Faza ligowa w najważniejszych rozgrywkach na naszym kontynencie nie zdążyła jeszcze się przebić do świadomości wszystkich kibiców. Po pierwszym sezonie jej rozgrywania przeważają jednak opinie zdecydowanie pozytywne. Dziś przypominamy, jak będzie wyglądała, a także (aby ją jeszcze bardziej docenić) – jaki kształt miałyby tegoroczne rozgrywki, gdyby wciąż istniała faza grupowa. Dość powiedzieć, że Lech Poznań byłby od niej jeszcze dalej, niż w tegorocznej rzeczywistości… Kto zatem powalczy o czołową ósemkę, a kto nie ma większych szans na awans do fazy pucharowej?

***
Kliknij tutaj i oglądaj Ligę Mistrzów w Canal+
Faz ligowa Ligi Mistrzów 2025/26
Dzięki ubiegłemu sezonowi zdążyliśmy już zapomnieć, jak wyglądały europejskie rozgrywki jeszcze dwa lata temu. Wielu kibiców widzi już dziś, że faza grupowa, choć przez dekady wydawała się być szczytowym osiągnięciem w tworzeniu systemów rozgrywkowych, w rzeczywistości była pełna wad i tkwiliśmy w niej chyba tylko z przyzwyczajenia.
Polskich kibiców do nowego formatu nie trzeba chyba już w ogóle przekonywać. Z analizy sprzed roku wynikało, że w Lidze Konferencji 2024/25… nie zagrałby żaden klub znad Wisły. A przecież po zmianie zasad Jagiellonia i Legia dotarły aż do ćwierćfinału.
Czasem zatem herbata staje się słodsza od samego mieszania. Gdyby nie zmiany ze strony UEFY, dziś nie zajmowalibyśmy 13. miejsca w rankingu UEFA, nie mielibyśmy zapewnionych na dwa kolejne sezony pięciu klubów w Europie, z czego dwóch w eliminacjach Ligi Mistrzów. Spójrzmy jednak jak wyglądałaby według starych zasad Liga Mistrzów.
Jak wyglądałaby tegoroczna Liga Mistrzów według starego systemu?
Po pierwsze – byłaby mniejsza. W przeszłości liczyła bowiem trzydzieści dwa kluby, a obecnie są w niej o cztery miejsca więcej. Wprowadzono dodatkową możliwość awansu dwóm zespołom z najwyżej klasyfikowanych lig w poprzednim sezonie, z której skorzystały Newcastle i Villarreal. Do tego automatycznego miejsca nie miałby trzeci zespół Ligue 1, czyli Monaco.
Ze względu na fakt, że obrońca tytułu – PSG, wywalczył także awans z ligi krajowej, jedno zwolnione miejsce zająłby nie zespół z największym współczynnikiem klubowym, którym okazał się Olympiakos, tylko mistrz jedenastej ligi w rankingu, którym byłby Celtic.
Inaczej wyglądałby też system eliminacji. Po pierwsze awans wywalczyłoby czterech, a nie pięciu mistrzów, jak obecnie. Po drugie skład kwalifikacji byłby inny. Z mojej analizy wynika, że poza Bodo/Glimt, Kopenhagą i Pafos, sukcesem zakończyć powinien je Olympiakos, który zatem i tak zagrałby w Lidze Mistrzów. Zabrakłoby w niej jednak miejsca dla Kajratu Ałmaty i Karabachu.

Kajrat zagra w Lidze Mistrzów dzięki jej reformie
Lech nie tylko zaczynałby o jeden etap wcześniej niż w rzeczywistości (od pierwszej rundy), ale w dodatku mógłby nie przebrnąć drugiej fazy. Trafiłby w niej bowiem na Malmoe, które w rzeczywistości poradziło sobie lepiej od Kolejorza w eliminacjach docierając do fazy ligowej Ligi Europy.
Czy to lepiej, czy gorzej? W zeszłym roku beneficjentami zmiany były Borussia, Lille, Bologna i Slovan Bratysława. W tym roku na plus wyszły na niej dwa zespoły z całkowitych peryferii europejskiego futbolu – zarówno geograficznych jak i sportowych. Brak Kazachów i Azerów spodobałby się wielu kibicom z zachodniej Europy, bo oznaczałby brak konieczności dalekich podróży. My z tymi ligami nie walczymy już w rankingu UEFA, bo zdecydowanie je wyprzedzamy, ale pozostaje gdzieś w głębi duszy świadomość, że z dodatkowego miejsca dla ścieżki mistrzowskiej mógłby teoretycznie korzystać mistrz Polski.
Koniec nudnych grup
Brak Newcastle, Villarreal, Monaco, Kajratu i Karabachu w Lidze Mistrzów prawdopodobnie nie oburzyłby zbyt wielu kibiców spoza miejscowości, które reprezentują te kluby. Ale już konieczność rozgrywania fazy grupowej w przeraźliwie nudnym starym formacie miałby duży wpływ na wielu z nas.
Sprawdziłem, jak wyglądałby jej skład w starym systemie. Podstawową różnicą byłyby koszyki. Przypominam, że pierwszy z nich przed 2024 rokiem składał się wyłącznie z obrońcy tytułu (w tym przypadku zwycięzcy Ligi Europy) oraz mistrzów siedmiu najmocniejszych krajów. W jego skład weszłyby zatem:
- Tottenham, PSG, Liverpool, Napoli, Barcelona, Bayern, PSV i Sporting
W nowym systemie o składzie koszyków w całości decyduje ranking. Implikacje tej zmiany są bardzo daleko idące. Otóż Napoli, Tottenham, Sporting i PSV w rzeczywistości zamiast w pierwszym, znalazły się w tym roku w… trzecim koszyku. Z kolei według starych zasad w najwyższym z nich zabrakłoby miejsca dla Realu, City, Interu, Chelsea i Borussii. Wydaje się, że nowy system znacznie lepiej oddaje zatem realną siłę najlepszych klubów.
Przede wszystkim jednak, w starym systemie koszyki były kluczowe dla trudności terminarza każdej z drużyn. Kto trafił do pierwszego, miał znacznie łatwiejszych rywali od pechowca, który znalazł się w ostatnim. W nowym systemie, każdy losuje po dwóch przeciwników z każdego koszyka, w tym tego, w którym sam się znajduje. Rozstawienie nie decyduje zatem o trudności przeciwników w takim stopniu jak poprzednio.
Na podstawie przebiegu rzeczywistego sierpniowego losowania i teoretycznego składu koszyków w wersji sprzed zmiany zasad zrobiłem przymiarkę do tego, jak wyglądałaby „stara” faza grupowa tegorocznej Ligi Mistrzów:

Każdy z zespołów zamiast grać z ośmioma różnymi rywalami, jak obecnie, mierzyłby się tylko z trzema przeciwnikami u siebie i na wyjeździe. Przede wszystkim jednak w dzisiejszym systemie każdy klub ma szanse na walkę do końca o realną stawkę.
Walka do końca o każdą bramkę
Osoby, które jeszcze nie zdążyły się przyzwyczaić do nowego systemu, zapraszam do zapoznania się z tekstem szczegółowo omawiającym zasady rozgrywania fazy ligowej. Niezależnie od tego czy jesteście pod tym względem konserwatystami, czy prezentujecie postawę bardziej otwartą na nowinki, znajomość zasad pucharów w nowym formacie będzie przez wiele lat niezbędna dla każdego fana piłki.
Najlepsi próbują załapać się do czołowej ósemki, która automatycznie przechodzi do 1/8 finału. Najsłabsi marzą o wskoczeniu na 24. miejsce, które oznacza grę w barażach. A zespoły środka tabeli próbują znaleźć się na szesnastej lub wyższej lokacie, która daje rozstawienie w play-offach o 1/8 finału.
Przede wszystkim zaś, dzięki jednej wielkiej tabeli liczy się nie tylko każdy punkt, ale wręcz każdy gol, który w końcowej klasyfikacji może oznaczać przeskoczenie rywala. W zeszłym roku dwudzieste piąte Dinamo Zagrzeb od ósmej Aston Villi dzieliło zaledwie pięć punktów. Szósty Bayer nad trzynastym Milanem miał zaledwie jedno oczko przewagi. Na większości kluczowych lokat dosłownie jedna bramka zmieniała końcową klasyfikację.
Porównajmy to do starego systemu. W jego ostatniej edycji w grupie H drugi Lipsk od trzecich Young Boys, a w grupie D drugi Inter od trzeciej Benfiki dzieliło… osiem punktów. Gdyby faworyci jeden z wygranych meczów całkowicie odpuścili i tak ich lokata nie byłaby zagrożona.
W teoretycznej tegorocznej grupie C wygrana w pierwszej kolejce Interu w Brugii, biorąc po uwagę, że pozostałymi jej uczestnikami byłyby: Barcelona i Galatasaray, praktycznie kończy jakiekolwiek emocje w walce o awans do 1/8 finału. Po jednym spotkaniu.
W wielu grupach w przeszłości, po trzech-czterech kolejkach właściwie wszystko było już jasne. Pozostawała tylko walka o trzecią lokatę dającą „spadek” do Ligi Europy lub o wygranie grupy, które jednak nie dawało tak wymiernych profitów, jak dziś miejsce w czołowej ósemce.
Dodatkową kwestią była dysproporcja siły grup. W teoretycznej grupie C poza PSG, znalazłyby się trzy zespoły, które spokojnie mogłyby walczyć o ćwierćfinał Ligi Mistrzów albo o wygranie Ligi Europy: Borussia, Juventus i Athletic. Tymczasem jeden z nich musiałby skończyć z niczym.
Jednocześnie w grupie F walczyłyby Bayer, Tottenham, Olympiakos i Pafos. Zaś PSV, zbliżone przecież poziomem do kluby z Bilbao (albo wręcz od niego słabsze), w grupie H byłoby prawie murowanym kandydatem do zajęcia drugiego miejsca, bo trudno byłoby się spodziewać jego potknięć ze Slavią lub Celtikiem.
Kto załapie się do ósemki?
W nowych rozgrywkach sytuacja jest znacznie bardziej skomplikowana. Zgodnie z prognozami Opty tylko cztery zespoły mają ponad 51% szans na znalezienie się w 1/8 finału. Są nimi: angielski tercet składający się z Liverpoolu, Arsenalu i Manchesteru City oraz Barcelona.
Największe szanse angielski superkomputer daje The Reds, ale nawet w ich przypadku to „zaledwie” 77%. W starym systemie drużyna Arne Slota miałaby ponad 90% szans na znalezienie się w czołowej szesnastce i to mimo wylosowania Realu Madryt!

Z kim zmierzą się drużyny pierwszego koszyka
Spójrzmy na Bodo/Glimt – chyba najsłabszego uczestnik Ligi Mistrzów poza całkowitymi outsiderami z Kazachstanu, Azerbejdżanu i Cypru. Norwegowie mają prawie trzydzieści procent szans na awans do fazy pucharowej. Tymczasem w starym systemie mieliby około trzech procent na wyjście w grupy, a nawet gdyby doliczyć szanse spadku do Ligi Europy, nie przekroczyłyby one dwudziestu procent.
Zatem nowy format na górze tabeli powoduje, że walka jest zdecydowanie ciekawsza i nawet po wygraniu dwóch-trzech pierwszych spotkań taki Real Madryt wciąż ma po co odnosić kolejne zwycięstwa. Natomiast słabszym także daje znacznie większe szanse na to, że nie będzie już po wszystkim po przegraniu nawet kilku pierwszych meczów.
To, jako pierwsze, pokazało nam rok temu Lille wdzierając się do ósemki podczas gdy nie udało się to Realowi i Bayernowi, a PSG i Manchester City były wręcz zagrożone wypadnięciem z fazy pucharowej.

Czy outsiderzy zdobędą jakiś punkt?
Nieco gorzej z atrakcyjnością było w dole tabeli – przed ostatnią kolejką poza grą było już wiele drużyn. Trudno było oczekiwać, by Slovan Bratysława, Sparta Praga czy Crvena zvezda znalazły się w środku tabeli. Jednak zawiedli przede wszystkim przedstawiciele znacznie mocniejszych lig. Young Boys nie zdobyli nawet punktu, Salzburg, Girona, Lipsk i Bologna wygrały tylko po jednym meczu, a Stuttgart stracił siedemnaście bramek.
W tym roku na dole znów może być czasem trochę nudno. Dla Karabachu, Pafos i Kajratu sukcesem będzie każdy punkt. Dwóm ostatnim może być o tyle łatwiej, że jedno ze spotkań rozegrają… między sobą.
Poza nimi można zidentyfikować grupkę, dla której zdobycie dziesięciu punktów, dających nadzieję na 24. lokatę może być problemem. Poza Bodo/Glimt są tu Kopenhaga, Ajax, Olympiakos, Slavia, Galatasaray i Union Saint Gilloise. Każde potknięcie oddali te kluby od środka tabeli, ale jednocześnie nawet jedno sensacyjne zwycięstwo może ustawić je w pozycji poważnego kandydata do gry w play-offach.
Kluby z Brugii, Monako, Marsylii i Frankfurtu wydają się być w nieco lepszej sytuacji.
Najliczniejszy jest zestaw należący do potencjalnego środka tabeli. Są tu Włosi (Napoli, Atalanta, Juventus), Hiszpanie (Atletico i Athletic), Niemcy (Bayer, Borussia), Tottenham, PSV oraz dwie ekipy z Lizbony. Ktoś z tego grona będzie pewnie musiał obejść się smakiem i zakończy rozgrywki na fazie ligowej. Jednocześnie któryś z tych klubów powinien się też wedrzeć do czołowej ósemki. W tym przypadku dosłownie każdy gol się liczy i zdecyduje jeśli nie o awansie, to przynajmniej o rozstawieniu w play-off o 1/8 finału.
Liverpool czy Arsenal?
Kandydatów do bezpośredniego awansu do tej fazy należy szukać wśród dziewięciu potęg: Liverpoolu, Arsenalu, Chelsea i City, PSG, Interu, Barcelony i Realu oraz Bayernu. Niektórzy wieszczą, że do tego grona może się także włączyć Newcastle. Nie ma w ich przypadku sensu jakiekolwiek odpuszczanie meczów, skoro do zajęcia ósmego miejsca potrzebne może być aż szesnaście punktów zdobytych w ośmiu spotkaniach.
***
Ze szczegółową analizą szans po losowaniu fazy ligowej możecie zapoznać się w naszym tekście:
– Czy Kajrat Ałmaty zdobędzie jakiś punkt? Czym zasłużyło sobie na tak ciężki los PSG? Czy największym szczęśliwcem jest Real? A może Barcelona? I w końcu… dlaczego faworytem całych rozgrywek został zespół spoza pierwszego koszyka? – na wszystkie te pytania odpowiedzieliśmy, sprawdźcie.
***
Tak natomiast wygląda prognozowana tabela końcowa fazy ligowej:

W starciach z dołem tabeli trzeba ustawić dobrze celowniki, bo różnica bramek także może mieć znaczenie. Natomiast kolejną korzyścią płynącą z wdrożenia z nowego systemu jest fakt, że najlepsi także grają ze sobą już na tym etapie. Każdy zespół pierwszego koszyka gra teraz dwa spotkania z inną czołową ekipą. W poprzednim systemie nie mierzyli się ze sobą przed fazą pucharową. Dzięki temu w każdej kolejce mamy co najmniej jeden wielki hit.
W pierwszej jest nim spotkanie Bayernu z Chelsea (w środę o 21:00), ale czwartkowy mecz Newcastle z Barceloną też zapowiada się zacnie.
CZYTAJ WIĘCEJ O LIDZE MISTRZÓW NA WESZLO:
- Polski arbiter zadebiutuje w Lidze Mistrzów. Poprowadzi mecz… debiutanta
- RANKING: Najlepsze drużyny, które wygrały Ligę Mistrzów [FourFourTwo]
- Polski bramkarz zagra w Lidze Mistrzów. „Nagroda za to, że się nie poddawałem”
- Terminarz Ligi Mistrzów 2025/2026
Fot. Newpix.pl
