Reklama

Trela: Co serial „Górnik. Chłopcy z Zabrza” mówi o Janie Urbanie?

Michał Trela

03 września 2025, 14:27 • 9 min czytania 23 komentarzy

W jednej scenie krzyczy do zawodnika, by dłużej leżał po faulu. W innej – tłumaczy, jak nie grać na wysokim tętnie. Serial o Górniku Zabrze odsłania detale pracy Jana Urbana jeszcze przed jego selekcjonerskim debiutem.

Trela: Co serial „Górnik. Chłopcy z Zabrza” mówi o Janie Urbanie?

Piłkarska szatnia już dawno przestała być jak Vegas. To, co się tam dzieje, nie jest już wyłącznie tajemnicą uczestników wydarzeń. Kamery telewizji klubowych regularnie pokazują wycinki jej życia. Serwisy streamingowe w różnych produkcjach otwierają jej drzwi jeszcze szerzej, śledząc drużyny przez całe sezony. Serial „Górnik. Chłopcy z Zabrza”, wyemitowany w maju w Canal+, nie zapowiadał się więc pod tym względem przełomowo. Okoliczności kolejnych miesięcy sprawiły jednak, że stworzył polskim kibicom wyjątkową szansę. Pokazał w akcji nowego selekcjonera w momencie bezpośrednio poprzedzającym jego nominację.

Reklama

Oglądanie tej produkcji już nie tylko ze świadomością, że w jej końcówce Jan Urban zostanie zwolniony z Górnika, ale też z wiedzą, że wkrótce potem obejmie najważniejszą polską drużynę, wyostrza zmysły na zupełnie inne aspekty. Pozwala patrzeć na Urbana, poszukując w nim śladów formatu selekcjonerskiego. Albo próbując dostrzec aspekty, które za chwilę mogą mu przeszkodzić w kadrze. To coś zupełnie innego niż tradycyjne w takich okolicznościach sylwetki nowego selekcjonera oparte na wspomnieniach sprzed lat i kilku opiniach cytowanych przez autora rozmówców.

Emocjonalne reakcje

Podstawowa kwestia dotycząca Urbana, poruszana także w procesie jego rekrutacji na następcę Michała Probierza, to kwestia relacji z szatnią. Tego, czy nie będzie „za miękki”, zbyt dobry, grzeczny i koleżeński dla wielkich postaci, które mogą to wykorzystać i wejść mu na głowę. W całym serialu powtarzający się motyw to 63-latek usadzony przed kamerą, trzeźwo analizujący bieżące wydarzenia w sezonie, dzielący się świeżymi przemyśleniami, które wszyscy od lat znamy i wielu z nas lubi, przeplatany obrazkami Urbana z szatni, gdzie bywa kłębkiem nerwów.

Trudno mu ukryć, gdy jest wkurzony, rozczarowany. Nie unika personalnych docinek i uwag. Frustruje się, że pewne rzeczy trzeba tłumaczyć zawodnikom na poziomie seniorskim. Z Damianem Rasakiem, przecież ważnym graczem jego drużyny, rozmawia tak, że ten, odchodząc, mówi działaczom, że zdaje sobie sprawę, że nie był ulubieńcem trenera. Wystarczy kilka ujęć serialu, by wiedzieć, że kreowany czasem w mediach wizerunek Urbana jako przyjemniaczka, którego wszyscy lubią, jest dalece przesadzony.

Kogo powoła Jan Urban na mecze Holandia Polska i Polska Finlandia

Merytorycznie i głośno

Nie ma też wiele wspólnego z rzeczywistością wizja, wedle której Urban tak naprawdę nie ma wielkiego pojęcia o taktyce, a skupia się na dobrej atmosferze, relacjach międzyludzkich i tym, żeby „piłeczka chodziła”. Faktycznie, nie ulega wątpliwości, że w jego sztabie strategicznym mózgiem jest Grzegorz Staszewski, asystent, którego zabrał ze sobą również do reprezentacji. To on przed spotkaniami i w przerwach cierpliwie uruchamia rzutnik, rysuje strzałki i wykłada piłkarzom, w których momentach do skrzydłowego ma doskakiwać boczny obrońca, a w których środkowy pomocnik.

Po każdej tego typu jego uwadze następuje jednak komentarz Urbana. Czy to skierowany w stronę konkretnej postaci, czy to całej drużyny. Przetłumaczenie ze słownika taktycznego na piłkarski, ale odnoszące się do tego samego. Rzadko, nawet gdy wzburzony Urban woła w przerwie meczu „wypad z tymi kamerami!”, widać w tym krytykę dla samej krytyki. Choć w rundzie wiosennej nasilenie wulgaryzmów miotanych przez przyszłego selekcjonera znacznie wzrasta, zwykle nie jest to tylko rzucanie „k…” dla pobudzenia piłkarzy czy rozładowania emocji.

Tak będzie dopiero w ostatnich meczach sezonu, gdy nowy sztab próbuje jakoś tchnąć w życie drużynę, a proporcje między merytorycznymi uwagami a krzykiem dla krzyku niebezpiecznie się zaburzają. Przeklinanie Urbana bywa z kolei momentami rozbrajające. Gdy po jego wiązance, pałeczkę przejmuje Staszewski, który stara się za wszelką cenę przekazać piłkarzom merytoryczne wskazówki i szukając odpowiedniego słowa, zaczyna mówić, że po boisku są za bardzo „roz…”, Urban przerywa mu, dopowiadając: „rozjeb***, Grzesiu, rozjeb***”.

Boiskowe mądrości

Najbardziej wartościowe wrażenie sprawiają jednak jego drobne wstawki, w których da się rozpoznać byłego piłkarza wysokiej klasy i z wielkim doświadczeniem. Te wszystkie drobne życiowe mądrości, boiskowe prawdy, które często wskazuje się jako atuty trenerów, którzy w przeszłości byli piłkarzami. Niewykluczone zresztą, że na poziomie reprezentacyjnym takie wskazówki okażą się bezwartościowe, bo graczom o tych umiejętnościach nie trzeba będzie o nich przypominać.

Odkrywczy był jednak fragment z przerwy meczu z Lechem Poznań, gdy w szatni Urban spiął się z Rasakiem, do którego miał pretensje o utrzymywanie miejsca w swojej strefie i zostawianie w ten sposób zbyt dużej przestrzeni Afonso Sousie. Wyraźnie poirytowany piłkarz nie zgadzał się z uwagami i starał się je merytorycznie podważyć. Wtedy Urban, zdaje się w lot, uspokoił się i pojął rzeczywiste powody frustracji piłkarza. „Wiesz dlaczego jesteś wku…? Bo chcesz cały czas grać na wysokim tętnie. To jest granie sercem. Musisz umieć wyczuć moment, w którym ktoś na boisku potrzebuje odpocząć.  Nie trzy minuty, ale minutę. Każdy potrzebuje tego w innym momencie. Musicie umieć to wyczuć”. Wyglądało to na zejście szczebel niżej, które rzadko udaje się w emocjach w szatni: zamiast opisywać sobie wzajemnie, jak mecz wygląda i zarzucać, dlaczego akurat tak, trener potrafił znaleźć praprzyczynę. Starał się uderzyć w źródło problemu, a nie tylko jego efekt.

Jan Urban i Damian Rasak 

Liczy się charakter

Boiskowe wskazówki nie współgrają również z utartym medialnie wizerunkiem Urbana jako miłośnika pięknej, hiszpańskiej gry, dla którego bardziej od wygrywania liczy się robienie tego w określony sposób. Oczywiście, że Rasakowi na pożegnanie, gdy ten odchodził do Ujpestu, kiedy już podziękował mu „za wypłatę”, czyli pieniądze z transferu zasilające konto klubu, po raz ostatni szepcze jeszcze do ucha, żeby pamiętał, że ma grać szybko piłką. Lukasowi Ambrosowi też wytyka, że za długo trzyma piłkę. Ale jednocześnie sporo mówi o charakterze. Nie ukrywa, że od kapitana wymagałby więcej mówienia innym piłkarzom, co powinni robić, ustawiania ich, bycia głośniejszym i aktywniejszym niż Erik Janża.

Na towarzyskim turnieju halowym w katowickim Spodku, tym słynnym, na którym Lukas Podolski popełnił bandycki faul, głośny potem na całą Polskę, jeszcze zanim to nastąpiło, obserwując mistrza świata z boku podzielił się przemyśleniem: „Lukas już jest poza meczem, chciał wygrać turniej, trzecie miejsce go nie interesuje. Patrz, jaki to jest mental”. Sam też wyrzuca zawodnikom, że choć dla niego halówka to zabawa, to nawet tam nie potrafią zagrać wynikiem, utrzymać go do końca, przytrzymać piłkę w narożniku, wykazać się cwaniactwem.

Zdrowa równowaga

Te same zarzuty kieruje zresztą do zespołu już w trakcie rundy wiosennej, gdy sprawy ewidentnie nie idą już po jego myśli. Aleksandrowi Buksie wytyka w Częstochowie, że po faulu, jaki popełniono na nim na środku boiska, za wcześnie się podniósł. „Jak już tyle leżałeś, trzeba było leżeć do końca akcji. Potem sędzia dałby tamtemu żółtą kartkę. A skoro się podniosłeś, to powiedział tylko: nie kop go więcej!”.

W przerwie starcia z Radomiakiem zauważa, że zawodnicy nie potrafią wywrzeć większej presji na arbitrze, choć rzut karny przeciwko nim, uważa za podyktowany „na krzyk”. W przerwie w Gdańsku, gdy Lechia prowadzi 1:0, stwierdza, że jego zawodnicy są zbyt delikatni, pozwalają rywalom odpoczywać po własnych akcjach, zamiast właśnie wtedy zmuszać ich do wysiłku. I, że powinni mocniej żyć meczem, choćby poprzez pokłócenie się z kimś, protesty. „Adrenalina rośnie, gdy żyjesz meczem” – podpowiada.

Widać, że w szatni nie budzi grozy. Towarzystwo nie milknie, gdy staje w progu. Nawet jeśli oglądając serial łatwo zrozumieć, dlaczego Norbert Wojtuszek zdecydował się odejść zeszłej zimy z Zabrza i raczej trudno się spodziewać jego powołania do reprezentacji przy obecnym selekcjonerze, piłkarzy traktuje raczej po partnersku. Widać jego sympatie i antypatie, ale przynajmniej na podstawie tej produkcji, da się dostrzec dość zdrową dla trenera równowagę. Nie jest jak generał, który zarządza strachem. Ale nie jest też typem kumpla, którego nikt nie traktuje poważnie. Raczej starszego partnera do rozmów, który rozdaje głównie merytoryczne, bardzo blisko związane z boiskiem, wskazówki.

Jan Urban (selekcjoner reprezentacji Polski) i Jacek Magiera (asystent selekcjonera)

Moment zatrzymania

Wśród jego drobnych warsztatowych tricków podobał mi się ten przedmeczowy, którego u innych trenerów raczej nie widywałem. Kiedy wszyscy zbierają się w kółku tuż przed wyjściem na murawę, zwykle ktoś, trener, kapitan, albo inny z piłkarzy, wykrzykuje ostatnią przemowę, zakończoną tradycyjnie zawołaniem: „Kto wygra mecz?”. Wszystko odbywa się w atmosferze patosu, hałasu, ogólnego emocjonalnego uniesienia. Urban natomiast ten moment zaczyna od tego, by każdy w kółeczku miał w ciszy chwilę dla siebie. Dopiero potem następuje motywacyjny okrzyk. Te kilka sekund zatrzymania się, by każdy poukładał własne myśli w głowie, a dopiero potem przeniósł motywację na drużynę, to absolutny detal. Ale sądząc po wielu nagraniach z różnych momentów przedmeczowych, raczej niezbyt powszechny.

Jeśli jednak Urban, po niemal dwóch dekadach funkcjonowania w polskiej piłce jako trener, cieszy się w środowisku dość szeroką sympatią, najlepiej tłumaczą ją dwa momenty. W pierwszym drużyna wręcza sobie w szatni prezenty mikołajkowe, które w większości są jakimiś wewnętrznymi żartami. Taofeek Ismaheel dostaje płachtę z dziurami do zawieszenia w bramce, żeby ćwiczyć strzały. Janża znajduje w paczce zgrzewkę mleka Łaciatego. Patrik Hellebrand maskotkę Krecika, a Rafał Janicki figurkę smerfa Marudy. W końcu prezent rozpakowuje też Urban. Znajduje tam oprawione w ramkę przerobione zdjęcie, na którym jego postać jest wkomponowana w sylwetkę Diego Simeone, wielokrotnie wymienianego przezeń jako zawodową inspirację. „Skurwy…y!” – z rozbrajającym uśmiechem mówi do zawodników. Widać w tym wszystkim zarówno dystans do siebie, jak i ciepłe relacje z szatnią.

Wizerunek przy okazji

Drugi moment to wywiad udzielany już po jego zwolnieniu, mętnie tłumaczonym przez członków zarządu Górnika i Łukasza Milika, dyrektora sportowego, ewidentnie niepałającego do Urbana sympatią. Były trener Górnika mówi w nim, iż zwykło się podkreślać w takich sytuacjach, że „szanuje się podjętą decyzję”. „Ale… to gówno prawda. Jeśli wiem, że się na tym nie znasz i że podjąłeś złą decyzję, nie muszę jej szanować” – podkreśla, potwierdzając, że od nowego selekcjonera raczej nie usłyszymy okrągłych słówek i dyplomatycznych zdań, wypowiadanych, by komuś się przypodobać. Z całego serialu płynie obraz trenera, który ma doświadczenie zarówno z ławki, jak i z boiska. Jest przez szatnię lubiany, ale nie jest jej najlepszym kumplem. Traktuje piłkarzy po partnersku, lecz potrafi prowadzić ją także ostrzej.

Erik Janża, podsumowując ten etap pracy, wymienia Urbana w top 3 trenerów, z którymi pracował. Nie sposób w dniu jego debiutu w reprezentacji przewidzieć, czy w przyszłości będą tak o nim mówić także obecni kadrowicze. Nie da się przesądzić, czy poradzi sobie na szczeblu międzypaństwowym. Ale o ile produkcje pokazujące od środka życie klubu, potrafią czasem obnażyć ubóstwo warsztatowe trenera albo, jak w przypadku „Niekochanych” za czasów Jerzego Brzęczka, pokazać cechy charakteru, które można traktować jako czerwone flagi, o tyle dla wizerunku Urbana wpuszczenie kamer do szatni okazało się bardzo korzystne. Także, a może zwłaszcza dlatego, że wcale nie sprawiał wrażenia, jakby bardzo chciał przed nimi dobrze wypaść.

CZYTAJ WIĘCEJ PRZED MECZEM HOLANDIA – POLSKA NA WESZŁO:

Fot. FotoPyK/Newspix

23 komentarzy

Patrzy podejrzliwie na ludzi, którzy mówią, że futbol to prosta gra, bo sam najbardziej lubi jej złożoność. Perspektywę emocjonalną, społeczną, strategiczną, biznesową, czy ludzką. Zajmując się dyscypliną, która ma tyle warstw i daje tak wiele narzędzi opowiadania o świecie, cierpi raczej na nadmiar tematów, a nie ich brak. Próbuje patrzeć na futbol z analitycznego dystansu. Unika emocjonalnych sądów, stara się zawsze widzieć szerszą perspektywę. Sam się sobie dziwi, bo tych cech nabywa tylko, gdy siada do pisania. Od zawsze słyszał, że ludzie nie chcą już czytać dłuższych i pogłębionych tekstów. Mimo to starał się je pisać. A później zwykle okazywało się, że ktoś jednak je czytał. Rzadko pisze teksty krótsze niż 10 tysięcy znaków, choć wyznaje zasadę, że backspace to najlepszy środek stylistyczny. Na co dzień komentuje Ekstraklasę w CANAL+SPORT.

Rozwiń

Najnowsze

Reklama

Ekstraklasa

Reklama
Reklama