Real Madryt upokorzony w derbach – Królewscy tracą pięć bramek i przegrywają!

Kamil Gapiński

27 września 2025, 18:33 • 3 min czytania 49

Real Madryt rozegrał dziś bez wątpienia najgorszy mecz za kadencji Xabiego Alonso. Świadczy o tym choćby jedna statystyka: na Metropolitano Królewscy stracili więcej goli niż w siedmiu poprzednich spotkaniach tego sezonu (5)! Bezradni byli szczególnie po górnych dośrodkowaniach w pole karne, po których chłopcy Diego Simeone zdobyli aż trzy bramki! 

Real Madryt upokorzony w derbach – Królewscy tracą pięć bramek i przegrywają!
Reklama

Argentyński trener poprowadził Atletico w 48. spotkaniu derbowym (!), przeciwko siódmemu szkoleniowcowi Królewskich. Bilans tych potyczek jest dla niego niezwykle korzystny: 21 wygranych, 15 remisów i tylko 12 porażek. 

Real nie stracił tylu goli w derbach od 1950 roku

Zapewne Simeone nie pamięta dokładnie każdego z tych spotkań, ale idziemy o zakład, że gdyby spytać go, czy kiedykolwiek w derbach jego podopieczni strzelali gole z taką łatwością, jak dziś, odpowiedziałby, że na pewno nie – bo ostatni raz Atleti wcisnęło Realowi tyle goli w 1950 roku!

Reklama

Królewscy byli dziś bowiem naprawdę beznadziejni w grze w powietrzu. Rozumiemy, że nie zawsze da się tam prezentować poziom Mavericka z Top Gun, ale rety, żeby na tym poziomie grać przy górnych wrzutkach aż tak fatalnie? Niesamowite!

Przy golu na 1:0 po dośrodowaniu Giuliano piłki nie zgarnął głową Huijsen, a następnie Le Normand wyskoczył nad stłamszonym Tchouamenim i otworzył wynik.

2:2? Doskonała wrzutka Koke, Huijsen źle oblicza tor lotu piłki i w nią nie trafia, inaczej niż Sorloth.

3:2? Po kolejnej centrze Atleti Guler wybija piłkę nogą, ale unosi ją zdecydowanie za wysoko i siłą rozpędu trafia w głowę Gonzaleza. Rzut karny na bramkę zamienia Alvarez, potem bohater jeszcze jednej akcji, ale o tym za chwilę.

Tu trzeba się zatrzymać, żeby poinformować, że Real miał w tym meczu swój moment, między 25. a 36. minutą gry. W tym czasie wyszedł z 0:1 na prowadzenie, a motorem napędowym madrytczyków był wspomniany Guler, potem bohater tragiczny, o czym już wspominaliśmy.

Najpierw Arda obsłużył znakomitym podaniem Mbappe, panowie naprawdę świetnie się rozumieją, to trzecia asysta Turka przy bramce Francuza w obecnych rozgrywkach. Potem sam wykorzystał doskonałe podanie od Viniciusa, który wcześniej zabawił się z Le Normandem jak z juniorem. Zapewne wtedy wielu kibiców uznało, że oto rozpoczyna się show Realu, a tym samym pogrzeb Atletico. Nic bardziej mylnego!

Alvarez nie dał Realowi szans z wolnego

Dwie opisane wcześniej sytuacje dały gospodarzom kolejne prowadzenie, a potem podwyższył je niesamowity dziś Alvarez. Argentyńczyk uderzył perfekcyjnie z rzutu wolnego, Courtois był w stanie musnąć tę piłkę prawą rękawicą, ale to tyle. Naprawdę fajnie, że ten chłopak rok temu odszedł z Manchesteru City – tam był co najwyżej bohaterem drugoplanowym, tu bawi się piłkarskim życiem na 100%.

Po bramce na 4:2 z Realu zeszło powietrze, zresztą przed tym trafieniem Królewscy też byli bezbarwni – druga połowa w ich wykonaniu była po prostu koszmarna. Fatalny występ całej drużyny przypieczętował biegający z opaską kapitańską na ramieniu Valverde, który w niegroźnej sytuacji… podał piłkę do jednego z zawodników gospodarzy, początkując ich kontrę zakończoną bramką Griezmanna.

Francuz nie mógł się strzelecko przełamać przez ponad 20 meczów, na jego miejscu wysłalibyśmy Urugwajczykowi dobre wino. Albo dwa – białe i czerwone, takie jak barwy niesamowitego dziś  Atletico!

Atletico – Real 5:2 (2:2)

  • 1:0 Le Normand 14′
  • 1:1 Mbappe 25′
  • 1:2 Guler 36′
  • 2:2 Sorloth 45+3′
  • 3:2 Alvarez 51′ z karnego
  • 4:2 Alvarez 63′
  • 5:2 Griezmann 90+3′

CZYTAJ WIĘCEJ O HISZPAŃSKIEJ PIŁCE NA WESZŁO:

Fot. Newspix.pl

49 komentarzy

Kibic Realu Madryt od 1996 roku. Najbardziej lubił drużynę z Raulem i Mijatoviciem w składzie. Niedoszły piłkarz Petrochemii, pamiętający Szymona Marciniaka z czasów, gdy jeszcze miał włosy i grał w płockim klubie dwa roczniki wyżej. Piłkę nożną kocha na równi z ręczną, choć sam preferuje sporty indywidualne, dlatego siedem razy ukończył maraton. Kiedy nie pracuje i nie trenuje, sporo czyta. Preferuje literaturę współczesną, choć jego ulubioną książką jest Hrabia Monte Christo. Jest dumny, że w całym tym opisie ani razu nie padło słowo triathlon.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Deptuła: „Zainteresowanych Pietuszewskim liczymy w dziesiątkach”

redakcja
0
Deptuła: „Zainteresowanych Pietuszewskim liczymy w dziesiątkach”
Reklama

Hiszpania

Hiszpania

Marcus Rashford o przyszłości w Barcelonie. Jasna deklaracja

Braian Wilma
0
Marcus Rashford o przyszłości w Barcelonie. Jasna deklaracja
Reklama
Reklama