Robert Lewandowski wrócił do reprezentacji Polski, ale zaliczył powrót raczej bezbarwny. Wyrównującą bramkę zdobyliśmy, gdy nie było go już na boisku. Napastnik starał się wejść w rolę starszego mentora, wielokrotnie motywował kolegów, nieustannie doradzał, dzięki czemu Kuba Kamiński mógł w pewnym momencie poczuć się jak podpięty pod joystick swojego kapitana. Lewandowski schodził też do rozegrania, starał się grać między liniami. Ale wciąż brakowało go tam, gdzie jest najgroźniejszy. W polu karnym rywala.

Robert Lewandowski mógł w tym meczu w ogóle nie grać. Gdyby Polska nie wyłożyła się w Helsinkach, Michał Probierz dalej byłby selekcjonerem naszej reprezentacji, a Lewandowski zamiast z opaską na ramieniu wyprowadzać zespół na De Kuip, oglądałby spotkanie z ciepłej Katalonii.
Ale w Helsinkach przerżnęliśmy, więc w Rotterdamie wróciliśmy do ustawień fabrycznych. Czyli tych z Robertem z przodu.
I choć przed meczem można było jeszcze mieć delikatne wątpliwości co do stanu zdrowia zawodnika (w Barcelonie mimo powrotu do składu grał niewiele), Jan Urban desygnował go do gry od pierwszej minuty. A to skłania nas do zadania pytania: Czy Jan Urban ma pomysł na Roberta Lewandowskiego?
Wracamy, żyjemy! FENOMENALNY gol Casha dał Polsce remis z Holandią [RELACJA]
Lewandowski między liniami, obudowany Kamińskim
I odpowiedź brzmi: jakiś pomysł faktycznie miał. Nie tyle na Lewego, co na cały mecz – mimo zapowiadanego docelowego przejścia na czwórkę obrońców, z Holandią zobaczyliśmy tak jak dotychczas – trójkę stoperów, z dwoma wahadłowymi. Miejsca na bokach zajęli Matty Cash i wyróżniający się znów Nicola Zalewski, Lewy zaś miał zostać obudowany Sebastianem Szymańskim i grającym ostatnio na jednej z dwóch dziesiątek w Koeln Jakubem Kamińskim.
To właśnie na zaliczającego niezłe wejście w sezon Bundesligi Kamińskiego ewidentnie liczył Jan Urban. Gdy mieliśmy piłkę, Lewandowski często schodził głęboko, starał się ustawiać między liniami, co sprawiało, że wyżej przenosił się Kamiński. Heatmapa z końcówki pierwszej połowy wyglądała tak, jakby to Lewandowski grał na dziesiątce, a Kamyk jako najbardziej wysunięta szpica.
Jeśli Polacy ruszali do przodu – gra dość często toczyła się w trójkącie Zalewski – Kamiński – Lewandowski, ustawionym bliżej lewej strony. Ta flanka była zdecydowanie bardziej aktywna, niż grających bliżej prawej strony Casha oraz Szymańskiego.
A sam Lewandowski? Początek meczu mógł dać nadzieję, że plan Urbana będzie przynosił skutek. W 9. minucie zszedł między linię, aż na własną połowę. Dostał podanie od Kiwiora, przyspieszył grę do Zalewskiego, ale akcja spełzła na niczym.
Podobnie było kilka minut później, gdy jego zejście niżej napędziło kolejny atak, po którym Zalewski szukał podaniem w pole karne Casha.
Nie do końca naturalna rola mentora
Lewandowski ewidentnie starał się też wejść w rolę mentora młodszych zawodników. Choć w przeszłości często mogliśmy oglądać wynikające z frustracji machanie rękami po nieudanych zagraniach kolegów, tym razem Lewandowski wyraźnie starał się trzymać nerwy na wodzy.
I odgrywać rolę cierpliwego starszego kolegi. Kapitana.
Gdy w pierwszej połowie Matty Cash kompletnie spartolił dośrodkowanie, zachęcająco bił brawo w jego kierunku. Kiedy Zalewski w dryblingu stracił piłkę – zareagował tam samo. Gdy po powrocie na plac gry szykowaliśmy się do wznowienia spotkania, pobiegł jeszcze w kierunku Przemysława Wiśniewskiego, udzielając mu jakichś rad.
Najwięcej dyskutował jednak z Kamińskim, który porady od kolegi odbierał co chwilę. A to podbiegł do niego, powiedział coś do ucha, poklepał po ramieniu. Albo pokazywał – spokojnie, graj piłką po ziemi, gdy ten decydował się na niecelny przerzut.
Tylko że – trzeba zadać sobie pytanie – czy Kamiński jest piłkarzem, który takiego mentoringu potrzebuje? Bo wydaje się, że gdy ktoś próbuje sterowania nim jak za pomocą joysticka, to zaczyna się gubić i podejmować kiepskie decyzje. Tak było zwykle dziś po poradach Lewandowskiego, tak było też, gdy nadmiar instrukcji w Wolfsburgu do głowy wtłaczał mu Nico Kovac.
A gdy Kamiński czuje luz i zaufanie – potrafi pokazać pełnię możliwości. Tak jak teraz w Kolonii.
Mam pewne wrażenie, że – trochę wymuszony – mentoring Lewego po prostu młodego piłkarza przytłacza.
Z dala od pola karnego
Ale koniec końców Lewandowski jest zawodnikiem, z którego pożytek powinniśmy mieć w polu karnym – a nie z dala od niego lub „sterującego” innymi zawodnikami. A dostarczyć Lewemu piłki w pole karne kolejny raz się nie udało.
Bliżej szesnastki Holendrów 37-latek znalazł się dopiero, gdy Pomarańczowi byli już na prowadzeniu. Najpierw starł się w jego okolicach z van Dijkiem, utrzymał się przy piłce, po czym wycofał futbolówkę do Zalewskiego. Po jego wrzutce świetną sytuację głową miał Sebastian Szymański.
Chwilę później – po rzucie rożnym – Lewandowski zaliczył jedyny w tym meczu kontakt z piłką w polu karnym rywala. Futbolówki jednak nie opanował.
Koniec końców – Lewandowski w kadrze wciąż jest zawodnikiem, którego mapa kontaktów z piłką wygląda w ten sposób:

Łącznie nasz kapitan zaliczył ich siedemnaście, z czego siedem na własnej połowie. W polu karnym rywala był przy piłce tylko raz. Niemniej – gdy w 64. minucie był zmieniany przez Karola Świderskiego, z trybun żegnany był brawami i to zarówno przez polskich kibiców, jak i holenderskich.
Tylko czy mogliśmy się spodziewać, że przeciwko Holandii będzie wyglądało to inaczej? Pozostaje wierzyć, że z rywalem klasy Finlandii, współpraca z Kamińskim i Zalewskim będzie układała się jeszcze lepiej. Bo sam pomysł wyglądał obiecująco.
Z ROTTERDAMU WOJCIECH GÓRSKI, WESZŁO
WIĘCEJ KORESPONDENCJI Z HOLANDII:
- Beenhakker zaplanował swój pogrzeb. Nie ma grobu. Zmarł obok stadionu
- To tu zagra dziś Polska. De Kuip – stadion, który miał zostać przetopiony na czołgi!
- Za kadrą etap wyciszania afery. Wszyscy znów się uśmiechają
- Miasto, które przestało istnieć. Rotterdam, czyli feniks z popiołów
- Holendrzy nie znają… Zielińskiego. Ale i tak boją się Polski
Fot. Newspix.pl