z Jagiellonią, gol z Górnikiem, dwa gole z Podbeskidziem – przed starciem z Koroną nikt nie mógł mieć wątpliwości, że w szeregach Wisły to Wilde-Donald Guerrier jest w najwyższej dyspozycji. Wydawałoby się, że gościa w takim gazie należałoby wykorzystać do granic możliwości, grać na niego i jak najczęściej podawać mu piłkę. Jednak piłkarze “Białej Gwiazdy” – głównie w pierwszej części gry – byli odmiennego zdania. Można było nawet odnieść wrażenie, że zagranie do Guerriera było ostatnią rzeczą, na jaką mieli ochotę. Haitańczyk otrzymywał więc piłkę tylko w sytuacjach, w których nie dało się zrobić z nią nic innego.
Nie da się ukryć, że u kolegów z drużyny Guerrier to wciąż bardziej nieokrzesany jeździec bez głowy, niż ciągnący drużynę lider. Poziom zaufania wciąż oscyluje w granicach zera. Jedyne klarowne sytuacje Wisły z pierwszej połowy – a gol z 36. minuty do takowych się nie zalicza – nie zakończyły się niczym więcej, bo Brożek i Guerrier przeszkadzali sobie nawzajem w polu karnym Korony. Zaryzykujemy nawet stwierdzenie, że to napastnik “Białej Gwiazdy” wchodził w paradę Haitańczykowi, a nie odwrotnie. Gdyby Brożek ufał swojemu skrzydłowego i wierzył w jego umiejętności, nie dublowałby jego pozycji. A on, nie dość że przeszkodził, to jeszcze po jednej z sytuacji porządnie opieprzył Guerriera. Czyli Haitańczyk zebrał burę za prawidłowe zbiegnięcie w pole karne, którego należałoby oczekiwać od ofensywnie grającego skrzydłowego.
Trudno się dziwić, że przez większą część pierwszej połowy gra Guerriera pozostawiała wiele do życzenia. Haitańczyk miotał się po boisku, schodził pod linię obrony lub dublował pozycję Brożka, a partnerzy wciąż go nie dostrzegali. W końcu więc wkurzył się, wziął piłkę na 35. metrze i huknął nie do obrony. Kazimierz Moskal, jak i większość postronnych obserwatorów, złapał się tylko za głowę. Początkowo miał to być wyraz dezaprobaty, ale szybko zamienił się w gest triumfu. Jakkolwiek patrzeć, haitański skrzydłowy wykonał najtrudniejszą robotę i otworzył ten mecz dla Wisły. Dalszy przebieg zdarzeń był niejako pochodną tego trafienia.
Dzisiejszy Guerrier to gość zupełnie nie do poznania. Pewny siebie, dynamiczny, ambitny i nieustępliwy. W meczu z Koroną udowodnił, że ma odpowiednią szybkość, drybling i potężne uderzenie. Do poprawy wciąż pozostają dośrodkowania – dziś trzy próby i wszystkie nieudane – ale w pozostałych elementach piłkarskiego rzemiosła wygląda imponująco. Ktoś może mieć do niego pretensję o dość bierną postawę w defensywie, jednak my zwracamy uwagę na jego poprawne ustawienie. Ile razy w dzisiejszym meczu stroną Guerriera szarpnął Paweł Golański? Nie potrafimy sobie przypomnieć choćby jednej takiej akcji.
Liczby Guerriera w meczu z Koroną:
Strzały (celne/niecelne): 1/0
Strzały zablokowane: 1
Podania krótkie (celne/niecelne): 16/3
Podania długie (celne/niecelne): 1/0
Podania w poprzek (celne/niecelne): 8/0
Podania do tyłu (celne/niecelne): 4/2
Podania do przodu (celne/niecelne): 5/1
Dośrodkowania (celne/niecelne): 0/3
Pojedynki powietrzne (wygrane/przegrane): 2/0
Dryblingi (udane/nieudane): 2/0
Wślizgi (skuteczne/nieskuteczne): 2/0
Odbiory: 4
Straty: 1
Faulował: 2
Faulowany: 5
Spalone: 1
W meczu z Koroną Guerrier 20 razy podawał do partnerów, trzy razy dośrodkowywał i oddał dwa uderzenia na bramkę. To naprawdę niewiele, jak na pełne 90 minut gry. Co więcej, jakość tych nielicznych kontaktów z piłką była naprawdę wysoka. Wymowny jest też fakt, że w całym meczu goście faulowali piętnaście razy, a co trzecie przewinienie zostało popełnione na Haitańczyku. To właśnie z nim piłkarze Tarasiewicza mieli dziś zdecydowanie największe problemy.
Wydaje się, że podstawowy problem, jaki Kazimierz Moskal ma do przemyślenia, brzmi: Czy obecną Wisłę stać, by wykorzystywać Guerriera w tak małym zakresie?